Marian Janoszka o meczach GKS Katowice z Girondins Bordeaux: byli pewni, iż nas rozniosą

nabialoczerwonym.com 11 miesięcy temu
PIŁKA NOŻNA. 29 lat minęło od słynnego dwumeczu w Pucharze UEFA, w którym GKS Katowice sensacyjnie wyeliminował francuskie Girondins Bordeaux. Marian Janoszka, wówczas czołowy napastnik "Gieksy", wspomina pojedynki swej drużyny z gwiazdami, między innymi z Zinedine Zidanem!
Marian Janoszka to piłkarz-legenda katowickiej "Gieksy"! Fot. Tomasz Błaszczyk/GKS Katowice.
Sezon 1994-95 był dla GKS Katowice najlepszy, jeżeli chodzi o starty tego zespołu w europejskich pucharach. Choć na przełomie lat 80. i 90. popularna "gieksa" występowała w nich w miarę regularnie, to właśnie wtedy doszła najdalej. Po wyeliminowaniu walijskiego Interu Cardiff (2:0 na wyjeździe, 6:0 u siebie) oraz greckiego Arisu Saloniki (1:0 na własnym boisku, 0:1 na wyjeździe, 4:3 w rzutach karnych) w trzeciej rundzie podopieczni trenera Piotra Piekarczyka trafili na faworyzowane Girondins Bordeaux. Był to zespół naszpikowany gwiazdami. O jego sile stanowili wówczas: Zinedine Zidane, Bixente Lizarazu czy Christophe Dugarry, którzy nieco ponad trzy lata później wywalczyli z reprezentacją Francji mistrzostwo świata.

Przeciwko gwiazdom znad Sekwany grał m.in. Marian Janoszka, popularny "Ecik", który w tamtym okresie był czołowym napastnikiem polskiej ligi, do dziś kibice GKS wspominają go z dużym sentymentem. w tej chwili ma 62 lata. Zapytałem, co sam zapamiętał ze starć z francuskimi sławami?

Jakie nastroje zapanowały w "Gieksie", kiedy tuż po dramatycznych spotkaniach z Arisem Saloniki wylosowaliście "Żyrondystów" z Bordeaux?
Marian Janoszka: - dla wszystkich z nas było to ważne wydarzenie w karierze. Ja trafiłem do GKS z Ruchu Radzionków rok wcześniej. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak silnym zespołem jest Bordeaux, mające w składzie kilku ówczesnych reprezentantów Francji. Trudno było cieszyć się po wylosowaniu takiego przeciwnika, ale z drugiej strony uznaliśmy jednak, iż nie mamy niczego do stracenia i trzeba podjąć walkę, pokazać się z jak najlepszej strony.
Kiedy 18 października 1994 roku pokonaliście Bordeaux w Katowicach 1:0 po bramce Zdzisława Strojka, okazało się, iż nie taki diabeł straszny.
Janoszka: - Na pewno dużo zawdzięczamy naszemu bramkarzowi Januszowi Jojko, który wiele razy ratował nas z opresji. My byliśmy konsekwentni, skuteczni, wykorzystaliśmy swoją szansę w końcówce spotkania.
Wśród kibiców, ale i wielu pana dawnych kolegów krąży anegdotka na temat pana starcia z Zinedine Zidane, który miał pretensje do was, iż jest zbyt ostro traktowany na boisku (według różnych relacji Janoszka miał w pewnym momencie podbiec do Francuza i po śląsku oznajmić mu "Skońc knolić, ino zacnij grać! - przyp. autora). Proszę opowiedzieć o tej sytuacji.
Janoszka: - Tak, ona urosła już do rangi legendy, niektórzy dorobili do niej swoje wersje (śmiech). Chodziło o sytuację po jednym z fauli, Zidane miał o to pretensje, coś krzyczał, byłem blisko, nie rozumiałem jednak co mówi. Skończyło się na takiej boiskowej wymianie zdań (śmiech).
Co mogę powiedzieć - to był wówczas bardzo dobry zawodnik, ale na pewno nie taka gwiazda, jaką stał się później. Wtedy w ekipie z Bordeaux na pewno się wybijał, jego najlepszy czas dopiero nadszedł i to niebawem. Zresztą, on, Lizarazu oraz Dugarry ponad trzy lata później zdobyli z Francją mistrzostwo świata. O czymś to świadczy.
Zaliczka 1:0 z pierwszego meczu w Katowicach dawała wam więcej spokoju, czy wprost przeciwnie - obawialiście się tego rewanżu?
Janoszka: - Rywale byli pewni swego, nie czarujmy się - liczyli na to, iż u siebie po prostu nas rozniosą. Być może przed pierwszym spotkaniem trochę nas zlekceważyli, ale w rewanżu już nie mogli sobie na to pozwolić. Faworyta meczu we Francji nie było trudno wskazać. To była drużyna gwiazd, jednym z najgroźniejszych piłkarzy był Dugarry, na którego bardzo musieli uważać nasi obrońcy. Naszym celem było utrzymanie bezbramkowego remisu, który dawał nam awans. Niestety, rewanż zaczął układać się po myśli gospodarzy, w 18 minucie objęli prowadzenie (gola zdobył Franck Histilloes - przyp. autora). Mocniej nas przycisnęli, mieliśmy w wielu momentach duże problemy. Tu jednak powtórzę - podobnie jak w Katowicach, dużo pomógł nam Janusz Jojko w bramce. W 70 minucie stanęliśmy przed ogromną szansą, mieliśmy rzut karny, wyrównał Krzysztof Walczak. Awans w tym momencie stał się realny!
Francuski zespół potrzebował wówczas dwóch strzelonych bramek, aby was wyeliminować.
Janoszka: - Gospodarze musieli się odkryć, my mieliśmy okazję kontratakować. Zaciekle walczyliśmy o utrzymanie tego korzystnego remisu. U rywali widać było coraz większą nerwowość, czuli, iż ucieka im wielka szansa, na własnym stadionie, gdzie byli zdecydowanym faworytem. Mieli nas roznieść a tymczasem stało się inaczej. Jadąc do Francji wiedzieliśmy, iż będzie ciężko, ale postanowiliśmy, iż zrobimy wszystko, aby awansować. Broni nie złożyliśmy i spotkała nas za to nagroda. Skończyło się na remisie 1:1 i przeszliśmy dalej!
Kiedy graliście mecz rewanżowy, w Polsce było Wszystkich Świętych, 1 listopada. Wiem, iż do Francji oprócz was, piłkarzy, wybrały się też wasze żony, ekipa z klubu była dość liczna. Jak pan zapamiętał atmosferę Bordeaux?
Janoszka: - Byliśmy w jednej z tamtejszych winnic, zaproszono nas na degustację wina, poza tym gościliśmy jeszcze w parku rozrywki. Ogromna euforia była po meczu. Kiedy już wróciliśmy do hotelu, w pewnym momencie ktoś zorientował się, iż nie ma z nami Krzysia Walczaka.
Strzelił wyrównującego gola z karnego, po spotkaniu podchodzili do niego kolejni dziennikarze, udzielał wielu wywiadów. My już w tym czasie zdążyliśmy wyjść spod pryszniców, opuściliśmy stadion i udaliśmy się do autokaru. Krzysiek w końcu przebierał się w szatni sam, do hotelu wrócił taksówką (śmiech).
W czwartej rundzie Pucharu UEFA trafiliście na Bayer Leverkusen. Rywal z Niemiec nie pozostawił wam złudzeń, w Katowicach wygrał 4:1, u siebie 4:0.
Janoszka: - Potem choćby wspominaliśmy, iż kiedy GKS gra z Bayerem w europejskich pucharach, to dostaje z reguły cztery bramki (katowiczanie przegrali 0:4 w Leverkusen także w 1990 roku - przyp. autora). Nam brakowało umiejętności, Bayer gwałtownie rozgrywał piłkę, my mieliśmy duże problemy. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, iż będzie nam ciężko cokolwiek wywalczyć. Brakowało nam też wartościowych zmienników na ławce rezerwowych, kiedy przytrafiły się problemy kadrowe, kartki czy kontuzje, sytuacja stawała się jeszcze trudniejsza. Pamiętam, iż w Leverkusen, przed meczem w szatni czekały na nas mikołajkowe upominki, bo graliśmy rewanż 6 grudnia. Na tym grzeczność gospodarzy się zakończyła (śmiech), na boisku nie dali nam szans.
Dostarczyliście kibicom wiele emocji, ale w latach 90. nigdy nie udało wam się zdobyć mistrzostwa kraju. Dlaczego?
Janoszka: - Cóż, choćby jak byliśmy blisko, to na finiszu rozgrywek zawsze czegoś brakowało. Szkoda, ale po latach muszę wspomnieć, iż byliśmy bardzo zgraną drużyną, nie tylko na boisku.
Po meczach spotykaliśmy się jeszcze w swoim gronie, odwiedzaliśmy się wzajemnie, tworzyliśmy taką rodzinną atmosferę. Nie było takiej sytuacji, iż po końcowym gwizdku każdy wychodził z szatni i jechał w swoją stronę.
Ja niestety nabawiłem się w pewnym momencie kontuzji łąkotki, potem już ciężko było mi powrócić do dawnej dyspozycji. Wróciłem do Ruchu Radzionków, swego macierzystego klubu, gdzie spędziłem mnóstwo lat.

Skrót meczu Girondins Bordeaux - GKS Katowice (1:1) 1 listopada 1994 roku.
Pan w połowie lat 90. był czołowym napastnikiem ówczesnej polskiej ekstraklasy. Zapytam może o rywali, przeciwko jakim piłkarzom grało się panu najtrudniej?
Janoszka: - Na pewno ciężkim rywalem do przejścia był Arkadiusz Kaliszan (w latach 90. grał m.in. w Warcie Poznań i Hutniku Kraków - przyp. autora), rosły obrońca. Jego zapamiętałem najbardziej z ligowych pojedynków. Moim głównym atutem była gra głową, w ten sposób najczęściej strzelałem bramki.
GKS od pana czasów już nigdy nie nawiązał do takich wyników w europejskich pucharach, jak ten z 1994 roku. Śledzi pan losy obecnej drużyny z ulicy Bukowej, która teraz gra w I lidze, na zapleczu ekstraklasy?
Janoszka: - GKS przeżywał różne problemy na przełomie lat. Początek tego sezonu wydawał się być w miarę obiecujący, ale ostatnio zawodnicy też jakby obniżyli loty. Ambicje i chęci pewnie są, ale wyniki na boisku wszystko weryfikują. Ogólnie śląski futbol ma problem, wynika choćby z tego, iż w wielu klubach ciężko o jakieś znaczące transfery. One są tam, gdzie duże pieniądze, np. w Warszawie. Od nas wartościowi zawodnicy raczej odchodzą, tych, którzy się wyróżniają, ciężko po jakimś czasie zatrzymać.
Działa pan w tej chwili w futbolu czy tylko kibicuje?
Janoszka: - Śledzę to, co dzieje się w piłce nożnej, ale nie pełnię w niej żadnej roli. Pracuję jako konserwator w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Radzionkowie. Od czasu do czasu wybiorę się na mecz miejscowego Ruchu. Z dawnymi kolegami z Katowic też zdarza się niekiedy spotkać. Posiedzimy, powspominamy stare, dobre czasy. Można żałować tylko, iż nam w lidze nie było dane grać na takich ładnych stadionach, jakich teraz w Polsce mamy wiele.
Dziękuję za rozmowę.
PIOTR STAŃCZAK


POLECAM:
  • Zdzisław Strojek o golu w meczu GKS Katowice - Girondins Bordeaux: huknąłem ile sił, stadion eksplodował!
  • Gia Guruli, były napastnik GKS Katowice: walcz do końca choćby jako Dawid z Goliatem!
  • Ryszard Czerwiec o meczu Widzewa Łódź ze Steauą Bukareszt: gol w Lidze Mistrzów to coś wyjątkowego
  • Stanisław Oślizło i Jan Banaś wspominają Bobby'ego Charltona. "Wyróżniał się na tle Anglików. Świetna lewa noga i skuteczność"
  • Krzysztof Kamiński, były piłkarz Widzewa Łódź wspomina mecze z Liverpoolem: nie pękaliśmy!
Idź do oryginalnego materiału