Polityk PiS dopuścił się obrzydliwego kłamstwa. Polska mistrzyni zareagowała od razu

5 godzin temu
Zdjęcie: screen/TVP Sport, screen/youtube.com/@TelewizjawPolsce24


- Dobrze nazywasz to, co się działo w mediach społecznościowych. Byłam w totalnym szoku, gdy dzień po starcie to zobaczyłam. Moja reakcja była jedyną możliwą - mówi Angelika Szymańska, najlepsza polska judoczka, wspominając igrzyska olimpijskie Paryż 2024. Tam wicemistrzyni świata odpadła już w 1/8 finału. I później obserwowała, jak jej porażkę próbują wykorzystać politycy i jak nie potrafi się z tą porażką pogodzić część kibiców.
Angelika Szymańska to tegoroczna wicemistrzyni świata w judo, w kategorii 63 kg. Na igrzyskach olimpijskich w Paryżu nasza kandydatka do medalu odpadła już w drugiej rundzie, przegrywając z Priscą Guadalupe Awiti Alcaraz z Meksyku.


REKLAMA


Zobacz wideo Piotr Lisek odpowiada na hejt po igrzyskach olimpijskich w Paryżu!


I wtedy rozpętało się piekło. Najpierw oglądaliśmy ogromnie emocjonalną reakcję Polki. Szymańska płakała tak bardzo, iż nie była w stanie rozmawiać.


Później w mediach społecznościowych mnóstwo ludzi twierdziło, iż nasza judoczka padła ofiarą nieuczciwej konkurencji. Tego typu komentarze artykułowali choćby politycy. M.in. Paweł Jabłoński z PiS, który na portalu X o rywalce Symańskiej napisał tak: "A oto 'zawodniczka', która pokonała dziś w judo reprezentantkę Polski – a potem zdobyła olimpijski medal. Co Państwo o tym sądzicie? (komentatorzy w TV nie odważyli się na jedno słowo krytyki – chyba boją się, iż poniosą konsekwencje jak Przemysław Babiarz)".
Szymańska odpowiadała na to od razu i broniła Priscę Awiti Alcaraz, która Paryżu zdobyła srebrny medal. A teraz rozmawia z nami, już kilka tygodni po igrzyskach, które wciąż są dla niej dużym przeżyciem.


Łukasz Jachimiak: Jesteś na judo pogniewana po igrzyskach olimpijskich czy już trenujesz i stawiasz sobie nowe cele?
Angelika Szymańska: Powoli mi przechodzi. Początki były ciężkie. Czułam dużą niechęć do sportu. Ale teraz wracam. Podjęłyśmy z trenerką konkretne kroki. Zmieniam klub, przenoszę się z Włocławka do Poznania. Tam będziemy mieć zapewnione takie warunki, iż łatwiej będzie zrealizować wielkie cele. Chodzi przede wszystkim o sparingpartnerów. We Włocławku przez lata był problem, żeby kogokolwiek ściągnąć i zrobić trening, a w Poznaniu jest duża baza zawodników, z którym mogę trenować. Ważna będzie też kooperacja z Giorgio Vismarą, świetnym trenerem, który w Akademii Judo pracuje od dwóch lat. Dotąd znałam go z kampów i przekonałam się, iż to świetny szkoleniowiec. Teraz on dołączy do naszego sztabu. To duża zmiana na plus.


Finansowo też na tym transferze zyskasz? Ja wiem, iż judo to nie piłka nożna, iż u was chodzi o niewielkie kwoty od danego miasta czy urzędu marszałkowskiego, ale może i tu ci się poprawi?
- Jest tak, jak mówisz, takie są realia naszego sportu. Finansowo moja sytuacja się jakoś znacząco nie poprawi, chodzi naprawdę o to, żebym się nie martwiła czy jutro na trening przyjdzie ktoś, kogo będę mogła rzucać. choćby jeżeli miałabym stracić finansowo na tej zmianie, to i tak bym ją zrobiła. Bez wahania.
Czy te zmiany robisz już z myślą o igrzyskach Los Angeles 2028?
- Tym razem chcę podejść do sprawy inaczej. Przed Paryżem sama na siebie nałożyłam bardzo dużą presję. Teraz stawiam na metodę małych kroczków, czyli chcę sobie stawiać kolejne cele. Tym długodystansowym celem oczywiście są igrzyska, ale chcę czerpać przyjemność z tej drogi, którą do igrzysk muszę przejść.
Wracasz do tego dnia z Paryża, który tak mocno przeżyłaś? Zastanawiam się, czy już byłaś w stanie obejrzeć walkę, po której odpadłaś z igrzysk, czy przypominasz sobie swoje wielkie emocje, czy jeszcze się od tego odcinasz, bo to wciąż zbyt świeże i za trudne?
- To pozostało za trudne. Jestem w okresie roztrenowania, robię tylko taki trening profilaktyczny, skupiam się bardziej na fizjoterapii, na mobilności i stabilizacji, a od judo się odcinam. I od wszystkiego, co jest z nim związane. Czas na analizę przyjdzie w październiku, gdy wrócę w pełni do treningu. Wtedy na pewno siądziemy z trenerką, obejrzymy tę przegraną walkę z Paryża i przeanalizujemy, co poszło nie tak. Na tę chwilę to przez cały czas jest bardzo trudne.
Widziałem, iż na gorąco reagowałaś tylko na chamstwo wobec rywalki, która cię pokonała.
- Tak, dobrze nazywasz to, co się działo w mediach społecznościowych. Nie spodziewałam się aż takiej fali hejtu, byłam w totalnym szoku, gdy dzień po starcie to zobaczyłam. Moja reakcja była jedyną możliwą. Od lat znam dziewczynę, z którą przegrałam, wiedziałam, iż hejt wobec niej jest całkowicie nieuzasadniony, więc powiedziałam to, co czuję. Mimo to dostałam wiele komentarzy, iż pewnie napisałam to pod jakąś groźbą, pewnie z pistoletem przystawionym do skroni.


To chyba było tak, iż ludzie się naczytali i nasłuchali o dwóch pięściarkach, które do olimpijskiego turnieju dopuszczono, mimo iż rok wcześniej władze światowego boksu nie pozwoliły im walczyć w mistrzostwach świata, podważając czy są kobietami. Efekt był taki, iż dla grupy kibiców każda sportsmenka o, powiedzmy, chłopięcym typie urody stawała się z miejsca podejrzana. A też część ludzi, na przykład politycy, próbowała zbić na tym kapitał, zyskać poparcie swoich środowisk.
- Tak samo uważam. Meksykanka oberwała rykoszetem w związku z tą głośną sprawą pięściarek.
Jak bardzo ty oberwałaś? Nie chcę cię męczyć, skoro mówisz, iż Paryż wciąż cię bardzo boli, ale chcę ci powiedzieć, iż dziś, ponad miesiąc po igrzyskach, chyba najmocniej pamiętam twój płacz. Szanuję to, iż próbowałaś się uspokoić i porozmawiać z dziennikarzami, a fakt, iż nie dałaś rady, odbieram jako dowód twojej wielkiej ambicji. I po prostu cię z tą informacją zostawiam, bo pocieszać w takiej sytuacji pewnie się nie da?
- Dziękuję bardzo za twoje słowa, a z tym pocieszaniem masz rację. Sama czasem próbuję pocieszyć koleżanki po słabych startach, ale wtedy brakuje słów, bo wiem, ile musiały poświęcić. To samo mogę powiedzieć o swojej porażce w Paryżu – wiem, ile poświęciłam i jestem pewna, iż wtedy nie było takich słów, które by mnie mogły pocieszyć, a choćby które mogłyby być adekwatne czy potrzebne. Ale obecność, poczucie wsparcia – to było bardzo ważne. Wsparcie dostałam od osób mi bliskich, ale też od kibiców, bo przyszło wiele prywatnych wiadomości, pozytywnych komentarzy. To jest budujące i daje motywację do dalszej pracy. To mimo wszystko nie jest koniec mojej kariery, choć miałam różne myśli w głowie. Ale teraz wiem, iż podejmę walkę o następne igrzyska. Może muszę jeszcze dojrzeć, jeszcze poczekać. Na pewno zrobię wszystko, żeby w Los Angeles było inaczej, niż było w Paryżu.
Nie miałaś nam, dziennikarzom, za złe tego, iż robiliśmy ci zdjęcia, gdy płakałaś i iż pokazywaliśmy to kibicom?
- Szczerze? W tamtym momencie miałam troszkę większe zmartwienie, ha, ha!
Jasne, ale pytam o twój odbiór naszej pracy wtedy, gdy już ją zobaczyłaś. Bo na pewno w końcu zauważyłaś, iż na temat twojego dramatu powstały artykuły, iż w mediach i w mediach społecznościowych było dużo zdjęć pokazujących, jak płaczesz.
- To mnie nie dotknęło. Wy wykonywaliście swoją pracę i staraliście się to zrobić jak najlepiej. Rozumiem to, sama starałam się zrobić to samo. Mnie nie wyszło, a wam niczego nie mam za złe.


Gdybyście mnie próbowali zmusić do dawania wywiadów, to na pewno nie byłoby kolorowo. Doceniam, iż z waszej strony nie było wielkiej presji, żebym cokolwiek powiedziała. Rozumiesz, iż w tamtej chwili czułam się tak, jakby całe moje życie legło w gruzach?
Jasne – tracisz coś, na czym w tym momencie zależy ci najbardziej na świecie, a więc twój świat się w tej chwili wali.
- No właśnie! To trzeba samemu przetrawić, trudno się na gorąco wypowiadać. A jak później wróciłam do mixed zony, to was już nie było. Rozumiem to, przyszłam dopiero po tym, jak fizjoterapeutka mnie przejęła i zrobiłyśmy terapię na łokieć, który uszkodziłam w walce.
Trenerka Aneta Szczepańska stała z nami długo i opowiadała, iż masz przeciągniętą rękę. Na swojej ręce pokazywała nam, co to znaczy – prezentowała, na ile może rękę prostować wskutek dźwigni, jakie jej zakładały rywalki. I wiesz co - ona nam powiedziała, żebyśmy na ciebie nie czekali i żebyśmy cię zrozumieli. Dlatego poszliśmy, mimo iż – jak pamiętam – ty mówiłaś nam, iż wrócisz, tylko potrzebujesz czasu dla siebie.
- Dobrze, iż posłuchaliście trenerki, bo ona mnie zna. Wiedziała, jakie to dla mnie będzie trudne i starała się mnie chronić.
Powiedziałaś, iż miałaś myśli o skończeniu kariery. A twoja trenerka na gorąco nie była pewna, co zrobisz. Ale w szoku byłem, gdy powiedziała "Angelika jeszcze nie jest taka stara i może dotrwa do kolejnych igrzysk". Przecież ty jesteś z rocznika 1999, a więc zdecydowanie nie jesteś stara!
- Ha, ha! Ale judo to sport bardzo wymagający i bardzo kontuzjogenny. Dlatego właśnie wykonuję mnóstwo ćwiczeń od fizjoterapeutki, aby zapobiegać wszelkim urazom. Już przed igrzyskami miałam trochę problemów z kontuzjami. Prewencja jest bardzo ważna. Na pewno wiele się może zdarzyć przez cztery lata, trenerka ma rację. Ale obie mamy nadzieję, iż wszystko potoczy się tak, iż za cztery lata będziemy się cieszyć i po pierwszych igrzyskach, których nigdy nie będę wspominała dobrze, będę miała całkiem inne igrzyska.


Czyli: na razie nie myślisz o przerwie macierzyńskiej albo o pójściu w jakieś inne zainteresowania, tylko na to judo jednak się nie obrażasz i cała jesteś dla niego?
- Tak. Taka jest decyzja i tak będzie.
A jak jest z twoim zdrowiem? Z ręką jeszcze nie masz aż takich kłopotów jak Aneta Szczepańska?
- Cały czas pracuję z moją fizjoterapeutką, która właśnie specjalnie przyjechała do mnie, do Włocławka, na kolejne sesje. Jest coraz lepiej, mam już praktycznie pełny wyprost. Gorzej pozostało ze zgięciem, mam tam mały deficyt, ale myślę, iż uda nam się to wyprowadzić i iż z ręką będzie w końcu wszystko w porządku.
To jest efekt przegranej walki z 30 lipca czy raczej wielu lat w judo?
- To pamiątka po porażce z Paryża. Meksykanka założyła bardzo mocną dźwignię – aż słyszałam, jak coś mi w łokciu przeskakuje. Mogłam poddać tę walkę i nie cierpieć, ale to nie jest w moim stylu. Tym bardziej na igrzyskach olimpijskich. choćby nie analizowałam czy odklepać. Ale muszę za to płacić. Pierwsze dni były bardzo ciężkie, ręką zupełnie nie mogłam ruszać. Teraz już jest nieźle, już mogę zaczynać delikatny trening, a z początkiem października powinnam móc ruszyć z normalną pracą.
Weź tu powiedz dzieciom, iż sport to zdrowie.
- No dokładnie!


Widziałaś mecz naszych siatkarzy w półfinale igrzysk?
- Tak.
To wiesz, jak bark uszkodził Paweł Zatorski i pewnie wiesz, iż nie czując palców dłoni, grał w finale, po czym pełnej sprawności nie odzyskał do dziś?
- Sport to zdrowie, gdy się poprzestaje na amatorskim wyjściu na rower dwa razy w tygodniu. A na poziomie zawodowym kontuzje to standard.
Do tego dodajmy psychiczne ciężary, jakie dźwigacie. Gdy mówię ci, iż najbardziej z Paryża pamiętam twoje łzy, to w parze z tym wspomnieniem idą łzy Igi Świątek po przegranym półfinale. Oczywiście ona ma lepiej niż ty, ona zdobyła medal, ale mówiła później, iż czuła się, jakby miała żałobę, gdy stało się jasne, iż nie wywalczy złota, na które ją wręcz skazywano.
- To jest bardzo ciężkie. Myślę, iż dla mnie szczególnie, bo jestem ze sportu niszowego i na świeczniku mogę być tylko raz na cztery lata. Nie poradziłam sobie z tym zainteresowaniem, z tą całą otoczką, z tym iż byłam stawiana w roli może nie murowanej kandydatki do medalu, ale na pewno w roli nadziei olimpijskiej. Ale okej, teraz już wiem, z czym to się je, mam doświadczenia, mam swoje przemyślenia i na pewno przed następnymi igrzyskami pewne rzeczy ograniczę.
Jakie?
- Na pewno przed startem będę się chciała odciąć od mediów społecznościowych. Żeby nie dopuścić do takiej sytuacji, w jakiej byłam teraz. Powiem szczerze: w pewnym momencie wchodząc na media społecznościowe, sama pomyślałam, iż jest mnie tak dużo, iż zaraz zacznę wyskakiwać z lodówki.


Miałaś może okazję rozmawiać z Waldemarem Legieniem?
- Po starcie nie.
Pytam, bo rozmawiałem z nim w dniu otwarcia igrzysk i gdy pytałem o nasze medalowe szanse w judo, to jednocześnie podkreślał, iż jesteś świetną zawodniczką i próbował zdejmować z ciebie presję. Mógł zauważyć, iż jesteś trochę przytłoczona?
- Być może tak. Był świetnym zawodnikiem i wie, jak presja wpływa. Na pewno warto czerpać od takich osób. Na co dzień pracuję z Anetą Szczepańską, na kampach przebywałam z Pawłem Nastulą i zawsze takich mistrzów staram się o różne rzeczy podpytywać, czerpać od nich wiedzę również w aspekcie przygotowania mentalnego. Bo ono odgrywa bardzo istotną rolę.
Wróćmy na ten świecznik, na którym – jak mówisz – masz szansę być tylko raz na cztery lata. Jak duża jest ta presja związana z szansą na poprawę swojej sytuacji materialnej? Ja wiem, iż medale i sukcesy są zdecydowanie najważniejsze, ale przecież gdybyś zdobyła olimpijski medal, to prawdopodobnie dostałabyś zdecydowanie największą nagrodę w swoim życiu [PKOl ustalił nagrody na poziomie 250 tys. złotych za mistrzostwo olimpijskie, 200 tys. za srebro i 150 tys. za brąz]. Ty nie jesteś jak Paweł Zatorski czy tym bardziej jak Iga Świątek, jeżeli chodzi o poziom życia.
- Oczywiście masz rację, kwestie finansowe w judo wyglądają słabiej niż w tych medialnych sportach. Ale ja mam o tyle dobrze, iż duże wsparcie otrzymuję z wojska, ponieważ jestem żołnierzem Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego i wojsku zawdzięczam spokój w przygotowaniach. To zabezpieczenie finansowe pozwala mi się w pełni poświęcić judo. Mam też kilku indywidualnych sponsorów. Dzięki nim mogę robić to, co kocham i realizować się.
A jesteś kuszona przez MMA? Ono przedstawicieli sportów walki często wyciąga, dając wielokrotnie większe pieniądze. Julia Szeremeta właśnie powtarza w kolejnych wywiadach, iż po zdobyciu olimpijskiego srebra w boksie wciąż odrzuca oferty z MMA.
- Ja nie otrzymałam żadnej takiej propozycji, ale mam podobne spojrzenie jak Julia Szeremeta – też moim priorytetem jest sport olimpijski. Moim największym marzeniem od początku przygody z judo jest medal olimpijski.


To na koniec pomówmy o początku – skąd ty się w ogóle wzięłaś w judo? Ja jestem z rocznika 1983, pamiętam sukcesy Legienia, Nastuli, twojej trenerki, Beaty Maksymow czy Rafała Kubackiego. Szczerze? Gdybym w mieście, w którym dorastałem, miał judo, to poszedłbym je trenować. A u ciebie skąd się to judo wzięło?
- Z przypadku. Trenować poszli moim koledzy z podwórka i to oni mnie zachęcili, żebym z nimi poszła. Od razu na pierwszych zajęciach spotkałam Anetę Szczepańską, o której wiedziałam, iż jest medalistką olimpijską. Ona od początku była dla mnie inspiracją – pokazywała, iż choćby z takiej małej miejscowości, z Włocławka, nie mając dobrych warunków, można wejść na szczyty. Ona zaszczepiła w nas pasję. Po tylu latach współpracy jest tak, iż nie wyobrażam sobie, żebym miała pracować z kimś innym. Teraz nasz sztab się rozszerza, ale trenerka Aneta wciąż jest najważniejsza.
A wracając do początków, to muszę powiedzieć, iż z grupy naprawdę sprawnych dzieciaków zostałam tylko ja, bo może byłam najbardziej szalona. Czasami trzeba szaleństwa, żeby wszystko postawić na jedną kartę i pójść w ten sport. Mama na początku wolała, żebym postawiła na edukację, bo uważała, iż ze sportu nie wyżyję. Ale ja zawsze byłam ambitna, chciałam sięgać jak najwyżej i pokazałam, iż judo jestem w stanie łączyć z nauką. Nie zawaliłam, a mama zaakceptowała sytuację i zaczęła mnie wspierać.
Czy zdobywając medale MŚ i ME skończyłaś też jakieś studia?
- Tak, pedagogikę resocjalizacyjną. A teraz zapisałam się na AWF w Poznaniu, będę kontynuować magisterkę. To jest trudne przy licznych wyjazdach. Ale w tym roku będzie ich mniej, więc na spokojnie powinnam pozaliczać wszystkie przedmioty. Wybrałam kierunek sport, bo sport mnie naprawdę interesuje i wiążę z nim całą swoją przyszłość.
Judo trenujesz od ósmego roku życia?
- Tak, kawał czasu. Judo ukształtowało mój charakter. Dzięki niemu nabyłam takich cech, jakich inaczej bym nie nabyła.
Idź do oryginalnego materiału