Marcin Różalski wrócił wspomnieniami do gali KSW 113 i po czasie odniósł się do charytatywnego pojedynku, który stoczył w Łodzi.
Tuż przed galą KSW 113 w Łodzi karta walk została rozszerzona o dodatkowe, jedenaste starcie. W ramach segmentu Halftime Show do akcji powrócił były mistrz wagi ciężkiej organizacji, Marcin Różalski, który zmierzył się z innym byłym zawodnikiem KSW – Stjepanem Bekavacem.
Pojedynek z udziałem „Różala” miał wyłącznie charytatywny charakter. Wynagrodzenie polskiego weterana trafiło na zbiórkę Stowarzyszenia Pomagaj Pomagać. Sama walka zakończyła się jednak bardzo gwałtownie – już w pierwszej rundzie Chorwat znokautował Różalskiego, odnosząc efektowne zwycięstwo.
Różalski po KSW 113: „Po prostu nie miałem na niego patentu”
Z Marcinem Różalskim rozmowę przeprowadził Jarosław Świątek, autor książki poświęconej byłemu mistrzowi wagi ciężkiej. „Różal” podkreślił, iż nie zrzuca odpowiedzialności za porażkę na krótki czas przygotowań. Jego zdaniem, w dniu walki to Bekavac był po prostu lepszym zawodnikiem.
– Ja nie jestem zawodnikiem jakimś tam mobilnym, z wiekiem tym bardziej. Ileś tam lat wcześniej może inaczej by to wyglądało. Teraz jest jak jest. Następna sprawa – wiedział jak walczyć, wiedział jak to wszystko zategować. Wczoraj choćby z „Redem” rozmawiałem, iż to jest zawodnik, który bardzo gwałtownie można powiedzieć łapie dystans walki. No, nie wchodziło mi.
– Też ta pozycja prawa, no kurczę, wzrokowo mi nie pasowała. Zawsze rąbię na wątrobę. Zawsze rąbię lewą do środka… A tutaj, nie wiem, może rozkojarzony byłem? Nie wiem. Kiedyś po przegranych szukasz sobie, nie wytłumaczenia, tylko tego, dlaczego nie poszło – kontynuował „Różal”. – Ja po prostu nie miałem patentu na niego.
Słowa Różalskiego pokazują, iż były mistrz KSW realistycznie i bez wymówek podchodzi do swojego występu, doceniając klasę rywala i własne ograniczenia wynikające z wieku oraz stylu walki.

3 godzin temu















