Gdyby to sami reprezentanci Polski mieli wybrać kapitana, Robert Lewandowski na pewno by nim nie został. Ani w tym roku, ani pięć lat temu, ani choćby w 2014 r., gdy autorytarnie decydował Adam Nawałka. Najlepszy polski piłkarz nigdy nie był najlepszym kolegą. Nigdy nie był też najbardziej charyzmatyczną postacią w drużynie. Nie spajał jej, nie zawsze stawiał jej dobro na pierwszym miejscu, nie był najlepszym rzecznikiem w mediach. Choć chciał dobrze, to nie zawsze dobrze wychodziło. Walczył o dobro reprezentacji, ale przy okazji nadeptywał na odciski. Dlatego nie wszyscy reprezentanci rozpaczają po zmianie kapitana i złoszczą się na Probierza. Wręcz przeciwnie.
REKLAMA
Zobacz wideo To dlatego Michał Probierz odebrał opaskę kapitana Robertowi Lewandowskiemu?
Przerabiali to Argentyńczycy z Messim i Portugalczycy z Ronaldo. Z wybitnymi nie jest łatwo
Lewandowski nigdy nie wpisywał się w kanon idealnego kapitana. Został nim, gdy miał 26 lat, bo najlepiej grał w piłkę. Nawałka, który od początku budował kadrę wokół Lewandowskiego, liczył też na to, iż nominowanie go kapitanem - w najlepszym wariancie - rozwinie w nim cechy lidera, a przynajmniej sprawi, iż poczuje dużą odpowiedzialność za zespół, doceni gest selekcjonera i wyrazi wdzięczność na boisku. Miał zarażać pozostałych swoją niepohamowaną ambicją i profesjonalizmem. Ostatecznie sprawdził się wariant bardziej zachowawczy: Lewandowski nie został przywódcą z prawdziwego zdarzenia i nie rozwinął cech przywódczych, ale strzelał gola za golem i wciągnął Polskę najpierw na Euro 2016, a później na mundial w Rosji. Był wtedy dopieszczony statusem i liczbą sytuacji w meczu, więc nie narzekał. A iż wówczas dookoła niego było znacznie więcej charyzmatycznych postaci niż dziś (Fabiański, Szczęsny, Glik, Piszczek, Krychowiak, Błaszczykowski i Grosicki), to i reprezentacja potrzebowała jego przywództwa głównie na boisku. Tam sprawdzał się znakomicie.
Później nie było już odwrotu. Kolejni selekcjonerzy po Nawałce byli zakładnikami Lewandowskiego-kapitana. Mógł im się w tej roli nie do końca podobać, mogli marudzić, iż nie ma wszystkich potrzebnych cech, mogli choćby widzieć w zespole lepszego kandydata, ale żadnemu z nich nie przeszło przez myśl, by tej funkcji go pozbawić. Bo reprezentacja od lat była drużyną Lewandowskiego. On był jej najlepszym piłkarzem, on bił w niej kolejne rekordy, on robił oszałamiającą karierę, on wdrapywał się na szczyty nieosiągalne dla pozostałych, on stawał się tym najbardziej doświadczonym w całej grupie, on też był marketingową lokomotywą całej federacji i on przyciągał kibiców na trybuny. Lewandowski rósł, a razem z nim rosło jego ego, jego wymagania, a z czasem też frustracja, iż PZPN selekcjonerskimi nominacjami, a selekcjonerzy swoimi decyzjami i warsztatem nie pomagają mu w pełni wykorzystać ostatnich lat reprezentacyjnej kariery.
Idealny porządek świata, w którym żaden piłkarz nie jest ważniejszy od zespołu i w którym to trener jest przełożonym zawodników, zwykle przestaje obowiązywać, gdy w kraju pojawia się wybitna jednostka. Lewandowski taką jest. Przerabiali to już Argentyńczycy, którzy przez wiele lat szukali idealnego układu dla Leo Messiego. On też szachował swoją federację, iż przestanie przyjeżdżać na zgrupowania, jeżeli nie podniesie standardów. On też psioczył na rodzimych działaczy. On też był niezadowolony z kolejnych selekcjonerów. On też długo nie czuł odpowiedniego wsparcia ze strony młodszych kolegów. On wręcz dwa razy z kadry rezygnował, przekonując, iż reprezentacja nie jest dla niego. Aż w końcu udało się wszystko ułożyć tak, iż zdobył upragnione mistrzostwo świata.
Cristiano Ronaldo też mógł w Portugalii więcej od innych piłkarzy, też kadra była projektowana pod niego i też rodziło to problemy - w 2021 r. w meczu z Serbią poirytowany rzucił opaską w murawę i zszedł z boiska jeszcze przed zakończeniem spotkania, później podczas mistrzostw w Katarze z trudem znosił posadzenie go na ławce przez Fernando Santosa i ponoć rozważał wyjazd ze zgrupowania, a całe Euro w Niemczech upłynęło nad dyskusją o słabości selekcjonera, który nie potrafi odsunąć od składu podstarzałego piłkarza, będącego w wyraźnie słabszej formie. Dalej: Zlatan Ibrahimović nie grał w reprezentacji Szwecji przez pięć lat, bo nie mógł dogadać się z selekcjonerem i grupą młodszych piłkarzy. Zarzucał wszystkim Szwedom - i kibicom, i pracownikom reprezentacji - iż wolą przeciętną drużynę, ale grzeczną i ułożoną, niż zespół z geniuszem w składzie. To, co właśnie dzieje się z Lewandowskim, wcale nie jest bezprecedensowe.
Lewandowski punktował celnie i chciał dobrze. Ale nie zyskiwał tym sympatii
Lewandowski przerósł i reprezentację, i PZPN. Pozwalał sobie na recenzowanie pracy kolejnych selekcjonerów. Przed kamerami mówił, co nie działa w grze kadry. Na boisku machał rękami i nie ukrywał niezadowolenia po nieudanych akcjach. Narzekał też na biesiadne wybryki działaczy PZPN. Zaznaczał, iż pozostali zawodnicy nie garną się do wzięcia odpowiedzialności za zespół. W ostatnich dniach przejechał się również po dziennikarzach i ekspertach. A skoro publicznie nie gryzł się w język, to można sobie tylko wyobrazić, co działo się za zamkniętymi drzwiami szatni. Zresztą "Przegląd Sportowy" jako pierwszy poinformował, iż Lewandowski po marcowych meczach z Litwą i Maltą skrytykował cały sztab szkoleniowy i pozostałych piłkarzy. My także słyszeliśmy wersję wydarzeń, według której Lewandowski miał wprost powiedzieć kilku trenerom, w tym Probierzowi, iż jego zdaniem kadra donikąd nie zmierza, nie ma określonego kierunku, taktycznie stoi w miejscu i nie trenuje w odpowiedni sposób. Bardzo wygładzoną i ugrzecznioną wersję jego spojrzenia na kadrę poznali kilkanaście minut później widzowie TVP Sport.
Lewandowski najczęściej punktował celnie. Można wierzyć, iż robił to w dobrej wierze, chciał popchnąć reprezentację naprzód. Skoro wiele dawał od siebie, to wiele wymagał od innych. Można też zrozumieć, iż miał dość tłumaczenia się za błędy i zaniedbania innych. Że reprezentacja coraz częściej go frustrowała, a coraz rzadziej dawała radość. Rzadziej strzelał gole, a odkąd prezesem PZPN został Cezary Kulesza, pozaboiskowych problemów tylko przybywało. Pozostali reprezentanci czasem się z nim zgadzali, ale częściej uważali, iż przesadza i gra na siebie. Zauważali nie tylko jego olbrzymią ambicję, ale także wielką dbałość o własny wizerunek. Twierdzili np., iż od kilku lat w trudnych chwilach za często wspominał o innych, a za rzadko o sobie. jeżeli oczekiwali, iż kapitan po nieudanych meczach weźmie część winy na siebie i osłoni resztę własną piersią, byli zawiedzeni. jeżeli liczyli, iż jako kapitan weźmie na siebie wstyd i krytykę po aferze premiowej, byli zawiedzeni. jeżeli liczyli, iż będzie rzecznikiem ich wspólnej sprawy, często byli rozczarowani, bo odnosili wrażenie, iż Lewandowski walczy przede wszystkim o swoją sprawę.
Część jego wypowiedzi uznawali za sztuczne, a niektóre działania za skierowane pod publiczkę - najnowszym i bodaj najbardziej jaskrawym przykładem był nagły przylot na mecz z Mołdawią, by pożegnać Kamila Grosickiego. Lewandowski przekonywał, iż od wielu dni planował w ten sposób zrobić Grosickiemu niespodziankę. Część reprezentantów po prostu mu nie uwierzyła. Uznała, iż przyleciał w reakcji na krytykę mediów i kibiców, zrobił zamieszanie i opowiedział w mediach bajeczkę o niespodziance dla "Grosika", byle podreperować swój wizerunek, a po chwili już go na zgrupowaniu nie było.
Poza tym kadra przez ostatnie lata się zmieniła, a młodsi zawodnicy czuli wobec Lewandowskiego spory dystans. W pewnym stopniu powstał on naturalnie, bo gdy Lewandowski zaczynał być kapitanem, miał wokół siebie rówieśników, a dzisiaj otaczają go piłkarze choćby o kilkanaście lat młodsi. Ale nie pomagał też jego sposób bycia. Lewandowski dziwił się w wywiadzie dla Eleven Sports, iż młodzi niezbyt chętnie korzystają z jego doświadczenia i nie przychodzą do niego z pytaniami. Oni mieli w tym czasie przeciwne przekonanie - iż to on traktuje ich z dystansem i niespecjalnie zaprząta sobie głowę ich obecnością. Z otoczenia jednego z młodych reprezentantów usłyszeliśmy, iż Lewandowski mówił w wywiadzie o skutku (młodzi piłkarze nie korzystali z jego doświadczenia), ale nie zastanawiał się nad przyczynami. To też miało znaczenie - Probierz wspomniał przecież na poniedziałkowej konferencji, iż Piotr Zieliński dobrze wprowadza do kadry młodych piłkarzy.
To jednak wciąż nie wystarczyłoby do zabrania opaski Lewandowskiemu. Dopiero po tym, jak odpuścił czerwcowe zgrupowanie z powodu zmęczenia, a później relacjonował swój urlop w mediach społecznościowych, by nagle przylecieć na mecz z Mołdawią, Probierz dostrzegł zdenerwowanie i rozżalenie pozostałych piłkarzy. Na konferencji prasowej wspominał, iż przed podjęciem decyzji o zmianie kapitana rozmawiał z piłkarzami i swoimi asystentami. To wtedy doszedł do wniosku, iż po raz pierwszy od 2014 r. pojawiły się okoliczności, które pozwalają odebrać Lewandowskiemu opaskę. Postanowił nie zwlekać.
Probierz po dwudziestu meczach w roli selekcjonera gra va banque. Nie świadczy to najlepiej
Ale to zupełnie nie znaczy, iż jego decyzja jest dobra. Lewandowski mógł nie być najbardziej lubianym piłkarzem w kadrze, ale sportowo wciąż był jej bardzo potrzebny. Polska przez cały czas nie doczekała się (i prawdopodobnie prędko nie doczeka) napastnika tej jakości. przez cały czas nie ma w swoich szeregach zawodnika o takich umiejętnościach i wpływie na zespół. Przeciągnięcie Lewandowskiego na swoją stronę było jedną z najważniejszych misji selekcjonera. Stworzenie planu, który wyeksponuje jego największe atuty, na pewno by reprezentacji nie zaszkodził.
Dziwi też moment, w którym selekcjoner podjął tę decyzję - nie poczekał do końca zgrupowania, nie przekonał zespołu, iż warto na kilka dni zacisnąć zęby i skupić się na wtorkowym meczu, tylko zrzucił bombę dwa dni przed kluczowym spotkaniem. Zagrał va banque. Wywołał największy chaos wokół kadry od 2022 r. i afery premiowej. jeżeli po dwudziestu meczach w roli selekcjonera potrzebował tak silnego impulsu do pobudzenia zespołu, źle świadczy to o jego dotychczasowej pracy. jeżeli w kluczowym momencie szukał scalenia drużyny wokół wspólnej sprawy, zadziałał zadziwiająco krótkowzrocznie. Pewne jest jedno: najważniejszy mecz eliminacji stał się w tym momencie jeszcze ważniejszy.