Niewiarygodne, co działo się w meczu Świątek. Rosjanin aż włożył głowę do lodówki

2 godzin temu
Mecz się jeszcze nie zaczął, a Iga Świątek już wyglądała, jakby rozegrała co najmniej jedną bardzo trudną partię. - Przyznam się szczerze: pierwszy raz w życiu widzę zawodniczkę, która na mecz wychodzi już spocona - mówiła Joanna Sakowicz-Kostecka, komentując w Canal+ mecz Polki z Soraną Cirsteą. To starcie czwartej rundy turnieju WTA 1000 w Cincinnati toczyło się w ekstremalnej aurze. Świątek wygrała 6:4, 6:3. Ale czy w takich warunkach w ogóle powinno się grać?
Dwa dni temu widzieliśmy, jak w upalnym Cincinnati w stanie Ohio gra w tenisa wyniszcza Arynę Sabalenkę i Emmę Raducanu.


REKLAMA


Zobacz wideo Jak Iga Świątek! Englert, Daniec, Strasburger i wiele innych gwiazd błyszczy na korcie


Tamten trwający ponad trzy godziny mecz wygrała liderka światowego rankingu. I później mówiła, iż prosto z kortu poszła na aż 10-minutową zimną kąpiel. Oraz iż po takim wysiłku nie dałaby rady zagrać następnego dnia, ale na szczęście program turnieju jej do tego nie zmusza (gra się co drugi dzień, jak w turniejach wielkoszlemowych).
Sabalenka w bardzo wysokiej temperaturze powietrza i przy bardzo dużej wilgotności popełniła przeciw Raducanu aż 72 niewymuszone błędy. Wygrała charakterem – zwyciężając w tie-breakach pierwszego i trzeciego, decydującego seta.
Aż takiego charakteru nie pokazał Daniił Miedwiediew. Rosyjski tenisista będący w tej chwili na 15. miejscu w rankingu ATP niespodziewanie odpadł już po swoim pierwszym występie w Cincinnati – przegrał 7:6, 4:6, 1:6 z 85. w światowym rankingu Australijczykiem Waltonem. A zanim przegrał, schładzać się próbował choćby tak:


Rosjanin w Cincinnati wkładał głowę do lodówki, a Duńczyk Holger Rune aż do tego stopnia szukał cienia w meczu z Amerykaninem Michelsenem.


Ludzie, którzy są w Cincinnati choćby nie tyle zastanawiają się czy tamtejsze warunki są dla tenisistów bezpieczne, co twierdzą, iż w pewnych porach dnia mecze nie powinny być rozgrywane.
Właśnie o takiej porze toczyło się spotkanie Igi Świątek z Soraną Cirsteą. Mecz ruszył tuż po godzinie 11 czasu lokalnego. „Widać po Idze, iż jest już bardzo mocno rozgrzana. Przyznam się szczerze: pierwszy raz w życiu widzę zawodniczkę, która na kort już wychodzi spocona. Rozgrzewka na pewno była bardzo intensywna, ale oczywiście też mamy na uwadze, iż w Cincinnati są wręcz koszmarne warunki do gry: ponad 30 stopni, bardzo wysoka wilgotność [na początku meczu Świątek – Cirstea wynosiła 83 proc.]" – mówiła Joanna Sakowicz-Kostecka, komentując mecz w Canal+. - Wielu tenisistów i wiele tenisistek, mówiąc delikatnie, nie przepada za rywalizacją właśnie tam – dodawała była tenisistka.
Udary, wymioty. "W jakim innym sporcie tak jest?"
Mniej delikatnie o rywalizowaniu w tym amerykańskim piekle wyraził się Ivan Ljubicić. „Nikt nie wygrywa, gdy zawodnicy mdleją z powodu ekstremalnych warunków. W jakim innym sporcie tak jest?" – pytał w mediach społecznościowych kiedyś czołowy tenisista świata, a w ostatnich latach trener, który pracował m.in. z Rogerem Federerem. „Zawodnicy są proszeni do wychodzenia na kort dzień w dzień, aby dawać z siebie wszystko w takich warunkach. Nie ma to nic wspólnego z byciem w formie" – dodawał Chorwat.


Ljubicić ma rację – w sesjach dziennych niektóre mecze toczą się choćby w 40-stopniowych upałach. Udaru słonecznego w Cincinnati doznali Arthur Rinderknech i Francisco Comesana.


Na szczęście takich obrazków nie oglądaliśmy w trakcie meczu Świątek – Cirstea. Owszem, Polka była mokra już przed rozpoczęciem gry, a w trakcie rywalizacji koszulka wręcz przyklejała się do ciała Igi. Ale mecz nie potrwał długo, a też nasza tenisistka nie miała za sobą zbyt wiele czasu spędzonego na kortach w Cincinnati w poprzednich rundach.


Świątek zmieniała koszulkę i czapkę. Ale rywalka miała jeszcze gorzej
Świątek do czwartej rundy doszła, mając wolny los w rundzie pierwszej, pokonując Anastisiję Potapową 6:1, 6:4 w rundzie drugiej i wygrywając walkowerem z Martą Kostiuk, która przed trzecią rundą zgłosiła kontuzję. Dużo bardziej zmęczona była na pewno Cirstea. Rumunka przed starciem ze Świątek rozegrała trzy trzysetowe mecze, które trwały kolejno dwie godziny i 21 minut (z Vekić), dwie godziny i 24 minuty (z Fręch) oraz dwie godziny i 48 minut (z Yuan). W sumie daje to aż siedem godzin i 33 minuty grania. Przy zaledwie godzinie i 14 minutach, jakie w nogach po wcześniejszych fazach turnieju miała Świątek.
Na korzyść Igi przemawiał też jej wiek. Polka ma 24 lata, a Rumunka – już 35. Na pewno organizm Igi regeneruje się szybciej. I choć wizualnie na korcie to Świątek wyglądała na bardziej „ugotowaną" niż Cirstea, to jednak obserwując mecz, widziało się, iż jakością poruszania się, intensywnością grania i ogólną kondycją nasza tenisistka góruje nad rywalką.
Mimo to przy stanie 6:4, 4:1 Świątek zmieniła koszulkę i czapkę. Zrobiła to, mimo iż nie mogła pójść do szatni. - Widać, iż już nie dało się grać w tak przepoconej, przemoczonej koszulce. Widzimy, jak bardzo Idze doskwiera ten upał - mówiła Sakowicz-Kostecka. - To jest sauna - dodawał komentujący razem z nią Żelisław Żyżyński.
To się działo po godzinie i 13 minutach gry, a po kolejnym kwadransie było już tylko 6:4, 4:3. Świątek wyraźnie przeżywała gorszy moment. Męczyła się, frustrowała, gestykulowała do swojego zespołu siedzącego na trybunach. Na szczęście przezwyciężyła to. Wygrała mecz 6:4, 6:3 i już jest w ćwierćfinale. Tam zagra z Rosjanką Aleksandrową albo z jej rodaczką Kalinską. Mecz z każdą z nich zapowiada się na trudną przeprawę dla Polki. A jeżeli swoje dołoży pogoda, będzie jeszcze trudniej.
Idź do oryginalnego materiału