Niepokojące, co dzieje się z Igą Świątek. I to tuż przed Roland Garros

6 godzin temu
Przegrana Igi Świątek z Danielle Collins w Rzymie może niepokoić, tym bardziej iż za rogiem widać już Roland Garros, a Polka wymownie skomentowała niepowodzenie z Amerykanką. Czy to najtrudniejszy paryski turniej wielkoszlemowy w dotychczasowej karierze naszej tenisistki?
Iga Świątek przegrała w sobotę z Danielle Collins 2:6, 5:7 i odpadła w trzeciej rundzie turnieju WTA 1000 w Rzymie. Polka tym samym nie obroni tytułu na kortach Foro Italico. To jej najgorszy wynik w tej imprezie od pięciu lat.


REKLAMA


Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"


Nasza tenisistka od początku sezonu wciąż ma podobne kłopoty - wielkie napięcie nie pozwala jej grać tak, jak potrafi. Zmieniają się turnieje, kontynenty, rywalki, nawierzchnie - problem pozostaje. Jaki to problem?
Wydaje się, iż kluczową odpowiedź usłyszeliśmy w sobotę na konferencji prasowej po meczu z Collins. Świątek na spotkaniu z dziennikarzami przyznała: "W czasie gry skupiam się na błędach. To zły sposób". Takie podejście wiceliderki rankingu najlepiej widać było w ostatnich dwóch spotkaniach, wyraźnie przegranych z Amerykankami Danielle Collins, a wcześniej Coco Gauff w półfinale w Madrycie 1:6, 1:6.
Mączka na razie nic nie zmieniła
Oba mecze Polka zaczęła źle i nie potrafiła zareagować. Gdy myliła się, traciła zaufanie do serwisu, forhendu czy bekhendu, nie grała dłużej i głęboko, by utrzymać piłkę w korcie, skorzystać z topspinu, poczekać na błąd rywalki. Nie - chciała jak najszybciej zdobyć punkt, atakować bez przygotowania, gubiła rytm i tak rosła liczba pomyłek.
Gołym okiem widać, iż Świątek straciła pewność siebie, która wcześniej pozwalała jej wygrywać seryjnie pojedynki w największych turniejach, także z najgroźniejszymi przeciwniczkami. Dziś przy większych kłopotach staje się niepewna. Czasem jest w stanie odwrócić niekorzystny przebieg meczu - jak w Madrycie z Madison Keys i Dianą Sznajder - a czasem jak Coco Gauff czy Danielle Colllins nic nie jest w stanie jej pomóc.


Mylnie wierzyliśmy, iż przejście z kortów twardych na mączkę odmieni naszą tenisistkę. Na ten moment nie odmieniło. To nie nawierzchnie są w tej chwili jej największych wyzwaniem, a poradzenie sobie ze sferą mentalną.
Pewności nie dają jej ani korzystne bezpośrednie bilanse (z Gauff 11-4, z Collins 7-2), ani wcześniejsze wygrane w poszczególnych turniejach. Liczy się tylko tu i teraz, a tu i teraz od prawie roku Polka czeka na kolejny tytuł na zawodowych kortach. Od igrzysk olimpijskich przeszła wiele, przez historię dopingową, zmianę trenera, po ostatnią żałobę w rodzinie.
Zbyt duże napięcie
Przez lata eksperci zachwycali się siłą mentalną Świątek, widząc w niej jeden z największych atutów tenisistki obok m.in. przygotowania fizycznego czy forhendu. Dziś to nie siła, a jej słabość. Słabość, przy okazji której niemal za każdym razem pada nazwisko Darii Abramowicz. Tak, jak choćby w głośnym tekście Łukasza Jachimiaka ze Sport.pl.
Czytaj także: Hurkacz poznał kolejnego rywala w Rzymie


Nie ma wątpliwości, iż to, co obserwujemy obecnie, to nie tylko najtrudniejszy moment w zawodowej karierze Świątek, ale także jej psycholożki. Abramowicz współpracuje z sukcesami także z m.in. mistrzynią olimpijską we wspinaczce Aleksandrą Mirosław czy z piłkarką Ewą Pajor. Nie da się jednak ukryć, iż to kooperacja z wiceliderką tenisowego rankingu jest najważniejszym wpisem w jej CV.
Wyzwań psychologicznych jest coraz więcej, bo kolejna przegrana Świątek - już dziewiąta w tym sezonie, to tyle samo porażek, co w całym sezonie 2022 - osłabia pewność tenisistki. Niemniej czytając komentarze kibiców czy ekspertów można odnieść wrażenie, iż widzą w psycholożce cudotwórcę. Tak to nie działa ani w życiu zwykłych Kowalskich, ani wielkich sportowców.
Psycholog może zaproponować narzędzia, ale sam człowieka nie zmieni, jeżeli ten nie wykona odpowiedniej pracy, która może wymagać mniej lub więcej czasu. Tak, jak wcześniej sukcesy Świątek nie były dziełem tylko Abramowicz, tak i dziś porażki tenisistki nie są wyłącznie efektem współpracy z psycholożką.


W jednym i drugim przypadku wpływ mają także pozostali trenerzy, a przede wszystkim tenisistka - główna zainteresowana. To ona wchodzi na kort i podejmuje decyzje. Świątek ostatnio kilkukrotnie podkreślała, iż z odpowiednim decydowaniem miewa na korcie problemy.


Nie zmienia to faktu, iż kolejne słabsze wyniki nakręcają tylko negatywną spiralę wokół niej. Pojawia się coraz więcej pytań o efekt współpracy z trenerem Wimem Fissettem, które trwa od listopada.
Wojciech Fibak w rozmowie z Agnieszką Niedziałek ze Sport.pl opowiadając o swoich wrażeniach z ostatniego meczu z Collins nie krył zaskoczenia radami, które słyszał z ust członków sztabu szkoleniowego Polki. - Aby kontynuowała taką taktykę, strategię na jedno uderzenie. Bez dłuższych wymian, nie graj z rezerwą, nie graj konserwatywnie. Wydawałoby się, iż na korcie wolnym im dłuższe wymiany, im więcej Collins będzie biegać, tym większe szanse na wygranie akcji, bo ona - tak jak większość Amerykanek - nie potrafi się ślizgać na mączce. Nie kryje kortu choćby w jednej trzeciej tak, jak Iga - mówił Fibak.
Pytania o Roland Garros
Wiceliderka rankingu była też kilkukrotnie pytana w czasie tej konferencji o Roland Garros. Turniej wielkoszlemowy rusza już za niecałe dwa tygodnie, 24 maja. Czasu coraz mniej, a aktualna dyspozycja nie gwarantuje sukcesu. - Nie jestem w stanie grać swojej gry - przyznała.
Polka ma bronić tytułu w Paryżu, ale trudno będzie ją przed startem turnieju zaliczać do grona ścisłych faworytek. W tym sezonie na ziemi doszła do ćwierćfinału w Stuttgarcie, półfinału w Madrycie i trzeciej rundy w Rzymie. To rezultaty poniżej jej możliwości, poniżej występów z poprzednich lat.


Skreślanie Świątek byłoby szaleństwem, ale na dziś po prostu jest tak wiele znaków zapytania, iż nie da się ze spokojem czekać na start paryskiej imprezy wielkoszlemowej. Tegoroczna edycja Roland Garros zapowiada się najtrudniej w dotychczasowej karierze naszej tenisistki.
Rok temu przyjeżdżała do stolicy Francji po wygranych w Madrycie i Rzymie. Dwa lata temu wygrała w Stuttgarcie i doszła do finału w Madrycie. Wiosną 2022 trwała jej seria zwycięstw, która objęła także Roland Garros, a została przerwana dopiero w lipcu na Wimbledonie.
Cztery lata temu Świątek także odpadła na etapie trzeciej rundy w stolicy Hiszpanii, a do Paryża pierwszy raz przyjeżdżała w roli obrończyni tytułu po sensacyjnym zwycięstwie w 2020. To było spore wyzwanie, ale wydaje się, iż obecna sytuacja pozostało bardziej wymagająca.
Do przyszłej soboty 17 maja realizowane są zawody w Rzymie. W kolejnym tygodniu, tym poprzedzającym Roland Garros, odbędą się jeszcze turnieje WTA 500 w Strasbourgu i WTA 250 w Rabacie. Jak podawaliśmy, team naszej tenisistki zdecydował, iż Świątek nie wystąpi w tych imprezach, a skupi się na regeneracji, a następnie na treningach już tych pod Paryż, gdzie broni tytułu.


Z jednej strony czołowym tenisistom świata zdarza się ostatnio grać w mniejszych imprezach tuż przed Wielkim Szlemem, czego najlepszym przykładem jest turniej ATP 250 w Genewie startujący siedem dni przed Roland Garros. W zeszłym sezonie wystąpili tam m.in. Novak Djoković, Casper Ruud, Taylor Fritz czy Ben Shelton. W tym roku zagrają ponownie Djoković, Fritz, Ruud, a ponadto Grigor Dimitrow czy Hubert Hurkacz. We wspomnianym Strasbourgu pojawią się zaś chociażby Paula Badosa, Emma Navarro oraz Jessica Pegula.
Z drugiej strony Iga Świątek i jej współpracownicy wiedzą najlepiej, na ile główna zainteresowana potrzebuje dziś kolejnych spotkań na ostatniej prostej do Roland Garros czy sprawdzenia w warunkach turniejowych zmian, jakie ćwiczy na treningach, a resetu zarówno od rywalizacji, jak i od kortów.
Ten temat podejmował niedawno w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem Piotr Woźniacki, ojciec i trener byłej numer jeden Karoliny Woźniackiej. - To wszystko kompletnie nic nie da (zmiany w taktyce zaproponowane przez trenera głównego Wima Fissette'a - przyp. red.) o ile Iga jest po prostu przemęczona, a moim zdaniem jest przemęczona tą atmosferą. Tak myślę, bo przecież z nią nie rozmawiałem, ona do mnie nie dzwoniła. Ale tak się domyślam, bo pamiętam, jak było z Karoliną. To jest normalne, wszędzie, w każdym sporcie, następuje przesilenie. Obojętnie, czy wygrałeś cztery złote medale olimpijskie, czy nie udało ci się wygrać żadnego. A kiedy przychodzi przesilenie, to trzeba sobie dać trochę wolnego, popatrzeć na wszystko trochę z boku, przewietrzyć się - wskazywał Woźniacki.
Idź do oryginalnego materiału