W ciągu ostatnich kilku miesięcy reprezentacja polski w piłce nożnej przeżywała trudne chwile. Porażka i remis z Mołdawią, klęska z Albanią, kolejna zmiana trenera oraz głośne afery medialne to tylko jedne z kilku problemów naszej kadry narodowej. Biorąc pod uwagę te wydarzenia, nie można się dziwić, iż polscy kibice są negatywnie nastawieni do każdego następnego spotkania naszej reprezentacji.
Czwartkowy mecz z Estonią można potraktować jako rozgrzewkę przed spotkaniem finałowym. Polska nie mogła sobie pozwolić na inny wynik niż wysokie zwycięstwo, chociaż w internecie dało się dostrzec wiele negatywnych prognoz przed tym pojedynkiem. Trudno się dziwić, z Mołdawią dwukrotnie nie byliśmy w stanie wygrać, a reprezentacja Wysp Owczych nie straciła z nami więcej niż dwóch bramek. Dlatego mimo niskiej jakości przeciwnika, nasza kadra wraz z selekcjonerem odczuwali prawdopodobnie dużą presję. Spotkanie skończyło się jednak efektywną wygraną oraz awansem do finału baraży.
5 bramek i Zalewski show
Wyjściowy skład wystawiony przez Michała Probierza miał w sobie kilka niespodzianek. Największą były nazwiska Jakuba Modera oraz Sebastiana Szymańskiego widniejące na ławce rezerwowej. Zamiast nich, na boisko wyszli Bartosz Slisz oraz Jakub Piotrowski, co okazało się znakomitym wyborem selekcjonera reprezentacji Polski. Pierwsza bramka padła właśnie po świetnym podaniu zawodnika Łudogorca Razgrad, a błąd estońskiego obrońcy wykorzystał Przemysław Frankowski. Drugim najważniejszym wydarzeniem pierwszej połowy meczu była otrzymanie drugiej żółtki kartki, w konsekwencji czerwonej przez jednego z Estończyków, Paskotšiego. Podsumowując tą część spotkania, Polacy grali całkiem dobrze, ale nieskutecznie, strzelając tylko jedną bramkę w czterdzieści pięć minut.
Na drugą połowę Estończycy wyszli jednak w dziesiątkę, co jest dużą zasługą Nicoli Zalewskiego. Zawodnik Romy wyróżniał się widocznie w pierwszej połowie, ale to w drugiej udowodnił jak ważnym jest elementem naszej reprezentacji. W pięćdziesiątej minucie dośrodkował w pole karne co wykorzystał Piotr Zieliński, podwyższając wynik. Po dwudziestu minutach Jakub Piotrowski ponownie pokazał wszystkim, iż zasługiwał na miejsce w wyjściowej jedenastce, strzelając piękną bramkę sprzed pola karnego. Od tego momentu nasi reprezentanci rozpędzili się i dołożyli Estończykom jeszcze dwie bramki. Pierwsza padła po indywidualnym rajdzie Zalewskiego, którego dośrodkowanie pechowo do własnej bramki odbił Karol Mets. W drugiej połowie na boisku pojawił się również Sebastian Szymański, którego występ odcisnął widoczne piętno na końcowym wyniku. Po naprawdę efektownej akcji dwójkowej z Zalewskim, udało im się skierować piłkę do bramki Heina, ustawiając wynik na 5:0. Niestety, minutę potem Estończycy zdołali zmniejszyć różnicę bramkową. Spóźniona reakcja Jana Bednarka oraz ogólny brak koncentracji w defensywie sprawiły, iż nasi piłkarze nie mają czystego konta. To nie jedyny negatywny aspekt czwartkowego spotkania. W trakcie meczu urazu doznało naszych dwóch wahadłowych, Matty Cash oraz Przemysław Frankowski. Zawodnik Aston Villi opuścił zgrupowanie i na pewno nie wystąpi przeciwko Walii, natomiast Frankowski prawdopodobnie znajdzie się w kadrze meczowej. W związku z urazem Casha, dowołany został Paweł Wszołek.
Walia nie pozostawia złudzeń
Reprezentacja polski dawno nie zagrała tak skutecznego meczu w ofensywie, a sam styl przez większość czasu naprawdę cieszył oko. Mimo tego, przed drużyną Michała Probierza czeka bardzo trudne wyzwanie, jakie stawi im reprezentacja Walii. Z Finlandią, która jest dużo lepszym zespołem od Estonii, Walijczycy strzelili 4 bramki i stracili tylko jedną. Nasza kadra jest co prawda o pięćdziesiąt milionów euro więcej warta od najbliższych przeciwników, ale są inne aspekty, o których wypowiedział się nasz selekcjoner. Michał Probierz po spotkaniu z Estonią udzielił wywiadu w TVP Sport, w którym szczerze wypowiedział się o kadrze Walii i naszych szansach:
„Wiemy jak ważne spotkanie czeka nas we wtorek i musimy się do niego odpowiednio przygotować. W szczególności, iż wiemy, iż w Walii czeka nas bardzo gorący pojedynek. Walia nie przegrała już kilku meczy i u siebie jest bardzo groźna i trzeba przyznać, iż jest zdecydowanym faworytem tego pojedynku. To my tam pojedziemy jako zespół, który teraz powoli się odbudowuje, ale zrobimy wszystko by osiągnąć korzystny wynik i awans.”
Były trener Jagielloni Białystok, poruszył najważniejsze aspekty, mówiąc o przewadze boiska, lepszej formie oraz okazał przeciwnikom odpowiedni szacunek. Pod względem kadrowym, Walia jest dużo bardziej wyrównaną drużyną. Nie mają zawodników bardzo medialnych i wysoce uznanych w piłce nożnej, jednak każda ich pozycja jest odpowiednio obstawiona, a klasowych zawodników i tak nie brakuje. Neco Wiliiams, Ben Davies, Harry Wilson oraz w szczególności Brennan Johnson często występują w najelepszej lidze świata jaką jest Premier League, więc nie Probierz nie może sobie pozwolić na zlekceważenie żadnego z nich. Aspekt, który stoi po naszej stronie, to bilans spotkań pomiędzy reprezentacją Polski, a Walii. W dziesięciu spotkaniach pokonaliśmy Walijczyków siedem razy, dwa razy zremisowaliśmy, a przegraliśmy tylko raz, ponad pięćdziesiąt lat temu. Mówi się, iż piłka nożna jest sportem przesądnym, może więc uda nam się zwiększyć passę pięciu wygranych meczów z rzędu, na sześć.
Po udanym meczu z Estonią naszych reprezentantów czeka prawdziwy mecz próby. Walia to przeciwnik o kilka półek lepszy, który potrafi zaskoczyć choćby najlepsze drużyny w Europie. Przed Michałem Probierzem wymagające wyzwanie, a awans na Euro stoi pod znakiem zapytania. Czy reprezentacja polski powtórzy sukces z 2022 roku, w którym udało im się wygrać finał baraży ze Szwecją i awansować na mundial w Katarze? Wszystko okaże się w najbliższy wtorek.
Roch ORZECHOWSKI