Oto co Kubica przeżył podczas Le Mans. To powinno być zabronione

3 tygodni temu
Niektórzy mówią, ze 24-godzinny wyścig Le Mans powinien być zabroniony. Bo jest zbyt dużym obciążeniem - nie tylko dla kierowców, ale także dla ich teamów. - W tym roku spałem tylko przez dwie godziny, to mój rekord i dobry wynik, bo w poprzednich edycjach niemal nie mogłem spać - opowiedział Robert Kubica, który podzielił się kulisami legendarnego wyścigu.Do wycieńczającego, trwającego 24 godziny wyścigu Le Mans Robert Kubica podchodził już kilkakrotnie. W 2021 r. w klasie LMP2 był liderem stawki na okrążenie przed metą. Gdy mechanicy już zaczynali święto, w aucie popsuł się silnik. Polak zawodów nie ukończył. W kolejnych latach był drugi. Teraz triumfował, zostając dopiero drugim kierowcą w XXI wieku, który zwyciężył w wyścigu Formuły 1 i 24h Le Mans – to też oddaje skalę sukcesu. W całej historii takich kierowców było więcej, bo kilkunastu. To, co działo się na torze we francuskim miasteczku, Kubica mocno przeżywał.
REKLAMA


Zobacz wideo


Żelazny: Probierz był trenerem przeciętnych polskich klubów


Magia Le Mans. "To było takie cofnięcie się w czasie"- Jak pojechałem po raz pierwszy na Le Mans, to zrozumiałem, jaki to wyścig, jaką się cieszy popularnością. choćby jeżeli były to lata pandemii, to było czuć tę magię. W tym roku wyścig oglądało ponad 300 tys. ludzi. Setną edycję zobaczyło na żywo 400 tys. Mam znajomych, którzy byli wśród widzów i byli w szoku jak to znakomicie wygląda - mówił Kubica na spotkaniu z dziennikarzami.Tłumy, które widać gołym okiem, to tylko jeden element zawodów, które są największym testem wytrzymałości dla maszyn i ludzi. Dla uczestników rywalizacji nie jest to tylko rywalizacja fizyczna, ale też i umysłowa. - To wyścig emocji. Pierwszy raz jechałem na Le Mans w wieku 35 lat. Byłem w takim momencie kariery, iż wyścigi w różnych kategoriach były dla mnie normalnością. Ale na Le Mans czułem respekt do tego wyścigu. Czułem się jak dziecko, jak chłopiec, który kiedyś wyjeżdżał na kartingowe zawody za granicę. Wtedy nie wiedziałem czego oczekiwać, czy dam sobie radę? Tu było podobnie. To było takie cofnięcie się w czasie. Były emocje, była magia - tak opisywał niezwykłość tego wyścigu polski kierowca. Choć w CV ma lata spędzone za kierownicą Formuły 1 czy WRC, to wyścig w Le Mans jest jakby innym rodzajem sportu. - jeżeli ktoś zastanawia się, jak kierowca F1 może się denerwować przed "jakimś" Le Mans. To powiem, iż może. Zresztą nie ma zasady, iż dobry kierowca F1 poradzi sobie w rajdach samochodowych. Tam trzeba mieć inne cechy - tłumaczył to Kubica.


"Le Mans powinno być zabronione" Jak sama nazwa wskazuje, wyścig 24 Le Mans trwa 24 godziny, ale w tym czasie auto prowadzi trzech kierowców. Zmieniają się oni wedle strategii ustalonej przez zespoły. Jeden kierowca po wejściu do auta nie może jednak jechać dłużej niż cztery godziny, a łącznie nie dłużej niż 14 godzin.Kubica w tegorocznym wyścigu siedział za kółkiem przez 10 godzin, pokonał najwięcej okrążeń ze wszystkich kierowców. Kosztowało go to mnóstwo przeciążeń, kalorii, kilogramów, jednym słowem zdrowia. Nie tylko tego jednego dnia, gdy odbywa się sam wyścig. - Pierwsze przygotowania do Le Mans zaczynają się długo wcześniej. Większość kierowców wykorzystuje pierwsze wyścigi mistrzostw świata jako formę przegotowania do Le Mans. Oczywiście chcą je wygrać, ale to już są swoiste treningi - powiedział Kubica. Kierowcy do Le Mans przyjeżdżają już 10 dni przed wyścigiem. Najważniejszy wtedy jest prolog. To niedzielne testy organizowane na tydzień przed zawodami. To istotny moment, bo choćby jak jeździłeś w Le Mans wcześniej, to i tak ten tor zawsze jest inny. Tam o lepszych wynikach czasem decydują szczegóły. Na przykład wiatr. W zależności jak i czy wieje, to faworyzuje jedne auta kosztem drugich - opisywał Kubica.


- Pierwsza jazda po torze w naszym Ferrari dała mi sporą nadzieję. Po drugim okrążeniu na testach byłem zadowolony. Inżynierowie przekazali mi choćby wtedy, żebym zwolnił. Żebyśmy się za bardzo nie popisywali z wynikami. Potem były dwa dni przerwy, ale było też dużo spotkań, odpraw. Potem przychodzą treningi, kwalifikacje i sam wyścig - opisywał Kubica. - Wyścig zaczyna się o godz. 16, ale tego dnia musisz wstać rano, gdzieś o ósmej, więc masz już kilka godzin w nogach. Potem przychodzi sama jazda, w której są przerwy. W tym roku podczas wyścigu spałem dwie godziny, to mój rekord i dobry wynik, bo w poprzednich edycjach niemal nie mogłem spać. W czasie wyścigu spaliłem 12 tys. kalorii - wyliczał Kubica. Przeciętny czterdziestolatek potrzebuje ich 2700 dziennie. Sportowiec ma zapotrzebowanie na pięć tys. kalorii, maratończyk na siedem. Liczby podawane przez Kubicę robią więc wrażenie. - Uzupełnić te kalorie to też jest wyzwanie! Mamy na zawodach kucharzy, cateringi, ale podczas wyścigu ciężko jest dużo zjeść, zresztą zbytnio najadać się nie można, bo potem człowiek się gorzej czuje - obrazował to Kubica, który po weekendowym ściganiu schudł cztery kg. Dodał, iż to bardzo wyczerpujący wyścig dla wszystkich, bo w jednym zespole pracuje przecież około 30 osób. Le Mans zabronione - Niektórzy mówią, ze Le Mans powinno być zabronione. Bo za bardzo obciąża ludzi. Chodzi też o inżynierów, mechaników, którzy jak mogą, to śpią na stołku przy stole - obrazował. Dla niego te zawody też są cięższe niż dla innych kierowców, bo on pracuje choćby wtedy, gdy wysiądzie z auta.


- Idealne Le Mans dla kierowcy powinno wyglądać tak, iż jak przejedziesz swoje, to idziesz do pokoju i w kilka sekund zasypiasz, zbierasz siły. Ja jestem kierowcom doświadczonym. Moi inżynierowie bardzo na mnie polegali, byłem dla nich informatorem. Dostarczałem wiadomości, o których oni nie wiedzieli. Takich, których nie widać na wykresach, w komputerze - opisywał Kubica.Polski kierowca dodał, iż choć wygrał wyścig, to nie czuje się jeszcze spełniony i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. - Życie mnie nauczyło, iż jak tylko jest szansa, to trzeba robić wszystko, by tę szansę wykorzystać - uśmiechnął się na koniec Kubica.
Idź do oryginalnego materiału