Do teraz można było się zastanawiać, kiedy zostaną ogłoszone składy wszystkich kadr polskich skoczków i dlaczego wcześniej podano tylko ten kadry narodowej. - Możliwe, iż dojdzie do przetasowań w kadrze B - mówił portalowi Sportowy24.pl sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego Tomasz Grzywacz. Dziś wiemy już, czego dotyczyły możliwe roszady.
REKLAMA
Zobacz wideo Skoki narciarskie umierają? Korościel o zachowaniu Polaków w Planicy
Polski skoczek będzie trenował z prywatnym trenerem. Znamy nazwisko
Chodzi o Jana Habdasa, który do kolejnej zimy będzie się przygotowywał z prywatnym trenerem. Jak ustalił Sport.pl, niedawno doszło do ostatnich spotkań, po których możliwe było zatwierdzenie współpracy skoczka z Jure Radeljem.
Słoweniec w ostatnim sezonie pomagał w treningach Amerykaninowi Bryce'owi Klocowi, brązowemu medaliście ostatnich mistrzostw świata juniorów z Lake Placid w drużynie. Teraz Radelj kończy współpracę z 19-latkiem i zostanie trenerem Habdasa. Sezon wcześniej zajmował się Austriaczką Sophie Sorschag, która przez rok reprezentowała barwy Kosowa, ale zdecydowała się zakończyć karierę. W przeszłości był też asystentem trenera w Turcji i głównym szkoleniowcem kadr z Rumunii, Korei Południowej oraz Chin.
Jure Radelj, nowy trener polskiego skoczka Jana Habdasa Screen Instagram @jureradelj
Radelj to były skoczek, który nie odnosił jednak dużych sukcesów. Startował podczas trzech edycji mistrzostw świata, najwyżej plasował się w 2001 roku w Lahti, zajmując 21. miejsce. W Pucharze Świata punktował 28 razy, a jego najlepszym sezonem był 2000/01, który zakończył jako 19. skoczek klasyfikacji generalnej i kiedy zajął szóste miejsce w Kuopio, najwyższe w karierze. Lepiej szło mu na poziomie Pucharu Kontynentalnego, gdzie dziewięć razy stawał na podium, w tym dwa razy na jego najwyższym stopniu.
Według informacji Sport.pl kooperacja Habdasa z Radeljem na początku organizacyjnie miała przypominać tę Kamila Stocha z Michalem Doleżalem, która trwa od zeszłej wiosny. Zawodnik miał być członkiem kadry B polskich skoczków, której szkoleniowcem w nowym sezonie ma pozostać Wojciech Topór, a słoweński trener miał zostać włączony do sztabu zespołu i mu pomagać. Ostatecznie na papierze Habdas znajdzie się w kadrze bazowej, ale będzie trenował tylko z Radeljem. Pełne składy kadr w skokach mają zostać ogłoszone jeszcze w pierwszej połowie maja.
"Team Habdas" zorganizował ojciec skoczka. Wiemy, kto jeszcze był w grze
Z Radeljem skontaktował się ojciec skoczka, Michał Habdas. To on pomagał zawodnikowi obrać nową ścieżkę kariery. Habdas senior to były judoka i marynarz, zajmuje się rodzinnym biznesem w budownictwie, a cała piątka jego dzieci jeździła na nartach. O wszystkim opowiedział dwa lata temu w rozmowie ze Sport.pl. Kariery w sporcie w tej chwili rozwijają już tylko synowie Jan i Piotr, który jest narciarzem alpejskim. To w karierę tego drugiego do tej pory bardziej zaangażowany był ojciec, a Jan radził sobie, rozwijając się wewnątrz polskiego systemu skoków w PZN. Teraz wykracza jednak nieco poza jego granice i obiera inną drogę dalszego rozwoju kariery.
Radelj nie był pierwszym trenerem, do którego zwrócił się Michał Habdas. W środowisku już wcześniej pojawiały się plotki, iż Jan i jego rodzinę stać na to, by zbudować własny team. Takie informacje pojawiały się głównie przed zimą 2023/24, gdy Thomas Thurnbichler nie zgodził się na obecność Habdasa w kadrze A, ale Polak ostatecznie pozostał w strukturach polskiego związku, jako członek kadry B.
W skokach dostępnych jest niewielu trenerów - jedni mają trudną sytuację wewnątrz kadr, z którymi współpracują, więc wolą się nie ruszać, a w przypadku innych sporą rolę odgrywa też to, gdzie mieszkają i ich sytuacja rodzinna. Dlatego grono tych, którzy mogliby się zajmować zawodnikami indywidualnie - choćby przy świetnych warunkach finansowych - zawsze było i jest mocno ograniczone.
Na pewno w "Teamie Habdas" mógł pracować inny Słoweniec, Bine Norcić. To trener, który w ostatnim czasie był koordynatorem norweskiej kadry, jej współpracy z USA i Estonią, a także szkoleniowcem Norwegów na poziomie Pucharu Kontynentalnego. Po skandalu z mistrzostw świata w Trondheim miał przejąć kadrę narodową po zawieszeniu Magnusa Breviga, ale zrezygnował po kilkudziesięciu godzinach, dowiadując się o planach norweskiego związku od mediów. Ostatecznie wspierał ją tylko w Planicy, kiedy zespół prowadzili Roar Ljokelsoey i Anders Fannemel. Norcić dostał telefon od Michała Habdasa, ale sam nie zdecydował się podjąć wyzwania prowadzenia jego syna. Powiedział mu jednak, iż postara się mu pomóc i polecił właśnie Jure Radelja. Zresztą obaj szkoleniowcy świetnie się znają i czasem współpracują, więc Norcić zapewnił, iż jeżeli tylko będzie mógł, to może jeszcze wesprzeć Polaków czy Habdasa, jeżeli tylko będzie miał ku temu możliwości.
Możliwe, iż ten wątek wyjaśnia, skąd pojawiły się informacje o tym, iż Norcić miał złożyć CV do PZN. W wywiadzie z Adamem Małyszem w TVP Sport przedstawił je dziennikarz Mateusz Leleń, ale prezes związku mówił, iż takiego CV nie widział. Możliwe, iż już wtedy pojawiały się plotki o przejściu Norcicia do Polski, ale być może nikt nie wiedział, iż chodziło właśnie o współpracę z Habdasem. Ostatecznie Norcić trenerem Polaka jednak nie został, a później został ogłoszony nowym trenerem Szwajcarów po odejściu Norwega Rune Velty.
Mówił, iż skorzysta z tego, "gdy zabraknie mu już sił". Teraz stawia wszystko na jedną kartę
Co ciekawe, jeszcze w trakcie zimy, Habdas wcale nie był przekonany do opcji przygotowywania się do kolejnego sezonu z nowym trenerem. Pytał go o to w dużej rozmowie ze Sport.pl Łukasz Jachimiak. - Jest tak, iż miałbym możliwość stworzenia swojego teamu i w sytuacji, w której zabraknie mi już sił, być może z tego skorzystam. Jednak na razie tego nie planuję - mówił skoczek.
Habdas ma za sobą bardzo trudny okres. Z jednej strony sportowo: nie startował w ogóle w Pucharze Świata ani Pucharze Kontynentalnym, a w żadnym konkursie FIS Cup nie zdobył punktów. Jego technika posypała się do tego stopnia, iż nie do końca radził sobie choćby na poziomie krajowym. Jednak przeżywał też życiowy dramat, bo w Nowy Rok zmarła jego mama. - Jest to jeden z najcięższych momentów w moim życiu. o ile powiedziałbym, iż radzę sobie, to trochę bym skłamał - mówił nam w lutym.
Do tej pory Habdas widział jednak sporo wad skorzystania z możliwości współpracy z prywatnym trenerem. - Nie jest tak, iż się zatrudni wielkiego trenera i już należy oczekiwać Kryształowej Kuli. Na pewno po czymś takim odczuwałbym dużą presję. Od niej trzeba by się było odciąć, ale chyba w pełni by się nie udało, chyba ciągle z tyłu głowy miałbym taką myśl, iż mam swój team, więc trzeba już odnosić sukcesy - wskazywał zawodnik.
- Za każdym razem, kiedy taki temat się przewijał, ja mówiłem, iż nie umiem zwalać winy na trenera czy na kogokolwiek. Zawsze winy szukam w sobie. Trenowałem z wieloma trenerami i o żadnym nie powiem, iż jest zły. Niektórzy sobie z tymi trenerami radzą bardzo dobrze, a ja nie, więc to jest jakiś mój kryzys. Na całe szczęście dzięki moim rodzicom mam takie możliwości, żeby swój team zorganizować i taka opcja pozostaje. Na ten moment nie czuję takiej potrzeby. Chciałbym zostać w strukturach PZN-u, o ile będzie mi dane. Choć pewnie indywidualne spojrzenie na mnie jako zawodnika wiele by dało, cały plan sezonu byłby układany pode mnie personalnie i z tego by były korzyści. To na pewno byłoby bardziej profesjonalne. Ale absolutnie nie chcę powiedzieć, iż teraz nie jest profesjonalnie - dodawał Habdas.
Polski nie stać na stratę takiego talentu. Teraz Habdas chce wszystko odbudować
O Habdasie najgłośniej zrobiło się w 2023 r., gdy z mistrzostw świata juniorów w Whistler przywiózł brązowy medal z zawodów indywidualnych i srebro z drużyną. W tamtym momencie Thomas Thurnbichler zabierał go na zawody Pucharu Świata i udało mu się punktować - był 11. w loteryjnym konkursie w Lahti, 17. w zawodach przy okrojonej stawce w Rasnovie i 21. w Zakopanem. Zbierał też doświadczenia dzięki startom np. w Turnieju Czterech Skoczni, na poziomie Pucharu Kontynentalnego był w stanie zajmować miejsca w najlepszej dziesiątce, a w FIS Cupie stawać na podium.
Wydawało się, iż świetnie się rozwija, ale już sezon 2023/24 był dla niego trudny - walczył o punkty w Pucharze Kontynentalnym, więc nieco obniżył loty. Wśród wielu trenerów był uważany za zawodnika, który potrzebuje najwięcej pracy i który w ostatnim czasie najwięcej stracił. - Dla wszystkich to wielki talent, chłopak, który ma ogromną siłę. Ale siła w skokach to nie wszystko. To bardziej mozaika: koordynacja, waga, odpowiednie pchanie na progu, umiejętności w powietrzu, odwaga, walka z własnymi problemami i tymi, które się pojawiają, a do tego nie tylko przekładanie formy z treningu na zawody, ale także napędzanie się, żeby w konkursie skakać jeszcze lepiej. Habdas ma siłę, jednak tylko jeden element. Musi ją przez cały czas odpowiednio wykorzystywać, ale do tego zrzucić kilogramy, być bardziej mobilny. Ma wiele do zniwelowania, jemu brakuje najwięcej. Ale to powód do dalszej pracy, a nie tego, żeby tracić motywację - mówił o nim Sport.pl David Jiroutek. Czech, który wtedy zajmował się kadrą B z Habdasem w składzie, nie miał jednak ze skoczkiem najlepszych relacji, a po sezonie stracił pracę. A Habdas pogrążał się we własnych problemach.
Miniona zima obciążyła go jednak do tego stopnia, iż teraz tuż przed sezonem olimpijskim zdecydował się coś zmienić. Zaczynał się do niej przygotowywać z Thomasem Thurnbichlerem w kadrze A, ale Austriak, który zawsze cenił Habdasa i podkreślał, jak istotny jest jego odpowiedni rozwój, widział, iż skoczek ma zbyt podstawowe problemy, żeby tam pozostać i żeby to on pomógł mu sobie z nimi poradzić. Zajmując się całym zespołem, nie potrafił tego zrobić. Dalej Habdas współpracował już z trenerami bazowymi Krzysztofem Miętusem i Zbigniewem Klimowskim, ale przez cały czas nie umiał poprawić wracających błędów w pozycji najazdowej do tego stopnia, żeby skakać przynajmniej przyzwoicie. Sam przyznawał, iż z jego formą - także przy osobistych problemach, które tylko dodatkowo go obciążały - jest źle od dłuższego czasu i kilka udaje się z tym zrobić.
Ale Habdas jest zdeterminowany, żeby wszystko wróciło na lepszy poziom. I decyzja o współpracy z Radeljem to tylko potwierdza. - Trzeba żyć marzeniami, no bo jak je odrzucimy, to co nam zostanie? Ja się dalej łudzę - mówił Sport.pl, mając na myśli przyszłoroczne igrzyska. - Nie wiem, jak wygląda kwestia walki o olimpijską kwalifikację, ale uważam, iż nie jest to niemożliwe i na pewno będę o to walczył. Jeszcze cały rok przede mną, nie zamierzam się poddawać. Teraz to wygląda bardzo źle, ale uważam, iż tak nieudane sezony się zdarzają i zawodnik ma prawo do nieudanego sezonu. To wcale nie znaczy, iż spoczął na laurach. Będę walczył, na pewno! - zapewniał.
I pozostaje życzyć, żeby ta walka była skuteczna.