Bertus Servaas ma 61 lat. Od roku nie jest już prezesem klubu, którego legendą będzie zawsze. W 21 lat pod wodzą Holendra, ale i Polaka – bo Servaas od 2014 roku ma też nasze obywatelstwo – piłkarze ręczni z Kielc zdobyli 15 mistrzostw kraju i 15 Pucharów Polski, a przede wszystkim sześć razy dotarli do Final Four Ligi Mistrzów i raz te najważniejsze rozgrywki wygrali.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek mogła mieć złamaną karierę! Oto, co jej groziło. Niebywałe [To jest Sport.pl]
Jak to możliwe, iż właściciel sortowni rok w rok bił Wisłę Płock, której sponsorem jest przecież Orlen, czyli największa polska firma?
Jajko czy kura?
W październiku 2011 roku Servaas świętował 20. rocznicę swego przyjazdu do Polski i wtedy też odebrał z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
- Jestem dumny, iż dostałem takie wyróżnienie – mówił w rozmowie ze Sport.pl. W Pałacu Prezydenckim znalazł się głównie za sprawą działalności jego fundacji "Vive – Serce Dzieciom". Jednak niedoszłemu piłkarzowi Ajaksu Amsterdam uznanie należy się także za szereg innych inicjatyw.
- W Ajaksie trenowałem przez sześć lat. Gdyby nie kontuzja nogi, moje życie pewnie potoczyłoby się inaczej. Ale ja wcale nie żałuję, iż nie zrobiłem kariery jako piłkarz – przekonuje Bertus.
W Ajaksie trenował dokładnie od 13. do 19. roku życia. Marzył, iż będzie wielki jak Johan Cruyff albo Kazimierz Deyna, którego podziwiał choćby jeszcze bardziej (miał 11 lat, gdy Polska błyszczała na mundialu 1974). W juniorskich drużynach Ajaksu trenował m.in. z legendarnymi Marco Van Bastenem i Frankiem Rijkaardem. Uczciwie mówi, iż nie miał aż tak wielkiego talentu jak ci dwaj wielcy gracze, ale ocenia, iż był obiecującym pomocnikiem, typem dyrygenta. Przestał nim być po tym, jak w jednym z meczów kolano połamał mu bramkarz rywali. Kontuzja była paskudna – młody Bertus musiał przejść kilka operacji i aż rok spędził w szpitalu.
Na futbol się nie obraził. Na trudną rzeczywistość też nie. - W 1988 roku, kiedy zdobyliśmy mistrzostwo Europy, pojechałem na finał do Niemiec. Mecz ze Związkiem Radzieckim to było coś niesamowitego. Atmosfera była nie do opisania. Kiedy wróciłem do kraju, dziwiłem się, iż jest aż tak pomarańczowy, choć wiem, jak bardzo Holendrzy są oddani swojej piłkarskiej kadrze, są po prostu najlepszymi kibicami na świecie. W pomarańczowym kolorze było wszystko: ludzie pomalowali na pomarańczowo domy, w te barwy przystrojone były łodzie w Amsterdamie i całe miasta – opowiadał nam kiedyś.
W tamtym czasie 25-letni Servaas pracował w urzędzie skarbowym w Amsterdamie. Nie lubił tego zajęcia, tropienie nieprawidłowości i wymierzanie kar przedsiębiorcom nie pasowało do jego charakteru. Razem z kolegą – też Bertusem – założył więc firmę, która eksportowała używane ubrania na Węgry. Skończyło się źle, bo wspólnicy z tego kraju oszukali Bertusów, rozkradając towar. Ale Servaas już wiedział, iż wschodnia część Europy może być dobrym miejscem na rozkręcenie biznesu.
- Jak trafiłem do Polski? W Holandii wziąłem mapę Europy Wschodniej, zamknąłem oczy i palcem wskazałem Polskę. Autentycznie! – opowiadał nam kiedyś.
Dokładnie 2 października 1991 roku jeden z dziś najbardziej znanych i bogatych kielczan pierwszy raz zawitał w tamte strony. Z ojczyzny zabrał ze sobą trzy tony używanej odzieży. Za cel postawił sobie sprzedać towar z zyskiem, choć nie znał nie tylko specyfiki nowego rynku, ale też języka. – Gdybym przyjechał do Polski teraz, to trudniej byłoby mi się odnaleźć. Dziś wszyscy znają tu angielski albo niemiecki, a wtedy języków obcych nie znał prawie nikt. Musiałem więc sobie jakoś poradzić. Do szkoły językowej nie chodziłem, dlatego moja gramatyka jest słaba, ale słów znam bardzo dużo – opowiada Servaas, który rzeczywiście po polsku mówi zabawnie. Mimo specyficznego akcentu i kombinowanej składni Holender nie ma problemu z dogadaniem się z Polakami. A kiedyś bywało z tym różnie. - Nie zapomnę, jak ze znajomymi w restauracji chcieliśmy zamówić jajka. Coś tłumaczyliśmy, pokazywaliśmy, w końcu wskazaliśmy na kurę. No i kelner zamiast 10 jaj przyniósł nam 10 kur – śmieje się Servaas.
Paczki od Mikołaja
Swoje pierwsze lata w Polsce Servaas wspomina z sentymentem. – To był dla mnie piękny czas. gwałtownie zaprzyjaźniałem się z ludźmi, a interesy szły coraz lepiej. Wtedy choćby nie myślałem, iż to się aż tak rozwinie – mówi.
Zaczynał od tych tych trzech ton ubrań, które sprzedał z zyskiem. gwałtownie razem ze wspólnikiem kupił 50 proc. udziałów w hurtowni odzieży w Górkach Szczukowskich pod Kielcami. Znów nie brakowało trudności, a choćby dramatów – najpierw w wypadku samochodowym zginął wspólnik i przyjaciel Servaasa, później hurtownia spłonęła. To był 2002 rok i wtedy z pomocą Holendrowi przyszli inni lokalni biznesmeni znający go już jako prezesa klubu Vive. W efekcie firma Servaasa została przeniesiona do Kielc i rozwinęła się tak, iż dziś pod nazwą Vive Textile Recycling jest krajowym liderem w recyklingu odzieży i jednym z największych tego typu przedsiębiorstw w Europie. Dziennie przerabia ponad 300 ton surowca. A swoje produkty sprzedaje do ponad 70 państw z całego świata.
– To interesujący biznes, ale bardzo trudny do zorganizowania. Często żartuję, iż przychodzą do nas paczki od Świętego Mikołaja, bo kiedy otwieramy worki, mamy prawdziwe niespodzianki. Bywa, iż nagle musimy ustawić maszyny, żeby produkowały butelki do coli – opowiada Servaas, który należy do grona najbogatszych ludzi województwa świętokrzyskiego. – Zupełnie nie wiem, skąd autorzy takich rankingów biorą dane – mówił, gdy pytaliśmy, czy w 20 lat rzeczywiście na odpadach dorobił się blisko 200 mln złotych. – Biedny nie jestem, ale też nie gonię za pieniądzem – tłumaczył. I w swoim stylu argumentował: - Kiedy jesteś młody, możesz zjeść dwa hamburgery. Ale z wiekiem wystarcza ci jeden. Tak samo na życie patrzy moja żona i tego chcemy nauczyć naszych synów.
Dwa hymny scyzoryka
Żonę, Agnieszkę, Bertus poznał w Polsce. Para razem prowadzi biznes i wychowała dwóch synów. Obaj są już dziś dorośli - Dawid ma 28 lat, a Olivier – 20. Od Servaasa wiemy, iż obaj czują się stuprocentowymi Polakami i choćby nie mówią w języku ojca. – Dzieci nie muszą uważać Holandii za swoją drugą ojczyznę. W końcu ja sam tu, w Polsce, czuję się najlepiej – zapewniał nas kiedyś Servaas. - Oczywiście patrząc na piłkę nożną, zostaję Holendrem – dodawał ze śmiechem. - A tak poważnie, to pamiętam mecz Polski z Holandią w piłkę ręczną. W Radomiu śpiewałem dwa hymny - wspominał.
W Kielcach o Servaasie od lat mówią "nasz scyzoryk". Ten scyzoryk daje pracę już choćby nie setkom, a tysiącom ludzi z regionu. – W tygodniu, w którym obchodziłem swoją 20. rocznicę przyjazdu do Polski, zatrudniłem też tysięcznego pracownika. Ładnie się to zbiegło – mówił nam kiedyś prezes. Dziś Vive Textile Recycling zatrudnia już ponad dwa tysiące ludzi.
W 2023 roku przedsiębiorstwo Servaasa miało 513 milionów złotych przychodu. Ale od czasów pandemii koronawirusa przestało łożyć na wizytówkę regionu, jaką jest drużyna piłkarzy ręcznych.
Żegnano go jak gwiazdę NBA
Kielecki klub występuje dziś pod nazwą Industria Kielce. W ostatnich latach o zespole było głośno nie tylko za sprawą sportowych sukcesów, ale też ze względu na finansowe perypetie. W latach 2022-2023 aż pięć razy zmieniła się nazwa klubu, co było związane ze zmianami głównych sponsorów. Wreszcie w 2023 roku Servaas ogłosił, iż nie ma już zdrowia, by stać na czele klubu i przestał być prezesem.
Bardzo dużo kosztowały go potyczki z ówczesnym prezydentem Kielc, Bogdanem Wentą. W 2008 roku Servaas zatrudnił Wentę na stanowisko trenera Vive, ale w 2014 roku – mimo sukcesów drużyny – zmienił go na Tałanta Dujszebajewa. Prezes wykonał dobry ruch, pod wodzą tego szkoleniowca zespół wspiął się jeszcze wyżej – w 2016 roku wygrał Ligę Mistrzów, a w 2022 i 2023 docierał do finałów, które przegrywał w dramatycznych okolicznościach z Barceloną (po rzutach karnych) i z Magdeburgiem (jedną bramką).
- Pamiętam, jak 21 lat temu zostawałem prezesem i powiedziałem, iż nie chcę wygrać tylko mistrzostwa Polski i Pucharu Polski, ale chcę wygrać Ligę Mistrzów. Wielu ludzi robiło duże oczy i pytało jak. A ja odpowiadałem, iż to jest bardzo proste - gramy razem, razem ustalamy cel i razem go realizujemy krok po kroku. Tak zrobiliśmy - mówił Servaas przy aplauzie kieleckiej publiki we wrześniu ubiegłego roku. Wtedy w Hali Legionów pod sufit wciągnięto koszulkę z numerem 21, jak 21 lat rządów Servaasa, i z jego nazwiskiem. – Ta koszulka będzie tu zawsze wisiała i ten numer będzie dla ciebie dożywotnio zastrzeżony. Zawsze masz tu honorowe miejsce - mówiła Servaasowi Magdalena Szczukiewicz, która została prezeską Industrii Kielce.
Czy Szczukiewicz osiągnie choć część tego, co osiągnął Servaas, którego żegnano jak gwiazdę NBA? To będzie trudne, a życzyć jej tego, to naprawdę życzyć wszystkiego najlepszego.
Klub rósł i rósł, aż stał się potworem
Bertus Servaas do historii przeszedł jako człowiek, który w 2002 roku uratował klub przed bankructwem. W tamtym czasie Holender był już kibicem kieleckich piłkarzy ręcznych i jednym ze sponsorów, ale jeszcze cztery-pięć lat wcześniej na tym sporcie się nie znał i długo opierał się, gdy znajomi zapraszali go na mecz. Kiedy już się z nimi wybrał, to zakochał się od pierwszego wejrzenia, choć – jak nam zdradził – kompletnie nie znał zasad gry. Ba, przed przyjazdem do Polski choćby nie wiedział, iż taki sport istnieje!
W 2002 roku Servaas jako nowy prezes błyskawicznie doprowadził do ugody z wierzycielami i zaczął stawiać klub na zdrowych fundamentach. Wprowadził standardy znane THW Kiel, klubu nazywanego w tamtych czasach Realem Madryt szczypiorniaka. – Ideę Klubu Stu [to stowarzyszenie około stu firm wspierających dany zespół] przeniosłem do nas z Kilonii – mówił nam Servaas i opowiadał, jak do jego wkładu finansowego swój wkład wnoszą lokalni przedsiębiorcy. Jedni płacili wtedy roczną składkę wynoszącą 1,5 tysiąca złotych, inni przekazywali zawodnikom auta czy opłacali wynajem apartamentów i domów.
- Gdybym wiedział, iż Vive się tak rozwinie, wcale nie wyjeżdżałbym z kraju – mówi Michał Jurecki, który w 2007 roku wyjechał z Kielc do niemieckiej Bundesligi, a trzy lata później wrócił. Z Bundesligi po dziewięciu latach do Kielc zjechał też Grzegorz Tkaczyk. To był 2011 rok. – Miałem ofertę z Płocka i z Kielc. Wybrałem tę drugą m.in. ze względu na osobę prezesa – zdradzał nam wtedy były kapitan reprezentacji Polski.
Wtedy Vive Kielce rosło najszybciej. W 2009 roku miało sześć milionów rocznego budżetu, a dwa lata później – już 16 milionów. W 2013 roku, pod wodzą Wenty, zespół zdobył pierwszy medal Ligi Mistrzów: brązowy. Servaas chciał więcej i uznał, iż to więcej da mu Tałant Dujszebajew, więc kilka miesięcy później zatrudnił szkoleniowca, który stracił pracę wobec upadłości ogłoszonej przez Atletico Madryt (wcześniej grało jako Ciudad Real, z którym Dujszebajew dwa razy wygrał Ligę Mistrzów).
Trener pochodzący z Kirgistanu pomógł Servaasowi sprowadzać do Kielc gwiazdy grające w Barcelonie czy Paryżu. Oczywiście cały czas zwiększał się budżet klubu – w 2021 roku miał wynosić już 25 mln złotych.
Wizjoner i wulkan kontra prezydent
- Znam Bertusa wiele lat. To jest wulkan energii, to jest wizjoner. Kiedyś sobie zamarzył, iż zrobi wielkie rzeczy i on te wielkie rzeczy realizuje. Mało jest takich ludzi na świecie. On po prostu spełnia marzenia. Bertus idzie według pewnego planu. Było nim sprowadzenie trenera Dujszebajewa i budowanie bardzo stabilnego składu z samymi gwiazdami światowego formatu. Ktoś zapyta, skąd są na to pieniądze? Nie wiem. Po prostu Bert to załatwia. Klub jest organizacyjnie prowadzony w sposób perfekcyjny. Bert na pewno nie powiedział ostatniego słowa – zachwycał się na Sport.pl Artur Siódmiak po finale Ligi Mistrzów w 2022 roku (tym, który Kielce przegrały z Barceloną po rzutach karnych).
Niestety, to co powiedział Siódmiak, jest już nieaktualne. "Najbardziej medialny prezes w Lidze Mistrzów. Influencer, mający tysiące obserwujących na Twitterze" – tak rok temu o Servaasie pisała hiszpańska "Marca", odnotowując jego odejście. Ceniony dziennik zauważał, iż największym sukcesem prezesa było rozsławienie Kielc na całym świecie, mimo iż w ostatnich latach tracił część pomocy instytucjonalnej z ratusza, w którym rządził "legendarny Bogdan Wenta, który był trenerem przed Dujszebajewem".
Wenta od 2018 roku przez sześć lat był prezydentem Kielc. Jak się układała kooperacja między nim a Servaasem? Z każdym rokiem coraz gorzej. W 2021 roku Servaas pytał na Twitterze: "Czy prezydent naszego miasta powinien być dumny z tego klubu? Czy jest?" I zaraz sam sobie odpowiadał: "Uważam, iż nie i jest to dla mnie bardzo smutne". W tamtym roku ratusz przekazał klubowi 1,15 mln zł, a oczekiwania Servaasa sięgały 2,5 mln zł, czyli kwoty, jaką klub dostawał we wcześniejszych latach. - Tylko z podatków zawodnicy odprowadzają do miejskiej kasy rocznie około 1,8 mln zł - wyliczał Servaas i dodawał, iż przez te wszystkie lata jego firma zainwestowała w klub około 75 milionów złotych. - Myślę, iż w ogóle nie powinno się na ten temat rozmawiać. Zamiast tego wspólnie powinniśmy się zastanawiać, jak najlepiej nasz wielki sukces wykorzystać dla Kielc – mówił Servaas.
W 2022 roku doszło do tego, iż kieleccy zawodnicy w meczu z Barceloną w Lidze Mistrzów zagrali z pozaklejanymi herbami miasta na swoich koszulkach. "Nie mamy umowy. To nasz akt desperacji" - komentował na Twitterze prezes.
Niedługo później z problemów finansowych Kielc skorzystał węgierski Veszprem i ściągnął do siebie Nedima Remilego. W marcu 2023 roku węgierskie media twierdziły, iż niemal pewne jest odejście z Kielc kolejnych kluczowych postaci - trenera Dujszebajewa, jego synów i jeszcze kilku innych gwiazd. W sumie aż sześciu zawodników miało wraz ze szkoleniowcem zasilić Pick Szeged, czyli wielkiego, krajowego rywala Veszpremu.
- Musimy wszyscy zdać sobie sprawę z tego, iż jeżeli klub z Kielc nie utrzyma tego składu i tego poziomu, to nagle piłka ręczna w Polsce stanie się nudna. Nie daj Panie Boże, żeby tak się stało! Wyobraźmy sobie, iż te masowe odejścia z Kielc się dzieją - wtedy Płock by wygrywał wszystko w kraju bez trudu. A przecież dziś mamy wspaniałą rywalizację – komentował na Sport.pl Sławomir Szmal, który kiedyś grał i w Płocku, i w Kielcach.
Życie na krawędzi, zmęczenie i uniki – Bertus miał dość
Były kapitan reprezentacji Polski i wówczas wiceprezes Związku Piłki manualnej w Polsce (od niedawna Szmal jest prezesem) nie chciał komentować spięć na linii Servaas – Wenta. Na pytanie czy nie jest zaskoczony, iż panowie kiedyś współpracowali, a teraz nie potrafią, Szmal odpowiedział wymijająco: - Nie znam powodów. Trzeba by było na ten temat porozmawiać z Bogdanem. Nie znamy sytuacji, komentować z boku każdy z nas może, ale tym samym możemy mówić nieprawdę. A ja bym tego nie chciał.
Wtedy Servaas znalazł rozwiązanie, czyli kolejnego, nowego, sponsora tytularnego. Ale był coraz bardziej zmęczony. Przed laty zawsze chętnie odbierał telefon i rozmawiał, a teraz przez wiele miesięcy robił uniki, gdy próbowałem się z nim umówić. Czasami choćby nie podawał swoim ludziom informacji, z jakiego powodu znów zmienia wstępnie ustalone terminy.
Wojna wojną, ale wróg zawsze wiedział, iż to "fajny gościu"
Dziś w kieleckiej piłce manualnej nie ma już Servaasa i nie ma znakomitej passy. Od 2012 do 2023 roku zespół z tego miasta zdobył 12 złotych medali mistrzostw Polski z rzędu. Za każdym razem pokonywał Wisłę Płock.
- Wiedząc, jak wielka to jest firma, trudno nie stwierdzić, iż w Płocku są największe możliwości, żeby zbudować potęgę – mówił nam rok temu Szmal, gdy zauważaliśmy, iż znowu Kielce, mimo iż są targane problemami, robią w Lidze Mistrzów wynik lepszy od tego, jaki notuje Wisła, mająca przecież wsparcie wielkiego Orlenu.
Skoro podaliśmy, iż Vive Textile Recycling miało w 2023 roku 513 milionów złotych przychodu, to dla porównania podajmy, iż Orlen miał przychód w wysokości 373 miliardów złotych. Czyli jakieś 700 razy więcej!
Oczywiście, Orlen to największy w Polsce mecenas sportu. Ta firma wspiera krajowe gwiazdy z różnych dyscyplin, łoży też na programy upowszechniania sportu wśród dzieci i młodzieży, generalnie przeznacza na sport nieporównanie więcej środków niż był w stanie przeznaczać Servaas ze swoim Vive. Ale płocczan przez lata uwierało, a choćby bardzo bolało, iż skromny w porównaniu do Orlenu biznesmen dorabiający się na używanej odzieży potrafi wygrać Ligę Mistrzów, a Orlen nie chce spróbować przeznaczyć plus minus 30 milionów złotych rocznie, żeby powalczyć o taki sukces.
Między Płockiem a Kielcami od dobrych 30 lat trwa święta wojna o miano stolicy polskiej piłki manualnej. Ostatnio górą jest Wisła, która w 2024 roku wygrała potrójną koronę – mistrzostwo, Puchar i Superpuchar. W Płocku rosną nakłady na zespół i rośnie coraz lepsza drużyna, ale wciąż z zazdrością patrzą tam na to wszystko, co przez ponad dwie dekady zbudował w Kielcach Servaas. A choć między jednymi i drugimi jest taka nienawiść, jak w piłce nożnej między Legią Warszawa a Lechem Poznań, to Servaas zawsze mógł chodzić po płockiej hali w szaliku swojego klubu. Dlaczego? - Bardzo szanuję i lubię prezesa kieleckiego klubu. Znam go osobiście, kilka razy współpracowaliśmy w reprezentacji Polski [kilka lat temu Servaas był jej menedżerem], sporo przeżyliśmy też w meczach przeciwko sobie i ten facet zawsze, bez względu na wyniki, był przyjacielski. Właśnie dzięki temu może po Płocku bez obaw spacerować w szaliku Vive. Nasi kibice go szanują, bo Bertus to naprawdę fajny gościu – tłumaczył nam kiedyś bramkarz Wisły, Marcin Wichary.
A iż to aktualne, niech świadczy jeden z niedawnych wpisów Servaasa na platformie X. Gdy w październiku Płock wygrał z Kielcami w ligowym klasyku, to obu stronom puściły nerwy tak bardzo, iż o rzekomym pluciu trenera Dujszebajewa na trenera Sabate i o rzekomych rasistowskich wyzwiskach trenera Sabate na trenera Dujszebajewa zaczęły się rozpisywać media z innych krajów. Wtedy Servaaas zareagował z klasą, jakiej jego byłym podwładnym i byłym rywalom ewidentnie zabrakło. "Mamy dwa czołowe kluby Europy, które powinny skoncentrować się na reprezentowaniu polskiej piłki manualnej tak dobrze, jak tylko się da, nie tylko w Lidze Mistrzów, ale i w lidze polskiej. Nadmiar emocji nikomu nie pomaga, tylko rani nasz piękny sport. Gratulacje dla Orlenu Wisły Płock za wygranie meczu".