Maciej Wyderka to jeden z najlepszych biegaczy średniodystansowych w Polsce, który w ubiegłym roku sprawił dużą niespodziankę wygrywając na 800 m podczas Uniwersjady rozgrywanej w Chengdu w Chinach. Maciek kończy kategorię wiekową U23 (młodzieżowca) z rekordami życiowymi 1:45,66 na 800 m i 3:35,09 na 1500 m. O drodze do tegorocznych igrzysk olimpijskich w Paryżu, rywalizacji w kraju i na arenie międzynarodowej, złotym medalu na Uniwersjadzie i startach z Jakobem Ingebrigtsenem opowiada w naszym wywiadzie.
Jakub Jelonek: Swoje pierwsze starty na bieżni miałeś już w kategorii U14, jednak początkowo była to pewnie zabawa. Kiedy zająłeś się trenowaniem na poważnie?
Maciej Wyderka: Uwierzyłem w siebie po pierwszym medalu w kategorii młodzika (U16). Wtedy zdobyłem brązowy medal na 1000 m w Białej Podlaskiej. Jak wszedłem do kategorii juniora młodszego, to wtedy wierzyłem już mocno w to, iż może być z tego coś wielkiego i zająłem się tym na poważnie. Kategorie juniora młodszego (U18) i juniora (U20) przeszły u mnie bez większego echa, ale poważne wyniki zaczęły się za młodzieżowca (U23). Wtedy tak totalnie wszystko ruszyło do przodu i w tym momencie to był przełom dla mnie. W kategorii juniora miałem występy na mistrzostwach Europy i tak dalej, ale jeszcze nie miałem takich wyników, jakie osiągałem za młodzieżowca.
Analizując Twoją progresję, to praktycznie co roku poprawiasz swoje rekordy życiowe na przestrzeni ostatnich lat.
Tak, nie było stagnacji, może poza jednym rokiem juniora, kiedy nie poprawiłem się na dystansie 800 m. Poza tym przez wszystkie lata wyniki idą do przodu. Wydaje mi się, iż wykonujemy z trenerem mądry trening i dlatego co roku są życiówki.
Startowałeś przez wiele lat przełaje, w hali i na stadionie. Długo łączyłeś też starty na 800 m i 1500 m. Gdzie czujesz się najlepiej i kiedy przyszła decyzja, by skoncentrować się na półtora kilometra?
Na pewno najlepiej się czuję na bieżni, bo przełaje to nie jest moja mocna strona. Ze względu na to, iż mam bardzo „skoczną” technikę, biegam lekko, a jak wiadomo, na biegi przełajowe trzeba biegać bardziej siłowo. Nie oszukujmy się, to nie jest moja mocna strona. Na 1500 m postawiłem z trenerem w kategorii młodzieżowca. Kiedyś to był mój „nemesis”, nie lubiłem tego dystansu, choćby bardzo. Nie chciałem go biegać. Zawsze mi się źle kojarzył ten dystans i bardzo się dłużył podczas biegu. Jednak stopniowo zaczęliśmy z trenerem bardziej skłaniać się ku temu dystansowi, próbować tego półtoraka i właśnie pierwszy rok młodzieżowca to był u mnie bardzo duży przeskok. Życiówkę miałem 3:48 za juniora, a później wskoczyłem na 3:42, więc to był duża różnica i tak to cały czas idzie do przodu, bo w tej chwili mój rekord życiowy wynosi już 3:35, jak kończę młodzieżowca. W kategorii juniora biegałem głównie na 800 m, na którym jak widać mam większe doświadczenie, ponieważ to na tym właśnie dystansie wygrałem podczas Uniwersjady. Cały czas zbieram doświadczenie na 1500 m i póki co będzie to mój dystans docelowy, ale przez cały czas chcę z trenerem łączyć to ze startami na 800 m.
Jak już wspomniałeś o Uniwersjadzie, to opowiedz więcej o tym starcie. Dlaczego startowałeś tam na 800 m i jak pamiętasz ten wyjazd i zwycięstwo w Chinach?
To, iż wystartowałem na osiemset, to był totalny przypadek, bo zrobiłem minima na obu dystansach – 800 m i 1500 m i po prostu zgłosili mnie na pierwsze minimum, które zrobiłem, czyli na 800 m. Jak się o tym dowiedziałem, to powiedziałem najpierw trenerowi, iż zgłosili mnie na osiemset, a nie na półtoraka. Trener powiedział, iż w sumie to w porządku i mogę te 800 m pobiec. Tłumaczył mi, iż w sumie to może choćby lepiej, bo czekała mnie długa podróż i mogłem spróbować powalczyć na krótszym dystansie, bo miałem szansę mieć więcej biegów i zająć dobre miejsce. Jechałem trochę z takim luźnym nastawieniem. Była to końcówka sezonu, trochę już czułem się wakacyjnie, chciałem się na tym wyjeździe dobrze bawić i zebrać doświadczenie, a już podczas samych biegów „poczułem krew”. Mocno się tam poczułem i ostatecznie… wygrałem. Jak to się stało – przez cały czas nie wiem, ale to naprawdę świetne przeżycie i motywacja do dalszego działania. To był taki kamień milowy w mojej karierze, który pokazał mi, iż mam naprawdę ogromną szansę pojechać na igrzyska i to wtedy w to naprawdę uwierzyłem.
Pamiętam, iż jak oglądałem relacje z tej Uniwersjady to była to jedna z większych niespodzianek. Miałeś tam trzy biegi, jak one kolejno przebiegały?
Startowałem trzy biegi dzień po dniu. Z każdym biegiem czułem się coraz mocniej, a taktyka w zasadzie przez te trzy biegi była taka sama, czyli po prostu miałem „wozić się” w czołówce na drugim–trzecim miejscu i atakować na 300 m do mety albo już choćby wcześniej, żeby z zaskoczenia to robić. Generalnie trzy razy taką samą taktykę powtórzyłem, tak jak chciał trener i to się sprawdziło w każdym biegu, a ja ostatecznie zdobyłem złoty medal.
Pełny bieg Macieja Wyderki na Uniwersjadzie można zobaczyć tutaj:
Przejdźmy do tego sezonu. Zapowiadałeś, iż będziesz walczył o igrzyska z rankingu olimpijskiego i to się powiodło. Jak przebiegała ta droga do igrzysk w Paryżu?
Z góry nastawiałem się na ranking, bo wiedziałem, iż minimum jest bardzo wysokie, jak na moje możliwości na ten moment albo na ten sezon [minimum wynosiło 3:33,50 na 1500 m lub 3:50,40 na milę – przyp. red.]. A jak wyglądała moja droga do igrzysk? Zaczęło się bardzo dobrze, bo miałem już kilka dobrych startów na hali, m.in. w Ostrawie [3:38,49]. To mi dało duży zastrzyk punktów do rankingu olimpijskiego. Później, jak już się zaczął sezon letni, to miałem dobry bieg w Chorzowie [3:35,51 – 18.05.2024], później znowu wystartowałem w Ostrawie, tym razem na stadionie [3:35,09 – 28.05]. Z tych biegów miałem fajne punkty, to były trzy najważniejsze biegi. Później zaczęły się schody, bo na Memoriale Ireny Szewińskiej w Bydgoszczy mieliśmy gwałtownie biegać, miało być bieganie na wynik, ale skończyło się tym, iż było „truchtanie” [Maciek uzyskał 3:40,13 – 20.06 – przyp. red]. Wtedy już się zrobiło gorąco i nie byłem pewny tego, czy w ogóle pojadę na igrzyska. Musiałem ratować sytuację na Mistrzostwach Polski w Bydgoszczy. Tam walczyliśmy o igrzyska z Filipem Rakiem. Musieliśmy wynająć Adama Czerwińskiego, żeby nam ten bieg poprowadził i próbowaliśmy do końca walczyć o wyjazd. Duże podziękowania do Adama za to, iż nam pomógł walczyć o kwalifikację do końca. Warunki na mistrzostwach nie były idealne, ale finalnie udało się uzyskać wystarczający wynik. Mimo, iż pod koniec pogoni za rankingiem były różne „kłody” pod nogami, to na szczęście skończyło się pozytywnie i awansowałem na igrzyska.
Po drodze były jeszcze mistrzostwa Europy w Rzymie.
Próbowałem powalczyć w Rzymie, ale nie był to mój najlepszy występ. Coś wtedy po prostu nie zagrało, ale wyciągnąłem z tego wnioski, by nie popełniać podobnych błędów w przyszłości i na igrzyskach było już lepsze bieganie [3:40,37 – 20.06 w Rzymie – przyp. red.].
Na samych igrzyskach biegłeś w serii m.in. z Jakobem Ingebrigtsenem. Czy to duży stres stawać na starcie z takimi gwiazdami?
Na mistrzostwach Europy też z nim biegłem. Biegać z kimś takim w jednej serii to coś pięknego. Oglądałem go zawsze, jak wygrywał swoje ważne biegi. Fajnie było z kimś takim rywalizować, bo był on dla mnie zawsze inspiracją do osiągania swoich szczytów. Fajne uczucie.
Zacząłeś jakiś czas temu współpracę z menadżerem, dzięki czemu masz więcej startów zagranicznych. Jak to wpłynęło na twoją karierę?
To bardzo pomaga, ponieważ daje to możliwość startowania w różnych mityngach za granicą, gdzie można osiągać bardzo dobre wyniki. Bieganie i rywalizowanie na arenie międzynarodowej z lepszymi zawodnikami z Europy czy świata pomaga zdobywać też doświadczenie. Chociaż większość swoich najlepszych wyników osiągałem w Polsce, ponieważ u nas jest wiele mityngów z serii World Athletics Continental Tour. Menedżer pomaga również w pozyskiwaniu sponsorów, co bardzo pomaga w dalszym rozwoju.
Współpracujesz też z trenerem przygotowania motorycznego. Na czym to polega?
Zacząłem wspomagać mój trening w listopadzie ubiegłego roku z motorykiem Krzysztofem Urbaniakiem. Bardzo mi to pomaga. Ogólnie przygotowuje mnie siłowo, dba o inne aspekty poza bieganiem. Często wspomaga mnie też pod względem opieki fizjoterapeutycznej, co uważam za idealnym połączenie: motoryk i fizjoterapeuta. Pomógł mi również z moim problemem, ponieważ nabawiłem się zespołu kanału stępu, w uproszczeniu można powiedzieć, iż miałem uciśnięty nerw. Zdiagnozował u mnie nadmierną pronację w prawej nodze i pomógł mi „uwolnić” ten nerw ćwiczeniami i treningiem siłowym. Taka kooperacja to uważam idealne uzupełnienie dla wszystkich biegacza, więc polecam takie rozwiązanie. Szczególnie, jeżeli w swoim treningu robi się mało rzeczy siłowych.
Od początku swojej kariery współpracujesz z trenerem Januszem Szczyrkiem. Jak wam się pracuje?
Jestem z moim trenerem od początku, bardzo dobrze nam się współpracuje. Rozumiemy się w zasadzie na każdej płaszczyźnie, zawsze współpracujemy. Dobrze się dogadujemy i wszystko idzie w bardzo dobrym kierunku. Nasza relacja jest mam wrażenie z każdym rokiem coraz lepsza i moje bieganie też idzie do przodu, więc trening działa. Trener mnie też słucha, więc jest to bardzo pomocne.
Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Bytomiu, gdzie uczęszczałeś, znana jest z wyszkolenia wielu dobrych biegaczy na średnie dystanse. Macie tam zawsze sporą grupę biegaczy. Wzajemnie się napędzacie do coraz lepszych wyników?
Szczególnie teraz, w okresie przygotowawczym trenujemy razem. Jest w grupie sporo osób, ale na pewno w niczym to nie utrudnia. Sam najpierw chciałem dogonić innych, a teraz to ja jestem inspiracją dla kolejnych biegaczy u nas w grupie. Mamy od lat bardzo dobrych zawodników, wielu medalistów. Jednym z kolejnych talentów jest Łukasz Zaczyk, medalista mistrzostw Europy U18 na 800 m z tego roku w Bańskiej Bystrzycy. Takie wyniki też napędzają kolejnych. Grupa jest spora, możemy wspólnie pójść na rozbieganie, a to już jest pewne ułatwienie, szczególnie na obozach.
Ogólnie nie uczestniczysz w szkoleniu kadrowym. Czym to jest spowodowane?
Nigdy nie miałem parcia, żeby trenować z kadrą, bo tamtejsze szkolenie kojarzy mi się ze starą szkołą treningu. A skoro moje szkolenie działa bez takich wyjazdów, to nie potrzebuję tego zmieniać i na razie bardzo dobrze współpracuje mi się z moim trenerem. Wolę z nim wykonywać większość treningów, na miejscu albo razem z nim na obozach, bo lepiej to działa, niż pojechać na kadrę i robić trening rozpisany z kartki samemu. Bo tak by było raczej, bo nie wiem z kim mógłbym tam współpracować.
Czyli nie byłeś jeszcze na obozie wysokogórskim ani nie stosowałeś sztucznej hipoksji?
Na obozach wysokogórskich jeszcze nie byłem. Namiot hipoksyjny próbowałem wykorzystywać, ale nie udało mi się w nim spać, było to dla mnie za głośne, źle mi się w nim spało. Próbowałem treningu w Jakuszycach i mam zamiar tam jechać do pokojów hipoksyjnych, bo słyszałem, iż za niedługo mają je tam otworzyć. Więc raczej na razie będę bazował na takiej hipoksji. Ogólnie na obozy jeżdżę do Wisły, Szczyrku i Szklarskiej Poręby czy właśnie do Jakuszyc.
Po zakończeniu kariery przez Adama Kszczota i Marcina Lewandowskiego w biegach średnich do głosu dochodzą m.in. Michał Rozmys, Filip Ostrowski, Filip Rak, Kamil Herzyk i Ty. Pamiętam, jak w kategorii młodzieżowca poprawiłeś rekord Polski na 1500 m i niedługo później Ci ten rekord odebrał Filip Rak. Czy taka rywalizacja pomaga?
To na pewno pomaga, bo cały czas czuć czyjś oddech na plecach. To bardzo napędza, jeżeli chodzi o takie nasze biegi. Cały czas się gonimy w tych wynikach, każdy chce być lepszy od drugiego i to jest akurat w porządku sytuacja, bo to taka zdrowa rywalizacja. Bo jeżeli któryś z nas byłby jedynym na wysokim poziomie, najlepszym w Polsce i nikt by nie miał podjazdu, to nie byłoby takiej motywacji jak teraz. Teraz cały czas ktoś goni, z kimś trzeba walczyć. Takim przykładem jest Filip Rak, który wskoczył w tym sezonie na bardzo wysoki poziom, bo swoim wynikiem na 1500 m przeskoczył mój rekord Polski i to grubo.
Jaki trening najlepiej ci służy? Które jednostki lubisz biegać?
Wydaje mi się, iż najbardziej służą mi wybiegania. Zakładam wtedy słuchawki i po prostu biegnę przed siebie i o niczym nie myślę. Sprawia mi to frajdę. Poza tym uwielbiam jak zbliża się sezon startowy, mogę wtedy założyć kolce i rozwijać coraz to większe prędkości na treningach tempowych.
Jakie masz cele na przyszły sezon?
Najpierw na pewno chciałbym wystartować – jeżeli oczywiście zrobię minimum kwalifikacyjne – na halowych mistrzostwach Europy. w okresie letnim będzie Uniwersjada, nie wiem jeszcze, czy będę bronił tytułu na 800 m, czy pobiegnę na 1500 m, a na koniec są mistrzostwa świata w Tokio, gdzie na razie nastawiam się na ranking. Dosyć późno są te mistrzostwa, więc wydaje mi się, iż to choćby lepiej. Będzie dzięki temu więcej czasu, żeby ten ranking zbudować, a nie tak, jak przed igrzyskami, gdzie nie było zbyt dużo czasu w zdobywanie tych punktów.
Dziękuję za rozmowę!