Aleksander Zniszczoł od pierwszego skoku w Ruce wyglądał bardzo dobrze. W treningu i kwalifikacjach - jeszcze bardziej loteryjnych niż rozgrywany później konkurs - po dalekich skokach przy świetnych warunkach zajął odpowiednio 10. i 11. miejsce. Kilkadziesiąt minut później było jeszcze lepiej.
REKLAMA
Zobacz wideo Niezwykłe miejsce w Szwecji. Sprzęt dla skoczków jak z filmów science-fiction
Zniszczoł odleciał i brakowało mu 0,3 punktu do podium. Po finałowym skoku to było już o 24,3 więcej
Po pierwszej serii zawodów był czwarty. Poleciał na 135,5 metra. I ten skok był oddany już w znacznie równiejszych warunkach w stosunku do pozostałych zawodników niż poprzednie. Wydawał się niezły technicznie, oddany ze sporą pewnością siebie. Zniszczoł ewidentnie podbudował ją wcześniejszymi próbami.
W finałowej rundzie warunki były jeszcze spokojniejsze, to właśnie tej serii w trakcie całego dnia było najdalej od loterii. Niestety, to właśnie wtedy Zniszczołowi przydarzyła się najsłabsza próba. Odległość w stosunku do pierwszego skoku była porównywalna - Polak uzyskał 135 metrów, jednak rzecz w tym, co robili rywale.
Zniszczołowi do walki o czołowe miejsca zabrakło sporo - inni skakali grubo ponad 140 metrów i przez to spadł z czwartej na trzynastą pozycję. Do zwycięzcy, Niemca Piusa Paschke stracił 36 punktów, a do najniższego miejsca na podium 24,6 punktu. To sporo. Po pierwszej serii brakowało mu do tego zaledwie 0,3 punktu.
Niewielki błąd na progu zdecydował o tym, iż Zniszczoł nie mógł walczyć o podium
Z całego dnia skoków Zniszczoł był zadowolony. Nie ma się czemu dziwić, to były dobre wyniki. Jednak jego końcówka musiała być dla najlepszego Polaka zeszłej zimy gorzka. - Ostatni skok był najgorszy, nie będę płakał nad rozlanym mlekiem - przyznał.
Potem wytłumaczył, jaki błąd popełnił w drugiej serii. - Próg muszę przeanalizować, ale był problem nad bulą. Narta chciała mi uciekać w prawą stronę, na dół. Musiałem to skorygować barkiem i miałem bardzo niską parabolę lotu. Straciłem wysokość nad bulą. I tak jestem w szoku, iż tyle z tego skoczyłem - mówił szczerze Aleksander Zniszczoł w rozmowie z Eurosportem.
Konsekwencja błędu przy wybiciu w drugim skoku pierwszego konkursu PŚ w Ruce u Aleksandra Zniszczoła Screen Eurosport
Thomas Thurnbichler zapytany przez dziennikarza Eurosportu Kacpra Merka o drugi skok Zniszczoła od razu się uśmiechnął. - Popełnił mały błąd. Cały dzień był dla niego dobry, ale podczas skoku w finałowej serii zaczął odbicie nieco od góry. Gdy to zrobisz, potem brakuje wysokości w locie. Wtedy nie możesz pchać wystarczająco długo, do samego końca i odbicia. Brakuje odpowiedniego efektu w powietrzu. Jego lot jest jednak bardzo dobry i przypomina mi trochę to, co wykonywał już rok temu. Wie, jak wykorzystywać zebrane wtedy doświadczenie i będzie się rozwijał - wskazał szkoleniowiec Polaków.
Zniszczoł nie zaczynał tak zimy jeszcze nigdy. I na tym pozytywy się kończą
Pozytywne wydaje się, iż Zniszczoł tak sezonu nie rozpoczynał jeszcze nigdy. To solidny poziom, którego przez lata mu brakowało. W Lillehammer pierwszy raz punktował podczas inauguracji cyklu Pucharu Świata, a w Ruce pierwszy raz podczas zawodów na tej skoczni. To może cieszyć, ale chciałoby się, żeby nie trzeba było szukać takich statystyk, tylko myśleć o samych wynikach Polaków w zawodach. To niezła podstawa, ale lepiej byłoby zbudować na tym o wiele lepsze wyniki. Polakom w patrzeniu na skoczków zawsze będzie brakowało cierpliwości, ale być może tu ona zrobiłaby swoje.
Niestety, na wynikach Zniszczoła kończą się powody do euforii zarówno dla Thurnbichlera jak i polskich kibiców. Punkty za 27. miejsce zdobył też Kamil Stoch, ale podobnie jak Zniszczoł wyraźnie spadł po słabszym skoku w drugiej serii. W pierwszej rundzie uzyskał 133 metry, a w finałowej niestety już tylko 120,5 metra.
Szkoda przede wszystkim Pawła Wąska, który był największym polskim pechowcem tego dnia. Jego skok z pierwszej serii wyglądał tak, jakby trafił na bardzo trudne warunki i został w nich "zestrzelony". Jednocześnie tuż za progiem wszystko w jego próbie wyglądało dość dziwnie, ale być może musiał się w ten sposób zachować po tym, jak dostał mocny podmuch wiatru. Zajął ostatnie, 50. miejsce, a zmierzono mu 75,5 metra.
Szkoda też trzech punktów, których zabrakło Dawidowi Kubackiemu do znalezienia się w drugiej serii. Jego skok wyglądał jednak na zły w technice, z problemami, żeby odnaleźć odpowiednią dynamikę w powietrzu. Te 119,5 metra 34-latka przez cały czas nie były skokiem, który stałby choćby blisko jego optymalnej dyspozycji.
Słabiutko spisał się za to 42. Jakub Wolny, który w sobotę oddawał pierwsze skoki tego sezonu w Pucharze Świata. 107 metrów i odpadnięcie z konkursu już po pierwszej serii było dla niego trudnym startem zimy. Nie widać też, żeby miał realny potencjał, by prezentować się o wiele lepiej niż Maciej Kot, którego zmienił w składzie na zawody w Ruce. To nie była jednak zła decyzja Thurnbichlera - Kot zasłużył na powrót na spokojne treningi. Jednak jeżeli Wolny nie pokaże się w niedzielę z dużo lepszej strony - w co trudno uwierzyć - to całkiem możliwe, iż po zawodach Pucharu Świata w Wiśle miejsce w składzie straci.
Sztab śmiał się z tego, ile szczęścia mieli Polacy. A na koniec dnia nikomu nie jest do śmiechu
Brutalna prawda o skokach Polaków w Ruce na razie w ogóle wskazuje, iż - może poza Zniszczołem - najlepsze oddawali w seriach, kiedy pomagały im warunki. W treningach sztab chwilami choćby śmiał się z tego, jak wiatr pomagał ich zawodnikom i jak trafiały im się dobre warunki, choć inni musieli z nimi walczyć i mieli o wiele mniej szczęścia.
Po zawodach niestety wszystkim już za bardzo do śmiechu nie jest. Choć widać, iż Zniszczoła i Wąska stać na niezłe skoki, przez cały czas pozostaje też przykre odczucie, iż trudno będzie im gwałtownie włączyć się do walki o najwyższe pozycje. W stosunku do najlepszych są raczej w tym miejscu, co Zniszczoł na koniec niż na półmetku konkursu.
W teorii Polacy byli w sobotę najbardziej konkurencyjni od początku zimy, bo pojawiła się szansa na podium. W praktyce nie wywalczyli go, a punktowało najmniej skoczków Thomasa Thurnbichlera w trakcie wszystkich trzech konkursów. W Lillehammer było ich trzech w każdych zawodach, tu już tylko dwóch.
Miejmy jednak nadzieję, iż kolejne zawody przyniosą krok do przodu w wykonaniu Polaków. Po sobocie w Ruce na szczęście nie można tego wykluczyć i to może być dobry znak. Szkoda, iż pomimo sporej szansy w pierwszym konkursie w Finlandii, nie dostaliśmy lepszego punktu zaczepienia do wiary w kadrę Thomasa Thurnbichlera.
W niedzielę w Ruce kolejny konkurs indywidualny. Rywalizację rozpoczną jednak kwalifikacje o godzinie 13:45, a pierwszą serię konkursową zaplanowano na 15:15. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.