Oto pierwszy finalista LKE! Zadecydował rzut karny w 85. minucie

1 tydzień temu
Potrzeba było straconego gola, aby gracze Fiorentiny - kolokwialnie mówiąc - dojechali na rewanżowe starcie w półfinale Ligi Konferencji Europy przeciwko Club Brugge. W belgijskiej ekipie od pierwszej minuty wystąpił Michał Skóraś. Polak rozegrał dość przeciętne 86. minut, a boisko opuszczał zaraz po wyrównującym trafieniu z rzutu karnego dla ekipy z Florencji, która przez znaczną część drugiej połowy dominowała, obijając obramowanie bramki Club Brugge.
Rok temu Michał Skóraś jeszcze w barwach Lecha Poznań odpadał z Fiorentiną w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy. W środowy wieczór ponownie mierzył się z tym rywalem, ale już jako piłkarz Club Brugge, a stawką był finał LKE. W pierwszym spotkaniu ekipa z Włoch wygrała u siebie 3:2 po golu w doliczonym czasie gry, ale ekipa Polaka, który ponownie wybiegł w podstawowym składzie, miała pełne prawo wierzyć w odwrócenie losów dwumeczu i pierwszy awans do finału europejskiego pucharu od 36 lat.
REKLAMA






Zobacz wideo Sceny w trakcie finału Pucharu Polski! Wisła Kraków i Pogoń Szczecin w akcji



Długo rozkręcało nam się to widowisko. Gracze Vincenzo Italiano podeszli do tego spotkania głównie z chęcią utrzymania przewagi, przez co aż do 18. minuty musieliśmy czekać na pierwszy strzał. Od początku bardzo aktywny był za to Michał Skóraś, który mimo nominalnego ustawienia z prawej strony pojawiał się na całej szerokości boiska. Wśród graczy ofensywnych to jego nazwisko najczęściej wymieniali komentatorzy, choć poczynania Polaka nie przynosiły konkretnego zagrożenia.
Gol obudził to spotkanie. Zwłaszcza gości
W 20. minucie gospodarzom udało się doprowadzić do remisu w dwumeczu. Dokonali tego przy okazji pierwszego uderzania w meczu na bramkę Terracciano. Świetnym dośrodkowaniem z lewej strony popisał się Hans Vanaken, a w polu karnym znalazł się lewy obrońca Maxim De Cuyper, który trącił - lub nie - piłkę, która zmierzała do bramki. Powtórki ostatecznie rozstrzygnięto, iż to Vanaken był autorem tego trafienia.
To trafienie było niezbędne, aby napędzić emocje w tym spotkaniu, albowiem strata bramki obudziła gości z Florencji, którzy momentalnie ruszyli do ataku. Najpierw oko w oko z bramkarzem wyszedł Nico Gonzalez, ale uderzył fatalnie wprost w Mignoleta. Gorzej się nie dało. Dobitka Beltrana była niecelna. Swoją szansę miał także chwilę później Belotti.
Na zakończenie drugiego kwadransa gry pluć w brodę mógł sobie Michał Skóraś. Jego kolega z formacji ataku Igor Thiago przy linii bocznej przepchnął rywala i pognał w pole karne. Wycofał piłkę w kierunku Polaka, ale zza jego pleców wyskoczył Dodo, ratując sytuację. Pięć minut później gospodarzy uratowała poprzeczka po fenomenalnym strzale z półwoleja Kouame. Do przerwy wynik się nie zmienił, ale statystyczna dominacja gości robiła wrażenie. Oddali aż 11 strzałów przy dwóch próbach rywali.



Naciskali, aż wcisnęli. Potrzebowali rzutu karnego
Grę po zmianie stron lepiej rozpoczęli gracze Club Brugge. Doskonałą okazję po rzucie rożnym miał Odoi, ale nie oddał strzału z trzeciego metra. Był kompletnie sam, ale mimo to trafił w piłkę plecami, zamiast głową. Gracze Fiorentiny po wyjściu z szatni ponownie potrzebowali kilkunastu minut, aby się obudzić, ale to oni w dalszym fragmencie meczu byli bliżsi zdobycia bramki. Sporo jednak do życzenia pozostawiała jakość strzałów.
W 73. minucie w poprzeczkę bezpośrednio z rzutu wolnego trafił Cristiano Biraghi. Kilka chwil później w słupek poprawił Christian Kouame. Fiorentina była coraz bliżej wyrównania, a Club Brugge momentami chwiało się, niczym bokser po mocnym ciosie. "To jest niebywałe" - mówili komentatorzy Viaplay o kolejnych niewykorzystanych sytuacjach drużyny z Serie A.
Okazji z 85. minuty nie mieli prawa zmarnować, albowiem turecki arbiter podyktował rzut karny po faulu Brandona Mechelle na Christianie Kouame. Do piłki podszedł Lucas Beltran, który dość pewnie, choć po rękach Mignoleta, wykorzystał jedenastkę. Po golu na 1:1 boisko opuścił Michał Skóraś. Był to przeciętny mecz w wykonaniu Polaka. W pierwszej połowie dość aktywny, choć mało konkretny. W drugiej już niewidoczny.
Gospodarze walczyli do końca. W czwartej minucie doliczonego czasu gry Hans Vanaken dryblingiem wpadł w pole karne. Uderzył w krótki róg, ale fantastyczną interwencją popisał się Pietro Terracciano. To był dopiero pierwszy strzał zawodników Club Brugge w drugiej połowie, ale włoski bramkarz zachował koncentrację i wprowadził swoją ekipę do finału Ligi Konferencji Europy. W nim zmierzą się z Olympiakosem lub Aston Villą.



W zeszłym roku Fiorentina w finale uległa 1:2 West Hamowi po golu w ostatniej minucie. Czy tym razem ekipie z Florencji uda się zdobyć to europejskie trofeum?
Idź do oryginalnego materiału