Oto najsłynniejsze bliźniaczki polskiego sportu. Mama usłyszała, iż będą warzywami

6 godzin temu
- No dawaj! Zaraz wyjmę wywiadowe bingo i sobie odhaczymy to pytanie - śmieje się Aleksandra Kałucka. Z nią i z Natalią, czyli z bliźniaczkami, których mamie powiedziano po porodzie, iż córki albo niedługo umrą, albo będą "warzywami", nie da się nie porozmawiać o tym, jak mama sprawiła, iż biegają po ścianach. Ale tematów poruszyliśmy znacznie więcej.
Natalia Kałucka jest mistrzynią świata, a Aleksandra Kałucka to brązowa medalistka olimpijska we wspinaczce sportowej. Obie osiągnęły już wielkie sukcesy, choć - jak podkreślają - dopiero wchodzą w dorosłość.


REKLAMA


Zobacz wideo Momenty Roku 2024. Aleksandra Mirosław dokonała wielkiej rzeczy. "Na kolejnych igrzyskach to ona zdobędzie złoto"


- Jesteśmy z moją siostrą bliźniaczką prezentem na Boże Narodzenie [Kałuckie urodziły się 25 grudnia 2001 roku]. Kiedy moja mama pytała w szpitalu, jak czują się dzieci, słyszała: "Jeszcze żyją". Mówiono, iż w najlepszym wypadku będziemy "warzywami" do końca życia. Moja mama w to nie uwierzyła. Dzień w dzień dokładnie powtarzała ćwiczenia, które fizjoterapeutka pokazywała jej raz w tygodniu. Mama choćby trochę przesadziła, bo dzisiaj z siostrą dosłownie biegamy po ścianach - mówiła Ola jesienią ubiegłego roku na wydarzeniu TEDxWarsaw Women. Ten fragment z jej mowy jest jedną z najlepszych scen filmu "Mistrzynie" - dokumentu o sześciu wybitnych sportsmenkach.


W obrazie ekipy, która wcześniej zrobiła filmy m.in. o Robercie Lewandowskim i Jakubie Błaszczykowskim siostry wystąpiły razem z Adrianną Sułek-Schubert, Karoliną Nają, Różą Kozakowską i Natalią Partyką. Film "Mistrzynie" zostanie zaprezentowany szerokiej publiczności podczas 21. edycji Festiwalu Millennium Docs Against Gravity – jednego z najważniejszych wydarzeń filmowych w Polsce poświęconego filmom dokumentalnym. Premierowy pokaz odbędzie się 17 maja o godzinie 18 w warszawskiej Kinotece. Bezpłatne wejściówki na pokaz można odbierać od piątku, 9 maja, w Centrum Festiwalowym.
A my na Sport.pl w rozmowie z siostrami Kałuckimi wychodzimy daleko poza plan filmowy.
Łukasz Jachimiak: Dlaczego w tym roku po ścianach biega tylko jedna z sióstr? Ola, czy po wywalczeniu medalu olimpijskiego poczułaś, iż musisz sobie zrobić przerwę?
Aleksandra Kałucka: Tak, bo uważam, iż gaz jest limitowany, a chciałabym, żeby moja kariera potrwała jeszcze na pewno do igrzysk w Los Angeles [2028 rok], a może choćby do następnych, w Brisbane [2032 rok]. Myślę sobie, iż jak się zajadę na samym początku, to energia mi się skończy, więc wolę odpocząć teraz i za jakiś czas znowu pocisnąć. Teraz właśnie wróciłam ze Szkocji, gdzie pozdawałam egzaminy na studiach. Skupiłam się na matematyce, bo igrzyska tyle mnie kosztowały, iż nie czułam chęci powrotu do rywalizacji. Ale zobaczycie mnie w tym sezonie, mam taką nadzieję. Tylko troszkę później.


W lipcu, w Krakowie – na pierwszym w historii Pucharze Świata w Polsce?
Aleksandra Kałucka: Chciałabym, ale nie będę tego obiecywać. Wszystko zależy od tego, w jakiej będę formie psychicznej i fizycznej. Myślę, iż jest duże prawdopodobieństwo, iż wystartuję w Krakowie, ale nie mówię, iż tak będzie na pewno.
Całe szczęście, iż w Pucharze Świata Polska nie ma takiego limitu, jaki miała na igrzyskach, prawda?
Natalia Kałucka: Jasne! Na igrzyskach kraj może wystawić tylko dwie zawodniczki, a w Pucharze Świata są cztery miejsca dla dziewczyn z naszego kraju, plus na Kraków na pewno dostaniemy coś ekstra, jako gospodarz. Myślę, iż wystartuje choćby sześć naszych zawodniczek. Ale ja też na razie jeszcze o Krakowie nie myślę. Za mną pierwsze starty w sezonie, właśnie wróciłam z Indonezji, i bardzo się cieszę, iż z Olą zjechałyśmy do domu w tym samym czasie. Bo rzadko jesteśmy razem.
Czy są jakieś szanse, iż przed igrzyskami w Los Angeles nie będziecie musiały stoczyć takiej siostrzanej walki o miejsce w polskiej kadrze, jaką stoczyłyście przed Paryżem?
Aleksandra Kałucka: Niestety, może być tak, iż kraj będzie reprezentowała tylko jedna zawodniczka. W Los Angeles odbędą się trzy oddzielne konkurencje wspinaczkowe, a nie dwie, jak to było w Paryżu, ale na igrzyska będzie mogło przyjechać tyle samo zawodniczek i zawodników, co do tej pory. Czyli w każdej konkurencji będzie mniej uczestników. Wygląda na to, iż kobiet i mężczyzn w tych sześciu konkurencjach, trzech damskich i trzech męskich, będzie w sumie tylko 60.
Natalia Kałucka: To jeszcze nie jest pewne, ale słyszymy plotki, iż może być choćby tylko jedno miejsce dla kraju, a mamy nadzieję, iż jednak będą dwa. O trzech to choćby nie myślimy.


Aleksandra Kałucka: Generalnie przez lata w naszym sporcie może się dużo zmienić. Ciągle są nowe pomysły i formaty. Na przykład latem tego roku na World Games będziemy startowały razem w duecie, w parze. Już się nie możemy doczekać tego nowego doświadczenia!
Ale pałeczki w połowie ściany sobie nie będziecie musiały podawać?
Aleksandra Kałucka: Jak pierwsza osoba włączy światełko na górze ściany, to na dole zaświeci się światełko dla tej drugiej, iż może ruszać. Ale sztafety też są. Trzyosobowe. Pierwsza osoba zmienia się z trzecią. To jest już skomplikowane, bardzo dynamiczne i trudne do ogarnięcia. Też z uwagi na bezpieczeństwo.
Siostrzany duet na igrzyskach to pewnie brałybyście choćby nie jako konkurencję dodatkową, ale i zamiast tej klasycznej, indywidualnej rywalizacji?
Aleksandra Kałucka i Natalia Kałucka jednocześnie: Tak!
Aleksandra Kałucka: Ale to by była całkiem inna presja. Musiałybyśmy się przygotować mentalnie na to, iż chodziłoby o rezultat nie tylko swój, ale też siostry. A my żyjemy w bardzo dobrej relacji, jak chyba każdy wie. Ale myślę, iż to by była przede wszystkim dobra zabawa.


Natalia Kałucka: Dałybyśmy radę. Po prostu każda miałaby swoje zadania do wykonania.
Gdybyście miały taki start na igrzyskach, to już nigdy nie musiałybyście przeżywać tego, co przed Paryżem. Walka między wami bliźniaczkami o to, która wystartuje na igrzyskach to był dla was najtrudniejszy moment w życiu?
Aleksandra Kałucka: choćby rozmawiałam z jedną z zawodniczek o tym, iż właśnie przez to, iż musiałam rywalizować z siostrą, czułam się po igrzyskach aż tak bardzo zmęczona. Bo ja wiem, iż igrzyska skończyły się dla mnie sukcesem, ale tylko ja wiem, ile mnie to kosztowało. Więc tak, to na pewno było bardzo stresujące i przykre. Cała ta historia jest przykra. Mówię: dla mnie skończyła się happy endem, medalem, a cieszę się też z tego, iż Natalia tam była, choć w innej roli. Ale i tak zostało uczucie niesprawiedliwości. Na igrzyskach tak jest, w różnych sportach, iż poziom jest troszkę niższy, są te limity, które mówią, iż musi startować reprezentant Afryki czy Australii, i startuje ktoś, kto biega 11, a nie sześć sekund, a nie startuje trzecia zawodniczka w światowym rankingu, bo tak wylosowała w życiu, iż jest z kraju, z którego zakwalifikowały się dwie inne mocne zawodniczki. To jest trochę demotywujące, ale tak już jest, nie ma co nad tym biadolić, tylko trzeba dalej cisnąć.
Natalia Kałucka: Ubiegły rok był bardzo trudny, bo Ola zdobyła kwalifikację w ostatnim momencie, miesiąc przed igrzyskami, a obie walczyłyśmy cały rok. To był wymęczający proces.
Aleksandra Kałucka: Mnie to chyba najwięcej kosztowała zmiana trenera. Było duże zamieszanie. Ale skończyło się dobrze i teraz jest wszystko w porządku, wreszcie trenujemy w komfortowych warunkach, w ciszy, w szacunku, z luzem, więc teraz będzie po prostu coraz lepiej.


Obie zmieniłyście trenera? Macie wciąż jednego na wasz duet, tylko to już nie jest Tomasz Mazur, który prowadził was przez wiele lat, tak?
Natalia Kałucka: Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, iż mogłybyśmy się rozdzielić i mieć innych trenerów.
Aleksandra Kałucka: Ja choćby jak rozmawiam z kimś z biznesu, to zawsze mówię, iż jestem w dwupaku!
Ja was właśnie tak widzę!
Aleksandra Kałucka: I prawidłowo. Siostry zawsze trzymają się razem!
Dlaczego siostry zdecydowały o zmianie trenera na sześć tygodni przed igrzyskami? Ola, to ty na to naciskałaś? To ty nagle wstałaś i uznałaś, iż bez tej zmiany możesz nie wywalczyć medalu w Paryżu? Ale tak serio, to chyba już wcześniej musiała w was dojrzewać potrzeba takiej zmiany?
Aleksandra Kałucka: Na sześć tygodni przed igrzyskami wszystko sobie uczciwie przeanalizowałam. Już przed ostatnimi kwalifikacjami zadałam sobie pytanie, co mogę zrobić, żeby te zawody mi poszły jak najlepiej i żebym nie mogła sobie nic zarzucić. Stwierdziłam: "No dobra, ryzykujemy. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana". No i ja tego szampana później piłam, czyli to się opłaciło. Oczywiście to było ryzykowne, ale miałam super ludzi dookoła mnie, którzy mnie wspierali. Oczywiście byli też tacy, którzy mówili, iż jestem walnięta, crazy i w ogóle kto tak robi? Słyszałam, iż jestem nieodpowiedzialną gówniarą. Ale to była moja decyzja, która się opłaciła. Na igrzyskach każdy z czołówki jest świetnie przygotowany fizycznie. U nas pierwsza ósemka fizycznie była na znakomitym, najwyższym możliwym poziomie. Poza Olą Mirosław, która reszcie świata odjechała, każdy z tego grona miał takie same szanse. A więc jest tak, iż przy równym poziomie sportowym medale zdobywają ci, którzy są otoczeni osobami dającymi wsparcie, przewagę mentalną. W zmianie trenera widziałam dobre rozwiązanie, doprowadziłam do tej zmiany i nie żałuję.


W momencie zmiany trenera miałyście po 22 lata. To się działo tuż przed igrzyskami, na które ty Ola jechałaś po medal. Dodajmy, iż z poprzednim trenerem pracowałyście przez większość swojej przygody ze wspinaczką. Nie usprawiedliwiam gadania o nieodpowiedzialnych gówniarach, ale rozumiem, iż część ludzi ze środowiska mogła uznać, iż nie wytrzymujecie presji, zwłaszcza Ty, Ola.
Aleksandra Kałucka: No tak, pracowałyśmy z tamtym trenerem przez osiem lat. Ale od jakiegoś czasu informowałam związek o pewnych sprawach, o różnych rzeczach. I nie było żadnej reakcji. A nagle, gdy powiedziałam, iż chcę koniecznie zmiany przed igrzyskami, to usłyszałam takie niesprawiedliwe komentarze, iż zmieniam trenerów jak rękawiczki i iż jestem niewdzięczna. Prawda była taka, iż musieliśmy się rozstać i się rozstaliśmy.
Chcesz opowiedzieć, co się takiego działo, iż musiałyście zmienić trenera?
Aleksandra Kałucka: Nie wchodzimy w szczegóły. Po co o tym pisać?
Nie wiem, po prostu pytam czy chcecie.
Aleksandra Kałucka: Ja to porównuję do problemów w każdej innej pracy – różnie się w nich ludzie ze sobą dogadują, prawda? Dla nas wspinaczka to praca, tu też czasami w relacji coś nie wychodzi i po prostu się rozstajemy. Jest jak w korpo.
A jak jest między wami, a Olą Mirosław? W filmie "Mistrzynie" nie ma słowa o waszej rywalizacji, o tym czy się lubicie, czy bywa, iż razem gdzieś trenujecie. Żałuję, iż ten dokument nie stał się serialem i iż nie miałyście odcinka tylko o sobie – wtedy byłaby przestrzeń do pokazania i takich spraw.
Aleksandra Kałucka: Film generalnie jest o tym, jak są w Polsce traktowane kobiety w sporcie, a nie po prostu o nas. Taki był zamysł. Ale bardzo się cieszę, iż wystąpiłyśmy razem z siostrą i uważam, iż zostałyśmy najśmieszniejszymi bohaterkami. Na prapremierze zauważyłyśmy, iż dużo osób się śmiało, gdy się pojawiałyśmy na ekranie. Ludzie i płakali, i śmiali się z nami. A z Olą Mirosław to jest tak, iż ogólnie mamy w kraju bardzo wysoki poziom i zawody krajowe to jest świetny trening i jestem wdzięczna za to, iż Ola jest, iż pokazuje najwyższy poziom i iż możemy razem zdobywać medale dla Polski. A nie myślę co by było, gdyby, bo to mi nic nie zmienia w życiu.


Natalia Kałucka: Ja też nie myślę, iż na przykład gdyby nie Ola, to byłoby tak czy inaczej. Mam dokładnie tak samo jak siostra.
Nie odpowiedziałyście czy z Olą Mirosław się kolegujecie, lubicie. Macie w ogóle jakąś relację?
Natalia Kałucka: Wiesz co, my się z Olą słabo znamy. Trzeba pamiętać, iż Ola mieszka w Hiszpanii i iż stosunkowo jest dużo starsza od nas, więc my w latach juniorskich kompletnie się nie spotykałyśmy.
Aleksandra Kałucka: Przez większość sportowego życia my się z Olą w ogóle nie spotykałyśmy. A teraz? Uprawiamy indywidualny sport, każdy jest skupiony na sobie. A Olka jest bardzo profesjonalna, bardzo skupiona na sobie, na swojej pracy, co na pewno jest dla niej na duży plus. No ale raczej nie mamy kontaktu. Mamy swoje oddzielne teamy, swoje sprawy i swoje cele, a sztafet jeszcze nie było, więc jeszcze razem nie startowałyśmy.
Natalia Kałucka: I też razem nigdy nie trenujemy. Ola ma swój indywidualny program szkolenia ze związku, a my mamy swój.


Zapominam, jakie wy jesteście młode. Urodziłyście się w 2001 roku, a Ola Mirosław – jeżeli dobrze pamiętam – w roku 1994. To faktycznie spora różnica.
Natalia Kałucka: Tak naprawdę jeszcze większa niż wskazują roczniki, bo my jesteśmy z samego końca 2001 roku.
No tak, urodziłyście się 25 grudnia. Wiem jak to jest, bo też jestem z grudnia i zawsze byłem najmłodszy w klasie.
Aleksandra Kałucka: A to ja byłam najstarsza w klasie! Bo my poszłyśmy do szkoły o rok wcześniej. I dzięki temu „osiemnastkę" miałam pierwsza w klasie!
O dwie minuty szybciej niż siostra?
Aleksandra Kałucka: Ha, ha, formalnie tak, ale imprezę miałyśmy oczywiście razem, wspólną.
Natalia Kałucka: Impreza była wspólna, mimo iż w liceum uważam, iż byłyśmy najdalsze sobie w całym życiu. Ponieważ wtedy poszłyśmy do innych szkół i miałyśmy różnych znajomych. Ale impreza była wspólna. Między świętami a Sylwestrem.


Natalia, czyli w liceum Ola już nie mogła pisać za ciebie sprawdzianów z matematyki.
Natalia Kałucka: To było dobre, ale na gimnazjum się skończyło. W liceum musiałam już sobie radzić sama, ale jakoś dałam radę i maturę napisałam całkiem dobrze.
Teraz jesteś AWF-ie?
Natalia Kałucka: Studiuję wychowanie fizyczne na Akademii Tarnowskiej, jestem na czwartym roku. No i miejmy nadzieję, iż niedługo będę na piątym, ale nie wiem, bo nie ukrywam, iż mam troszkę inne podejście do edukacji niż Ola, bardziej takie wyluzowane. Może się jeszcze jakaś dziekanka po drodze przytrafić, no ale powoli też kończę studia.
Ola, a ty już skończyłaś swoją matematykę stosowaną w Szkocji?
Aleksandra Kałucka: Skończyłam, będzie mnie jeszcze czekało pisanie magisterki, jeżeli się zdecyduję, bo nie muszę jej pisać. Zobaczymy, jeszcze mam dwa miesiące wolnego, nic nie robię, odpoczywam.
Natalia Kałucka: No jak odpoczywasz? Przecież trenujesz!


Aleksandra Kałucka: No oczywiście, ciężko trenuję!
A z czego mogłabyś napisać tę magisterkę? Masz pomysł?
Aleksandra Kałucka: Przykłady: dynamic system dwóch genów, które jakoś się ruszają i my analizujemy jak one się ruszają i wpływają na siebie. Albo: jak fal na morzu można używać do produkowania energii. Można by też było rozszerzyć temat, który już pisałam w ramach jednego projektu - jak ustawić wiatraki na polu, żeby nie przeszkadzały ptakom. Tematy są przeróżne. Dużo rzeczy z moich studiów można wykorzystać w medycynie i w inżynierii.
Wybranie wychowania fizycznego przez sportowca nie zaskakuje, bo otwiera ścieżkę do zostania w sporcie, choćby w roli trenera. Ale matematyka? Kojarzę, iż skończyła ją Maja Włoszczowska, z jakimś ścisłym kierunkiem kojarzę też Kajetana Duszyńskiego…
Aleksandra Kałucka: Dorzucam Klaudię Kazimierską, też olimpijkę [to lekkoatletka, biegaczka na 1500 m], która wybrała matmę.
Chcę zapytać, dlaczego poszłaś na matematykę. Masz jakiś konkretny pomysł na siebie po sporcie?
Aleksandra Kałucka: Po prostu zawsze byłam dobra z matematyki, nigdy nie musiałam się jej uczyć, tylko ją rozumiałam. Matematykę porównuję do sportu: w nim też nie uczysz się na pamięć, tylko musisz wszystko zrozumieć. I musisz ćwiczyć mózg, żeby miał jakąś tam umiejętność liczenia. I trzeba być regularnym. W sporcie i w matematyce są podobne wyzwania i euforii po zrobieniu czy odkryciu czegoś. I zarówno sport, jak i matematyka bardzo mnie rozwijają pod różnymi względami. Dzięki matematyce teraz spędziłam rok w Szkocji, dzięki czemu doszlifowałam swój angielski, zyskałam taką większą odwagę do życia i inne perspektywy na przyszłość.


Z tym angielskim lepiej tak nie szarżuj, bo po roku w Szkocji może się okazać, iż trudno będzie cię zrozumieć.
Aleksandra Kałucka: Nie, nie! Studiowałam na uniwersytecie w Edynburgu, gdzie 80 proc. stanowią studenci nie ze Szkocji, a wśród wykładowców miałam tylko jednego Szkota.
Macie pomysły na siebie na czas po karierze? Na powiedzmy 2035 rok?
Natalia Kałucka: Ja na pewno zostanę w sporcie. Ale zrobię sobie przerwę i na rok wyjadę na misje do Afryki.
O, super! Szacunek!
Natalia Kałucka: Dużo podróżuję, jestem taka, iż wszędzie się umiem odnaleźć, chciałabym zrobić coś dobrego i zyskać kompletnie inne doświadczenie, pożyć trochę inaczej. Ale wymyśliłam to niedawno i tak naprawdę nie wiem czy za 10 lat mi się nie zmieni.
Masz już upatrzony kraj?
Natalia Kałucka: Nie mam. W Afryce jeszcze nie byłam, nie robi mi różnicy, gdzie miałabym trafić.


Aleksandra Kałucka: A ja może będę mieszkała w Australii? Ha, ha! Śmieję się, bo czasami nas ludzie pytają, co będziemy robiły kiedyś, a wtedy ja odpowiadam, żeby zapytali jakiegoś naszego rówieśnika, to zobaczą, iż tak naprawdę nikt w tym wieku nie ma pojęcia, co będzie robił. My dopiero zaczynamy etap dorosłości. A iż ja jestem szalona i nieprzewidywalna, to naprawdę może mi odwalić i mogę kiedyś z dnia na dzień zdecydować, iż na przykład rzucam pracę w korporacji i od jutra będę mieszkała w Australii.
Czyli pani od matematyki, która uczy dzieci to na pewno nie ty?
Aleksandra Kałucka: Na pewno nie! jeżeli już miałabym uczyć, to na jakimś uniwersytecie. Do pracy z dziećmi nie mam uprawnień i też po tylu latach nauki nie chciałabym zejść do uczenia ułamków. Oczywiście nie mówię, iż to coś złego, ale po prostu znam swoje ambicje i też nie widzę się w pracy z dziećmi.
A propos dzieci – w Paryżu miałem przyjemność jechać na twoje zawody Ola tym samym pociągiem, którym jechały wasza mama i Natalia. choćby z moją redakcyjną koleżanką zastanawialiśmy się czy poprzestać na przywitaniu się, czy spróbować nawiązać rozmowę, ale odnieśliśmy wrażenie, iż i mama i Natalia są bardzo spięte. Wiecie o co chcę zapytać? Czy waszej mamy tamten dzień nie kosztował jeszcze więcej niż was? A adekwatnie czy Ola nie miała z was najłatwiej, mimo iż to ona walczyła o olimpijski medal?
Natalia Kałucka: No tak, tak! Mama była okropnie zestresowana. Pewnie dodatkowo też z tego powodu, iż mało podróżuje, choć teraz to się powoli zmienia. Ale wtedy musiałam się nią zająć. To był bardzo trudny czas dla niej i dla mnie też. Mama siedziała na widowni i czekała, a ja siedziałam i włączały mi się nie tylko takie emocje jak żal, iż nie startuję, ale też myślałam, iż nic nie mogę zrobić. Na szczęście na koniec byłam dumna z Oli i z mojej mamy też, iż dały radę, ha, ha! To był piękny moment naszej rodziny. Bo w ogóle cała rodzina kibicowała u babci przed telewizorem, a tylko ja z mamą byłyśmy w Paryżu.
Macie jeszcze starszego brata, ale jego nie było z wami?
Natalia Kałucka: Niestety, był za granicą, w pracy. Nie mógł się zwolnić. Ale może to dobrze, może to już by było za dużo ludzi z rodziny tam na miejscu?


Generalnie macie dużą rodzinę - z tego, co wyczytałem, przy świątecznym stole zbiera się u was choćby 25 osób.
Natalia Kałucka: Mama ma czwórkę rodzeństwa, każdy z jej rodzeństwa ma przynajmniej dwójkę dzieci, więc tak, dużo nas się zawsze zbiera u babci. Fajne jest to, iż wszyscy się lubimy. Naprawdę! Nie ma kłótni, jest fajna atmosfera.
Aleksandra Kałucka: I mamy takie wsparcie, iż jak przegrywamy, to nasze młodsze kuzynki płaczą. To jest prawdziwa rodzina!
Natalia Kałucka: Bardzo nas boli, iż obaj dziadkowie już nie żyją. Żaden nie dożył tego momentu, gdy wspinaczka stała się sportem olimpijskim, a obaj najmocniej jak się da interesowali się sportem. Myślę, iż obaj z góry widzieli te paryskie igrzyska. I byli dumni.
Ola, czy to jeden z tych dziadków powiedział ci, gdy byłaś nastolatką, iż nie zostaniesz mistrzynią świata juniorów? Nawiązuję do twojej mowy na ubiegłorocznym TEDxWarsaw Women. W filmie "Mistrzynie" pokazano krótki fragment twojego wystąpienia, natomiast znalazłem je w całości i stąd wiem, jak bardzo wzięłaś sobie do serca tamto stwierdzenie dziadka.
Aleksandra Kałucka: Tak, ale dziadek nie miał na myśli niczego złego.


Natalia Kałucka: Chodzi o to, iż my jesteśmy z prostej rodziny i kiedy byłyśmy dziećmi, nasi bliscy nie chcieli, żeby nam było przykro, gdy się nam coś nie spełni. Uważali, iż czasami po prostu ponosi nas dziecięca fantazja. Ale to nie było tak, iż w nas nie wierzyli.
Aleksandra Kałucka: Ja na pewno dziadka nie obwiniam. Ale tę sytuację zapamiętałam i teraz mówię dzieciakom, iż nie zawsze jest tak, iż sportowcy mają za plecami wsparcie, iż nie zawsze za nami są ludzie, którzy kibicują, tylko bywa, iż albo nie ma nikogo, albo choćby ktoś sądzi, iż nie dasz rady. A ty musisz wiedzieć, iż dasz radę. A co najmniej musisz spróbować i się przekonać.
Nigdy nie miałyście momentu zwątpienia? Takiej myśli "Na co my się porywamy? Chyba nie damy rady stać się jednymi z najlepszych na świecie"?
Aleksandra Kałucka: My od zawsze byłyśmy dziećmi zakochanymi w sporcie. Miałyśmy mega zajawkę na wspinaczkę od samego początku i ogromną wiarę, iż coś osiągniemy. Ja generalnie nie byłam jakoś bardzo wierząca w siebie, ale tu moja intuicja mi mówiła zawsze, żebym w to szła, iż będzie dobrze.
Natalia Kałucka: Sport to nasze życie. Od zawsze. Każde igrzyska zawsze oglądałyśmy od rana do wieczora, bo byłyśmy wielkimi fankami sportu. I dalej jesteśmy. Wiesz, iż w trakcie igrzysk w Tokio popłakałam się, oglądając, jak dziewczyna z jakiegoś odległego kraju wygrała złoto w podnoszeniu ciężarów? Wzruszyłam się, widząc jej radość. Cały czas oglądamy różne dyscypliny i ogarniamy, co się w nich dzieje.


Natalia, na paryskich igrzyskach byłaś jako reporterka Eurosportu, więc może miałaś okazję pochodzić na różne sporty?
Natalia Kałucka: Nie, ponieważ ja tam pracowałam i skupiałam się bardzo na swoim zadaniu, na pomocy przy wspinaczce. Ale propozycja od Eurosportu to była dla mnie mega niespodzianka. Jestem wdzięczna, iż zostałam zaproszona do takiej współpracy. To była fajna przygoda. Ktoś dał mi szansę rozwoju i szansę, żebym na tych igrzyskach też miała swoje pięć minut. W innej dziedzinie, ale to też coś.
A ty, Ola, na jakieś zawody olimpijskie się wybrałaś? Może już z medalem na szyi, w nagrodę, żeby wyluzować?
Aleksandra Kałucka: Jak się ma medal olimpijski, to się nie ma czasu. Medal zdobyłam o godzinie 13, a najpilniejsze obowiązki tego dnia skończyłam o pierwszej w nocy. Przez ten czas nie miałam choćby jak zobaczyć się z mamą, mimo iż była na miejscu. Przed medalem oglądaliśmy starty Polaków wspólnie, w ekipie, w wiosce olimpijskiej. Najfajniej się siedziało z Pawłem Fajdkiem.
Dlaczego?
Aleksandra Kałucka: Bardzo go lubię, jakoś tak od zawsze czułam do niego sympatię, a w Paryżu polubiłam go jeszcze bardziej. Zwłaszcza iż po medalu dał mi cenną radę.
Jaką?
Aleksandra Kałucka: Nie powiem.


Musisz, skoro zaczęłaś ten temat! Tylko może powiedz to w cenzuralnych słowach.
Aleksandra Kałucka: Ha, ha, na pewno nie powiem. Pamiętam tę radę i z niej korzystam, ale to będzie tajemnica. A Pawła lubię za autentyczność. Podoba mi się, gdy w sporcie mówisz to, co czujesz, co uważasz, a nie kombinujesz czy to nie zaszkodzi twojej reputacji, twojej marce i tak dalej. Uważam, iż polski sport jest bogatszy dzięki temu, iż ma takiego Fajdka.
Ustaliliśmy już, iż w Paryżu bardzo się denerwowały Natalia i wasza mama, wiemy też, iż igrzyska kosztowały dużo Olę, dlatego teraz Ola ma przerwę, ale w jednym z twoich wywiadów, Ola, usłyszałem, iż w dniu startu to ty adekwatnie nie czułaś stresu. Serio, ani trochę?
Aleksandra Kałucka: Dużo mi dały Igrzyska Olimpijskie Młodzieży w 2018 roku w w Buenos Aires. Miałyśmy po 17 lat, gdy pierwszy raz pojechałyśmy na taką imprezę, gdzie była wioska, była ceremonia otwarcia i zamknięcia, była maskotka – wszystko identyczne, jak na igrzyskach. Wiem, bo już mogę porównać, bo byłam już i tu, i tu. Wtedy w Buenos zrozumiałam, co to znaczy być olimpijczykiem. Wcześniej do końca nie rozumiałam tego hype'u na igrzyska, a wtedy to poczułam. I teraz byłam już trochę oswojona z atmosferą, z wioską, z olimpijskim ślubowaniem. Ale stres i tak był. Jeden dzień w pokoju przepłakałam. Bo zdałam sobie sprawę z tego, iż jestem w tym miejscu, do którego tyle lat dążyłam. I nagle zaczęłam myśleć: "O Boże! I co teraz?". Łatwo jest zepsuć zawody, a trudno wygrać. Ale na igrzyskach miałam świetną ekipę, miałam wsparcie i jak już przyszedł dzień walki o medale, to naprawdę się nie stresowałam. Wtedy byłam po prostu bardzo skupiona na pracy.
Natalia Kałucka: To był twój dzień!
Aleksandra Kałucka: Tak, to był mój dzień. Ale gdybym miała coś takiego przeżywać co roku, a nie raz na cztery lata, to byłoby ciężko, ha, ha! W każdym razie było super! Jak na razie to przygoda życia. Był sukces, była świetna atmosfera i poznałam super sportowców, z którymi mam kontakt do teraz.


Wymieniaj. Fajdek i kto jeszcze?
Aleksandra Kałucka: Na przykład Kasia Szperkiewicz, z kajakarstwa. Teraz to wręcz moja bestie!
Zrobiłyście sobie zdjęcia z jakimiś sportowymi sławami?
Aleksandra Kałucka: Będąc w wiosce, nie chciałam przeszkadzać innym sportowcom. A zresztą, mam takie podejście, iż ci wszyscy sportowcy, są tacy sami jak ja. Nie potrzebuję sobie robić z nimi zdjęć czy brać autografów. Ale chętnie się witałam, choćby mówiąc zwykłe "Hi", gdy kogoś mijałam. Generalnie nie traktuję sportowców jak jakichś bogów, jak ludzi wybitnych, tylko jak ludzi na moim poziomie, bo przecież mamy taką samą pracę.
Macie albo miałyście w ogóle jakichś sportowych idoli?
Natalia Kałucka: Tak, to pani Justyna Kowalczyk. Poznałyśmy ją osobiście. Jest to osoba turbo pozytywna. Dużo przeżyła i sportowo, i prywatnie, do wszystkiego doszła ciężką pracą. Uważamy, iż to jest wręcz ikona, jeżeli chodzi o pracowitość i poświęcenie.
Gdzie i jak się poznałyście?
Natalia Kałucka: Dawno, dawno temu Zakopanem. W COS-ie jak się pójdzie na stołówkę, to się spotyka wielu świetnych sportowców. A pani Justyna jest tak serdeczną i ciepłą osobą, iż nie popatrzyła na nas z góry. I wiemy, iż śledzi co u nas, iż kibicuje.


Justyna Kowalczyk przez lata swojej kariery mocno apelowała do sportowych władz o tworzenie tras dla następnych biegaczek narciarskich. A jak jest z infrastrukturą w waszym sporcie? Zdaje się, iż kiedyś Ola Mirosław nie mając innego wyboru, biegała po ściance w jakimś strażackim kominie. Dziś już nikt w Polsce nie musi tak trenować?
Aleksandra Kałucka: W Polsce od lat są do trenowania dwa dobre miejsca: Lublin i Tarnów. A Tarnów jest miejscem największym. Mamy tu historię z poprzednich pokoleń, przed nami był Tomasz Oleksy, wicemistrz świata, była Klaudia Buczek, wicemistrzyni świata, w czołówce była też Edyta Ropek, więc my od dziecka się otaczałyśmy tymi ludźmi, którzy zdobywali medale międzynarodowe, ale też mieliśmy obiekty. Ola Mirosław na samym początku nie miała pełnowymiarowej ściany, więc nie mogła u siebie trenować. Teraz już tam w Lublinie są dwie ściany, jedna na Uniwersytecie Medycznym, a druga właśnie u strażaków w kominie, ale ja tam nigdy nie byłam. Szkoda, iż cały czas żadnej ściany nie ma ani w Warszawie, ani w Krakowie. To minus, bo są osoby, które chciałyby studiować w którymś z tych miast i trenować, a nie mogą. Dziś takie możliwości są w Bytomiu, Wrocławiu, Toruniu…
Natalia Kałucka: Są też Łodzi. I chyba tyle.
Aleksandra Kałucka: Z tych dużych miast, w których bardzo by się ściany przydały, na pewno warto wymienić jeszcze Rzeszów i koniecznie Gdańsk. Sama bym mogła mieszkać w Gdańsku, bo go uwielbiam, no ale nie mogę, bo nie miałabym gdzie trenować.
Wasze rywalki z innych państw mają lepszą infrastrukturę?
Natalia Kałucka: To zależy. Na przykład ostatnio byłam w Indonezji i widziałam, iż ściana do treningu jest tam w opłakanym stanie, a jednak na niej zawodnicy trenują i jakoś dają radę.


W opłakanym stanie to znaczy, iż niebezpiecznie jest na taką ścianę wchodzić?
Natalia Kałucka: Tak. Podczas Pucharu Świata na Bali spędziłam tydzień i trenowałam na ścianie, na którą bałam się wchodzić. Chwyty były jakby ulepione z plasteliny, niestabilne. Wszystko było zniszczone, po prostu biedne. Ale przecież oni w tych warunkach wychowali mistrza olimpijskiego z Paryża [Veddriq Leonardo]. A więc da się, choćby w biedzie.
No właśnie – a propos tego, iż się da. Wiem, iż nie lubicie tego tematu. Ale…
Aleksandra Kałucka: No dawaj! Zaraz wyjmę wywiadowe bingo i sobie odhaczymy to pytanie, ha, ha!
No nie da się niektórych pytań nie zadać, przecież wiecie. W filmie "Mistrzynie" jest cytat z twojej mowy, Ola, tej na TEDxWarsaw Women. "Jesteśmy z moją siostrą bliźniaczką prezentem na Boże Narodzenie. Kiedy moja mama pytała w szpitalu, jak czują się dzieci, słyszała: ‘Jeszcze żyją’. Mówiono, iż w najlepszym wypadku będziemy 'warzywami' do końca życia. Moja mama w to nie uwierzyła. Dzień w dzień dokładnie powtarzała ćwiczenia, które fizjoterapeutka pokazywała jej raz w tygodniu. Mama choćby trochę przesadziła, bo dzisiaj z siostrą dosłownie biegamy po ścianach" – te twoje słowa są jak wskazówka dla wszystkich rodziców dzieci, które rodzą się przedwcześnie i nie dostają 10 punktów w skali Apgar. Rozumiem, iż was nie ogranicza choćby to, iż każda nie widzi na jedno oko, bo macie tak od zawsze. Ale czujecie, iż dla ludzi wasza historia to inspiracja? Że wielu ludzi dzięki wam może uwierzyć, iż gdy urodzą im się dzieci z niepełnosprawnością, to trzeba walczyć, tak jak walczyła wasza mama? Czujecie, iż wasze kariery są dowodem, iż się da, mimo naprawdę dużych przeszkód?
Aleksandra Kałucka: Ja jestem mega wdzięczna tym wszystkim osobom, które do mnie w życiu podeszły i powiedziały, iż też mają chore dzieci i iż nam dziękują, bo my im dajemy nadzieję. To jest ogromnie miłe. Nie mam problemu, żeby rozmawiać na ten temat. Dlatego w filmie o tym mówię, obie mówimy. Z nadzieją, iż to pomoże chociaż jednej osobie. Wtedy już będziemy zadowolone. Ale nie lubię dostawać pytań o trudne dzieciństwo pięć minut po tym, jak zdobyłam olimpijski medal. Wtedy czuję, iż ktoś szuka możliwości zrobienia clickbaitowego materiału. Ty pytasz o kwestię inspirowania ludzi, o dodawanie im otuchy, wiary. I to jest bardzo ważne. To co innego niż zaczepianie o te sprawy w nieodpowiednim momencie. A wracając do mojego TEDx’a – podobał ci się?
Podobał, chociaż byłby jeszcze lepszy, gdybyś nie była aż tak zestresowana. Widzę wielką różnicę w tamtym twoim wystąpieniu, a w tym, jak luźna jesteś w naszej rozmowie.
Aleksandra Kałucka: Oj, byłam strasznie zestresowana! To prawda.


Natalia Kałucka: Ale nie oceniamy, nie oceniamy!
Aleksandra Kałucka: No nie oceniamy, przecież to było moje pierwsze przemówienie. A jeszcze był pogłos, słyszałam to, co przed chwilą powiedziałam. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji, to mnie dodatkowo zestresowało i zaczęłam się gubić, trudno było mi się skoncentrować. Ale generalnie samo wystąpienie to fajna przygoda i jestem bardzo wdzięczna mojej mentorce. TEDx musi zachowywać wysoką jakość, bo jak będzie jakieś złe przemówienie, jakiś niewypał, to oni stracą licencję. Dlatego robią wszystko, żeby to ładnie wyszło. Ja miałam szkolenia, warsztaty i czuję, iż na tym skorzystałam, iż się dużo nauczyłam. I w ramach przygotowań do wystąpienia i już mierząc się z tym momentem, gdy stajesz na czerwonej kropce i masz mówić, a ludzie cię słuchają. To był naprawdę duży stres, ale gdybym mogła, to powtórzyłabym ten eksperyment w moim życiu.
Może następnym razem w duecie z siostrą? Przecież mówiłaś, iż jesteście w dwupaku.
Aleksandra Kałucka: Ta czerwona kropka jest za mała na dwie osoby.
Dla was zrobiliby dwie kropki.
Natalia Kałucka: Szczerze mówiąc, jak mi Ola powiedziała o TEDxie, to ja pierwszy raz pomyślałam, iż nie dałabym rady zrobić tego, co ona na siebie wzięła. Ja bym zrezygnowała! Uważam, iż TEDx jest mega ciężki. Tę przemowę ma się na kilka stron i trzeba ją wykuć na pamięć i ładnie mówić.


W jakim byłyście wieku, gdy dzięki uporowi mamy zaczęłyście chodzić? Miałyście po trzy lata?
Aleksandra Kałucka: Tak, długo to trwało, bo miałyśmy duże przykurcze. Ja do dziś mam przykurczone ścięgna Achillesa. I to pomaga w sporcie! Naprawdę! W sporcie jest tak, iż wykorzystujemy swoje mocne strony i pracujemy nad słabymi. My jesteśmy wcześniakami, urodzonymi w siódmym miesiącu ciąży, znamy trochę innych wcześniaków i widzimy, iż żaden nie ma nadwagi. Ja mówię zawsze rodzicom, iż bycie wcześniakiem to może być choćby przywilej w drodze do sportu. Tylko też zawsze podkreślamy, żeby rodzice nie szukali dzieciakom sportu, w którym da się dużo zarobić. Sukces jest wtedy, gdy dzieciaki idą do tego sportu, którym się dobrze bawią. My w początkach wspinałyśmy się na takiej starej ściance, która śmierdziała grzybem tak mocno, iż musiałyśmy mieć do treningu specjalne ciuchy, takie zużyte, których nie było szkoda. Bo smrodu z nich się nie dało wyprać. Poza tym, iż ta ścianka była brudna, to stała w miejscu, w którym zimą nie było ogrzewania, więc marzłyśmy. Ale było mega fajnie. Tak bardzo, iż gdyby ta ścianka dalej istniała, to ja bym na nią co jakiś czas dalej chodziła! Mimo iż była mała, dla dzieci.
Natalia Kałucka: Ja bym chciała, żeby nasza historia pokazywała, iż trzeba podążać za sercem. Jak my zaczęłyśmy się wspinać, to nasz sport był biedny, nieopłacalny, ale ani nas to nie obchodziło, ani nikogo z rodziny. Po prostu robiłyśmy to, co kochałyśmy. I przez cały czas to kochamy.
Ile miałyście lat, gdy zaczęłyście?
Natalia Kałucka: Osiem. Rocznikowo dziewięć, bo to był rok 2010.
O, to w tym roku macie jubileusz.
Natalia Kałucka: Faktycznie, to już 15 lat.


Dziś w Polsce da się z waszego sportu wyżyć?
Aleksandra Kałucka i Natalia Kałucka razem: Tak!
Aleksandra Kałucka: Uważam, iż my mamy naprawdę dobre warunki.
Natalia Kałucka: Nasze pokolenie wspinaczy.
Aleksandra Kałucka: Tak, nasze pokolenie nie ma na co narzekać. Na przykład w porównaniu z zawodnikami z Francji mamy dużo większe wsparcie od kraju. Wiadomo, iż nie zarabiamy milionów, ale naprawdę doceniamy to, co mamy, to iż możemy się spokojnie utrzymać i godnie żyć, godnie trenować. I skupić się na sporcie. Wiedzieć, iż to jest nasza jedyna praca.


Natalia Kałucka: Uważam, iż gdybym powiedziała małej Nati, iż będzie tak, jak jest, to mała Nati by się posikała ze szczęścia, ha, ha!
Podkreśliłyście, iż to dotyczy wspinaczy z waszego pokolenia, bo faktycznie było całkiem inaczej, gdy wspinaczka nie była sportem olimpijskim. Ola Mirosław opowiadała mi kiedyś, iż musiała dorabiać jako nauczycielka wf-u w szkole, żeby się utrzymać.
Aleksandra Kałucka: Tak, sporty olimpijskie w Polsce żyją dobrze, a choćby bardzo dobrze. A w nieolimpijskich trudno mówić o zawodowstwie, bo tam zwykle sportowcy muszą łączyć trenowanie z pracą. My naprawdę mamy szczęście, iż wspinaczka weszła do programu igrzysk.
Idź do oryginalnego materiału