Pola Bełtowska skoczyła 95,5 metra. Aleksander Zniszczoł osiągnął 127,5 metra. Anna Twardosz wylądowała na 98. metrze, a Paweł Wąsek – na 120. metrze. Naszej mieszanej drużynie dało to w sumie 316 punktów. O 68,1 pkt więcej od naszej czwórki wyskakała trójka Słoweńców. Trójka, bo nie skakał zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon Timi Zajc. O 18 punktów lepsi od Polaków byli Francuzi, o 40,1 pkt wyprzedzili nas Amerykanie, różnicą aż 58,7 pkt wyprzedzili nas Włosi. Czyli skokowa egzotyka zlała Polskę, która przez lata pracowała na miano jednej z głównych sił tej dyscypliny sportu. To jest blamaż.
REKLAMA
Zobacz wideo Coming out polskiego skoczka! Kosecki: Mega szanuję taką postawę
W piątek w Willingen pokonaliśmy tylko Finlandię. I to chyba tylko dlatego, iż zdyskwalifikowano Paavo Romppainena. Gdyby został dopuszczony do rywalizacji, to wystarczyłoby mu zdobyć 71,2 pkt, żeby Polska skończyła zawody na ostatnim miejscu. Czyli Fin musiałby delikatnie przeskoczyć 100 metrów i już bylibyśmy definitywnie najgorsi.
Jesteśmy najgorsi
Ale nie oszukujmy się – i tak jesteśmy najgorsi. W grudniu 2013 roku, gdy mieszane drużynówki były nowością w skokach narciarskich, zajęliśmy przedostatnie miejsce w takim konkursie w Lillehammer. Wtedy Joanna Szwab i Magdalena Pałasz były chwalone przez mistrza świata Kamila Stocha za to, iż są, iż trenują. I on, i Maciej Kot, który też startował w tamtym konkursie, powtarzał, iż z czasem na pewno polskie skoczkinie zrobią postęp. My wszyscy tak myśleliśmy. Tymczasem minęło 11 lat i mamy Polki na 35. i 37. miejscu w indywidualnej klasyfikacji miksta w Willingen, w którym to mikście wystartowało w sumie 38 zawodniczek i zawodników. A iż panowie tym razem nie uratowali sytuacji – Wąsek miał 24., a Zniszczoł 25. notę – to mamy, to co mamy. Czyli kompromitację, blamaż, wstyd itp., itd.
Siarczysty policzek od polskiej kadry
Piątkowe zawody w Willingen są jak siarczysty policzek wymierzony przez polską kadrę najwierniejszym polskim kibicom. Ta zima jest podła. Gdyby nie pojedyncze udane starty Wąska, byłby to sezon nie do wytrzymania. Ale wciąż są w Polsce tacy, którzy włączają telewizory i kibicują. Jest to mniej więcej milion widzów na każdy konkurs. Na pewno w piątek widzów było mniej – to nie jest tak dogodna pora, jak sobota i niedziela. To nie był też konkurs dający jakiekolwiek nadzieje na dobre miejsce dla Polski. Z góry wiedzieliśmy, iż przez ograniczone możliwości naszych zawodniczek nie skończymy zawodów w czołówce. Ale żeby przegrać ze wszystkimi reprezentacjami, w których krajach skoki są dyscypliną niszową, wręcz hobbystyczną? To jest kompromitacja, która pokazuje, iż lata mijają, a my stoimy w miejscu. Nie skaczemy, bo nie umiemy. Stoimy. Inwestowaliśmy czas i pieniądze w skoki kobiet, ale to nic nie dało. Inwestujemy ciągle w skoki męskie, ale mamy tylko Wąska, który akurat w Willingen ma problemy techniczne i nie uratował sytuacji na tyle, żeby nie padały dziś słowa takie jak „wstyd", „żenada" i „kompromitacja".
Tak naprawdę przywykliśmy
A najgorsze jest, iż tak naprawdę my do takich występów przywykliśmy. jeżeli starszym kibicom przypomina się krzykliwa okładka „Faktu" po porażce Polski z Ekwadorem 0:2 w pierwszej kolejce MŚ 2006, to wspomnienie tej okładki od razu przywołuje też odczucie ogromnego zdziwienia, jakie czuliśmy po tamtej porażce. Wtedy miało być całkiem inaczej, nasi piłkarze kilka miesięcy wcześniej ten sam Ekwador rozbili w towarzyskim meczu 3:0. A w skokach mamy mniej więcej to samo od dawna. Miksty nie są dla nas, coraz mniej rzeczy w tym sporcie jest dla nas. Przyzwyczajamy się tak bardzo, iż choćby jeżeli się wkurzamy, to nie na długo i nie na maksa.