Na chłodno: Dosyć

kkslech.com 8 miesięcy temu

Cykl „Na chłodno” to od lat najpopularniejsza seria artykułów na KKSLECH.com. „Na chłodno” to nasze chłodne, szczere i obiektywne spojrzenie na Lecha Poznań. Informacje z klubu, ciekawostki, oceny, spostrzeżenia, opinie. Wszystko od kibiców do kibiców.




Mamy ku*wa dosyć. Prawie jak w maju 2018

W piątek, 1 marca, po godzinie 12:00 mieliśmy podać informację, kto jest rywalem Lecha Poznań w 1/2 finału Pucharu Polski, miał być artykuł o jednym kroku do Stadionu Narodowego i podsumowanie lutego z piątką za ostatnie mecze w razie dwóch domowych wygranych lub z czwórką w przypadku remisu ze Śląskiem Wrocław oraz zwycięstwa nad Pogonią Szczecin. Niestety, plany na materiały w kolejnym już tygodniu sezonu 2023/2024 poszły do śmieci, ponieważ na ławce trenerskiej zasiadł jeszcze większy przegryw, który znowu poległ niszcząc marzenia, psując nastroje i ograniczając planowane działania. Sezon 2023/2024 kosztuje nas wszystkich już za dużo zdrowia i nerwów, o czym trochę więcej było tutaj -> TUTAJ. Spartak Trnava, najwyższa porażka w lidze od ponad 23 lat, najwyższa przegrana z Widzewem od 23 lat, porażka po latach z Piastem, tylko dwie jesienne wygrane na wyjeździe, 2:2 z Radomiakiem przy prowadzeniu 2:0, z 3:0 na 3:3 u siebie pierwszy raz od 1956 roku, żenujący występ zespołu błagającego o remis w Warszawie, zbyt późne zwolnienie Johna van den Broma, powrót Mariusza Rumaka, a na deser brak gola w ciągu trzech dni przy Bułgarskiej i odpadnięcie z Pucharu Polski, na który cały Kolejorz czeka od prawie 15 lat. Po prostu mamy ku*wa dosyć. W głębi można się tylko zastanawiać, jakim cudem Lech Poznań jest trzeci w tabeli? Po tych wszystkich wymienionych wyżej rozczarowaniach czy po zaledwie jednym zwycięstwie w pięciu ostatnich meczach u siebie zupełnie tego nie czuć. Wygraliśmy raptem połowę spotkań w 22 kolejkach będąc na 3. pozycji jedynie dzięki słabości innych, którzy mają jednak nieporównywalnie mniejsze możliwości finansowe i kadrowe od zawodzącego od lata Kolejorza potrafiącego błysnąć w ostatnich miesiącach zaledwie dwa razy – z Rakowem 4:1 oraz z Jagiellonią 2:1.

Oblany test

W „Na chłodno” wypada jeszcze pociągnąć wątek z artykułu pod tytułem „Znowu przegrał” dostępnego -> TUTAJ. Mariusz Rumak dotąd nie zrobił kompletnie nic, żeby było lepiej, nie widać tego rzekomego wyciągnięcia wniosków i zebranego doświadczenia. Wygrał z Zagłębiem Lubin głównie dzięki szybkiej bramce w 4 minucie. Później jedna dobra połowa w Białymstoku + fura szczęścia w drugiej odsłonie pozwoliła przepchnąć zwycięstwo nad Jagiellonią, która jest w dołku co pokazały jej następne dwa domowe mecze. Po dwóch zwycięstwach chwilowo dających nadzieję przyszły dwa bardzo ważne testy przy Bułgarskiej, na której w ciągu trzech dni Lech nie zdobył żadnej bramki mając podobne problemy, jak za kadencji Mariusza Rumaka 11-12 lat temu, kiedy nie potrafił prowadzić ataku pozycyjnego. Rywale gwałtownie rozczytali grę poznaniaków, Śląsk i Pogoń zagrały podobnie zagęszczając przede wszystkim środkową strefę, w której nie pozwolili nam na nic. Lech w starciu ze Śląskiem oddał tylko 11 strzałów, w tym 3 celne notując wynik poniżej swojej średniej w okresie 2023/2024, a na końcu na oczach prawie 33 tysięcy widzów jeszcze by przegrał, gdyby nie interwencja Bartosza Mrozka po strzale Patryka Klimali. Trener bredzący coś zimą o 18 finałach poległ już na 3 i 4 finale, poległ też jego pomysł taktyczny, w którym Filip Marchwiński w systemie 1-4-3-3 biega bliżej lewej strony nieopodal Kristoffera Velde.

Mariusz Rumak poległ już na starcie kluczowej dla siebie rundy wiosennej mogąc sam naiwnie wierzyć w lepszą przyszłość. Na dodatek ośmieszył się tym wywiadem, który pojawił się -> TUTAJ dnia 14 lutego (końcówka poniżej).

Na koniec szczerze i nie ma możliwości wzięcia pomidora. Wygrana ze Śląskiem 24 lutego czy 27 lutego z Pogonią?

– „Oba mecze są bardzo ważne.”

To każdy wie. Po prostu trzeba coś wybrać.

– „Mnie zawsze interesuje każdy kolejny mecz. Wygramy oba te spotkania i idziemy dalej.”

Musi Pan jednak coś wybrać. Wywiad jest ciężki, są ciężkie pytania.

– „Wygramy oba te mecze! Tak proszę napisać.”

No i co? I nie było zwycięstwa ani nad Śląskiem, ani nad Pogonią, z którą Rumak nigdy nie wygrał w Poznaniu dopisując do Stjarnanu, Żalgirisu, Olimpii oraz Miedzi słynną 119 minutę dogrywki, która będzie ciągnęła się za Lechem Poznań przez wiele, wiele lat. Jeszcze kilkanaście dni temu Rumak przekonywał, iż po co mu dodatkowy napastnik, skoro jest Filip Marchwiński mogący grać na dziewiątce, kadra jest o wiele bardziej doświadczona od tej z lat 2012-2014, w okresie 2023/2024 interesuje go tylko dublet, najważniejszym okresem będzie ostatnich 10 kolejek, a zdanie „wszyscy trenerzy od lat walczą o dublet, a na końcu jedyne dwa trofea przez dziewięć lat zdobył Maciej Skorża” po prostu olał.

Na chwilę można choćby zatrzymać się i zastanowić. Mariusz Rumak na serio ma w sobie tyle buty i przesadnej pewności siebie, która nie wiadomo skąd się bierze? Czy tylko udaje? Normalny człowiek po tylu przegranych ważnych meczach, po prawie 20 latach ciągłych porażek, po spadku z Zawiszą, po niespełna rocznej pracy w Śląsku (0:3 z Bytovią w PP), przegraniu prawie połowy spotkań w Odrze Opole, wyrzuceniu z Termaliki po 10 meczach czy po 5 meczach z kadry Polski U-19 zacząłby się zastawiać nad tym, co robi źle. Mariusz Rumak rano po przebudzeniu naprawdę nie ma myśli w stylu: „Ku*wa, jestem przegrywem, to nie zajęcie dla mnie, przyznaje się, poszukam sobie innej pracy”? Blisko 47-letni doświadczony już szkoleniowiec często irytuje się na wypominanie przeszłości, o pytania o dawne lata, nie chce zajmować się historią, „odgrzewanymi kotletami”, idzie wyczuć, iż powrót do dawnych czasów działa na niego jak płachta na byka, ale przecież to jego historia, która określa go jako trenera i zostanie z nim na zawsze. To Rumak doprowadził Lecha do wielu klęsk i nie ucieknie od nich już nigdy. Może udawać, iż kibice go pozdrawiają na ulicach, uśmiechają się do niego (być może śmieją się ironicznie), może nie pamiętać, co stadion krzyczał na jego temat, ale ten Stjarnan, Żalgiris, Olimpia, Miedź a teraz 119 minuta pozostanie z nim na zawsze i tak naprawdę nie wiadomo w co jeszcze przerodzą się te jego porażki. Na razie poprawiając grę w obronie, rozmontował ofensywę, żaden z ofensywnych piłkarzy nie jest w formie, jednak Mariusz Rumak na pewno znalazłby na to następne wytłumaczenie. Jakie? Przed każdym meczem ktoś mu wypada przez choroby, nagłe kontuzje, a Mikaela Ishaka wciąż bolą żebra. To byłaby najszybsza wymówka, gdyby wyjściowe składy Lecha na mecze ze Śląskiem czy z Pogonią wyglądały gorzej od jedenastek rywali, a tak nie było.

Mariuszowi Rumakowi po przegraniu walki o dublet pozostaje tylko życzyć szybkiego zejścia na ziemię i zdobycia Mistrzostwa Polski dla dobra nas wszystkich. Niech on jakoś zdobędzie ten tytuł, niech ugra go z pomocą Cracovii, nowego Mariusza Jopa, niewyobrażalnych zdarzeń czy po spadku meteorytu, który przerwie rozgrywki w momencie liderowania w tabeli przez Kolejorza, a potem opuści nasz zespół wracając do dalszego szkolenia młodych trenerów. Młodzi nie będą pamiętać o przeszłości, być może nic nie będą o niej wiedzieć, więc może nabiorą się na klepanie formułek z elementami buty i wyższości nad resztą, która nie wiadomo skąd się bierze.

Oczywiście. Mariusz Rumak sam się nie zatrudnił, nieoczekiwanie dostał drugą szansę, którą w arcyważnym lutym zmarnował i teraz sam może naiwnie wierzyć z resztą naiwnych. Zajmując się sytuacją panującą w tej chwili w Lechu Poznań nie można pominąć działań zarządu, który od miesięcy pogrąża się coraz mocniej. Zarząd przespał dobre momenty na zwolnienie Johna van den Broma po Spartaku, Górniku (zmarnowane 2 tygodnie na pracę) czy po Pogoni, nie miał pomysłu na jego następcę, nie trafił z letnimi transferami, zimą całkowicie odpuścił temat m.in. lewego obrońcy czy napastnika zostawiając wszystkie tematy transferowe na lato, kiedy w krótkim czasie i po odejściu m.in. piłkarzy z kończącymi się umowami będzie musiał sprowadzić wagon nowych zawodników. Aż nie chce się wierzyć, iż klub po takim pucharowym sezonie, jak 2022/2023, po tytule Mistrza Polski 2022 tak gwałtownie rozmienił wszystko na drobne, zaniedbał sprawy transferowe, zrezygnował z jakichkolwiek ruchów zimą mimo perspektywy zarobienia milionów złotych na nadchodzącej letniej sprzedaży Kristoffera Velde oraz Filipa Marchwińskiego. Zarząd również jest winny przegrania najważniejszego lutego, w dzisiejszym „Na chłodno” jest o nim tylko ten krótki fragment, ponieważ w marcu pojawi się osobny artykuł punktujący zaniedbania ze strony głównie Tomasza Rząsy i Piotra Rutkowskiego, który wymyślił Mariusza Rumaka ucząc się wraz z nim budowania wielkiego Lecha Poznań od kilkunastu lat (Rutkowski dzięki Skorży chociaż coś wygrał).

Kilka zdań o Pogoni

Dodatkowym upokorzeniem dla kibiców Lecha Poznań jest nie tylko głupiomądry Mariusz Rumak i bierność władz na rynku transferowym. Pogoń Szczecin w tym sezonie zrobiła z nami to, o czym zawsze marzyła. Najpierw Lech przegrał w Szczecinie 0:5 ponosząc najwyższą porażkę od spadkowego sezonu 1999/2000, kiedy tym samym rezultatem przegraliśmy z późniejszym Mistrzem Polski, Polonią Warszawa, później wygrała przy Bułgarskiej po golu w 119 minucie i to na oczach 2 tysięcy swoich kibiców. Szczerze? Zazdrość. Pogoń przyjechała do nas po awans, już przed meczem była pewna siebie czując moc, euforia jaka towarzyszyła „Portowcom” po tej bramce była ogromna, całkowicie uciszyła ona nasz stadion, w tym kibiców Lecha Poznań mogących zobaczyć, a choćby poczuć na własnej skórze fanatyczną zabawę po zdobyciu zwycięskiego gola w meczu „na szczycie”. W 119 minucie Bułgarska zamilkła, sektor Pogoni wręcz eksplodował, dawno żadna grupa kibicowska choćby po meczu nie była tak głośna, jak ta ze Szczecina, dla rywala było to coś fantastycznego, cos co fajnie byłoby gdzieś samemu przeżyć wraz Kolejorzem. We wtorek na loży prasowej obecni byli dziennikarze ze Szczecina, analitycy Pogoni, ich euforia na obiekcie Lecha Poznań była dodatkowo przytłaczająca i upokarzająca. My niestety rzadko mamy okazję cieszyć się w podobny sposób, Lech na dużych obiektach i przy wysokich frekwencja zwycięża od święta, takiej euforii, jak po bramce w 119 minucie nie przeżyliśmy od miesięcy, a wszystkie tego typu wybuchy euforii kojarzą się w ostatnich latach głównie z pracą Macieja Skorży.

Mało upokorzeń? Nie tylko euforia „Portowców” przy Bułgarskiej była we wtorek dobijająca. Z Lecha Poznań budowanego podobno na trzy fronty, który na tle ligi ma ogromny budżet zakpił sobie klub zmagający się w tej chwili z dużymi problemami finansowymi, zespół adekwatnie bez ławki rezerwowych i drużyna, która miała dotąd problemy z wygrywaniem meczów na szczycie. Jak to jest, iż Pogoń przez cały sezon na krajowym podwórku straciła tylko 5 bramek na wyjazdach? Ma serię 5 zwycięstw z rzędu i passę 11 kolejnych gier bez porażki wliczając sparingi? Przecież taką passę powinien mieć bogaty, dużo silniejszy kadrowo Lech Poznań i to choćby mimo problemów z urazami, z jakimi się zmaga. Ciężko pojąć, dlaczego ten sezon jest aż tak dużą męczarnią dla nas, dla kibiców, nie wiadomo nawet, kiedy wyjdziemy na prostą poprzez serię zwycięstw, która akurat za kadencji Mariusza Rumaka finalnie i tak nie pozwoliła nic zdobyć. Dziś na oczach pięciu, dokładnie PIĘCIU najwytrwalszych dziennikarzy, którym klub powinien zapłacić za przyjazd na konferencję prasową trener Mariusz Rumak wmawiał, jakoby zespół nie był ranny po meczu z Pogonią, chciał w Częstochowie pokazać europejski poziom, jest spójny oraz po cierpieniu w szatni znajduje się w dobrej kondycji mentalnej.

Wielki żal

Na koniec dzisiejszego „Na chłodno” pora na ostatni, medialny temat rozpoczęty wyżej wzmianką o tych pięciu najwytrwalszych dziennikarzach, którzy przyszli rano wysłuchiwać Rumakowe formułki. Już dawno mieliście okazję widzieć to, jak wyglądała medialność Lecha Poznań jesienią na wykresach i danych z Similarweb czy google analytics. Wrzesień, listopad z trzema meczami i styczeń bez transferów był nędzny, październik średni, grudzień rozczarowujący a luty dobry. Dobry, ponieważ Lech dnia 17 lutego wygrał w końcu wyjazdowy mecz na szczycie (największy ruch na KKSLECH.com w weekend od sierpnia 2023), a 27 lutego przegrał mecz na szczycie z medialnym rywalem (największy ruch pomeczowy od 2 maja 2022). Mimo medialnej zapaści klubu od miesięcy nie narzekamy na ruch w dni meczowe, jest on na zadowalającym poziomie, nie brakuje setek dyskusji internautów, ruch znajduje się na podobnym pułapie, jak przed wrześniem 2023. Problemem dla nas były zawsze dni poza meczowe, które w lutym po wygranej w Białymstoku dawały nadzieję na progres. Po Jagiellonii wróciło zainteresowanie kibiców losami klubu, we wtorek, środę czy czwartek nie notowaliśmy 70-80% spadków odwiedzin w porównaniu z weekendami, jednak po Jagiellonii przyszły niestety dwa nieudane spotkania przy Bułgarskiej, które już od 5-6 marca będą miały odczuwalne konsekwencje dla nas, jak i dla klubu. Lech Poznań ostatnio bardzo fajnie wyszedł do ludzi, piłkarze pojawili się w centrum miasta, w sklepie w Posnanii, zmieniono format kulis na YouTube tworząc tzw. „Migawki”. Oglądalność tych Migawek może nie była oszałamiająca, bo 7-12 tysięcy to trochę mało, nikomu z tej strony nie chciałoby się tworzyć jakichkolwiek filmów dla takiej widowni, ponieważ choćby w słabe dni pozameczowe da się tu wygenerować więcej odsłon, ale być może z czasem, przy dobrych wynikach, w tym atmosferze nadziei byłoby lepiej.

Po zawalonym początku rundy wiosennej i zakończeniu gry o dublet w budowaniu czegokolwiek nie sprzyja nam terminarz. Lech Poznań do końca tego sezonu rozegra już tylko 12 meczów, w tym raptem 5 spotkań u siebie, w marcu zagramy zaledwie 3 razy mając na dobrą sprawę 3 wolne weekendy od rywalizacji. Powód? Lech zagra z Wartą w piątek, 15 marca, kolejne spotkanie odbędzie się dopiero po 17 dniach – w poniedziałek, 1 kwietnia. I jak tu w takiej sytuacji budować wraz z Lechem Poznań medialność na miarę potencjału? Jak przyciągać zainteresowanie takie jakie było np. 2 lata temu? W jaki sposób utrzymywać liczbę prowadzonych dyskusji? Notować progres, jaki chcielibyśmy zrobić stając się serwisem nie tylko lokalnym? Po prostu nie da się bez wiosennych meczów o stawkę na dwóch frontach. Podczas tych 17 dni chyba w dwóch artykułach przypomnimy sobie czasy, kiedy 2 lata temu Lech dnia 26 lutego pojechał do Szczecina, wygrał mecz na szczycie 3:0, po paru dniach jeszcze zwyciężył w Zabrzu 2:0, awansował do półfinału Pucharu Polski i przedłużył swoje szanse na dublet, o którym chociaż można było marzyć. Tej wiosny nie gramy o dublet, nie gramy też w Europie, jak 12 miesięcy temu, więc jesteśmy w przysłowiowej medialnej d. musząc mocno nagłowić się, by wymyślać kolejne Lechowe tematy, które nie będą tylko opisywały niekorzystnych rzeczy dziejących się przy Bułgarskiej.

Pięciu dziennikarzy na dzisiejszej konferencji prasowej to obecny obraz zainteresowania losami Kolejorza w dni poza meczowe po zawaleniu przez trenera, piłkarzy i zarządy bardzo ważnych lutowych zmagań. Ta liczba wpisuje się w ogólne pustki na loży prasowej przy Bułgarskiej, na której często hula wiatr zagłuszany przez euforia dziennikarzy z Łodzi, emocjonalnie podchodzącego do boiskowych wydarzeń analityka Piasta i przedstawicieli Pogoni. Niestety jednym z naszych problemów jest życie cały czas starymi już czasami z wiosny 2022, kiedy Lech Poznań w roku obchodów 100-lecia grał o dublet generując zainteresowanie na zadowalającym poziomie dosłownie każdego dnia, choćby w czasie marcowej przerwy na kadrę, która tym razem będzie rekordowo długa. Rok temu były chociaż europejskie puchary, dwa lata temu byliśmy w medialnym raju mogąc z pasją tworzyć materiały na założone wcześniej tematy wierząc w chociaż jedno trofeum dla Kolejorza, a teraz można się zastawiać, czy przypadkiem nie będzie jeszcze gorzej. jeżeli Lech Poznań tej wiosny nie wywalczy awansu do europejskich pucharów, to jesteśmy poskładani i wtedy już tym bardziej zostanie nam życie wspomnieniami z wiosny 2022 przez następne miesiące. Medialność klubu może uratować już jedynie Mistrzostwo Polski, o którym w tej chwili lepiej za wiele nie pisać, by Was nie drażnić, po komentarzach w ostatnich dniach widać, iż również Wam skończyła się cierpliwość. Z artykułami o „faworytach bukmacherów” lepiej też dać sobie spokój, lepiej nie mieć żadnych wymagań, celów na ten miesiąc, bezpieczniej jest spisać marzec z raptem trzema meczami na straty licząc po cichu na bardziej na owocny kwiecień, który da więcej zadowolenia z wykonywanej roboty. W marcu będziemy w Częstochowie, w Zabrzu chyba nie, na koniec miesiąca 15 marca zrelacjonujemy derby z Wartą i na tym zakończymy. Z tym trenerem na ławce rezerwowych nie warto mieć żadnych sprecyzowanych celów sportowych, po jego dzisiejszej konferencji prasowej na oczach pięciu dziennikarzy strach się bać. Cóż. Przykro o tym wszystkim pisać, wydawało się, iż po Spartaku Trnava będzie tylko lepiej a niestety co rusz wszystkich kibiców spotykają jakieś rozczarowania, kolejne ciosy z tzw. „mokrej szmaty”, upokorzenia na które nie zasługujemy. Jedyny pozytyw to wiosna, którą np. teraz czuć w powietrzu, może najbliższe dni pozwolą Wam złapać chociaż więcej oddechu w życiu prywatnym, realizować jakieś swoje małe pasje, gdyż na to co dzieje się w Lechu nikt z nas nie ma wpływu i na pewno nie można powiedzieć – „gorzej już nie będzie”. Lech co kilka tygodni udowadnia, iż niemożliwe istnieje.

PS. W poniedziałek nie będzie „Pyr z gzikiem”, ponieważ szkoda gazu na gotowanie. Pojedynczy wynik z Rakowem jest bez znaczenia, remis czy porażka pozostawi Lecha Poznań w grze o tytuł, pojedyncza wygrana to za mało po tym co się stało.

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <





Idź do oryginalnego materiału