Marian Bublewicz – co stało się z drzewem, w które uderzył?

rallyandrace.pl 1 rok temu

Marian Bublewicz odszedł od nas dokładnie 30 lat temu, 20 lutego 1993. Dzisiaj wspominamy legendę polskich oesów, dzieląc się z Wami pewną… ciekawostką. Dowiedzieliśmy się co stało się z feralnym drzewem, w które uderzył „Bubel”.

20 lutego 1993 roku polski motorsport stracił jeden ze swoich najpiękniejszych, koronnych klejnotów. Wielokrotny mistrz RSMP, Marian Bublewicz, zmarł w szpitalu w Lądku Zdroju na skutek obrażeń odniesionych podczas wypadku na OS5 9. Zimowego Rajdu Dolnośląskiego. „Bubel” prowadzony przez Ryszarda Żyszkowskiego wbił się w drzewo zaledwie 2 kilometry po starcie próby „Orłowiec – Złoty Stok”. Zawodnik Marlboro Rally Team Poland zbyt długo czekał na fachową pomoc, będąc zakleszczonym w pogiętej konstrukcji jego Forda Sierry. Choć dotarł na stół operacyjny, jego serce przestało bić. Spoczął na cmentarzu w Olsztynie.

W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się co stało się z feralnym drzewem, które zabrało życie Mariana. Do interesującego wyznania doszło na Konferencji Mistrzów Rajdów Samochodowych, która odbyła się w miniony weekend w Gospodzie Harenda w Ludwikowicach Kłodzkich. W pewnym momencie na scenie pojawił się człowiek, który zdecydował się po latach przerwać milczenie, i opowiedzieć historię, która wydarzyła się po rajdzie. W jego wypowiedzi czuć było dużą skromność i tremę, dlatego nie będziemy publikować jego danych personalnych.

Co dziś może wydawać się dość dziwne, lokalna społeczność czuła potężną furię po śmierci Bublewicza, a pechowy zakręt stał się „miejscem przeklętym”. Grupa kibiców postanowiła ściąć drzewo, by następnie… postrzelać do niego z broni palnej. Wiernie cytując, chcieli… „zabić mordercę”, który zabrał ich gwiazdora. Robili to tak długo, aż w pniu pojawiły się dziury na wylot. Wspomniana osoba stwierdziła, iż dziś poniekąd żałuje tamtych czynów. Według niego, zdecydowanie lepiej byłoby pociąć korę, a jej części rozdać uczestnikom 9. Zimowego Rajdu Dolnośląskiego, albo wykonać z niej pamiątkowe… pudełka z zapałkami.

fot. historiasportu.info

Zmarnowane minuty, stracone życie

Tragiczną śmierć Mariana Bublewicza poprzedziła seria niefortunnych zdarzeń. „Bubel” nie mógł wystartować w swoim samochodzie, pożyczył więc Sierrę przygotowaną przez stajnię RAS Sport z Belgii (egzemplarz Patricka Snijersa). Nasz czempion otrzymał do dyspozycji samochód z równym rozdziałem napędu, sam preferował jednak maszyny tylnonapędowe. Rodzina Mariana sugerowała mu wycofanie się z rajdu, jednak on nie brał tego pod uwagę.

Niestety, urzędujący mistrzowie RSMP rozbili się na piątej próbie sportowej, oesie „Orłowiec – Złoty Stok”. Pechowo, wypadając z zakrętu wbili się w okoliczne drzewo, które przygniotło i zakleszczyło kierowcę. Pilot opuścił pojazd praktycznie bez szwanku. Bublewicz pozostawał przytomny, koordynował akcję, starał się pomóc służbom. Te przyjechały niestety za późno, i bez niezbędnego sprzętu potrzebnego do cięcia blachy. To znacznie opóźniło transport do szpitala. U poszkodowanego stwierdzono złamane udo i miednicę oraz uszkodzony pęcherz. Stracił też blisko dwa litry krwi. Podczas zaszywania pęcherza doszło do zatrzymania akcji serca. „Bubel” zmarł w szpitalu w Lądku zdroju, na skutek odniesionych tego dnia obrażeń.

Z racji faktu, iż Marian Bublewicz walczył o życie w szpitalu, kontynuowano rywalizację w rajdzie. Ostatecznie pierwsza runda RSMP 1993 padła łupem zespołu Toyota Motor Poland. Paweł Przybylski i Krzysztof Gęborys zameldowali się na pierwszym miejscu, drugą lokatę zajęli Marek Gieruszczak i Marek Skrobot (oba duety w Toyocie Celica GT-Four ST165). Po śmierci Bublewicza, Przybylski wywalczył dwa tytuły mistrzowskie pod rząd (1993, 1994).

Tabelę wyników 9. Zimowego Rajdu Dolnośląskiego 1993 znajdziecie na ewrc-results.com. O nowościach ze świata dolnośląskich, asfaltowych oesów przeczytacie na rallyandrace.pl.

Idź do oryginalnego materiału