- Sto procent skuteczności naszego atakującego! Niewiarygodne! – krzyczał Tomasz Swędrowski po ataku Sasaka na 14:13 w pierwszym secie półfinału VNL 2025 Polska – Brazylia. Nasz potężny gracz (208 cm wzrostu) miał wtedy bilans 4/4. W całym meczu był dla rywali nie do zatrzymania. Co było dla nas tym cenniejsze, iż kłopoty miał Wilfredo Leon.
REKLAMA
Zobacz wideo Reprezentacja siatkarzy ze złotem na uniwersjadzie! Trener Dariusz Luks podsumowuje
Żeby było jasne: Leon to siatkarz znakomity. To gwiazda, której zazdroszczą nam wszystkie inne reprezentacje. On choćby w swoim słabszym meczu potrafi dać drużynie bardzo wiele. W pierwszym secie zaserwował asa na 15:13 (124 km/h), po chwili posłał na drugą stronę jeszcze mocniejszą zagrywkę (128 kmh), po której z trudem wyprowadzony przez Brazylijczyków atak zatrzymał Jakub Kochanowski. A na 17:13 odskoczyliśmy dzięki kolejnej zagrywce Leona i „czapie" Tomasza Fornala. Mniej więcej to samo na zagrywce Leon zrobił w końcówce trzeciego seta. I za to wielkie brawa! Ale oczywiście w końcówce pierwszej partii bolało patrzenie na niemoc Leona w ataku. Mylił się w nim jak nie on i głównie przez to trwoniliśmy dużą przewagę. Mimo iż prowadziliśmy 22:18, musieliśmy walczyć o zwycięstwo na przewagi. I choć seta atakiem na 28:26 skończył Leon, to było jasne, iż dużo więcej zawdzięczaliśmy Sasakowi.
W maju debiutował w kadrze, a teraz komentator już chce mu stawiać pomnik!
Leon 3/12, Sasak 6/8 – tak wyglądał bilans ataków naszych dwóch najczęściej wykorzystywanych graczy przez rozgrywającego Marcina Komendę po pierwszym secie. A jeszcze więcej mówiły statystyki po drugiej partii. Otóż Sasak miał wtedy zapis 13/17, a Leon 5/17. Leon w trakcie tego seta został zmieniony – trener Nikola Grbić wstawił w jego miejsce Kamila Semeniuka. Natomiast po atakach Sasaka nasz szkoleniowiec tylko szeroko otwierał oczy. Sasak był w drugim secie niemal bezbłędny (7/9!). Bił nad Brazylijczykami, bił przez ich ręce, kiwał – robił wszystko, jak chciał.
- Co on gra?! Sam Bernardo Rezende [bodaj najbardziej utytułowany trener w historii siatkówki, który znów prowadzi brazylijską kadrę] chyba czegoś takiego nigdy nie widział! – krzyczał komentator Polsatu Tomasz Swędrowski, gdy po ataku Sasaka wyszliśmy w drugim secie na 20:16. – Tak, coś niesamowitego. Kewin gra rewelacyjnie! – zgadzał się Wojciech Drzyzga, który razem ze Swędrowskim relacjonował mecz z Ningbo. A choćby Drzyzga mówił, jak to dobrze się stało, iż wymyślono Sasaka w kadrze. I wreszcie – w trzeciej partii – pan Wojciech stwierdził, iż już brakuje słów na określenie tego, co Sasak robi i iż za chwilę trzeba mu będzie wybudować pomnik.
Grbić wymyślił Sasaka. Może być świetny duet z Kurkiem
Powołanie dla 28-latka, który nigdy w reprezentacji nie grał, było pomysłem Grbicia po udanym sezonie ligowym Sasaka. W PlusLidze on razem m.in. z Leonem i Komendą sensacyjnie wygrał złoto, grając w Bogdance Lublin. Sasak bardzo dobrze spisywał się w początkach fazy zasadniczej Ligi Narodów, gdy nie mieliśmy w składzie żadnego z 13 wicemistrzów olimpijskich sprzed roku. Później forma atakującego trochę falowała, ale teraz – w turnieju finałowym – jego dyspozycja jest rewelacyjna.
Sasak był naszym najlepszym graczem w ćwierćfinale z Japonią. W meczu wygranym 3:0 zdobył 15 punktów, najwięcej w drużynie. Skończył 10 z 15 ataków, dorzucił trzy asy i dwa bloki. Teraz w półfinale z Brazylią w sumie Sasak zdobył aż 18 punktów - 16 atakiem (na 21 prób!) i po jednym zagrywką oraz blokiem. - Dawno nie widziałem czegoś takiego. To się nie trzyma realiów siatkarskich - zachwycał się Drzyzga pod koniec meczu.
W takiej formie tegoroczne odkrycie kadry jest po prostu jej liderem! W maju Sasak dopiero przedstawiał się światu, a teraz trudno sobie wyobrazić, żeby nie pojechał na wrześniowe MŚ. jeżeli Bartosz Kurek zdąży wrócić do zdrowia, to pewnie razem z nim Sasak stworzy na Filipinach parę atakujących. Dla kogoś, kto rok temu oglądał jako telewidz jak kapitan Kurek odbiera olimpijskie srebro walka ramię w ramię m.in. razem z nim o medal MŚ na pewno byłaby spełnieniem marzeń.
Ale najpierw Sasak na pewno odbierze swój pierwszy w karierze medal w reprezentacji. W niedzielę na jego szyi zawiśnie srebro albo złoto. Wszystko zależy od tego, jak on i koledzy spiszą się w finale z Włochami (o godz. 13 naszego czasu).