Najbardziej wyczekiwany zawodnik w polskiej siatkówce. "Gdyby ktoś zaproponował"

2 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl


Pięć dni temu Mateusz Bieniek zaczął pierwsze skoki na podest. Na grę w szóstkach i próby ataku musi jeszcze trochę poczekać. Ale to i tak dobre wieści: gwiazda reprezentacji Polski wraca po urazie stopy, który wykluczył go z gry o medale olimpijskie. - Wychodzą lata grania cały rok w siatkówkę - mówi utytułowany środkowy.
W zeszłym sezonie klubowym Mateusz Bieniek na swój pierwszy mecz musiał czekać do 5 listopada. Za siatkówką zdążył się wytęsknić, bo z powodu urazu pauzował od końca lipca. Kiedy zadebiutuje w okresie 2024/25? Nie wiadomo. Tym razem wraca po urazie drugiej stopy. Na szczęście ten okazał się mniej poważny, choć tendencja jest alarmująca. - Nie będę się załamywał, bo nic z tym nie zrobię - podsumowuje.

REKLAMA







Zobacz wideo Lewandowski znów błyszczy! Szaleństwo przed meczem Polska - Portugalia



Dwa tygodnie skoków na podest. 10 lat w kadrze robi swoje. "Mrowienie, jakieś delikatne prądy"
Bieniek od początku sezonu towarzyszy siatkarzom Aluronu CMC Warty Zawiercie podczas meczów. Na razie jedynie jako emocjonujący się i siedzący za bandami kibic. Gdy jego klubowi koledzy trenują, on ma indywidualne zajęcia w siłowni i w basenie. Wiadomo już zaś, kiedy prawdopodobnie do nich dołączy.
- W piątek zacząłem pierwsze skoki na podest. W przyszłym tygodniu pewnie będę to kontynuował, a od następnego powinienem już wrócić do treningów w szóstkach i ataków. Ile potrwa dojście do formy to druga sprawa - zaznacza wicemistrz olimpijski z Paryża, mistrz świata 2018 i srebrny medalista MŚ 2022.
W sobotę minęły dwa miesiące od szczęśliwego dla Polaków, ale pechowego dla Bieńka ćwierćfinału igrzysk. Pod koniec spotkania ze Słoweńcami nabawił się kontuzji. Ubiegłego lata problemy ze zdrowiem dały mu mocniej o sobie znać w wygranym przez Polaków finale Ligi Narodów. 30-latek stracił wówczas mistrzostwa Europy (kadra Nikoli Grbicia zdobyła złoto) i kwalifikacje olimpijskie.
- Najważniejsze, iż nie boli. Poprzednio może też nie był to ból, ale takie dziwne uczucie - czasem mrowienie, jakieś delikatne "prądy". Ale to normalne. Ważne, iż w tej stopie odzyskałem taką siłę, iż mogę wspiąć się na palce i robić pełne ruchy. Rok temu potrzebowałem na to dużo więcej czasu - zwraca uwagę kapitan Aluronu.



Czy teraz łatwiej mu psychicznie znieść przymusową przerwę, mając już na koncie doświadczenie sprzed roku? - Nikt nie lubi być kontuzjowany, ale nie będę się załamywał, bo nic z tym nie zrobię. Wychodzą lata grania cały rok w siatkówkę. Od 10 lat jestem w reprezentacji. Te obciążenia są spore - zaznacza.
Gdy pytam, czy traktuje to jako lampkę alarmową, to stwierdza, iż jest już w wieku, w którym organizm wolniej się regeneruje. - Obciążenia też są inne niż parę lat temu. Ale w klubie o tym wiedzą i podchodzą do tego bardzo profesjonalnie - zapewnia.


Koncert Projektu. Dla takiej wygranej Kochanowski gotowy grać choćby o godz. 8 rano
W poniedziałkowy wieczór na żywo oglądał w Warszawie przegrany przez Aluron mecz z PGE Projektem. Spotkanie wicemistrza kraju z brązowym medalistą poprzedniego sezonu zapowiadane było jako hit kolejki, ale okazało się jednostronnym widowiskiem wygranym przez gospodarzy 3:0.
- Zagrali koncertowo. Poza drugim setem, który był na żyletki, to nie było punktów zaczepienia. Ale szukając pozytywów, to wiele razy przegrywaliśmy znacząco i za każdym razem próbowaliśmy odrobić straty. Każdy mecz to nauka, a przegrane jeszcze więcej uczą niż wygrane. Na pewno wyciągniemy wnioski - zapewnia Bieniek.



W tym spotkaniu zawiercianie musieli sobie radzić także bez dwóch przyjmujących - Bartosza Kwolka i Irańczyka Mobina Nasriego. Pierwszy z nich - tak jak Bieniek - jednym z liderów zdobywców Superpucharu Polski 2024, a teraz pauzuje z powodu urazu barku. Za tydzień ma wrócić do gry.
Z pochwałami dla Projektu zgadza się występujący w tym zespole Jakub Kochanowski. - Zagraliśmy świetnie. Naprawdę dobrze we wszystkich elementach. Mieliśmy bardzo dużo dotkniętych piłek w bloku i obron, byliśmy praktycznie bezbłędni w kontratakach i unikaliśmy prostych błędów. Tak trzeba grać, by wygrać z najlepszymi. Na pewno nie będziemy grać tak każdego spotkania, bo to niemożliwe. Ale najważniejsze, żeby robić to wtedy, kiedy trzeba, mierząc się z najlepszymi - podkreśla środkowy reprezentacji Polski.


Szybkie zwycięstwo 3:0 w tym rozpoczętym o godz. 20.30 spotkaniu było też dobrą wiadomością dla kibiców oglądających je z trybun. Kochanowski zaś przede wszystkim cieszy się ze zwycięstwa nad jednym z rywali, którzy są typowani do strefy medalowej.
- Gdyby ktoś zaproponował nam przed meczem wygraną 3:0 z ekipą z Zawiercia, to i o 8.30 rano zgodzilibyśmy się zagrać - rzuca z uśmiechem 27-latek.



Trudna rola faworyta i ostra walka na górze i dole stawki. "Przez to żaden mecz nie będzie spacerkiem"
Przyznaje on też, iż gracze Aluronu mogli się poczuć w tym meczu tak, jak zawodnicy Projektu w rozegranym tydzień temu pojedynku wyjazdowym z Jastrzębskim Węglem. Wtedy mistrz Polski popisał się dużą skutecznością w obronie i ataku, wygrywając 3:1. I choć to dopiero początek sezonu, to Kochanowski zwraca uwagę na znaczenie rozgrywanych jesienią spotkań.
- Na pewno Aluron będzie punktował w zdecydowanej większości meczów, które zagra i to, iż teraz tego nie zrobił, może okazać się bezcenne na koniec fazy zasadniczej. Ale też nie popadałbym w hurraoptymizm - rywalom zabrakło ludzi, którzy na pewno w najważniejszych momentach będą w wyjściowym składzie. Ogółem ważne, jak układa się gra już na początku sezonu, bo z mojego doświadczenia wynika, iż o ile te najlepsze zespoły między sobą w fazie zasadniczej wygrywają i przegrywają, to na koniec tego etapu wygrywa ten, kto dobrze wywiąże się z roli faworyta i nie pogubi punktów z teoretycznie słabszymi rywalami. Jestem przekonany, iż jeden, dwa, może trzy punkty będą decydowały o tym, kto zajmie pierwsze, a kto czwarte miejsce - ocenia.
O ile Bieniek uważa, iż w tym sezonie rywalizacja w PlusLidze będzie jeszcze trudniejsza niż w ubiegłym latach, to Kochanowski twierdzi, iż ostatnio co roku jest tak samo trudno, bo jest wiele zespołów z potencjałem, które mogą zagrać mecz marzeń i pokonać faworyta. Jak choćby ostatnio Steam Hemarpol Norwid Częstochowa, który sensacyjnie wygrał z Jastrzębskim Węglem. Obaj kadrowicze zgadzają się zaś co do tego, iż dodatkowa trudność będzie wynikała teraz z faktu, iż na koniec sezonu spadną aż trzy drużyny zamiast jednej (efekt pomniejszenia stawki w ekstraklasie). Ostra walka będzie więc toczyła się nie tylko o medale, ale i o utrzymanie.
- Przez to żaden mecz nie będzie spacerkiem - zapewnia Bieniek.
Idź do oryginalnego materiału