Niebywałe, co się stało w meczu Wisły. Sceny w Krakowie

1 tydzień temu
Zdjęcie: Twitter (Screen)


Wisła Kraków wciąż się liczy w walce o awans do PKO Ekstraklasy. Odniosła skromne, ale cenne zwycięstwo nad Górnikiem Łęczna 1:0, choć grała 1/3 spotkania w osłabieniu. "Biała Gwiazda" była lepszym zespołem, więcej grała piłką i częściej atakowała, ale miała też swoje problemy. Wykorzystała potknięcia rywali i dała sygnał, iż trzeba się z nią liczyć.
Zarówno Wisła Kraków, jak i Górnik Łęczna są w grze o baraże o awans do PKO Ekstraklasy. Trzy puntky wywalczone w tym meczu byłyby na wagę złota, bo pozwoliłyby wykorzystać potknięcia Polonii Warszawa (2:2 z Kotwicą Kołobrzeg), Ruchu Chorzów (0:1 z Arką Gdynia) i Miedzi Legnica (1:2 ze Zniczem Pruszków).


REKLAMA


Zobacz wideo Co dalej ze Szczęsnym? Wielki mecz, a zaraz emerytura?


Kuriozalna czerwona kartka i cenny gol Wisły grającej w osłabieniu
Od początku to Wisła chciała grać w piłkę. Narzuciła swoje warunki gry już od pierwszej akcji. Łęczna skupiła się na grze defensywnej. Ale nie można powiedzieć, iż postawiła autobus we własnym polu karnym, obrona grała dość wysoko.
"Biała Gwiazda" starała się oddać strzał z każdej możliwej pozycji, ale dość długo żadne uderzenie nie spowodowało większego zagrożenia pod bramką Górnika. Dopiero w końcówce pierwszej połowy gospodarze zmusili bramkarza gości to intensywniejszej pracy. Dobrze pokazywał się w polu karnym Łukasz Zwoliński. Szczególnie groźnie uderzał głową, ale świetnie na linii prezentował się Branislav Pindroch. Popisywał się refleksem, skocznością i gibkością. Do przerwy mieliśmy bezbramkowy remis, ale gol w tym meczu wisiał w powietrzu.


W drugiej połowie Górnik starał się mocniej pracować w pressingu, próbował wywołać chaos i nieporządek w grze Wisły Kraków. Nastawił się na granie z kontry i już w pierwszych minutach drugiej części miał bardzo dobrą sytuację. Udało się zagrać płaską piłkę z prawej strony tuż pod bramkę. Jednak Alan Uryga wybił piłkę tuż sprzed nogi Kamila Orlika, trzy metry od bramki.
Wisła nie miała możliwości oddać dobrego strzału, praca Górnika w pressingu dawała odpowiednie efekty. "Biała Gwiazda" była zmuszona grać ostatnie pół godziny w osłabieniu po kuriozalnej czerwonej kartce dla bramkarza. Patryk Letkiewicz, próbując wybić piłkę, skiksował i trafił w rywala. Marko Roginić od razu próbował przelobować nastolatka, ale nie trafił do siatki. Piłka ledwo dotoczyła się do linii końcowej. VAR jednak zauważył, iż golkiper Wisły dotknął piłkę ręką poza polem karnym, co jest zakazane. Sędzia musiał pokazać czerwoną kartkę, ale trzeba przyznać, iż jej okoliczności były nieprawdopodobne.


Łęczna mogła od razu wykorzystać grę w przewadze, ale rezerwowy bramkarz Kamil Broda świetną interwencja zatrzymał rzut wolny. Mecz nieco bardziej się otworzył, choć wciąż nieco lepsza wydawała się Wisła, która częściej podchodziła pod bramkę łęcznian.
Zobacz też: Ewa Swoboda ruszyła jak błyskawica. Prowadziła niemal do końca
W końcu udało się strzelić gola w 75. minucie. Wiktor Biedrzycki wyżej wyskoczył do dośrodkowania z lewej strony, uprzedził bramkarza, który źle wszystko przewidział. Piłka wpadła do siatki, początkowo uznano gola. Gracze z Łęcznej protestowali, iż powinien być odgwizdany faul na Pindrochu, iż był atakowany przez Biedrzyckiego, ale VAR stwierdził, iż nie było przewinienia i podtrzymał decyzję z boiska o przyznaniu bramki.
Wisła coraz bardziej skupiała się na dowiezieniu skromnego prowadzenia do końca. Łęczna chciała grać szybciej, szukała okazji do dogrania pod bramkę, ale nie znalazła sposobu na przebicie się przez defensywę Wisły.


Krakowianie wygrali 1:0. Z jednej strony zasłużenie, z drugiej mieli trochę szczęścia, ale przecież szczęście musi sprzyjać lepszym. Dzięki temu zwycięstwu Wisła wyprzedziła Ruch i Polonię, awansując tym samym na piąte miejsce w tabeli Betclic 1. Ligi.
Idź do oryginalnego materiału