30 marca, Planica. Pracę z polskimi skoczkami właśnie skończył ich dotychczasowy trener Thomas Thurnbichler. W ostatnim konkursie sezonu Aleksander Zniszczoł zajął siódme miejsce. Ma za sobą niezły, ale nierewelacyjny sezon. Po poprzedniej, najlepszej zimie w karierze okraszonej debiutanckim podium Pucharu Świata w Lahti, jest jednak rozczarowany, bo czuje, iż nie zrobił kolejnego kroku do przodu.
REKLAMA
Zobacz wideo Burza wokół olimpijskich skoczni. Jest reakcja po skandalu
W wywiadzie dla TVN po ostatnim konkursie skupia się na relacjach polskiej kadry ze swoim trenerem. Ta jego zdaniem nie była wystarczająca, żeby wypracować lepszą formę i osiągnąć z nim o wiele więcej. - Atmosfera nie była taka, jaka powinna być. (...) Gdyby Thomas z nami został, zaangażowanie byłoby o jakieś 30 procent mniejsze - mówił wówczas skoczek.
Te słowa zostaną z nim na długo. W Polsce odebrano je jako wyjątkowo nietrafiony atak na Austriaka, a Polski Związek Narciarski rozważał nawet, czy karać Zniszczoła i Kubackiego, który także pozwolił sobie na parę zdań, których później żałował. Nowy trener Maciej Maciusiak, którego Zniszczoł w pełni poparł, mówił później Sport.pl, iż omówił z zawodnikami temat tych wypowiedzi w obecności całej kadry.
26 listopada, Falun. Za nami cztery konkursy kolejnej, olimpijskiej zimy, a Zniszczołowi już wypomina się słowa o Thurnbichlerze. To dlatego, iż choć trenuje z Maciusiakiem - tak, jak chciał - to jego wyniki nie tylko się nie poprawiły, ale jeszcze pogorszyły. I na razie nie ma żadnych sygnałów, żeby miało być wyraźnie lepiej.
Dwa fatalne skoki w kwalifikacjach, dziurawy kombinezon. Zniszczoł naprawdę zaczął zimę tak źle
Początek kolejnego sezonu Zniszczoł ma po prostu paskudny. Nie zdobył w nim na razie ani jednego punktu, a do dwóch z czterech konkursów w ogóle się nie zakwalifikował. Ostatni raz tak źle zaczynał zimę siedem lat temu.
W kwalifikacjach do pierwszego konkursu w Lillehammer Zniszczoł przepadł, zajmując dopiero 58. miejsce i pokonując tylko dziesięciu zawodników. Trener Maciusiak tłumaczył wtedy, iż przy jego obecnej dyspozycji trafienie na trudne warunki oznacza sytuację bez wyjścia. Zniszczoł sobie z nimi nie poradził i tak przedwcześnie skończył pierwszy dzień indywidualnej rywalizacji na skoczni.
Dzień później, choć przeszedł kwalifikacje po zajęciu 34. miejsca, wszystko skończyło się jeszcze gorzej. Na górze skoczni, przed oddaniem skoku Polak zauważył, iż ma w kombinezonie dziurę na wysokości kolana. Skoczek najpierw czekał z przejściem tzw. "zielonej linii" (granicy, za którą zawodnik nie może już ingerować w położenie kombinezonu na ciele aż do opuszczenia zeskoku), zgłosił sytuację do kontrolerów na wieży najazdowej, a oni po wysłaniu zdjęcia usterki do Mathiasa Hafele, sprawdzającego sprzęt na dole skoczni, poinformowali go, iż może oddać skok w takim stroju.
- Na warsztatach dla kadr, które przeprowadzałem latem, mówiłem im, iż pęknięty kombinezon na szwie nie oznacza dyskwalifikacji. Oczywiście, jeżeli widzimy, iż to niezależne od zawodnika, a nie uszkodzone specjalnie. W tej sytuacji wszystko sprawdziliśmy i było w porządku - wskazał Hafele. I potem dodał coś, co w sytuacji Zniszczoła może zaboleć: "Powiedzieliśmy mu, żeby poprawili to na drugą serię, ale do niej nie wszedł".
Pomimo bardzo słabego skoku da się uwierzyć, iż w tamtym momencie Zniszczoł zestresował się, zdekoncentrował i dlatego zajął ostatnie, 50. miejsce. choćby trener Maciusiak nie był pewny, czy przy takiej dziurze skoczek mógł wziąć udział w zawodach bez dyskwalifikacji po ich zakończeniu. Jednocześnie szkoleniowiec nie był zadowolony z tego, iż skoczek zauważył problem tak późno. W rozmowie ze Sport.pl sprzed sezonu nawiązywał już do tego, iż podobna sytuacja miała miejsce na zawodach Letniego Grand Prix w Predazzo. I iż nie chce powtórek zimą.
Po przelocie do Szwecji wydawało się, iż być może sytuacja Zniszczoła się nieco poprawi. W kwalifikacjach był 40., ale wszedł do konkursu, a w nim naprawdę kilka zabrakło mu do najlepszej "30" - był 31., o zaledwie 0,2 punktu za 30. Halvorem Egnerem Granerudem z Norwegii. jeżeli to miał być krok w dobrą stronę, to w niedzielę niestety nic już za tym nie poszło. Znów nie przeszedł kwalifikacji, skończył je dopiero na 55. miejscu.
Cztery tygodnie miały wystarczyć na powrót do formy. A przyszła brutalna weryfikacja
To nie tak, iż tak fatalny start zimy w wykonaniu Zniszczoła jest serią niefortunnych zdarzeń, których nie dało się przewidzieć.
Już latem Zniszczoł miał głównie przeciętne rezultaty. W najlepszej dziesiątce konkursu Letniego Grand Prix znalazł się tylko przy mocno okrojonej stawce w Rasnovie. Najlepszy moment przyszedł na przełomie września i października. Skoczek zajął wtedy 15. miejsce na dużej skoczni w Predazzo w konkursie w ramach próby przedolimpijskiej. Nieźle skakał później na jesiennym zgrupowaniu w Zakopanem. Ale później coraz więcej szło już raczej w nie najlepszą stronę.
W ostatnim sprawdzianie przed zimą w Klingenthal, jak teraz zimą, nie wszedł do drugiej serii. - Trzeba usiąść i przegadać, bo może troszkę poszliśmy w drugą stronę - mówił wtedy o planie na swoje skoki ustalanym z trenerem. - Siłowo poszedłem bardzo do przodu i to jest dla nas bardzo duży plus. Może przy tym ta technika ucieka - zastanawiał się Zniszczoł. Zapewniał, iż cztery tygodnie do startu Pucharu Świata to dużo i da się jeszcze wiele poprawić. Niestety, już na początku zimy rzeczywistość brutalnie te słowa weryfikuje.
- Wyobrażałem to sobie inaczej - mówił Zniszczoł przed kamerą Eurosportu w środę, po kolejnym odpadnięciu w kwalifikacjach w tym sezonie. - A w pierwszym konkursie był jakiś krok do przodu, te skoki fajnie wyglądały i zabrakło niewiele, tam było bardzo ciasno. Teraz miałem pójść i zrobić dokładnie to samo. Ale jakoś nie leciało. (...) Metrów nie ma, a o to chodzi w tym wszystkim. Można patrzeć na kamerze, iż to fajnie wygląda, a nie leci. To jest moja główna bolączka. Żal mi tych wszystkich konkursów, bo nie tak to sobie wyobrażałem, zwłaszcza podczas treningów i przygotowań. Dla mnie to też trudno wytłumaczyć, bo skoro wczoraj był krok do przodu, to dzisiaj chyba musiałbym specjalnie tak skoczyć, a przecież nie chcę tego specjalnie robić - dodał.
Maciusiak musi patrzeć także na ranking olimpijski. Ale czy kosztem trzymania słabego Zniszczoła w składzie?
Do Ruki Zniszczoł poleci i raczej nie mogło być innej decyzji ze względu na logistykę. Skoczkowie startują tam już w piątek, więc naturalną decyzję wydaje się skakanie w tym samym zestawieniu także w Finlandii. Ale co dalej? Zniszczoł na pewno wystartuje też w Wiśle w pierwszy weekend grudnia. Ale to będzie dla niego istotny sprawdzian. Bo na skoczni imienia Adama Małysza wystartuje też grupa krajowa, a w niej kandydaci do tego, żeby zastąpić 31-latka.
Jest jeden aspekt startów Zniszczoła, przy którym dyskusja o jego zastąpieniu w składzie Polaków staje się skomplikowana. To ranking olimpijski. W nim nasza kadra dalej walczy o to, żeby w lutym móc skakać na igrzyskach w powiększonym, czteroosobowym składzie. Niestety, coraz bardziej się to od niej oddala. Zasada jest prosta: w TOP25 takiego rankingu trzeba mieć czterech zawodników. w tej chwili Polacy mają tam trzech skoczków: 12. Pawła Wąska, 22. Dawida Kubackiego i 24. Kamila Stocha.
Zniszczoł jest 26. i traci do 20 punktów do Estończyka Artti Aigro, który zamyka "25", a wyprzedził go niedawno - w Lillehammer. Za Polakiem czai się też młody Austriak Stephan Embacher, który w środę był drugi - wygląda na to, iż i on zaraz będzie przed Zniszczołem. Sytuacja jest kiepska i tworzy ból głowy dla trenera Maciusiaka. Z jednej strony powinien dawać szansę startu w zawodach najlepszym skoczkom. Z drugiej strony chce walczyć o czterech biało-czerwonych na igrzyskach. A najbliżej Zniszczoła w rankingu z Polaków jest Piotr Żyła - dopiero 37. ze stratą aż 197 punktów.
Do końca walki o wyjazd na olimpijskie konkursy pozostało 15 konkursów Pucharu Świata. Polacy muszą patrzeć na ranking i, dopóki to będzie możliwe, myśleć o zabraniu do Predazzo, gdzie odbędzie się walka o medale igrzysk u skoczków, czterech zawodników. Ale nie mogą tego robić ślepo, nie dając szansy innym, gdy ci, którzy w teorii powinni dawać Polsce okazję do walki w rankingu olimpijskim, i tak nie punktują.
- Tych konkursów jest dużo, ale jak nie Olek, to inni muszą gonić, żeby tych punktów nazbierać: czy Piotrek, który jest tam najbliżej, czy Kacper Tomasiak może jak wystrzeli. Jest kilkanaście konkursów. Jak tego nie nadgonią, to też będzie pokazywać, iż na igrzyska o medale nie będą walczyć - mówił nam trener Maciej Maciusiak jeszcze w Lillehammer.
Kibice wypominają Zniszczołowi Planicę. W końcu dostał wszystko, czego chciał
Najlepiej byłoby, żeby Zniszczoł odnalazł formę, która pozwoli mu walczyć o punkty w Pucharze Świata, a w konsekwencji o pozycję w rankingu olimpijskim dla Polski. jeżeli tak to nie będzie wyglądało, to musi być jednak przygotowany na to, iż rywalizacja w składzie kadry może oznaczać dla niego przerwę od startów w cyklu najwyższej rangi w skokach. Faworytami do wejścia tam w jego miejsce będą Maciej Kot i Klemens Joniak.
- Moim zdaniem dobrze byłoby, żebym pojechał do Ruki. Mam stamtąd dobre wspomnienia. To skocznia, na której szczęście może się uśmiechnąć do mnie - mówił dla Interii Zniszczoł. Maciusiak potwierdził już, iż składu na razie nie zmienia, choć było to raczej jasne od początku. Ale co do słów Zniszczoła można mieć pewne wątpliwości. Choć rok temu był tam 13. to w dość loteryjnym konkursie. Poza tym występem Zniszczoł na fińskim obiekcie nie zdobywał już punktów w swojej karierze. Pozytywne wspomnienia to prawdopodobnie zawody Pucharu Kontynentalnego sprzed dwóch lat - stanął wtedy na podium, zajmując drugie miejsce, a następnie wrócił do PŚ i zaliczył najlepszy sezon w karierze.
I choć skocznia w Ruce to obiekt dla "lotnych" zawodników, raczej pasujący stylowi skakania Zniszczoła, to w tej chwili bardziej prawdopodobne wydaje się, iż Zniszczoł będzie potrzebował przerwy podobnej do tej sprzed dwóch lat niż, iż już w ten weekend wszystko zacznie się dla niego odwracać.
Zniszczoł mówi, iż nie wyobraża sobie braku startu na igrzyskach. A wiemy, iż zgodnie z procedurami PZN-u do Włoch poleci trójka najlepszych zawodników z rankingu olimpijskiego i ewentualnie czwarty dodatkowy wybrany przez trenera. Wydaje się, iż w żadnym z tych scenariuszy na razie Zniszczoł nie widniałby w kadrze olimpijskiej Polski. Zobaczymy, czy sztab będzie się ich do końca trzymał, ale pomimo lepszej sytuacji od kilku zawodników szanse wiślanina z dnia na dzień maleją, zamiast rosnąć.
To niełatwy moment, także wizerunkowo. Kibice coraz częściej wypominają mu słowa o Thurnbichlerze z marca i wskazują, iż to niemożliwe, żeby prezentować się tak słabo, gdy ma się swoje wymarzone warunki, dobrą atmosferę w zespole, o której tak często wspominał, a przede wszystkim trenera, z którym chciał pracować. Zniszczoł ma w tej chwili sporo do udowodnienia, nie tylko sobie. Skoki to nieprzewidywalny sport i nie można nikogo skreślać, a choćby chciałoby się, żeby Polak napisał piękną historię "powrotem z zaświatów". Jednak trzeba być szczerym: na ten moment kilka na to wskazuje.

2 godzin temu














