W zeszłym roku kilkukrotnie pisaliśmy na naszych łamach o Jontayu Porterze. Młodszy brat Michaela Portera Jr’a z Denver Nuggets, sam mający na koncie występy w NBA w barwach Memphis Grizzlies i Toronto Raptors, został dożywotnio zawieszony przez władze ligi za udział w procederze mającym na celu ustawianie fragmentów meczów pod kątem zakładów bukmacherskich. Wyrok w jego sprawie jeszcze nie zapadł, ale pojawiły się nowe, interesujące informacje.
Decyzja NBA była jednoznaczna i nieodwołalna – 25-letni koszykarz nie ma już czego szukać w najlepszej lidze świata za złamanie jej zasad dotyczących hazardu. Jak zostało udowodnione, były podkoszowy Toronto Raptors współpracował z obstawiającymi zakłady, celowo wycofując się z gry w konkretnych spotkaniach z powodu rzekomych kontuzji, by pomóc swoim wspólnikom w wygrywaniu. Wiadomo też, iż na współudział w tym haniebnym procederze zdecydował się, by móc spłacić własne długi hazardowe.
Cała sprawa wyszła na jaw, ponieważ bukmacherzy oznaczyli konkretne zakłady jako podejrzane. Nic dziwnego, skoro nagle pojawiło się multum zakładów na łączną kwotę 20 tys. dolarów, dotyczących wydarzeń związanych z Jontayem Porterem, który gwiazdą basketu nigdy nie był. Dochodzenie federalne gwałtownie ujawniło cały plan, więc były już koszykarz zdecydował się na przyznanie się do winy.
Według najnowszych informacji w niedzielę na lotnisku w Las Vegas aresztowany został kolejny z współspiskowców Jontaya, niejaki Shane Hennen. To doprowadziło do ujawnienia kolejnych szczegółów na temat całej sprawy. Jak doniósł Mike Vorkunov z The Athletic, prokuratorzy byli w stanie opublikować zapisy wiadomości tekstowych, które Porter wysyłał wspólnikom… w trakcie konkretnych meczów.
W jednym przypadku, gdy 22 stycznia ubiegłego roku Raptors przegrali 108:100 z Memphis Grizzlies, zawodnik poinformował, iż nie spodziewa się grać w drugiej połowie z powodu urazu oka. Dodał jednak, iż jeżeli jednak pojawi się jeszcze na parkiecie w tzw. garbage time, to „odda milion rzutów”. 25-latek bardziej precyzyjny był już cztery dni później przed meczem z Los Angeles Clippers. Informował wówczas, iż planuje wycofać się z gry na wczesnym etapie.
– Obstawiaj „under” na duże liczby. Powiedziałem [Współspiskowcowi nr 2], iż nie będzie bloków ani przechwytów. Zamierzam zagrać pierwsze 2-3 minuty z ławki, a potem, kiedy zostanę zmieniony, powiem, iż znów boli mnie oko – napisał Porter (za pośrednictwem Vorkunova). Rzeczywiście, w przegranym 127:107 pojedynku pojawił się na parkiecie na zaledwie cztery minuty, notując trzy zbiórki i jedną asystę.
Co by nie mówić o Jontayu, geniuszem zbrodni to on nie jest, a cała sprawa może być jedną z najłatwiejszych w historii amerykańskiego sądownictwa. Wszyscy uczestnicy spisku, jak gdyby nigdy nic, komunikowali się dzięki wiadomości tekstowych, w których wprost opisywali przestępstwa, jakie zamierzają popełnić. W tej sprawie wyrok skazujący jest raczej murowany. Póki co jednak Porter wciąż czeka na jego ogłoszenie, które pierwotnie miało mieć miejsce w grudniu, jednak zostało przełożone na maj bieżącego roku.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!