Poniedziałkowy mecz na Malcie niespodziewanie mógł mocno naruszyć dobrą atmosferę wokół kadry Jana Urbana. Ostatecznie reprezentacja Polski wygrała 3:2, więc skończyło się na poważnym, ale mimo wszystko tylko ostrzeżeniu, iż nie wszystko pozostało idealne. Ale Urban to wie i podkreśla na każdym kroku. Dlatego tym bardziej po meczu na Malcie możemy ze spokojem zanucić: "Polacy, nic się nie stało".
REKLAMA
Zobacz wideo Kamil Grosicki ujawnia, dlaczego wrócił do reprezentacji Polski
To, co możemy powiedzieć z całą pewnością po poniedziałkowym wieczorze, to fakt, iż reprezentacja Polski nie podeszła do tego spotkania w odpowiedni sposób. Nie ukrywał tego ani Urban, ani zawodnicy. - jeżeli nie potrafisz wygrać, grając ładnie, to wygraj brzydko. To też jest umiejętność. To był mecz-pułapka i my w nią wpadliśmy. Wiem, iż oczekuje się od nas, żebyśmy zawsze byli skoncentrowani na 100 proc., ale nie zawsze tak się da - z rozbrajającą szczerością mówił Urban.
- Nie chciałem grać za ostro, żeby nie dostać żółtej kartki. Miałem to z tyłu głowy, gdy podchodziłem do rywali - nie ukrywał zaraz po meczu jego bohater Piotr Zieliński. - Co zagraliśmy? "Stojanowa". Wiele rzeczy zawiodło w przygotowaniu do meczu - dodawał z uśmiechem Robert Lewandowski, który też nie ukrywał, iż Polacy nie byli w poniedziałek odpowiednio skoncentrowani. Pewny udział w barażach o mundial, pochwały za piątkowe spotkanie z Holandią, okoliczności poniedziałkowego meczu i poziom sportowy Maltańczyków wprowadziły do drużyny narodowej za dużo luzu. To naganne, ale w sporcie czasami zdarza się każdemu. Dlatego warto skupić się na tym, co pozytywne, bo jeden słabszy mecz nie może przekreślić tego, co w kadencji Urbana dobre.
Wiosną było dużo gorzej
W marcu też męczyliśmy się z Maltą, ale powodów do optymizmu było niewiele. A może choćby wcale. Po przegranym Euro 2024 i koszmarnej grze w Lidze Narodów, w której pierwszy raz spadliśmy do Dywizji B, awans na przyszłoroczny mundial wydawał się mało realny. Do kwalifikacji przystępowaliśmy bez wiary w szanse w starciach z Holendrami, za maksimum możliwości przyjęliśmy drugie miejsce w grupie po trudnych bojach z Litwą i Finlandią.
Pierwsze mecze tylko to potwierdziły. Mimo iż drużyna Michała Probierza zaczęła kwalifikacje od dwóch zwycięstw z Litwą (1:0) i Maltą (2:0), to nikogo nie uspokoiła. Przeciwnie - wątpliwości tylko urosły, bo otwarcie zaczęli je wyrażać sami piłkarze. - Czas najwyższy, by wziąć odpowiedzialność na siebie. Wiele elementów funkcjonowało słabo. Musimy sobie pomagać - mówił Robert Lewandowski po męczarniach z Litwinami na Stadionie Narodowym. - Nie będę pudrował, czeka nas dużo pracy. Czas najwyższy wziąć się do roboty i poprawić naszą grę - dodawał kilka dni później po równie słabym meczu z Maltą.
Już wtedy pojawiły się opinie, iż tymi wypowiedziami kapitan reprezentacji Polski podpisał dymisję Probierza, który po słabych występach twierdził, iż graliśmy dobrze. Nikt chyba jednak nie wyobrażał sobie, iż do rozstania dojdzie po huraganie, jaki przeszedł przez drużynę narodową w czerwcu w Helsinkach. Po aferze kapitańskiej, porażce z Finami (1:2) i cichej ucieczce piłkarzy do samolotu, wszyscy mieliśmy tej kadry dość. Kadry nie tylko bez stylu i wyników, ale też kadry wewnętrznie podzielonej.
Nie uspokoiła nas choćby rezygnacja Probierza, bo z nieufnością czekaliśmy na kolejny wybór Cezarego Kuleszy. Mogliśmy się czuć jak w trakcie kwalifikacji do Euro 2024, kiedy po katastrofalnych miesiącach z Fernando Santosem selekcjonerem został Probierz. I choć ostatecznie Polacy na turniej pojechali, to najpierw przez koszmarny remis z Mołdawią na Narodowym (1:1) zaprzepaścili szansę na bezpośredni awans.
Reprezentacja Polski w końcu daje nadzieję
Tym razem było jednak inaczej i dziś jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Miejscu, o którym jeszcze w czerwcu pewnie choćby nie marzyliśmy. Paradoksalnie, jedna z największych afer w historii reprezentacji Polski i jej totalne rozbicie, wyszło drużynie na dobre. Można bowiem spokojnie postawić tezę, iż bez klęski w Helsinkach i z dalszym tkwieniem z Probierzem na ławce obecnego optymizmu wokół kadry na pewno by nie było.
Kulesza, choć znów szukał długo, tym razem nie próbował wynaleźć koła na nowo. Wybór na selekcjonera Jana Urbana okazał się strzałem w dziesiątkę, co zresztą przewidywałem. Ale chyba choćby najwięksi zwolennicy nowego selekcjonera nie spodziewali się, iż Urban naprawi kadrę tak szybko.
Najpierw błyskawicznie rozwiązał kwestię kapitańskiej opaski i oczyścił atmosferę w drużynie, czym tchnął w nią nowe życie. Szczęśliwy remis w Rotterdamie (1:1) i kluczowa wygrana z Finlandią w Chorzowie (3:1) dały nadzieję kibicom, a selekcjonerowi kredyt społecznego zaufania. Zaufania, które wzrosło po meczach z Litwą (2:0) i Holandią (1:1). Dlatego słabszy, ale wciąż wygrany mecz z Maltą nie może przekreślić dotychczasowej pracy Urbana.
Bo nie chodzi przecież tylko o suche wyniki. Urban okazał się nie tylko świetnym psychologiem, ale też selekcjonerem z konkretnym pomysłem na drużynę. To on już w debiucie wymyślił dla niej bohatera meczu w Rotterdamie - Przemysława Wiśniewskiego. To on ustawił obok Lewandowskiego największego zwycięzcę jego dotychczasowej kadencji - Jakuba Kamińskiego. To też on z powodzeniem zdecydował się na odważny krok i ofensywną grę przeciwko Holendrom na Narodowym mimo braku kilku podstawowych zawodników. Urban pokazał, iż mimo naszych deficytów możemy postawić się lepszemu przeciwnikowi.
Choć selekcjoner euforię stara się tonować, to po wypowiedziach piłkarzy widać, iż w kadrze dzieje się naprawdę dobrze. - Zrobiliśmy krok naprzód. To był inny remis niż w Rotterdamie. Tam to był maks, tutaj minimum. Trener Urban i cały sztab dobrze przygotowują nas do meczów. Możemy z uśmiechem wrócić do hotelu - mówił Lewandowski po piątkowym remisie z Holandią. - Druga połowa roku była na poziomie, o którym sobie marzymy. Oczekujemy stabilizacji i takiego grania, wyłączając poziom spotkania Maltą. To cieszy nas, ale także kibiców - dodawał w poniedziałek.
Jakże inne były to wypowiedzi w porównaniu do tych po zwycięskich, marcowych meczach. Inne nie tylko w treści, ale też - a może przede wszystkim - emocjach. Mimo iż na mundial jeszcze nie awansowaliśmy, to jest się z czego cieszyć. W końcu dobra gra i pozytywne nastawienie będą kluczem do awansu na mistrzostwa świata. A obu tych składowych - mimo poniedziałkowych męczarni - w końcu się doczekaliśmy.

4 tygodni temu












![Zamojskie, roztoczańskie gołębie na wystawie POLAND 2025 w Kielcach [ZDJĘCIA]](https://static2.kronikatygodnia.pl/data/articles/xga-4x3-zamojskie-roztoczanskie-golebie-na-wystawie-poland-2025-w-kielcach-zdjecia-1766052141.jpg)



