jeżeli chodzi o sprawdzanie, ile może wytrzymać człowiek, to Marek Kamiński poświęcił temu większość swojego życia. Kto jako pierwszy w historii w ciągu jednego roku (1995) dotarł zarówno na biegun północny, jak i południowy, za co został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa? On. Kto jako pierwszy przepłynął całą Wisłę (941 km) kajakiem? On. Kto znów dotarł na oba bieguny, tylko tym razem wspomagając w tym niepełnosprawnego Jaśka Melę? Również on. Wyczyny Marka Kamińskiego, które większość ludzi uznałaby za kompletne szaleństwo, można by wymieniać długo. Jemu samemu wciąż jest mało.
REKLAMA
Zobacz wideo Rasiak pierwszą ofiarą internetowego hejtu? Żelazny: To, co z nim zrobiono, było nieporozumieniem
Kamińskiemu przez cały czas mało. Tym razem nie pójdzie na biegun sam
Kamiński ma dziś 61 lat, własną firmę (Invena S.A.) oraz fundację swojego imienia, która wspiera młodzież m.in. w budowaniu pewności siebie i zwalczaniu depresji. On jednak postanowił, iż spokojna emerytura od szaleństw to nie dla niego. We wtorek 9 grudnia rozpoczął kolejną wyprawę o nazwie Pole2Pole Expedition. Jego pierwszym celem będzie udanie się na Antarktydę i osiągnięcie znów bieguna południowego. Później jednak ruszy dalej ku drugiemu biegunowi. Co jednak kluczowe, tym razem nie będzie szedł sam. Towarzyszyć mu będzie jego 18-letni syn Kay, o czym Kamiński opowie w rozmowie z Radosławem Leniarskim w Sport.pl od kulis, którą opublikujemy w piątek.
- W historii polskich podróżników jest tak, iż jak dziecko jest małe, to je czasem zabierają. Ale jak dziecko dorasta, to już się nie spotkałem z takimi przykładami, żeby coś ekstremalnego zrobić razem. Na ile znam historię polskich podróżników, to nie znam takiej historii - mówi Marek Kamiński. - Biorę syna, który nie był na ekstremalnych wyprawach, nie miał do czynienia z zimnem. Muszę go przygotować na to. I cała logistyka, to iż ma maturę w tym roku, to się wydawało bardzo skomplikowane. I pomyślałem nawet: "Kurde, Kay. Mogłeś się zdecydować wcześniej trochę".
Ponownie sprawdzić granice ludzkiej wytrzymałości
Obaj będą mieli ze sobą masywny, ważący 250 kilogramów ładunek, który pociągną na saniach. Będzie w nim wszystko, co potrzebne, by przetrwać w lodowym piekle Antarktydy. Kamiński postanowił też, iż weźmie ze sobą kurtkę, w której podróżował z Jaśkiem Melą oraz tę samą czapkę, którą miał na sobie, gdy zdobywał dwa bieguny w rok. Najważniejszy będzie jednak zwykły zegarek, o czym Kamiński mówił też w innej rozmowie, z "Przeglądem Sportowym". - Zegarek analogowy to podstawa nawigacji na Antarktydzie. Nie idzie się tam na kompas magnetyczny, bo ten "wariuje" w pobliżu bieguna. Głównie idzie się na cień. Dokładnie w południe cień wskazuje kierunek. jeżeli wiesz, która jest godzina, wiesz, gdzie iść - objaśnił podróżnik.
Ktoś mógłby zadać słuszne pytanie, po co to wszystko Kamińskiemu, skoro zdobywanie biegunów to dla niego nic nowego. - Biegun południowy może być punktem wyjścia, a nie dojścia. Chcemy ruszyć dalej: przez Patagonię, pustynię Atacama, dżunglę amazońską, aż po Grenlandię. Chcemy sprawdzić, jak człowiek może żyć w świecie zmian klimatycznych. W tej wyprawie, podobnie jak w życiu, liczy się przede wszystkim droga, a nie sam cel - podsumował Kamiński.
Rozmowa z podróżnikiem o jego nowej wyprawie ukaże się w piątek na YouTube Sport.pl.

1 dzień temu












