Niewiarygodne, co zrobiła Świątek w Paryżu. W telewizji tego nie widać

1 dzień temu
Iga Świątek w czwartej rundzie Roland Garros! Polka poradziła sobie w bardzo trudnych warunkach, jakie panowały na korcie w Paryżu, dodatkowo ze wspierającą rywalkę publicznością. My z kolei w gronie dziennikarzy mogliśmy poczuć to, czego nie da się oglądając mecze Świątek w telewizji - pisze z Paryża dziennikarz Sport.pl Dominik Senkowski.
Piątek w Paryżu jest wyjątkowy. Pierwszy raz podczas tegorocznego Roland Garros nie padało, a z nieba lał się żar. - Kompletna patelnia, żadnego ruchu powietrza - mówili nam, dziennikarzom siedzącym na loży prasowej, fotoreporterzy stojący na wysokości kortu. W tych warunkach po Lorenzo Musettim i Mariano Navone wyszły na kort Iga Świątek oraz Jaqueline Cristian.


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki o kryzysie psychicznym Igi Świątek: Ta sytuacja weszła jej mocno do głowy


Tym razem Polka nie grała na korcie centralnym imienia Philippe'a Chatriera, jak w pierwszej rundzie z Rebeccą Sramkovą oraz w drugiej z Emmą Raducanu. Organizatorzy wyznaczyli jej spotkanie na drugim co do wielkości obiekcie Suzanne Lenglen. Jak przypomniał Łukasz Jachimiak ze Sport.pl, poprzednio na tym obiekcie Świątek wystąpiła 31 lipca 2024 roku w ćwierćfinale turnieju olimpijskiego w Paryżu. Wtedy zmierzyła się z Danielle Collins. Po meczu wybuchł skandal, bo Amerykanka nazwała ją "fałszywą", czego nigdy w zrozumiały sposób nie wyjaśniła.
Czytaj także: Wielki transfery Widzewa staje się faktem!
Upał w Paryżu i lepsze miejsca
W piątek Świątek (5. WTA) mierzyła się z rywalką o spokojniejszym usposobieniu, ale też mniejszych możliwościach sportowych niż Collins. Rumunka (60.) nigdy wcześniej nie przeszła trzeciej rundy wielkoszlemowej. Wyglądało tak, iż na spotkanie z Polką wyszła przestraszona. Od razu oddała inicjatywę, która grała w swoim stylu - mocno, głęboko, ale bezpiecznie z topspinem i dzięki temu popełniała mało błędów. Świątek gwałtownie odskoczyła na 3:0.


Trybuna dla dziennikarzy na korcie Lenglen znajduje się dużo bliżej kortu niż na Chatrier. W tych warunkach lepiej można było poczuć niesamowitą moc uderzeń Świątek. Telewizja tego nie oddaje. Najlepszy przykład to piąty gem pierwszego seta, w którym Polka posłała forhend tuż nad siatką, który dał jej bezpośredni punkt. Był niezwykle szybki, efektowny, po jego zagraniu na trybunach słychać było zachwyt.


Rumunka doszła do głosu, ale tylko na moment. Wygrała dwa gemy, rumuńscy kibice siedzący blisko dziennikarzy próbowali ją motywować do walki. Nic jednak nie zdziałali, bo Świątek kontrolowała przebieg gry. W ósmym gemie Cristian znów została przełamana i przegrała 2:6. Jej serwisy na poziomie 140 km/h nie mogły zrobić krzywdy naszej tenisistce.


W przerwach między gemami zawodniczki chowały się pod parasolami. Na korcie nie było ani kawałka cienia. Wszyscy członkowie teamu Świątek siedzieli w czapkach, chroniąc się przed słońcem, część także w ciemnych okularach. Nasza zawodniczka z kolei wielokrotnie między punktami wycierała ciało ręcznikiem.


W kolejnym secie gra się wyrównała. Świątek w dwóch gemach serwisowych musiała bronić aż sześciu break pointów. Pomógł jej serwis, ale trzeba przyznać, iż Cristian zaczęła uderzać odważniej, już jakby nie mając nic do stracenia. Mistrzyni turniej częściej się myliła, a przez to irytowała, patrzyła w kierunku swojego boksu. - Cały czas to samo! - krzyknęła do współpracowników po kolejnym błędzie, uderzając wracającą piłkę w kort, część kibiców wybuczała po tym delikatnie Polkę.
Świątek już czeka na wielką rywalkę
Zrobiło się 4:4, a w tym fragmencie spotkania to Rumunka pewniej utrzymywała podanie. W tamtym momencie Cristian mogła liczyć na większy doping niż Świątek. Kibice krzyczeli głośno "Jaqueline, Jaqueline!". Publiczność chciała, by ten pojedynek trwał jak najdłużej, trybuny wypełniły się w znacznej mierze.


Walka toczyła się gem za gem, było wiele zaciętych wymian, ale też nasza tenisistka trochę za bardzo się spieszyła, zniknął spokój z początku meczu. Niemniej w końcówce okazała się ona lepsza, a to najważniejsze. Wygrała 6:2, 7:5 i awansowała do czwartej rundy Roland Garros. W sobotę obchodząc 24. urodziny, będzie mogła się skupić na treningu i świętowaniu. Tuż po zakończeniu spotkania Polka udzieliła wywiadu na korcie, ale temat jej urodzin nie został podniesiony przez prowadzącego Alexa Corretję, nie było "sto lat". W zamian Iga zauważyła, iż chyba pierwszy raz podczas jej paryskiego meczu na trybunach była meksykańska fala i poprosiła widzów, by to powtórzyli. Ci chętnie jej posłuchali.
W następnym meczu Iga Świątek zmierzy się z lepszą z pary Jelena Ostapenko (21., Łotwa) - Jelena Rybakina (11., Kazachstan). Kolejny mecz Polki w niedzielę, bez względu na ostateczne nazwisko rywalki, zapowiada się trudniej niż dotychczasowe spotkania w tegorocznym French Open. Relacje w Sport.pl, transmisje w Eurosporcie.
Idź do oryginalnego materiału