W przeddzień finału Pucharu Króla gruchnęła wiadomość: Real może zbojkotować mecz. Przez media przetoczyła się lawina newsów i oświadczeń. Zawodnicy Carlo Ancelottiego nie wyszli na przedmeczowy trening, który miał się odbyć na arenie w Sevilli. Nie było też zwyczajowej konferencji prasowej, bo Real domagał się zmiany arbitrów sobotniego meczu. Powodem były oskarżenia o stronniczość i sprzyjanie przeciwnikom Realu.
REKLAMA
Zobacz wideo
Telewizja Realu dała sygnał do ataku na sędziów
Zależna od klubu telewizja Real Madrid TV przygotowała podbudowę pod narrację wokół meczu. Pokazała, jak bardzo jej zdaniem Ricardo de Burgos Bengoetxea był stronniczy w meczach "Królewskich". Nie omieszkano dodać, iż choć arbiter z Kraju Basków jest od 2018 roku sędzią międzynarodowym, jeszcze nigdy nie poprowadził meczu Ligi Mistrzów, a również Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej nie wyznaczyła go do meczów pod egidą FIFA. jeżeli chodzi o "winy", dziennikarze wyliczyli mu dziewięć meczów, w których popełnił kilkanaście błędów na niekorzyść Realu. Aż cztery z tych spotkań dotyczyło starć z Barceloną.
Dostało się też Pablo Gonzalezowi Fuertesowi, który na sobotni mecz został wyznaczony jako arbiter VAR. Real Madrid TV wyliczyło mu sześć meczów, w których pomylił się na niekorzyść Realu.
W odpowiedzi na to sędziowie zwołali konferencję prasową i ze łzami w oczach mówili, jak Real niszczy ich wizerunek i jak cierpią przez to ich dzieci. - Musimy to zatrzymać - stwierdził de Burgos i spowodował natychmiastową reakcję.
Piłkarze Realu padli ofiarą samospełniającej się przepowiedni
To wtedy działacze Realu zaczęli się domagać zmiany arbitra. Ich zdaniem Bask przekroczył granice i nie gwarantował bezstronnego sędziowania. W hiszpańskich mediach pojawiły się głosy, iż drużyna Ancelottiego może nie pojawić się na boisku w ramach protestu. Ostatecznie jednak klub wydał oświadczenie, iż nie ma powodu do niepokoju i Real w finale zagra. Niemniej jednak przy okazji klubowi działacze nie omieszkali jeszcze raz oskarżyć sędziów o stronniczość: "Nasz klub rozumie, iż niefortunne i niewłaściwe oświadczenia sędziów wyznaczonych do prowadzenia tego meczu, złożone na 24 godziny przed finałem, nie może położyć się cieniem na wydarzenie sportowe o globalnym znaczeniu, które będzie oglądane przez setki milionów ludzi i szanuje wszystkich kibiców, którzy planują podróż do Sewilli, jak i tych, którzy już znajdują się w stolicy Andaluzji. Real Madryt uważa, iż wartości piłkarskie muszą zwyciężyć, pomimo wrogości i animozji, które po raz kolejny okazali dziś naszemu klubowi sędziowie wyznaczeni na finał".
Ostatecznie po dogrywce wygrała Barcelona 3:2, a piłkarze Realu zostali ukarani w końcówce i już po ostatnim gwizdku sędziego trzema czerwonymi kartkami. Za każdym razem za zbyt agresywne protesty przeciwko decyzjom sędziego.
Wygląda więc na to, iż Real wpadł we własne sidła. Stronniczość arbitra stała się dla jego piłkarzy samospełniającą się przepowiednią i sami dali powody, by sędzia ich surowo ukarał.
Real miał co najmniej cztery powody, by zaatakować arbitrów
Jednak pomimo tego niefortunnego zakończenia, działaniom Realu przed meczem nie można odmówić racjonalności. I wcale nie chodzi o to, iż rzeczywiście udało się wykazać, iż wyznaczeni sędziowie są stronniczy. Chodziło o zupełnie co innego. W hiszpańskich mediach można przeczytać, iż to kolejna odsłona wojny podjazdowej, którą Real toczy z La Ligą. Prezydent Królewskich Florentino Perez od lat jest zwolennikiem rewolucji w europejskim futbolu i chce utworzenia Superligi. Z tego powodu na każdym kroku próbuje zdyskredytować krajowe rozgrywki, jako te, które już nie gwarantują wysokich standardów i uczciwej rywalizacji.
Po drugie sędziowie to idealna wymówka wobec gorszej dyspozycji Realu w tym sezonie. jeżeli działacze wskażą jako winnych słabszych wyników drużyny właśnie arbitrów, to łatwiej im wmówić kibicom, iż oni wszystko zrobili dobrze: przeprowadzili udane transfery, zapewnili drużynie optymalne warunki do gry i treningów itd. To tylko stronniczy arbitrze są winni, iż Real nie zdobywa w tym sezonie trofeum za trofeum.
W końcu po trzecie oskarżenia o stronniczość wywierają na arbitrze dodatkową presję. Jest szansa, iż poddany takiemu atakowi sędzia w niejasnej sytuacji postara się udowodnić swoją neutralność. Wtedy bardziej będzie skłonny zagwizdać na korzyść tych, którzy go o stronniczość oskarżali.
Po czwarte w końcu rola "ofiary" jest cenna w dzisiejszej medialnej narracji. Takiemu kubowi jak Real: bogatemu, utytułowanemu i uprzywilejowanemu bardzo trudno znaleźć jakąś niszę, gdzie mógłby pokazać siebie jako kogoś wykluczonego i pokrzywdzonego przez system. Kwestia sędziowania idealnie się jednak do tego nadaje. jeżeli zespołowi nie idzie na boisku, to niech chociaż będzie zwycięzcą narracji w mediach. Przecież to samo było z galą Złotej Piłki, na którą Real nie poleciał, bo też uważał, iż został skrzywdzony.
Politycy doskonale znają ten mechanizm
Oczywiście wszystkie te chwyty kibice nieprzychylni Realowi ocenią jako co najmniej niesmaczne, a może choćby obrzydliwe. Ale przecież nie o nich klubowi z Madrytu chodzi. Narracja o krzywdzie, wykluczeniu i opresji systemu ma służyć przede wszystkim w relacji do własnych kibiców. To im należy się wytłumaczenie, dlaczego zespół osiąga słabsze wyniki. I to jest wytłumaczenie niebagatelne! Po takich usprawiedliwieniach można wysoko nosić głowę i czuć się moralnym zwycięzcą.
Czyż tego samego mechanizmu nie znamy ze świata polityki? Przecież tam też obowiązuje zasada obsługi w pierwszej kolejności swojego najtwardszego elektoratu. Dzięki niemu wygrywa się wybory. Więc trzeba obsłużyć go taką narracją, żeby go jak najmocniej skonsolidować i zmobilizować. Najlepiej przedstawić politycznego przeciwnika jako zło wcielone, a siebie jako ofiarę niecnych knowań przeciwnika.
A iż bezpodstawne oskarżenia niszczą wizerunek całych rozgrywek w przypadku piłki nożnej, czy też wspólnotę narodową w przypadku polityki, tego nikt nie bierze pod uwagę. Ważne, żeby kibice przyszli na kolejny mecz, a elektorat na wybory.