Piesiewiczowi wyrósł groźny przeciwnik. Do niedawna byli sojusznikami

2 godzin temu
- To już gierki o fotel prezesa w następnych wyborach - powiedział "Przeglądowi Sportowemu" jeden z działaczy PKOl-u. W ten sposób odniósł się do konfliktu na linii Radosław Piesiewicz - telewizja Polsat. Ta nie tak dawno zaatakowała władze PKOl-u w związku z pamiętną konferencją w Monako, na której ogłoszono, iż sponsorem komitetu będzie firma Zondacrypto. Okazuje się, iż sprawa może mieć drugie dno.
Zamieszania wokół Radosława Piesiewicza i podpisanej przez niego umowy z Zondacrypto ciąg dalszy... Cała sprawa miała swój początek 22 października. Wtedy do prezes PKOl-u podczas konferencji prasowej w Monako ogłosił, iż giełda kryptowalut zostanie nowym sponsorem komitetu. Niedługo później członkowie zarządu PKOl wystosowali do Piesiewicza list otwarty, w którym zarzucali mu, iż decyzję podjął bez konsultacji z nimi. Ten jednak konsekwentnie odpowiadał, iż miał do tego prawo. niedługo w aferze pojawił się zupełnie nowy wątek.

REKLAMA







Zobacz wideo Jaką Igę Świątek zobaczymy w 2026? Jej trener zapowiada zmiany



Polsat zaatakował PKOl za słynną konferencję. Jest odpowiedź. "Wyrażamy zdziwienie"
Na początku listopada swoje niezadowolenie wyraziła telewizja Polsat Sport, która obok telewizji Republika transmitowała pamiętną konferencję w Monako. - Mamy duże zastrzeżenia do jej treści i przebiegu. Nasza redakcja sportowa nie wiedziała, jaka będzie treść i forma konferencji. W związku z tym redakcja sportowa przekazała PKOl informację, iż nie będziemy w przyszłości realizować transmisji live z konferencji PKOl bez wcześniejszej informacji czego ma dotyczyć. Co istotne, fakt iż pokazywaliśmy konferencje PKOl było z naszej strony gestem dobrej woli, nie mamy takiego zobowiązania. Nasze zaufanie zostało nadużyte, więc wprowadzamy nowe zasady w relacjach z PKOl - mogliśmy przeczytać w oświadczeniu podpisanym przez Tomasza Matwiejczuka, Dyrektora ds. Komunikacji Korporacyjnej i rzecznika prasowego Polsatu.


Na odpowiedź ze strony PKOl-u trzeba było czekać dwa tygodnie. Stanowisko organizacji opublikował w poniedziałek "Przegląd Sportowy". Przedstawiciele PKOl-u zarzucają w nim Polsatowi kłamstwo. Chodzi o kwestię rzekomego braku informacji o tematyce konferencji. - Wiedzę w tym zakresie posiadał wiceprezes PKOl, Marian Kmita, pełniący jednocześnie funkcję dyrektora Polsatu Sport. Potwierdził to w rozmowach z przedstawicielami kierownictwa PKOl jeszcze przed terminem konferencji, a także podczas spotkania Prezydium Zarządu PKOl 4 listopada 2025 roku. (...) Tym bardziej wyrażamy zdziwienie użyciem tak mocnych słów, jak "nadużycie zaufania" w naszej relacji, bowiem przebieg konferencji był analogiczny do wszystkich tego typu konferencji prasowych, ogłaszających Sponsorów, czy Partnerów PKOl. - podkreślano.
Dyrektor Polsatu rzuci wyzwanie Piesiewiczowi? "Wydawał się jednym z najbardziej zaufanych ludzi Radka"
Z czego zatem może wynikać "przepychanka" między PKOl-em a Polsatem? Z doniesień "Przeglądu Sportowego" wynika, iż kluczowa w tym sporze jest postać Mariana Kmity. To właśnie dyrektor Polsatu Sport, a przy okazji wiceprezes PKOl-u miał być inicjatorem wspomnianego listu otwartego ze strony członków zarządu do prezesa Piesiewicza. I nie ma tu mowy o przypadku. - To już gierki o fotel prezesa w następnych wyborach - powiedział "Przeglądowi Sportowemu" anonimowy działacz PKOl-u.
W ten sposób zasugerował, iż Kmita może chcieć się ubiegać o stanowisko prezesa PKOl-u w 2027 r. To spore zaskoczenie, bo jeszcze do niedawna miał być sojusznikiem obecnego prezesa. - Marian wydawał się jednym z najbardziej zaufanych ludzi Radka, ale w pewnym momencie wyrósł w PKOl na człowieka środka. To nie jest tak, iż zaciekle atakuje prezesa, ale zadaje ważne pytania i widać, iż naprawdę zależy mu na tym, byśmy wyszli z wizerunkowego kryzysu, który trwa od igrzysk w Paryżu - twierdził jeden z członków zarządu PKOl w rozmowie z tą samą redakcją.



O tym, iż Kmita może w przyszłości zagrozić pozycji Piesiewicza, pisał wcześniej także portal WP Sportowe Fakty. Do wolty dyrektora Polsatu Sport odniósł się zresztą sam Piesiewicz. - Czy czuję się zdradzony? Każdy z nas rano musi spojrzeć w lustro. jeżeli ktoś patrzy i dobrze się z tym czuje, to ja nie mam nic do dodania. Ja nigdy nikogo nie zdradziłem, a słowo jest dla mnie ważniejsze od pieniędzy - mówił.
Idź do oryginalnego materiału