Lindvik i Forfang przerywają milczenie po dyskwalifikacji. Oto ich wersja

5 godzin temu
Zdjęcie: fot. YT @SuperExpressSport


W sobotę 8 marca byliśmy świadkami jednej z największych afer w historii skoków narciarskich. Tuż przed konkursem na dużej skoczni na mistrzostwach świata w Trondheim Jakub Balcerski ze Sport.pl przekazał, iż Norwegowie nielegalnie majsterkowali przy kombinezonach. Ostatecznie ich zawodnicy zostali zdyskwalifikowani. - Jesteśmy kompletnie załamani - mówią dzień po skandalu.
"To może być największy skandal w historii skoków. Według informacji Sport.pl w środowisku najlepszych kadr skoczków już przez jakiś czas pojawiały się wątpliwości, czy nie dochodzi do manipulacji w sprawie czipowania kombinezonów. Mamy wideo, które budzi wątpliwości i które pokazano Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). Doszło do spotkania jury, na którym dyskutowano o możliwości dyskwalifikacji. Sprawa jest bardzo poważna - może dotyczyć manipulacji sprzętem w reprezentacji Norwegii" - pisał Jakub Balcerski w sobotnie popołudnie, zaraz przed startem konkursu na dużej skoczni.


REKLAMA


Zobacz wideo Legia wciąż bez dyrektora sportowego. Żelazny: W tym klubie nic nie ma rąk i nóg


Zdyskwalifikowani Norwegowie przemówili po aferze. "Jesteśmy kompletnie załamani"
Finalnie okazało się, iż nasz dziennikarz się nie mylił. Z modyfikacji kombinezonów Norwegów wybuchł wielki skandal, w wyniku którego dwóch zawodników gospodarzy już po zakończeniu rywalizacji otrzymało dyskwalifikację! W efekcie Marius Lindvik został pozbawiony srebrnego medalu. Na drugim miejscu konkurs zakończył Jan Hoerl, a na trzecią lokatę wskoczył Ryoyu Kobayashi. Zdyskwalifikowany został także Norweg Johann Andre Forfang.


- Musieliśmy otworzyć kombinezony Norwegów, żeby przekonać się, iż oszukiwali. Nie mogliśmy tego zrobić w trakcie konkursu. To jeden z najczarniejszych dni dla skoków narciarskich, będziemy zastanawiali się nad dalszymi konsekwencjami - powiedział wprost szef skoków Sandro Pertile. Mówiąc krótko, burza po incydencie z czipowaniem i przeszyciem kombinezonów Norwegów była i przez cały czas jest olbrzymia.
W niedzielę głos w całej sprawie zabrali sami zawodnicy, którzy skakali w niedozwolonych strojach. - Przepraszamy, iż nie mieliśmy odwagi porozmawiać z mediami po tym, co się wczoraj wydarzyło - rozpoczęli na konferencji prasowej, cytowani przez portal dagbladet.no.
- Jesteśmy kompletnie załamani. Żaden z nas nie skoczyłby w kombinezonie, kiedy wiedzielibyśmy, iż jest sfałszowany. Zaufanie do systemu wsparcia było duże, a sztab zawsze ciężko pracował, aby rozwijać konkurencyjny sprzęt i tak jest przez cały czas - dodali zdyskwalifikowani skoczkowie.


Zobacz też: Szef norweskich skoków naprawdę to powiedział. "Żałosny żart"
- My, sportowcy, również mamy obowiązek zadbać o to, aby kombinezon dobrze leżał, ale nie mieliśmy żadnych procedur, które pozwalałyby kontrolować pracę personelu pomocniczego, na przykład sprawdzanie szwów itd. Musimy wyciągnąć z tego wnioski. Teraz chcemy całkowitej przejrzystości w kwestii tego, co się wydarzyło. Nie możemy się doczekać rozmowy ze śledczymi FIS - zakończyli Marius Lindvik i Johann Andre Forfang.
Choć początkowo norweski sztab twierdził, iż nie zrobił nic złego i niezgodnego z regulaminem, to później przyznał się do oszustwa.
Idź do oryginalnego materiału