Nie do wiary co się dzieje na Camp Nou. Oni sami sobie to zrobili

4 godzin temu
Barcelona z każdym miesiącem rządów Joana Laporty coraz pełniej realizuje swoją dewizę. Rzeczywiście mistrzowie Hiszpanii to "więcej niż klub". Kibice Barcelony przechodzą ostatnio przyspieszony kurs księgowości, prawa sportowego, a ostatnio prawa budowlanego. A przecież wszystko miało być inaczej.
Audyt, amortyzacja, prawo do użytkowania — to są najważniejsze rzeczy dla Barcelony, a nie mecze, transfery, czy forma piłkarzy. Nagle się może okazać, iż klub z niemal miliardowym budżetem nie ma żadnego planu B i nie tylko Wojciech Szczęsny zostanie na lodzie, ale także marzenia o powrocie klubu do równowagi okażą się iluzją.


REKLAMA


Zobacz wideo


Tak runął plan Laporty
Cały finansowy plan prezydenta klubu Joana Laporty opierał się na tym, iż Barcelona już na swoje 125-lecie będzie grać na nowym Camp Nou. Stutysięczny stadion, choć choćby nie w pełni ukończony miał przynosić takie wagony pieniędzy, iż choćby gigantyczne zadłużenie klubu nie będzie dla niego ciężarem.
I to założenie teraz się na Barcelonie mści. Zaczęło się od fatalnego wyboru wykonawcy przebudowy Camp Nou. Przetarg wygrała turecka firma Limak, a jak oświadczył Laporta w styczniu 2023 roku, szalę przeważył fakt, iż był to jedyny potencjalny wykonawca, który zobowiązał się do częściowego ukończenia budowy w listopadzie 2024 roku. Turcy mieli wtedy oddać do użytku obiekt, na którym mogłoby zasiadać ok. 60 tys. widzów. Gdyby rzeczywiście termin został dotrzymany, Barcelona nie miałaby żadnego problemu z finansowym fair play i rejestracją nowych graczy. Tyle tylko, iż ambitne założenia były nierealne. Nie było przecież przypadku w tym, iż inni wykonawcy ukończenie robót w takim terminie uznali za niemożliwe. Teraz Barcelona zbiera owoce swojego marzycielskiego planowania.


Nierealny termin to jedno, a nieprzewidziane trudność to drugie. Dodatkowe opóźnienia spowodowane były brakiem dostępnych materiałów budowalnych, na który miała wpływ wojna w Ukrainie. Problem był też z pracownikami spoza Unii Europejskiej, którzy zostali zakwaterowani w prymitywnych warunkach i byli pozbawieni części pensji za nadgodziny. W sprawie nadużyć dochodzenie wszczęły lokalne władze. Na uciążliwość budowy skarżyli się też lokalni mieszkańcy. To przez nich roboty nie mogły być prowadzone przez 24 godziny i 7 dni w tygodniu. Część hiszpańskich podwykonawców tureckiej firmy zbankrutowała, co oznaczało dodatkowe opóźnienia.


Laporta przyszedł i namieszał w projekcie
Dodatkową przeszkodą w planowanym wykonaniu projektu jest też fakt, iż nie uczestniczą już w nim architekci z Japonii z firmy Nikken Sekkei, którzy wykonali projekt. Nie ma też na budowie hiszpańskich architektów i inżynierów, którzy zostali zatrudnieni przez Barcelonę za czasów poprzedniego szefa Barcelony, Josepa Marii Bartomeu. To za jego rządów wybrano projekt i rozpoczęto przygotowania do budowy. Jednak gdy rządy objął Laporta, do planów wprowadzono zmiany (dołożono m.in. więcej ekskluzywnych lóż), które zwiększyły znacznie koszty.
Swoją "cegiełkę" do opóźnień budowy dołożył sam obecny prezydent. To przez jego ostatnią "dźwignię finansową", czyli sprzedaż miejsc VIP za 100 mln euro, posypał się harmonogram prac. Prezydent Barcelony zawarł tamtą umowę, żeby móc zarejestrować Daniego Olmo. Jednak firma przeprowadzająca audyt budżetu Barcelony odrzuciła możliwość uwzględnienia tych przychodów, zanim miejsca VIP zostaną na stadionie wybudowane. Z tego powodu Laporta wymógł na wykonawcy, żeby w pierwszej kolejności wykonał miejsca VIP, aby przychód w wysokości 100 mln euro został uwzględniony w budżecie Barcelony. Dzięki temu klub miał wrócić do równowagi i zarejestrować nowych zawodników.


Barcelony na nowy-stary stadion nie wróciła ani w planowanym listopadzie 2024, ani w zapowiadanym później przez Laportę styczniu 2025, ani w kolejnym "ustalonym" terminie, czyli na El Clasico w końcu sezonu 2024/25. Kolejna inauguracja miała nastąpić w przedsezonowym Pucharze Gampera, ale mecz z Como też nie mógł się odbyć na Camp Nou.
Mecz Barcelona — Valencia pod znakiem zapytania
Kolejny termin to 14 września i mecz z Valencią w lidze. Jednak i to spotkanie stoi pod dużym znakiem zapytania. Barcelona jeszcze choćby nie rozpoczęła starań o zgodę na dopuszczenie Camp Nou do użytku. Zastępca burmistrza miasta Albert Batlle poinformował, iż Barcelona nie przedstawiła jeszcze certyfikatu ukończenia prac na stadionie, więc nie może dostać licencji na pierwsze użytkowanie.


Oczywiście nie ma już mowy o tym, żeby Barcelona mogła grać przy planowanej wcześniej pojemności 60 tys. widzów na niedokończonym stadionie. Teraz na obiekt ma wchodzić co najwyżej 27 tys. kibiców.
Władze miasta są otwarte, by znów wynająć klubowi Stadion Olimpijski, ale akurat w przypadku meczu z Valencią byłby z tym kłopot, bo dwa dni wcześniej zaplanowany jest tam koncert rapera Posta Malone'a.
Teraz Barcelona stara się więc, żeby mecz zaplanowany na 14 września odbył się w Walencji, a wiosenny rewanż w Barcelonie.
Szczęsny został na lodzie. Będzie czekał do stycznia?
Problemy ze stadionem oznaczają dla klubu Roberta Lewandowskiego ogromne straty. Utracone dochody z powodu opóźnienia budowy to już kilkadziesiąt milionów euro. I to bliżej stu niż pięćdziesięciu. W efekcie tego klub wciąż nie wrócił do obiecanej przez Laportę równowagi finansowej. Przez to nowych piłkarzy w letnim okienku transferowym udało się zarejestrować tylko dzięki nadzwyczajnym okolicznościom. Joan Garcia został uprawniony do gry dzięki kontuzji Marca-Andre ter Stegena, który został na długo wykluczony z gry. A Marcus Rashford dołączył do składu, dzięki osobistemu poręczeniu majątkowemu przez dyrektorów klubu.


Na lodzie został Wojciech Szczęsny. Okazuje się, iż Barcelonie brakuje jednak pieniędzy, by sprostać tzw. finansowemu fair play, które obowiązuje w La Lidze. Wspomniana wyżej kwota 100 mln euro za loże VIP nie została uwzględniona jako jednorazowy przychód. Audytorzy chcą, aby klub rozkładał tę kwotę równomiernie na okres trwania umowy. Być może taka ostrożność wynika z tego, iż Barcelona już raz wpisała do budżetu przychód ze sprzedaży udziałów w projekcie Barca Vision, ale te pieniądze z tej transakcji nigdy na konto klubu nie wpłynęły.


Wygląda więc na to, iż Szczęsny na kolejną okazję, by zostać zgłoszonym do gry, będzie musiał poczekać do stycznia. Natomiast kibiców Barcelony czekają we wrześniu kolejne lekcje o hiszpańskim prawie budowalnym i zasadach oddawania do użytku nowo wybudowanych obiektów.
Idź do oryginalnego materiału