Oliwer Wdowik to tegoroczny halowy mistrz Polski i wicemistrz ze stadionu. Zawodnik CWKS Resovii Rzeszów będzie reprezentował nasz kraj na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji w stolicy Francji opowiada nam o swoich planach, powodach niezakwalifikowania się naszej sztafety 4×100 m, ambicjach poprawienia rekordu Polski, organizatorach zawodów w Polsce, serialu „Sprint” i tym, czy drażni go mylenie jego imienia przez komentatorów sportowych.
Jakub Jelonek: Jak zaczęło się twoje trenowanie? Widziałem, iż startowałeś choćby kiedyś w wieloboju na początku swojej przygody ze sportem.
Oliwer Wdowik: Wielobój był w pierwszym roku młodzika, to był pięciobój dokładnie. Trener postanowił wystawić mnie na koniec sezonu. Nie miało to kompletnie znaczenia i nie było związane z moją adekwatną konkurencją, sprintem. Mój trener chyba tak ogólnorozwojowo to potraktował. Szczerze mówiąc, do tej pory nie wiem, po co to było, ale fajnie się bawiłem.
A jak podsumujesz cały okres juniora, zakończony dwoma medalami Mistrzostw Świata U20 w Nairobi w Kenii?
Na pewno był to taki przełomowy czas dla mnie, szczególnie, iż w 2021 r. mocno goniłem rekord Polski U20 na 100 m i chciałem złamać 21 sekund na 200 m. Ten rok był dla mnie mocno frustrujący i Nairobi było zwieńczeniem tego wszystkiego. Dostałem się do finału indywidualnie na mistrzostwach świata, jako pierwszy Polak w historii. Wiele to dla mnie znaczyło. Samo miejsce, które tam zająłem, też było wysokie. Z biegu co prawda nie jestem zadowolony, bo mocno zostałem na starcie, ale osiągnąłem rekord życiowy. Największe osiągnięcie tego czasu to brązowy medal mistrzostw świata i rekord Europy, który ustanowiliśmy z chłopakami w sztafecie 4×100 m. Często wracamy wspólnie do tych chwil, bo mamy cały czas kontakt. Wspominamy te czasy i medale, bo one zawsze będą w naszych głowach, myślę, iż już na całe życie.
Później wystąpiły u Ciebie kontuzje i progres trochę zwolnił. Co się działo w pierwszych latach młodzieżowca?
Zmieniłem trenera, pojechałem do Warszawy do trenera Jarka Skrzyszowskiego, ojca Pii. Dużo wtedy pozmienialiśmy i to na pewno był duży rok zmian. Wszystko praktycznie zmodyfikowałem, podporządkowałem pod to, żeby móc trenować. To też był rok, który faktycznie „na papierze”, patrząc po wynikach z zawodów, wygląda kiepsko, jakbym stał w miejscu. Nie do końca tak było, bo cały czas poprawiałem się technicznie, naprawdę o wiele procent i dużo lepiej to zaczęło wyglądać. Dużo szybciej biegałem i dzięki temu też zacząłem biegać teraz tak, jak biegam. Ale na pewno był to ciężki okres dla mnie, bo nie udało mi się tego pokazać na zawodach. Były tam takie momenty przejaśnień, ale nie przełożyło się to na wynik, bo były kontuzje i w lecie, i na hali. Na żadnych mistrzostwach Polski nie wystartowałem. Niestety ten rok był na pewno dla mnie trudny i taki „do skipnięcia”.
Obecny sezon jest z kolei dla ciebie bardzo udany. Zaczęło się od zwycięstwa na hali, później czy to w Chorzowie, czy na innych startach utrzymywałeś wysoki poziom.
Na pewno ten rok jest dla mnie mimo wszystko łaskawy, bo to nie jest tak, iż nie mam problemów z kontuzjami. Non stop coś jest. Zwykle wygląda to tak, iż cały okres przygotowawczy udaje mi się przetrenować praktycznie w 100% i wygląda to naprawdę obiecująco. zwykle dzieje się coś na dzień lub dwa przed startem. Tak też tutaj było, iż w okresie startowym kilka razy praktycznie „uciekłem spod topora”, mówiąc kolokwialnie. Na szczęście udało się wystartować i gdzieś tam dobrze wypaść. Więc na pewno ten rok jest dla mnie łaskawy. Mistrzostwa Europy w Rzymie i 11. miejsce to też jest w porządku, jak na debiut na takiej imprezie. Byłbym bardziej zadowolony, gdybym po prostu tam pojechał i bez żadnych incydentów na starcie skończył jedenasty. Wtedy na pewno byłbym usatysfakcjonowany. A tak, przez te wszystkie perturbacje, które się tam działy, falstarty i moje dyskwalifikacje, które potem nie były słuszne itd., wspominam to gorzej. Mam przez to trochę niedosytu po tych mistrzostwach Europy, ale jak wiemy, igrzyska są najważniejsze. Fajnie, iż się tam udało załapać. Co prawda po relokacjach, ale cieszę się, iż kwalifikację udało mi się uzyskać, bo to jest moment przełomowy w moim życiu. Zawsze sobie powtarzałem na przestrzeni ostatnich dwóch lat, gdzie non stop miałem kontuzje, iż to będzie zwieńczenie tego i będę miał wtedy czystą kartę z lekkoatletyką. Tak też szczęśliwie wszystko się ułożyło. Na pewno mam teraz dużą motywację do dalszego trenowania, bo tego u mnie brakowało.
W tym sezonie nie zobaczymy sztafety 4×100 m na igrzyskach w Paryżu. Jakie Twoim zdaniem były główne powody tego, iż nie udało się zakwalifikować?
Głównie kontuzje pokrzyżowały nam plany i spowodowały, iż ta sztafeta nie biegała w optymalnym i najszybszym składzie. Dominik Kopeć złapał kontuzje w okresie halowym i Mateusz Siuda wciąż boryka się z problemami zdrowotnymi. Ciężko powiedzieć, co zawiodło podczas kwalifikacji na Bahamach. Dużo poświęciliśmy dla tej sztafety i wiązaliśmy z nią duże nadzieje. Chcieliśmy bardzo się dostać na igrzyska i szkoda, iż na Bahamach nie wyszło, bo to była najłatwiejsza opcja dostania się do Paryża i nie było to wcale zadanie ultratrudne. Nie wiem, czego tam zabrakło. Może podjęcia jakiegoś większego ryzyka i po prostu trochę takiej fantazji? Poszliśmy tam dwa razy bezpiecznie i uważam, iż to mogło wpłynąć na to, iż te wyniki były, jakie były na tych Bahamach. Później na mistrzostwach Europy w Rzymie powalczyliśmy kolejny raz. Co prawda zmiany były tragiczne w eliminacjach, ale obroniliśmy ten finał stricte biegowo, więc z tego się trzeba cieszyć, bo to był taki pozytyw tamtego dnia. Pokazaliśmy tam, iż mamy potencjał szybkościowy. Niestety w eliminacjach nabawiłem się kontuzji i w finale już nie wystąpiłem. Tego najbardziej żałuję, iż tak to się skończyło, bo nie mogłem pomóc chłopakom w finale. Dużo gdybania teraz może być w tym temacie. Myślę, iż te 38,30, które ostatecznie dało awans na igrzyska, było do zrobienia w Rzymie i nie był tam poziom aż tak wysoki, żebyśmy nie mogli walczyć o medal. Więc tej imprezy żałujemy. Mieliśmy dużo pecha i chyba jakieś fatum ciąży nad tą sztafetą 4×100 m od wielu, wielu lat. Ja co prawda debiutuję w tym roku, ale śledzę to na bieżąco i można spokojnie powiedzieć, iż ten pech trwa już bardzo długo, z jednym „przejaśnieniem” w Monachium. Nie wiem, czy brakuje optymalnej formy tego jednego dnia, czy dogrania zamian. Zawsze coś tam nie gra i ciężko mi to analizować. Wydaje mi się, iż problem leży również w selekcji. Jestem zawodnikiem, jakieś tam swoje myśli mam, ale od tego są inni ludzie.
Słyszałem w środowisku, iż już nie było chęci szukania jakiegoś „startu ostatniej szansy”, żeby jeszcze w tej sztafecie próbować poprawić ten wynik np. w Bydgoszczy?
Dostaliśmy sygnał o możliwości dodatkowego startu w sztafecie. Słyszeliśmy o jakichś planach, iż mają przyjechać do Bydgoszczy dwie inne reprezentacje, chyba Holendrzy i Czesi. Temat ostatecznie ucichł, nie wiem z jakiego powodu. Być może inne reprezentacje nie przyjechały. jeżeli chodzi o mnie, to ja na pewno nie wystartowałbym w tej sztafecie ze względu na delikatny uraz, którego nabawiłem się w Rzymie. Osobiście uważam, iż to nie miałoby sensu. Biegi ,,ostatniej szansy” z reguły nie wychodzą i raczej istniałaby mała szansa na awans. Gdyby wszyscy byli zdrowi, to rzeczywiście, walka o te igrzyska do ostatniej chwili miałaby prawa bytu, ale mówiąc szczerze, kompletnie nie mieliśmy na tę decyzję wpływu.
Wrócę jeszcze do mistrzostw Polski w Bydgoszczy, bo głównym tematem, o którym się tam mówiło w kontekście sprintu był wiejący w twarz wiatr. Były głosy, iż lepiej dla zawodników byłoby zorganizować MP w Chorzowie na Stadionie Śląskim. Czy wierzysz, iż w Polsce nadejdą czasy, iż bardziej będziemy myśleć o pomaganiu zawodnikom w różnych kwalifikacjach?
Ubolewam nad tym bardzo mocno. Organizacja takich imprez, tym bardziej 100. MP powinna być rozgrywana na stadionach, gdzie z reguły wieje dobrze. Stadion w Bydgoszczy słynie ze złych warunków i to w kontekście sprintu się niestety sprawdziło. Szkoda, iż tego nikt nie dopilnował bo wszyscy wiedzieli, jaka jest stawka. Historycznie na igrzyska olimpijskie mogło pojechać dwóch sprinterów na 100 metrów. Smutne to jest. Myślę, iż przy obecnym systemie, jaki funkcjonuje, nie widzę scenariusza, gdzie to zawodnik będzie najważniejszy. Najlepszym przykładem, jaki mogę podać, odnosząc się do tej sytuacji, jest sprawa jednego zawodnika zagranicznego. Po mistrzostwach Polski w Bydgoszczy spadłem w rankingu tylko o jedno miejsce, też cudem, swoją drogą. Wyprzedził mnie Turek, który ma życiówkę 10,17, ale tylko raz tyle pobiegł, a tak regularnie uzyskuje po 10,30 z wiatrem po +1,5 czy +2,0 w plecy. I tak też pobiegł w Rzymie, gdzie miał coś koło 10,30–10,40. A na mistrzostwach Turcji gość pobiegł 9,89 z wiatrem +4,3. Za ten wynik łącznie miał 1320 punktów i przeskoczył chyba z 10 miejsc w rankingu olimpijskim. To pokazuje, iż da się pomóc tym ludziom. Może był to fart, ale warto ten przykład przywołać.
Na pewno uważam, iż mistrzostwa Polski mogłyby być rozgrywane na takim Stadionie Śląskim w Chorzowie, chociaż wiadomo, iż tam pewnie dochodzą kwestie biletów i stadion pewnie byłby pusty. Ale na pewno nie powinniśmy organizować tego w Bydgoszczy. Tam i tak duża część zawodów w drugim dniu odbywała się po południu. Pogoda była w sumie idealna, bo padł rekord Polski i chłopaki zaczęli biegać. Jakub Szymański na płotkach czy Marek Zakrzewski na 200 m pobiegli niesamowite wyniki, bo naprawdę pogoda pozwalała. Też sam fakt tego, iż przez mistrzostwa Europy w piłce nożnej przełożyli nasze mistrzostwa Polski jest smutny. Gdyby nie to, to my mielibyśmy na 100 m takie warunki, bo całe mistrzostwa przesunęłyby się o jeden dzień. Mielibyśmy dobry wiatr i pogodę. Sprinterzy pierwszego dnia mieli fatalne warunki. Nie wiem, może to telewizja ma za duży wpływ na PZLA. Ja się załapałem na igrzyska, więc u mnie tak naprawdę było wszystko jedno. Szkoda na pewno Dominika Kopcia, bo zakwalifikowałby się bez problemu na te igrzyska [pobiegł tydzień przed mistrzostwami 10,09 w Finlandii, minimum na igrzyska to 10,00 – przyp. red.]. Wszyscy wiedzieli, jaka jest stawka, więc bardzo mocno to przeżywaliśmy z Dominkiem. Nie mieliśmy choćby ochoty udzielać wywiadów. Szkoda tej sytuacji. W innych państwach tak nie jest, bo potrafią tę stówę odwrócić. To nie jest też problem, tylko trzeba chcieć i po prostu trzeba mieć infrastrukturę do tego, czyli organizować mistrzostwa Polski na obiektach, które taką infrastrukturę mają i chcą z niej korzystać. Niestety Bydgoszcz słynie z tego, iż tam dobrze nie wieje, to też jest powtarzane od wielu lat. Ja osobiście, o ile nie będę musiał, to nigdy do Bydgoszczy nie przyjadę.
Jakie są twoje oczekiwania związane z igrzyskami? Jak się nastawiasz?
Ten cały okres przygotowawczy dość mocno mnie kosztował, żeby wywalczyć kwalifikację olimpijską. Ogólnie okres startowy był wymagający. Na pewno podchodzę do tych igrzysk jako formy doświadczenia, na ten moment. Jestem jeszcze młody, mam 22 lata, więc się trochę śmieję, iż w tym roku jadę tam stricte po doświadczenie, zobaczyć w ogóle, jak to wygląda, nauczyć się wielu rzeczy. Podpatrzeć też innych zawodników, najlepszych na świecie, co oni robią. Wiadomo, iż będę walczyć, ale nastawiam się za cztery lata, żeby spróbować takiej rywalizacji z czołówką światową. Mam nadzieję, iż tak będzie. Ten rok traktuję jako powiedzmy taką nagrodę za moją pracę i tak dalej, tak do tego pochodzę.
Mamy w Polsce mocną generację sprinterów, gdzie jesteś ty, Dominik Kopeć, Marek Zakrzewski i inni. To między wami trzema może rozegrać się walka o rekord Polski na 100 m. Planujesz walkę o rekord Polski (10,00 Mariana Woronina)?
Nastawiam się mocno na stówę. W tym roku też nie pokazałem pełni swoich umiejętności, bo w Chorzowie pobiegłem 10,23, ale tam był wiatr tylko +0,1, czyli praktycznie zerowy. Miałem jeden taki bieg w Niemczech, gdzie właśnie obrócili kierunek stówy, więc były tam bardzo dobre warunki. Niestety na tym starcie blizna w dole podkolanowym ścięgna dwugłowego trochę mi przeszkodziła i nie mogłem pobiec tego biegu na maksa. Dlatego ten bieg od początku był bardzo luźny. Był to bieg tylko w zasadzie po te punkty rankingowe. Skończyłem ostatecznie czwarty z wynikiem 10,23, a naprawdę to był taki luźny bieg i do tej pory pamiętam go w głowie i będę pamiętał bardzo długo, bo mogło tam być naprawdę dużo szybciej. Myślę, iż będę tego rekordu szukał, na pewno w przyszłym roku. Teraz najważniejszym celem były igrzyska. To się udało i o ile zdrowie dopisze, a zrobię wszystko, żeby tak było, to w przyszłym roku będę szukał stricte zawodów, żeby ten rekord Polski zrobić albo chociaż tę życiówkę gdzieś tam w okolicach dziesięć zero do dziesięć kilkanaście pobiec. Na pewno będę celował w mityngi w Niemczech, bo tam obracają kierunek stówy i tam naprawdę widać, iż im zależy. Pokazuje to wynik Dominika Kopcia [pobiegł w ubiegłym roku 10,05 – przyp. red.], który jeździ do Niemiec często, bo tam się po prostu dobrze biega i organizatorzy robią wszystko, żeby rzeczywiście wyniki sprinterów były dobre. Będę szukał takich zawodów i na pewno myślę o tym rekordzie. Na ten moment uważam, iż najbliżej jest Kopeć i to teraz kwestia czasu i przede wszystkim warunków, na jakie się trafi. Jak on nie zrobi rekordu Polski w tym roku, to daje czas mi, żebym mógł do niego dołączyć i podjąć rywalizację. Jeszcze mi brakuje do niego, wiadomo. Im dłużej ten rekord Polski będzie widniał, tym bardziej będzie zagrożony.
Odejdźmy teraz trochę od sportu czy treningu. Niedawno pojawił się na platformie Netflix serial „Sprint”. Jak to oceniasz, takie pokazywanie kulisów startów czołowych zawodników?
Myślę, iż był bardzo fajny. Nie wiem, jak jest w rzeczywistości, bo uważam, iż w tym serialu dużo rzeczy jest podkręcone nad wyraz. Musi to takie być, bo inaczej nie dałoby się tego oglądać. Nie można mówić ciągle o pokorze i ciężkiej pracy, treningach, bo to jest po prostu nudne i ludziom się przejadło. Więc fajnie, iż było to pokazane w taki sposób. Cieszę się, iż serial jest, choć nie wiem, jak to wygląda pod względem oglądalności, czy to się w ogóle sprzedaje. Ważne, iż coś się dzieje w tym sprincie i lekkoatletyce. Mam nadzieję, iż to będzie szło w tę stronę i takich materiałów będzie jeszcze więcej.
Na koniec jestem ciekaw Twojego zdania na jeden temat. Mieszkałem na którychś mistrzostwach Polski w pokoju z biegaczem na średnie dystanse – Oliwierem Mutwilem. Włączyliśmy transmisję w TVP Sport i akurat biegłeś Ty, a komentatorzy tradycyjnie pomylili twoje imię. Oliwier mówił, iż jego też notorycznie mylą. Czy jesteś jeszcze zły na takie sytuacje?
Ja ogólnie z tym problemu nie mam, bo spotykam się z tym na co dzień bardzo, bardzo często. Powiedziałbym wręcz, iż nagminnie. Kompletnie mi to nie przeszkadza, nigdy nikogo nie poprawiam. Jestem przyzwyczajony, iż ludzie czy komentatorzy się mylą. Staram się doglądać, czy na dokumentach jest moje imię poprawnie napisane, bo takie przypadki również się zdarzają. Generalnie tak jak mówiłem, mi to nie przeszkadza, ale ostatnio w kontekście właśnie igrzysk na ściance adidasa czy na nominacji olimpijskiej moje imię pojawiało się z błędem. Akurat w tym przypadku chciałbym mieć poprawnie napisane imię, bo to fajna pamiątka. Mają dosłać mi nową i poprawioną wersję. Myślę, iż o ile pobiegnę jakiś niesamowicie dobry wynik, to ten temat na pewno poruszę, w formie ciekawostki.
Mogę Cię jeszcze pocieszyć, iż nie tylko w twoim przypadku na tej ściance była pomyłka. Nazwisko Kasi Zdziebło też napisano tam z błędem.
No to analogiczna sytuacja, ha, ha. Mam nadzieję, iż wszystko poprawione dostaniemy już na miejscu w Paryżu.
Trzymam kciuki za to i powodzenia w Paryżu. Dziękuję za rozmowę!