Mecz Świątek - Kalinska już "rozstrzygnięty"? Niewiarygodne, co sugeruje Rosjanka

3 tygodni temu
Anna Kalińska ma żal do organizatorów turnieju w Cincinnati przed meczem ćwierćfinałowym z Igą Świątek. Czy słusznie? Dlaczego Rosjanka czuje się poszkodowana? O ile można zrozumieć częściowo jej uwagi, o tyle sugestia w ostatnim zdaniu dotycząca naszej tenisistki to pełen absurd i przesada.
Iga Świątek i Anna Kalińska zagrają w piątek o godzinie 11 czasu miejscowego w ćwierćfinale turnieju WTA 1000 w Cincinnati. Zawody rozgrywane są w amerykańskim stanie Ohio, z perspektywy naszego kraju jest sześć godzin do tyłu. Rosjanka ma wielkie pretensje do władz turnieju o wyznaczoną porę rozpoczęcia meczu. Czy słusznie?


REKLAMA


Zobacz wideo Jak Iga Świątek! Englert, Daniec, Strasburger i wiele innych gwiazd błyszczy na korcie


Kalińska uderza w organizatorów
Kalińska w czwartek opublikowała wpis na Instagramie, z którego wynika, iż nie jest zachwycona decyzją organizatorów Cincinnati Open. Obawia się, iż nie zdąży się odpowiednio przygotować, przede wszystkim zregenerować po ostatnim swoim spotkaniu.
- Jak WTA i organizatorzy turnieju mogą oczekiwać, iż sportowcy dadzą z siebie wszystko, kiedy harmonogram jest tak niesprawiedliwy? Po moim meczu z Aleksandrową wróciłam o 2:40 nad ranem i nie mogłam zasnąć do 4 rano. Trochę pospałam i przyjechałam na obiekt, żeby trenować. Potem dowiaduję się, iż mam zaplanowany mecz na jutro na 11 rano (czasu lokalnego - przyp. red.). Jak organizatorzy turnieju i WTA oczekują, iż odzyskam siły i będę nieustannie dostosowywać swój rytm snu, który jest jednym z najważniejszych aspektów regeneracji? Wydaje się to trochę jednostronne - tak brzmi treść jej publikacji w social mediach tuż przed północą, o czym informowaliśmy na łamach Sport.pl.
Dlaczego wybuchło to zamieszanie? Wszystko z powodu warunków, jakie w ostatnich dniach panują w Cincinnati. Najpierw niemiłosierny upał, a potem intensywny deszcz. Mecze były przekładane, a kalendarz nie jest z gumy i pogoda torpeduje terminarz imprezy. Finał zawodów zaplanowany jest na poniedziałek, bo już we wtorek i środę w Nowym Jorku odbędzie się turniej US Open w grze mieszanej z udziałem wielu najlepszych singlistów. To dlatego na piątek wyznaczono wszystkie ćwierćfinały pań, a na niedzielę półfinały.
Tymczasem deszcz sprawił, iż tenisistki z dolnej części drabinki mecze czwartej rundy musiały rozgrywać w czwartek. Z tego grona wyłoniły się dwa ćwierćfinały Jasmine Paolini - Coco Gauff oraz Warwara Graczowa - Weronika Kudermietowa. Skoro te cztery tenisistki muszą grać dzień po dniu, to organizatorzy chociaż wyznaczyli ich piątkowe mecze na najpóźniej, jak się dało - jako ostatni na korcie centralnym i ostatni na drugim największym obiekcie w Cincinnati.


W tej sytuacji pozostałe ćwierćfinały Aryna Sabalenka - Jelena Rybakina oraz Iga Świątek - Anna Kalińska muszą wystartować tego dnia wcześniej. Decyzją władz imprezy najpierw na głównym obiekcie zagrają Polka z Rosjanką, a tuż po nich Białorusinka i reprezentantka Kazachstanu. Zwyciężczynie tych dwóch spotkań w niedzielę zagrają ze sobą w półfinale. Organizatorzy mogli jedynie zamienić dwa mecze górnej drabinki pod względem kolejności - najpierw zagrałyby Sabalenka z Rybakiną, potem Świątek z Kalińską. Pamiętajmy, iż w Cincinnati odbywa się równolegle turniej rangi ATP 1000 w męskim wydaniu więc ciężko to wszystko pogodzić, płaszczyzny do wielu zmian nie ma, liczba kortów jest ograniczona.
Utrudniony przebieg imprezy
Częściowo można zrozumieć uwagi Anny Kalińskiej. Swój mecz czwartej rundy z Jekateriną Aleksandrową zakończyła tuż po północy czasu miejscowego ze środy na czwartek. Po zakończeniu spotkania tenisiści muszą jeszcze przejść odnowę biologiczną, spotkanie z mediami, inne zobowiązania sponsorskie i dlatego poszła spać przed godziną 3 w nocy, a iż adrenalina towarzyszy rywalizacji to zasnęła jeszcze później. Następnego dnia wstała, poszła na trening i dowiedziała się, iż w piątek o najwcześniejszej możliwej porze zagra ćwierćfinał z Igą Świątek. Trudno, żeby była zachwycona takim obrotem spraw.
Być może organizatorzy podjęli złą decyzję o wyznaczeniu meczu Kalińskiej i Aleksandrowej tak późno, jako ostatni pojedynek w środę. Padało, a samo spotkanie okazało się zacięte i dlatego Rosjanki grały do tak późna. Główny problem polega jednak nie na tym, o której panie wyszły na kort i o której Świątek zacznie nadchodzący pojedynek z Rosjanką. Rzecz w tym, iż na tym poziomie podobny bałagan w ogóle nie powinien mieć miejsca.


Czytaj także: Gortat zareagował na to, co Izraelczycy napisali o Polakach
Kolejny raz w ostatnich miesiącach zdarza się taka sytuacja, gdy turniej WTA 1000 i/lub ATP 1000 jest paraliżowany przez deszcz. Mówimy o zawodach najwyżej kategorii po Wielkim Szlemie, z wielkimi pieniędzmi w tle. W przypadku kobiet w Cincinnati to pięć mln dolarów w puli nagród, u mężczyzn dziewięć mln. Tym bardziej dziwi, iż organizatorzy na tym poziomie rywalizacji nie są przygotowani na zmianę pogody, nie dysponują zadaszonymi kortami. To spory wydatek, w turniejach wielkoszlemowych część obiektów ma dach, ale jednak "tysięczniki" to oczka w głowie ATP i WTA - imprezy dla tych organizacji najważniejsze. Wielkie Szlemy organizuje ITF - Międzynarodowa Federacja Tenisowa.


Ktoś nie spodziewał się, iż w sierpniu w amerykańskim stanie Ohio może padać? Deszcz paraliżuje turniej, cierpią zawodnicy, a kalendarz jest tak napięty, iż nie ma jak rozciągnąć imprezy na kolejne dni. Można zrozumieć, gdy np. zawody rangi WTA 125 na kortach Legii w Warszawie mają problem, gdy pada deszcz, bo brakuje zadaszenia nad kortami. To jednak znacznie niższy poziom, mniejsze możliwości finansowe, a w Cincinnati mówimy o rywalizacji najlepszych z najlepszych. Podobna sytuacja od lat zdarza się np. w Rzymie, gdzie władze turnieju obiecują budowę dachu nad kortem centralnym, a jednocześnie na razie co sezon modlą się, żeby nie padało. Dwa lata temu impreza na Foro Italico musiała sobie radzić z gigantycznymi ulewami, jakie nawiedziły w maju Włochy.
Dziwne sugestie
Inna sprawa, iż Anna Kalińska nie znalazła się w aż tak niekomfortowej sytuacji. Między zakończeniem jej meczu z Jekateriną Aleksandrową a początkiem starcia z Igą Świątek upłynie ponad 30 godzin. Miała dzień przerwy w czwartek, choćby jeżeli jej rytm został zaburzony, bo musiała iść spać w środku nocy. Nie musiała kolejnego dnia wstać i grać następnego meczu. Rosjanka to zawodowa tenisistka i, chcąc nie chcąc, musi mieć świadomość, jak wygląda tour WTA. Nie raz zawodniczki muszą się dostosować, gdy nadchodzą zmiany w terminarzu turnieju, gdy pada, a mecze są przekładane. Zdarza się czasem, gdy jednego dnia rozgrywa się dwa pojedynki albo jeszcze częściej, gdy wychodzi się na kort dzień po dniu. Tenisowa rzeczywistość, a władze tenisa nie za wszystko odpowiadają. Aczkolwiek w tym wypadku trudno pozbyć się pytania, czy tak wielkie imprezy nie powinny być częściowo zadaszone, co mogłoby usprawnić ich przebieg.


Jednocześnie dziwnie brzmi ostatnie zdanie wpisu Anny Kalińskiej: "Wydaje się to trochę jednostronne". Tak, jakby Rosjanka sugerowała właśnie, iż organizatorzy zaplanowali godzinę rozpoczęcia meczu pod Igę Świątek. Jedyne, co w omawianej sytuacji mogli zrobić, to ustawić ten pojedynek jako drugi na korcie centralnym, a nie pierwszy. Nie ma żadnych podstaw, by sugerować, iż to decyzja podjęta specjalnie pod kątem naszej tenisistki. Polka grała wcześniej w środę, bo zakończyła swój mecz około 13 lokalnego czasu, 11 godzin przed Rosjanką, ale to nie jej wina, iż terminarz był torpedowany przez pogodę. O ile uwagi Kalińskiej do władz Cincinnati Open częściowo można zrozumieć, o tyle podejrzenie o faworyzowaniu Świątek jest absurdalne.
Idź do oryginalnego materiału