Murray trenerem Djokovicia. Gwiazdorski duet łączy siły na korcie

3 godzin temu

Ostatnio doświadczamy głośnych i wzruszających pożegnań tenisowych gigantów XXI wieku. Pierwszy powiedział „dość” we wrześniu 2022 roku Roger Federer – najstarszy ze współczesnych mistrzów. Wydawało się, iż bez legendarnego Szwajcara cieszącego się ogromnym szacunkiem pod każdą szerokością geograficzną tenis nie będzie już nigdy taki sam. Mimo tęsknoty za Federerem sportowe życie toczyło się dalej. Niespełna dwa lata później, po zamknięciu letnich igrzysk olimpijskich w Paryżu zawiesił rakietę na kołku Andy Murray. Niebywale utalentowany zawodnik z Glasgow gwałtownie stał się idolem w całej Wielkiej Brytanii i symbolem odrodzenia tamtejszego tenisa. Dwukrotnie (2013 i 2016 rok) triumfował na Wimbledonie. Nie zawiódł oczekiwań także podczas igrzysk w Londynie (2012 rok), gdzie sięgnął po złoty medal, który obronił cztery lata później w Rio de Janeiro. Miał potencjał, żeby osiągnąć jeszcze więcej, ale regularnie nękały go poważne kontuzje. Trzecim tenisowym herosem, którego już nie zobaczymy w zawodowych meczach, jest Rafael Nadal. Chwytające za serce pożegnanie ikony hiszpańskiego sportu to najświeższa historia, bo sprzed kilkunastu dni. Na placu boju został zatem już tylko jeden wielki Novak Djoković. A biorąc pod uwagę liczbę zdobytych pucharów, mistrzostw i tytułów, bezdyskusyjnie największy. 24 wielkoszlemowe skalpy mówią same za siebie, a do tej puli popularny „Nole” kilka miesięcy temu dołożył jeszcze olimpijskie złoto z Paryża. Serbowie uważają go nie tylko za najwybitniejszego tenisistę w dziejach, ale także sportowca wszech czasów. I trudno z nimi dyskutować…

To był szok

Novak Djoković wciąż jest głodny kolejnych sukcesów i niedługo sięgnie po absolutnie szokujące środki! – awizowały sensacyjną wiadomość brytyjskie media. Szokujące nie dlatego, iż 37-latek zdecydował się poszukać nowego trenera. Po niesatysfakcjonującym sezonie było to więcej niż pewne. Choć trudno mówić o wielkim rozczarowaniu w 2024 roku, bo Djoković dotarł do finału, półfinału i ćwierćfinału trzech wielkoszlemowych turniejów, a w światowym rankingu ATP zajmuje wysokie siódme miejsce. Zdecydowana większość zawodników przyjęłaby takie wyniki z pocałowaniem ręki, ale nie chorobliwie wręcz ambitny Serb. Szokiem okazało się nazwisko jego nowego szkoleniowca. To Andy Murray, dobry znajomy, z którym wielokrotnie mierzył się na korcie. Panowie są rówieśnikami. Nie tylko urodzili się w tym samym 1987 roku, ale i miesiącu – maju. W relacji trener – zawodnik uda się jednak zachować tradycyjną hierarchię, bo Murray (15 maja) jest starszy od Djokovicia (22 maja) o całe… siedem dni.

Słynący nie tylko z fenomenalnego operowania rakietą, ale także nieszablonowego poczucia humoru Murray, gdy wystosował oświadczenie do kibiców z okazji zakończenia kariery, zwieńczył je stwierdzeniem, iż „tak naprawdę nigdy nie lubił tenisa”. Kilka miesięcy później zgrabnie odbił piłeczkę Djoković, publikując w mediach społecznościowych filmik ze scenami z najpiękniejszych serbsko-szkockich pojedynków, jakie przyszło im odbyć, z podpisem: – Nigdy nie lubił też emerytury. Tym samym potwierdził ich współpracę, wokół której panuje szalenie pozytywna atmosfera. – Cieszę się, iż jeden z moich największych przeciwników będzie ze mną, po tej samej stronie siatki – dodał Djoković. Wtórował mu Murray: – Jestem naprawdę podekscytowany i nie mogę doczekać się pierwszych treningów! Kibice są wniebowzięci, a sami zainteresowani mają mocarstwowe plany. Te zostaną zweryfikowane już na początku przyszłego roku na australijskich kortach. Djoković marzy o rekordowym jedenastym zwycięstwie w Melbourne, a co za tym idzie – zgarnięciu 25. wielkoszlemowego tytułu. 37-latkowie dobrze znają smak finału Australian Open, bo w takich meczach mierzyli się ze sobą aż czterokrotnie! I zawsze górą był Serb. Teraz, z jego ewentualnego zwycięstwa, cieszył się też będzie Szkot…

Idź do oryginalnego materiału