Zarówno FC Porto, jak i Al Ahly nie były przed ostatnią grupową kolejką w dobrej sytuacji. Na koncie jednych oraz drugich widniał zaledwie punkcik, przez co nic w pełni od nich nie zależało. Musieli przede wszystkim liczyć, iż w meczu Palmeiras z Interem Miami (oba 4 pkt), granym w tym samym czasie, nie będzie remisu. Dla Porto korzystniejsza była porażka Palmeiras, gdyż z Interem przegrali 1:2 i zrównanie się z nimi punktami nic im nie dawało. Dla zespołu z Egiptu to przegrana Interu dawała nadzieję, gdyż to Palmeiras było ich pogromcą.
REKLAMA
Zobacz wideo
Stanęli na ubitej ziemi i poszli na wymianę ciosów
Jednak aby w ogóle o czymś więcej myśleć, obie ekipy potrzebowały zwycięstwa w swoim meczu. Już w pierwszej połowie przekonaliśmy się, iż motywacji zdecydowanie im nie brakuje. Worek z bramkami rozwiązał się w 15. minucie, gdy kontrę Al Ahly z zimną krwią wykończył Wessam Abou Ali. Przesadnie długo się tym jednak nie nacieszyli, gdyż w 23. minucie 18-letni Rodrigo Mora ośmieszył wręcz dwóch obrońców rywali, minął bramkarza i z ostrego kąta doprowadził do remisu 1:1. Wydawało się, iż pierwsza połowa właśnie takim wynikiem się zakończy. Jednak już w doliczonym czasie gry zespół z Kairu otrzymał rzut karny, a Wessam Abou Ali skutecznie ustrzelił dublet.
Defensywa? A po co to komu?
Do przerwy było 1:2. Trzy gole w jednej połowie? Piękna sprawa, ale obu zespołom było mało i to zdecydowanie. W drugiej części meczu piłkarze postanowili bowiem się na siebie rzucić (w pozytywnym sensie). W 50. minucie rozpoczął się chyba najwspanialszy kwadrans fazy grupowej Klubowych Mistrzostw Świata. Najpierw FC Porto wyrównało na 2:2 za sprawą pięknego trafienia Williama Gomesa zza szesnastki. Ledwie minutę później na prowadzeniu znów był zespół z Kairu, gdy obrońcy FC Porto znów nie upilnowali Abou Aliego, a ten głową skompletował hattricka!
Totalne szaleństwo trwało w najlepsze, bo oto 53. minuta i kolejne trafienie, tym razem dla Portugalczyków. Postanowili pokazać, iż oni głową też potrafią, a egzekutorem tego pokazu był Samuel Aghehowa (znany też jako Samu Omorodion), który otrzymał idealne dośrodkowanie od Fabio Vieiry. Al Ahly trzeci raz straciło prowadzenie, więc uznali, iż najlepiej... wyjść na nie po raz czwarty. W 64. minucie Mohamed Ben Romdhane dostał zdecydowanie za dużo miejsca przed polem karnym i pięknie uderzył po dalszym słupku nie do obrony dla bramkarza.
Porto nie do złamania! Czterokrotne prowadzenie nic nie dało Al Ahly
W tym momencie pozbawiona defensywy wymiana ciosów nieco przystopowała, bo przez 25 minut goli nie oglądaliśmy. Jednak ten mecz nie mógł już dłużej wytrzymać, tu się musiało coś jeszcze stać. Stało się w 89. minucie. FC Porto czwarty(!) raz doprowadziło do wyrównania. Konkretnie Pepe, który idealnie przymierzył z ok. 20. metra w dolny róg bramki rywali. Podkreślmy, iż chodzi o 28-letniego skrzydłowego z Brazylii, a nie słynnego byłego obrońcę Realu Madryt, który właśnie w barwach Porto zakończył karierę latem 2024 roku.
Al Ahly mogło jeszcze strzelić na 5:4 w doliczonym czasie gry, ale kompletnie zmarnowali kontrę. Tym samym trafienie na 4:4 to był ostatni gol w tym szalonym spotkaniu. Padł wynik zabójczy dla obu zespołów, eliminujący je nawzajem z fazy grupowej. Okazało się jednak, iż choćby wygrana żadnej z nich nic by nie dała. Bowiem starcie Interu Miami z Palmeiras także nie miało zwycięzcy (2:2), zatem dla Porto oraz Al Ahly wynikowo wszystko poszło źle. Jednak co na pożegnanie zgłosili kandydaturę do meczu turnieju, to ich.