Tylko raz polski mikst zajął wyższe miejsce niż siódma pozycja w Pucharze Świata osiągnięta w piątek w Lillehammer. 28 stycznia 2022 roku, tuż przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie, w Willingen Kinga Rajda, Dawid Kubacki, Nicole Konderla i Kamil Stoch skończyli zawody na szóstym miejscu. Teraz Konderli, Pawłowi Wąskowi, Annie Twardosz i Aleksandrowi Zniszczołowi zabrakło do niego i Finlandii tylko 9,2 punktu.
REKLAMA
- Jest wiele potencjału w naszych dziewczynach, które stać na lepsze skoki. Na pewno dalej mógł skakać także Olek, który miał problemy z pozycją najazdową - ocenił trener Polaków, Thomas Thurnbichler. I problemy na najeździe miał w piątek nie tylko Zniszczoł. To ogółem urosło do miana największej bolączki obu kadr podczas przywitania z obiektem w Lillehammer. Dlaczego?
Zobacz wideo Nagły zwrot u polskich skoczków rozbudził nadzieje. Wystarczył jeden filmik
Nowy wróg polskich skoczków nie jest żadnym z rywali. "Trzeba mieć na to patent"
Okazuje się, iż Polakom na skoczni Lysgardsbakken nie do końca pasuje belka, z której muszą się odepchnąć na rozbiegu. Jest ustawiona za wysoko i trudno z tego przyjąć odpowiednią pozycję najazdową. - Dzisiejsze skoki były, żeby spróbować lądowania na śniegu i powalczyć z tą przeszkadzającą belką. Trzeba mieć na to lekki patent, żeby w tym się odnaleźć. Problemy wynikają też z tego, jak startuję z belki. Wiem jednak, iż w sobotę będzie dobrze - przekonuje Zniszczoł.
Problemy z belką zgłaszała też Anna Twardosz. - Nie lubimy się z tą skocznią. (...) Przez belkę mam duży problem z pozycją najazdową, narty wyjeżdżają mi do przodu, zostaję w tyle i potem wszystko zaczynam od tyłu, od klatki piersiowej. To cięższe dla niskich osób - przedstawia skoczkini.
Zatem nie pomylimy się dużo, jeżeli nazwiemy belkę z Lillehammer największym wrogiem Polaków w trakcie inauguracji PŚ. U Zniszczoła, jak wyjaśnia Thurnbichler, powodowała nie tylko słabszą prędkość na progu, ale także problemy z odbiciem - pchaniem tuż przed nim, a do tego momentem, gdy wzbijał się w powietrze, bo robił to zbyt wcześnie.
Wąsek znalazł sposób na problemy z najazdem w Lillehammer. Skacze już z belki
Ale nie jest tak, iż nie można z tym walczyć. Z rozwiązaniem przyszedł Paweł Wąsek. Ewidentny lider kadry po piątkowych skokach stara się odepchnąć z belki tak, żeby nie opuścić się do torów najazdowych, a na nie skoczyć. I po jego prędkościach widać, iż to się sprawdza.
Paweł Wąsek podczas konkursu drużyn mieszanych w Lillehammer Screen Player
- Robiłem to od pierwszego skoku. Nie puszczałem się z torów, do których ustawiałem narty, tylko nakierowywałem je na najazd i zeskakiwałem z belki. Na razie się udawało, trafiałem. Czy są emocje z tym, iż może się "omsknąć nartka"? Skoki to w ogóle dreszczyk emocji. Oto w tym chodzi. To dodatkowe emocje, ale nie robią na nas wrażenia - śmieje się Wąsek.
- Paweł znalazł na to swój dobry sposób. Rzeczywiście wskakuje do torów i od razu znajduje się we właściwym miejscu. jeżeli na początku do przodu wyskoczą nogi, środek ciężkości pozostanie z tyłu. I trzeba to zmieniać w trakcie najazdu, a odnalezienie odpowiedniego ułożenia nie jest takie proste. W ruszaniu z tej belki widać pewną tendencję: zawodnicy jadą trochę wyżej niż zazwyczaj. Mają pewien punkt orientacji dzięki pamięci mięśniowej. Przez to podświadomie wie, jak nisko ma być konkretny punkt ciała - tłumaczy Thomas Thurnbichler.
- Do tego może się zaadaptować także Olek. Już widzieliśmy w drugiej serii treningowej, iż gdy odda normalny skok, to jest naprawdę konkurencyjny. Dzięki czterem skokom, które oddał, możemy to dobrze poukładać na sobotę - przekonuje Thurnbichler.
W sobotę w Lillehammer Polaków czekają kwalifikacje o godzinie 14:45 i konkurs indywidualny o 16. Tak samo ma wyglądać niedziela. Relacja na żywo z zawodów na Sport.pl, transmisja w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.