Pokazali, co naprawdę myślą o Kubicy. Cały świat zobaczył

2 godzin temu
Po triumfie w 24-godzinnym wyścigu w Le Mans docenił go niemal cały świat. I dobrze, bo w trakcie swojej kariery Robert Kubica zbyt często był niesłusznie wyśmiewany, a jego osiągnięcia umniejszano. Zwycięstwo Polaka we Francji to jednak nie tylko historia o udowadnianiu czegoś innym. To przede wszystkim ludzka opowieść o wygranej walce Kubicy z jego własnymi słabościami. I jedna z nominowanych przez nas chwil w plebiscycie "Momenty Roku".
Robert Kubica to jeden z najbardziej znanych, ale i równocześnie niedocenianych polskich sportowców. Kibicom często zdarza się deprecjonować jego sukcesy - przypominają o jego wypadkach, czy wypominają, iż nie startuje w najważniejszych seriach wyścigowych. Mimo iż Kubica od czasu powrotu do Formuły 1 osiem lat po fatalnym wypadku podczas rajdu we Włoszech, swoją historię pisał w iście bohaterskim stylu, stał się także bohaterem memów i drwin. Oczywiście, ma też swoje grono oddanych fanów, ale zbyt często można odnieść wrażenie, iż w Polsce chyba nie rozumiemy, z jak ważnej postaci świata motorsportu możemy być dumni.


REKLAMA


Zobacz wideo Totalna degrengolada w Legii


I w kończącym się roku Kubica nam o tym przypomniał. Wygrywając w czerwcu legendarny, 24-godzinny wyścig w Le Mans, udowodnił wiele nie tylko sobie, ale i innym. Wraz z fanami, którzy pojechali na tor do Francji, mógł świętować jedno ze swoich największych osiągnięć w karierze.
I jeżeli w plebiscycie "Momenty Roku", w którym wybieramy chwilę najbardziej wbijającą się w pamięć polskiego kibica (cała lista nominowanych w sondażu pod tym tekstem), szukacie sukcesu zauważonego na całym świecie, to już nie możecie przejść obok triumfu Kubicy obojętnie. A być może postawicie go na pierwszym miejscu, gdy zobaczycie w nim prawdziwie ludzką historię.
Tak legendy doceniły Kubicę po wielkim triumfie
To, jak wiele postaci wysłało Polakowi po zwycięstwie w Le Mans gratulacje i słowa uznania w publicznych wypowiedziach, tylko podkreśla rangę tego, kim jest i czego dokonał.
- Cieszę się razem z nim. Jest legendą naszego sportu, na pewno Formuły 1, ale we wszystkim, czego się podejmował, choćby od czasów kartingu, pokazywał swój wyjątkowy talent - mówił w wypowiedzi opublikowanej przez Eleven Sports podwójny mistrz świata F1, Fernando Alonso. Hiszpan sam poznał smak zwycięstwa w Le Mans, dobrze zna Kubicę, ale jest też sporym autorytetem w środowisku.


- Dla mnie jest kosmitą. To, co robi, jest fantastyczne. Zwycięstwo w Le Mans w jego sytuacji, prowadzenie zespołu, to coś, czego nie mogę sobie wyobrazić - mówił cytowany przez oficjalną stronę Formuły 1 Fred Vasseur, obecny szef zespołu Ferrari. Zresztą podczas Grand Prix Kanady, kiedy świat obiegły wieści z Le Mans, media pisały, iż cały padok F1 był ucieszony i podbudowany informacjami z Francji.
To, jak wielki był ten wyczyn Kubicy, wydatnie pokazuje też fakt, iż choćby kilka miesięcy później o nim nie zapomniano. W listopadzie zapytany o Polaka Brytyjczyk Lewis Hamilton, mówił, iż "jest pewny, iż gdyby nie wypadek sprzed 14 lat, zdobyłby tytuł mistrza świata F1". Siedmiokrotny mistrz tej serii cieszył się też, iż jego były rywal z toru wciąż walczy w najbardziej prestiżowych zawodach, do których należą długodystansowe mistrzostwa świata. Niedługo później magazyn "Autosport" nominował go do tytułu "Moment Of The Year", a na grudniowej gali Międzynarodowej Federacji Samochodowej Kubicę przywitała duża owacja publiczności. W rozmowie w transmisji z gali został nazwany "legendą", a siedział w towarzystwie kierowcy Ferrari Charlesa Leclerca, który patrzył na Polaka z podziwem. I mówił, iż sukces Kubicy wywarł na nim spore wrażenie i iż teraz sam chciałby osiągnąć podobny. A być może kiedyś pojechać także w Le Mans.
Jednak wygrał w Ferrari
Wszyscy mówili, iż historia "zatoczyła koło". Historia gotowa do przerobienia na scenariusz hollywoodzkiego filmu. W styczniu minęło 14 lat od wypadku, w którym Kubica ledwo uniknął śmierci. Gdyby nie ta tragiczna historia, niedługo później zostałby kierowcą Ferrari w Formule 1 - do szpitala, w którym operowano wówczas Polaka, przyjeżdżali wszyscy święci z włoskiej stajni z szefem zespołu Stefano Domenicalim i Fernando Alonso na czele. Teraz mamy 2025 rok i Robert Kubica jednak odniósł wielki triumf w barwach Ferrari. Oczywiście, w WEC, a nie w F1, i do tego nie w fabrycznym zespole Włochów. I jakby symbolicznie w żółtym, a nie czerwonym samochodzie. Ale może tak ta cała opowieść miała się domknąć?
Wcale nie było oczywiste, iż tak się stanie. Bo los w ogóle nie był dla Kubicy łaskawy. Po strasznym wypadku najpierw przeszedł długą rehabilitację i aż 20 operacji przez siedem lat. W momentach, w których wielu zastanawiało się, czy w ogóle odzyska sprawność zniszczonej w wypadku ręki i dłoni, on pracował ciężko nad tym, żeby umożliwić sobie powrót do ścigania. Wielokrotnie to kwestionowano, a on wrócił do rajdów, a potem także na tor. Najpierw, żeby przetestować samochód Formuły 1, a potem doczekać się angażu w ekipie Williamsa w 2019 roku. Tu też dopisał do swojej historii kolejny rozdział. I wielu mógł imponować już sam jego powrót do F1.


Jednak chyba wszystkim było go żal na widok tego, co działo się w tamtym sezonie. Był dla niego męczarnią i kolejną kłodą na drodze do udowodnienia światu motorsportu, ile naprawdę znaczył. Sam nie mógł jednak wiele zdziałać. Jeździł czymś, czego tempo przypominało bardziej taczkę - jak w internetowych memach - niż bolid najszybszej serii wyścigowej na świecie. Potem Kubica wspierał jeszcze kilka zespołów jako kierowca rozwojowy i zastąpił Kimiego Raikkonena na dwa wyścigi w 2021 roku, ale nie wrócił na szczyt - nie nawiązał do wyników, które osiągał z BMW Sauber w latach 2006-08 i Renault z sezonu 2010, gdy stawał na podium i wygrywał wyścig o Grand Prix Kanady w 2008 roku. Jego licznik zatrzymał się na 99 startach - jakby znów nieco symbolicznie, tuż przed setnym.
Do F1 wrócić byłoby mu już bardzo ciężko - Kubica zwraca uwagę, iż wiek kierowców startujących tam się wydłuża, ale jest też spora nowa fala kierowców. Łatwiej byłoby mu o ewentualną pracę, np. przy rozwoju bolidu jednej z ekip i deklarował, iż do takiego angażu jest przez cały czas gotowy. W międzyczasie wrócił do rajdów i zdobył mistrzostwo klasy WRC2, a potem odnalazł się w wyścigach długodystansowych. Budował tam swoją pozycję od European Le Mans Series (ELMS) i kategorii LMP2 aż do awansu do Hypercarów. Na tej drodze też nie obyło się bez wydarzeń, które nie były dla Polaka łatwe. Chodzi zwłaszcza o 2021 rok i ówczesny 24-godzinny wyścig Le Mans, kiedy przez awarię czujnika przepustnicy jego samochód teamu WRT zatrzymał się na ostatnim okrążeniu, tuż przed metą legendarnej rywalizacji. Dwa lata później Kubica zajął "tylko" drugie miejsce.
Ale w tym roku Kubica dopiął swego. Po starcie z 13. pola, z przeszkadzającą, bliźniaczą załogą z numerem 51, która nie potrafiła z nim współpracować i najdłuższym pobycie za kierownicą spośród całej swojej ekipy numer 83, wygrał w świątyni motorsportu. W wyścigu, w którym wszystkie oczy były skupione właśnie na nim, jakby oczekując, iż musi przyjść to szczęśliwe zakończenie. Choć Polak niczego nie kończy, będzie jeździł i startował dalej, dla nas to chwila na spojrzenie na ten sukces z dystansu.


Kubica tak naprawdę wygrał Le Mans dwa razy
W kategoriach sportowych, a zwłaszcza motorsportowych, zwycięstwo w maratonie na Circuit de la Sarthe to ogromna wartość. To wyczyn, o którym się pamięta. Ale sam Kubica przyznaje, iż w tej całej historii z udowadnianiem światu, czego naprawdę jest wart i walką o kolejne osiągnięcia po wypadku, najważniejsze jest inne zwycięstwo.


- Musiałem zaakceptować to, co się ze mną stało po wypadku. Jednym z najgorszych okresów w moim życiu było, gdy mój umysł nie był w stanie przyjąć do wiadomości, iż zawodziła moja ręka. Całkiem trudno było z tym żyć, ale cieszę się, iż osiągnąłem swoje osobiste cele. A najlepsza rzecz, którą udało mi się osiągnąć w życiu, nie ma żadnego związku ze ściganiem. To bardziej walka, którą wygrałem ze swoim umysłem - mówił po wyścigu w Le Mans cytowany przez France24.
Wygrana Polaka z wierzchu, to przede wszystkim zamknięcie ust wszystkim tym, którzy umniejszali jego dokonania. Ale pod spodem kryje się bardzo ludzka, krucha sprawa walki z samym sobą. To Kubica na koniec każdego dnia, który spędził w drodze do powrotu na szczyt - najpierw ponownych startów w F1, a potem zredefiniowania swojej kariery i sukcesów w kategoriach, których musiał uczyć się od podstaw - zostawał sam ze swoimi myślami i wątpliwościami, czy uda się przeciwstawić wszystkim przeciwnościom, które miał przed sobą. To, iż je pokonał, uważa za ważniejszy sukces od tych odnoszonych za kierownicą.
To ta wygrana była podstawą do kontynuowania tego, co kocha i w czym jest świetny, czyli bycia sportowcem. Jednak stała się przede wszystkim fundamentem do tego, żeby Kubica mógł dalej funkcjonować jako człowiek. I ma rację: to o wiele ważniejsze niż jakiekolwiek trofeum, które zgarnął, będąc kierowcą. On to Le Mans wygrał dwa razy: najpierw poza torem, a dopiero potem na nim. I za oba należy mu się ogromny szacunek i uznanie.
Moment roku 2025 w polskim sporcie możecie wybierać od 22 do 30 grudnia w poniższej sondzie. W ostatni dzień roku, 31 grudnia, przedstawimy wyniki plebiscytu.
Idź do oryginalnego materiału