Polacy wściekli po decyzji światowych władz. Chcą wprowadzić chaos

2 godzin temu
Zdjęcie: Michał Sikora, prezes PZM Źródło: Newspix.pl


W poniedziałek zakończył się sezon PGE Ekstraligi, ale finał, który nie dostarczył większych emocji, jest w cieniu decyzji organizatorów Grand Prix o braku dzikich kart dla reprezentantów Polski. Działacze chcą „iść na wojnę” z władzami GP.



W przyszłorocznym cyklu Grand Prix wystartuje tylko dwóch reprezentantów Polski. To aktualny indywidualny mistrz świata – Bartosz Zmarzlik oraz Dominik Kubera, który przepustkę do walki o medale światowego czempionatu zdobył podczas Grand Prix Challenge w Pardubicach. Mogłoby się wydawać, iż dla jednego naszego zawodnika powinna zostać przyznana stała dzika karta. Władze grand Prix mieli do dyspozycji cztery zaproszenia do przyszłorocznego cyklu i... wywołały ogromne kontrowersje. Na podanej przez nich liście nie znalazł się żaden Polak, co oburzyło kibiców. Wydaje się, iż w elicie poradziliby sobie np. Patryk Dudek, czy też Maciej Janowski, a dodatkowo wszyscy pamiętają o tym, iż aż 3 z 10 rund cyklu mają odbyć się w Polsce.

PZM reaguje na decyzję władz GP

Często mówi się o tym, iż Polska utrzymuje światowy żużel, a tymczasem Polski Związek Motorowy otrzymał od Discovery uderzenie w twarz. Zaledwie dwóch reprezentantów naszego kraju w cyklu Grand Prix oglądaliśmy ostatni raz w okresie 2014. Teraz najważniejsza nacja organizująca trzy turnieje GP ponownie ma dwóch zawodników, a Australia, gdzie Discovery nie potrafi przeprowadzić żadnej rundy cyklu, będzie wystawiała czterech żużlowców w stawce, ponieważ dziką kartę otrzymał Jason Doyle i dołączył do Jacka Holdera, Brady'ego Kurtza i Maxa Fricke'a.


Szef PZM Michał Sikora gwałtownie postanowił odpowiedzieć na decyzję Discovery. O jego najnowszym pomyśle na platformie X napisał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty.

„A jednak rozpoczyna się wojna PZM z władzami Grand Prix. w tej chwili najbardziej prawdopodobnym scenariuszem będzie wprowadzenie od 2026 roku limitu jednego zawodnika z Grand Prix w każdej drużynie PGE Ekstraligi i 2. Ekstraligi. Konsultacje już ruszyły” – czytamy we wpisie Puki.




Chaos w światowym żużlu

Jeśli rzeczywiście doszłyby do skutku plany PZM, to czeka nas chaos w światowym żużlu oraz w naszych ligach. Podobną sytuację przerabialiśmy już w 2012 roku, kiedy także kluby mogły kontraktować maksymalnie jednego zawodnika z Grand Prix w swoich składach. Jedyna różnica była taka, iż w PGE Ekstralidze startowało 10 drużyn, a nie 8 – czyli tak jak ma miejsce obecnie. W tym momencie również nie ma żadnych limitów dotyczących zawodników z GP w składach, więc przykładowo Orlen Oil Motor Lublin ma w swoim zestawieniu aż czterech żużlowców walczących na co dzień o mistrzostwo świata.


Gdyby ponownie wprowadzono wskazaną wyżej reformę, to niektórzy zawodnicy musieliby wybierać. Po jednej stronie stałyby starty w PGE Ekstralidze okraszone wielkimi pieniędzmi, a po drugiej stronie walka o mistrzostwo świata, ale zdecydowanie mniejsze zarobki. Przypomnijmy, iż przed sezonem 2012 do Grand Prix awansował Piotr Protasiewicz, ale jego klub (Falubaz Zielona Góra) miał już w składzie zawodnika z Grand Prix, którym był wicemistrz świata Andreas Jonsson. Popularny "Pepe" stanął zatem przed wyborem. Albo starty w mistrzostwach świata i szukanie nowego klubu w PGE Ekstralidze lub niższej klasie rozgrywkowej lub brak występów w Grand Prix i pozostanie w Falubazie. Protasiewicz zdecydował się na ten drugi pakiet.


Wówczas byli zawodnicy, którzy rzeczywiście rezygnowali ze startów w Grand Prix, a to sprawiało, iż stawka uczestników mocno osłabła. w tej chwili na listę startową również się narzeka, a po wprowadzeniu nowych przepisów jeszcze bardziej może ulec osłabieniu. Być może na tym zależy Sikorze i innym działaczom. Pytanie tylko, czy to jest adekwatna odpowiedź na ostatnie decyzje Discovery.






Gdyby tylko nowe przepisy obowiązywały przez kilka sezonów, to naprawdę grozi nam chaos w rozgrywkach, bo są też przecież zawodnicy, którzy będą łączyć starty np. w PGE Ekstralidze i Grand Prix. A skoro w danym klubie będzie mógł jeździć tylko jeden żużlowiec z Grand Prix, to dojdzie do wielu transferów. Skończy się przywiązanie do danych drużyn.


Trzeba przyznać, iż pomysł PZM jest bardzo kontrowersyjny. W przeszłości podobne założenia się przecież nie sprawdziły. Wszystko dlatego, iż przepis o jednym żużlowcu z GP w składach drużyn obowiązywał tylko w okresie 2012. Po wielu dyskusjach gwałtownie wycofano się z tego pomysłu na kolejne lata.


Pisaliśmy powyżej, iż Polska ma duży wpływ na światowy żużel, a być może chce mieć jeszcze większy. Kolejne tygodnie będą interesujące, a oficjalne decyzje ze strony naszych działaczy mogą wywołać trzęsienie ziemi.
Idź do oryginalnego materiału