Po dobrym sezonie w Minnesocie, Kyle Anderson przenosi się do San Francisco na zasadzie sign-and-trade. Zespoły porozumiały się w sprawie transferu. Anderson może być jedną z kluczowych postaci w rotacji trenera Steve’a Kerra. Ma pomóc drużynie ponownie włączyć się do walki z czołówką Zachodniej Konferencji.
O wszystkim jako pierwszy poinformował Adrian Wojnarowski. Według jego wiedzy – Kyle Anderson zostanie przehandlowany do Golden State Warriors i ze swoim nowym klubem podpisze trzyletni kontrakt wart 27 milionów dolarów. Trzeci rok tej umowy będzie jednak niegwarantowany. Minnesota Timberwolves w zamian otrzyma wybór drugiej rundy draftu oraz gotówkę.
Kontrakt Andersona zmieści się zatem w tzw. wyjątku od transferu, który GSW zyskali po sign-and-trade Klaya Thompsona do Dallas Mavericks. To oznacza, iż pieniądze dla Andersona nie będą dla Warriors obciążeniem w kontekście podatku od luksusu. W tym momencie ekipa z Bay Area jest 3,2 miliona dolarów poniżej progu podatku, czyli 170,8 miliona dolarów. Zespół ma jednak 13-osobową rotację, więc próg prawdopodobnie przekroczą.
Już po zakończeniu sezonu panowało przekonanie, iż Wolves będą mieli problem z zatrzymaniem Andersona w rotacji z uwagi na to, iż nie mają miejsca w salary-cap. W przyszłym sezonie ekipa zapłaci podatek od luksusu, ale taka jest cena rywalizacji o mistrzostwo w Zachodniej Konferencji. Anderson był bardzo solidną postacią rotacji Chrisa Fincha w okresie 2023/24, w którym Wolves byli kandydatem do mistrzostwa.
30-letni wychowanek UCLA w poprzednim sezonie rozegrał 79 meczów i notował na swoje konto średnio 6,4 punktu, 3,5 zbiórki i 4,2 asysty trafiając 46% z gry. Miał duże problemy ze skutecznością za trzy, zatrzymując się na zaledwie 22%. Jego średnia z całej kariery wynosi 33,8%, więc Warriors prawdopodobnie będą z nim nad tym elementem pracować. Będą czwartą ekipą w karierze Andersona. Wcześniej grał w San Antonio i Memphis.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET