W 2023 roku Polacy rozgrywali finały Ligi Narodów w Gdańsku i wygrali cały ten turniej. W meczu o złoto pokonali Amerykanów i drugi raz w historii zwyciężyli w tych rozgrywkach. Teraz, w Ningbo w Chinach, mogą zrobić to po raz trzeci. Do tego potrzebują zwycięstwa w niedzielnym finale z Włochami.
REKLAMA
Zobacz wideo "Nie dostał pracy za nazwisko". Syn Czesława Michniewicza poszedł w ślady ojca
Ostatnie takie spotkanie - walkę o złoto z kadrą trenera Ferdinando de Giorgiego - stoczyli właśnie dwa lata temu. Po porażce w finale domowych mistrzostw świata w 2022 roku w katowickim Spodku zemścili się na nich w wyjątkowy sposób, zdobywając tytuł mistrzów Europy w Rzymie po wygranej 3:0 (25:20, 25:21, 25:23).
Wyjątkowy triumf Grbicia. To, co zrobił po ostatniej piłce, wszystkich zaskoczyło
To nie był zresztą zwykły finał. Zwłaszcza dla Nikoli Grbicia. Trener Polaków przez cały mecz, do czego zdążył już przyzwyczaić w roli szkoleniowca naszej kadry, zachowywał kamienną twarz. Polacy ogrywali Włochów, to był ich koncert, ale Serb był w zasadzie niewzruszony tym, co działo się na boisku. Po ostatnim punkcie też nie dał się ponieść emocjom, gdy ściskali go pozostali członkowie sztabu szkoleniowego. A to, co zrobił później, wielu mogło kompletnie zaskoczyć.
Grbić ruszył na trybuny hali w Rzymie i wyściskał swoją rodzinę. Tam już zalał się łzami, jego kamienna maska z meczu pękła. Wydawało się, iż to dość naturalna reakcja na taki sukces, iż jego płacz wśród bliskich był naturalną reakcją na odniesiony sukces. Okazało się, iż miał drugie, bardzo smutne dno. "Gdy Grbić wraca na boisko, to prosi jednego ze swoich asystentów o chusteczki higieniczne. Widać wtedy z daleka, iż ma mokre oczy. Następnie siada na krzesełku tuż przy boisku i - odwrócony od części publiczności plecami - płacze. Nie jest to jednak - wbrew pozorom - tylko wzruszenie związane z życiowym sukcesem 50-latka" - pisała w tekście z Rzymu tuż po finale dziennikarka Sport.pl Agnieszka Niedziałek.
- Mój ojciec zmarł tego dnia, 15 lat temu. To dla mnie szczególna data. Nie sądziłem, iż tak mnie to poruszy, ale jednak. To także dzień, w którym w 2001 roku - jeszcze jako zawodnik - wygrywałem mistrzostwo Europy, więc to nie jest smutny dzień. Teraz mam po prostu więcej miłych wspomnień z nim związanych. Nie jestem beksą, ale akurat w tym dniu tak wyszło - mówił wówczas Grbić. Tak pokazał swoją prawdziwą twarz - poprzez przywiązanie do rodziny i wartości, które pozwoliły mu już w jego życiu osiągnąć tak wiele.
Bohater Polaków był aż przesadnie skromny. Leon straszył Włochów
Łzy Grbicia dziś kojarzy z tym złotem mistrzostw Europy pewnie większość kibiców. W samym finale bohaterem był przede wszystkim Norbert Huber. Środkowemu wyszedł chyba mecz życia w reprezentacji Polski. Zdobył aż pięć punktów zagrywką, miał 56 procent skuteczności w ataku, a do tego dwa bloki - łącznie 12 punktów w dorobku. Jak to skomentował sam zawodnik? - Było nawet, nawet. Nie skończyłem czterech piłek, miałem pięć błędów na zagrywce. Zawsze mogło być lepiej. Najważniejszy jest jednak sukces drużyny - przekonywał "Norbi".
Skromniacha. Pozostali zawodnicy i trener chwalili go o wiele bardziej, już nie szczędzili miłych słów. Choć ważne, żeby tu podkreślić, iż na tak świetny, niemal idealny mecz, złożyła się dyspozycja całego zespołu. Wielki mecz zagrał Wilfredo Leon, który kolejnymi zagrywkami i atakami wręcz straszył Włochów. Świetnie prezentował się Jakub Kochanowski, solidnością zachwycał Paweł Zatorski czy Marcin Janusz. Cieszyły bardzo dobre zmiany Tomasza Fornala i Kamila Semeniuka. choćby będący w nieco słabszej formie Łukasz Kaczmarek zdobył 10 punktów i miał momenty, za które warto było go docenić. A Aleksandrowi Śliwkę dać jakąś nagrodę za całokształt, bo był wówczas ewidentnym MVP tego zespołu, jego kapitanem także poza boiskiem, napędzającym tę drużynę.
To były chwile jak ze snów. Polacy grali znakomity sezon - przecież poza zwycięstwem w Lidze Narodów i złotym medalem ME później sięgnęli jeszcze po awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu w turnieju kwalifikacyjnym rozgrywanym w Chinach.
Polacy już raz przegrali z Włochami w tym sezonie. Oby to była trzecia porażka kadry de Giorgiego
Teraz znów są w Azji i mają przed sobą spore wyzwanie. Żeby wygrać całą tegoroczną edycję Ligi Narodów, muszą pokonać Włochów. Przegrali z nimi w fazie interkontynentalnej, choć wtedy grali bez wielu ważnych ogniw w składzie. To będzie zupełnie inny mecz.
Italia jest w tym sezonie niezwykle silna, ale to Polacy właśnie pokonali Brazylijczyków, którzy do tej pory mieli w LN najmniej porażek - zaledwie jedną. Włosi mają dwie: przeciwko Francji i właśnie Brazylii. Oby musieli do tej listy w niedzielę dopisać kadrę Nikoli Grbicia, a nasi siatkarze cieszyli grą jak w pamiętnym finale mistrzostw Europy sprzed dwóch lat.
Finał Polaków z Włochami zaplanowano na godzinę 13:00 czasu polskiego w niedzielę. Cztery godziny wcześniej rozpocznie się mecz o brązowy medal Brazylijczyków ze Słoweńcami. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.