Lewandowski w kontrze do Probierza. Najgorszy mecz. "Nie walczyli"

3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl


Jedno słychać na konferencjach prasowych, drugie widać na boisku. Wyraźny rozdźwięk pojawia się też w wypowiedziach selekcjonera i kapitana. Chodzi o odwagę. Probierz nie tylko ją dostrzega, ale wręcz jej nadmiarem tłumaczy błędy. Lewandowski narzeka natomiast, iż odwagi w grze wciąż jest za mało. Oby po meczu z Chorwacją nie było żadnych wątpliwości.
Na pewno Probierz i Lewandowski zgadzają się co do kierunku - iż reprezentacja Polski musi być drużyną odważną. Zupełnie inaczej oceniają jednak, czy już nią jest, czy jeszcze jej do tego daleko. Są wręcz na dwóch biegunach - selekcjoner tłumaczył po meczu z Portugalią, iż tracone gole były ceną za podjęcie dużego ryzyka w grze. Kapitan stwierdził natomiast, iż mała liczba okazji bramkowych wzięła się właśnie z przesadnego wycofania i zbyt zachowawczej gry.


REKLAMA


Zobacz wideo Burza po meczu Polska - Portugalia. Cristiano Ronaldo w roli głównej


- Podejmujemy bardzo duże ryzyko, grając wysokim pressingiem. Nie stoimy w polu karnym i nie bronimy się, szukając kontrataku. Gramy czasami bardzo ofensywnie, czasami jesteśmy za szeroko ustawieni - mówił na konferencji prasowej Michał Probierz.
- Były fragmenty, gdy podeszliśmy wyżej, łapaliśmy rywali, staraliśmy się stwarzać sytuacje. Ale były też momenty, gdy byliśmy bardzo cofnięci, często już w polu karnym, zanim w ogóle Portugalczycy próbowali zagrać piłkę. Brakowało takiego doskoku, jaki powinien być, ale wynikało to właśnie z tego, iż tak się cofaliśmy. Czasami szwankuje u nas dojście do pressingu: w którym momencie, kiedy, kto powinien wyskakiwać. To samo dotyczy liczby zawodników podchodzących do ofensywy. Czasami mamy chyba hamulec ręczny, przez co nie ma później opcji z przodu - oceniał Lewandowski przed kamerami TVP Sport.
Żaden to konflikt między kluczowymi postaciami reprezentacji Polski, a po prostu inna ocena boiskowych zdarzeń w meczu z Portugalią. Obie wypowiedzi padły świeżo po ostatnim gwizdku, jeszcze w emocjach, bez dogłębnej analizy. Probierz miał swoje wnioski zza bocznej linii, Lewandowski swoje z centrum boiska. Warto też nadmienić, iż selekcjoner budując przekaz do dziennikarzy i kibiców, nie musi być dogłębnie szczery i tak rzeczowy, jak później w rozmowie z piłkarzami.
Liczby - przynajmniej częściowo - potwierdzają wnioski Lewandowskiego.


Pressing tylko teoretyczny. Portugalczycy dobrze się na Narodowym bawili
PPDA to wskaźnik, który pozwala zmierzyć intensywność, z jaką zespół stosował w danym meczu pressing. Mierzy on średnią liczbę podań przeciwnika do czasu podjęcia interwencji drużyny broniącej poza okolicami własnego pola karnego. Zatem - niski wynik świadczy o tym, iż zespół grał agresywnie i stosował intensywny pressing, a wysoki wynik świadczy o bierności drużyny w tym aspekcie i pasywnej grze. Maciej Łuczak z Meczyków przeanalizował pod tym kątem mecze Polski w Lidze Narodów od 2018 r. Okazało się, iż ostatni mecz z Portugalią był drugim najsłabszym w tym okresie i najgorszym za kadencji Michała Probierza. Oczywiście - nie bez znaczenia była bardzo wysoka jakość rywala. Piotr Zieliński stwierdził nawet, iż w przypadku Portugalczyków była ona najwyższa ze wszystkich ostatnich rywali, z którymi mierzyła się reprezentacja Polski.
2018:


Włochy (wyjazd): 12.35
Portugalia (dom): 11.91
Włochy (dom): 14.5
Portugalia (wyjazd): 11.28


2020:


Holandia (wyjazd): 15.25
Włochy (dom): 13.07
Włochy (wyjazd): 10.67
Holandia (dom): 9.57


2022:


Belgia (wyjazd): 23.33
Holandia (wyjazd): 18.75
Belgia (dom): 19.14
Holandia (dom): 15.17


2024:


Chorwacja (wyjazd): 16.33
Portugalia (dom): 19.5


Zatem - gorzej pressingiem Polska grała tylko w wyjazdowym spotkaniu z Belgią za kadencji Czesława Michniewicza, które skończyło się porażką aż 1:6. Słusznie mieliśmy zastrzeżenia do agresji w grze, nierozerwalnie związanej ze stosowaniem pressingu, już po wrześniowym meczu z Chorwacją. Wtedy wynik też był kiepski - 16,33. Z zebranych przez Łuczaka danych wynika też, iż Polska naprawdę dobrze w grze pressingiem prezentowała się ostatnio za kadencji Paulo Sousy. choćby w meczach Euro, z którego odpadała już w fazie grupowej.


Słowacja - 10.2
Hiszpania - 8.76
Szwecja - 5.76
Anglia (dom) - 10.85
Anglia (wyjazd) - 17.96
Węgry (dom) - 4.46
Węgry (wyjazd) - 4.94


A odchodząc od liczb - w meczu z Portugalią wielokrotnie można było odnieść wrażenie, iż Polacy zostawiają rywalom bardzo dużo miejsca i niespecjalnie przeszkadzają im w rozgrywaniu. Dowodem są obie akcje bramkowe. Przed strzeleniem pierwszego gola Portugalczycy przez blisko minutę wymieniali kolejne podania na naszej połowie, a asystą było 19. podanie z kolei! Ruben Neves zagrał piłkę w polskie pole karne nie będąc przez nikogo atakowanym. Stojący najbliżej niego Przemysław Frankowski był oddalony o około pięć metrów, bez choćby cienia szansy na zablokowanie centry.


Pierwsza akcja bramkowa Portugalczyków. Zagranie Rubena Nevesa poprzedza osiemnaście kolejnych podań na połowie Polaków, a akcja trwa blisko minutę. Przemysław Frankowski stoi zdecydowanie za daleko od Nevesa screen TVP Sport


Druga bramkowa akcja była zupełnie inna, ale również uwypukliła bierność Polaków. Rafael Leao przyjął piłkę tuż przed środkową linią boiska i najpierw łatwo uciekł Frankowskiemu, później przebiegł obok Maxiego Oyedele, następnie wbiegł przed wracającego Sebastiana Walukiewicza i nie został dogoniony przez Jana Bednarka. Oddał strzał, trafił w słupek, a po chwili piłkę do pustej bramki dobił Cristiano Ronaldo. Portugalczyk miał w tej akcji mnóstwo miejsca i mógł się bez trudu rozpędzić, wykorzystując to, iż Polacy stali bardzo daleko od siebie i zupełnie się nie asekurowali.


Rafael Leao przejmuje piłkę jeszcze na własnej połowie, za chwilę przebiegnie obok czterech polskich piłkarzy, odda strzał w słupek, który dobije Cristiano Ronaldo. Uwagę zwracają duże odległości między polskimi piłkarzami screen TVP Sport


Nie każda akcja, w której Portugalczycy cieszyli się zdecydowanie zbyt dużą swobodą, kończyła się golem. W 54. minucie mnóstwo miejsca przy linii bocznej miał Diogo Dalot. Po chwili dograł do Ronaldo, który w polu karnym też miał go tyle, iż nie oddawał strzału od razu, tylko spokojnie przyjął piłkę i wystawił ją Bruno Fernandesowi, który z ośmiu metrów uderzył nad bramką.


Kolejna sytuacja - i Dalot z prawej, i Ronaldo z lewej, i Fernandes na środku mają bardzo dużo miejsca. Portugalczycy - o dziwo - tej akcji nie wykorzystali screen TVP Sport


Polacy nie płacili w tych akcjach kary za zbyt wysoki i odważny pressing, a za bierność, brak agresji i kompletną dezorganizację. Tylko trzeci stracony gol - samobójczy Jana Bednarka w 88. minucie - padł dlatego, iż Polacy wyraźnie się odkryli, szukając wyrównującego trafienia. Prawa strona została odkryta, co wykorzystał Nuno Mendes, który z boku boiska dograł piłkę tuż przed bramkę. Gdyby nie wpakował jej do swojej bramki Bednarek, najpewniej zrobiłby to Diogo Jota, który czaił się za jego plecami.


Polscy piłkarze nie szarpną, nie sfaulują, nie nadepną na odcisk
Ale choćby wtedy, gdy polscy piłkarze byli już rozstrzeleni po całym boisku i zostawili Leao mnóstwo miejsca, dało się jeszcze zapobiec utracie drugiego gola. Wystarczyło, kosztem żółtej karki, Portugalczyka sfaulować. Ani Frankowski, ani Oyedele tego nie zrobili. Pierwszy być może choćby próbował, ale nie mógł Portugalczyka dogonić, a drugiemu, choć szanse miał większe, wyraźnie zabrakło zdecydowania. To zresztą też znamienne, iż w meczu, w którym to Portugalczycy mieli znaczną przewagę w posiadaniu piłki i z wyjątkiem ostatniego kwadransa w pełni kontrolowali grę, popełnili więcej fauli od Polaków: 16 - 12. To nic nowego, bo przesadną łagodność w grze zarzucał polskim piłkarzom już Fernando Santos.
A agresja i pressing najczęściej idą ze sobą w parze. Wystarczy przypomnieć sobie Euro i nastroje przed meczem z Austrią, gdy z piłkarzy Ralfa Rangnicka robiono nie wiadomo jakich rzeźników. Owszem, Austriacy jako jeden z najlepszych zespołów na mistrzostwach pod względem gry pressingiem byli niezwykle ostrzy i zdeterminowani, walczyli o piłkę bardzo zdecydowanie, ale ich agresja była chwilami mylona z brutalnością. Polakom brakuje podobnej zaciekłości w grze. Polski pressing przeciwko Portugalii był nieskuteczny i dlatego, iż jego organizacja nie była skoordynowana (patrz słowa Lewandowskiego, iż nie wiadomo kto, kiedy powinien atakować), i dlatego, iż przy doskoku niemal każdemu po kolei brakowało pełnego przekonania i odwagi, by pójść na całość. Przeciwko Polakom gra się całkiem wygodnie - niby są obok, ale nie na tyle blisko, by faktycznie dokuczyć. Niby doskakują, ale niespecjalnie gwałtownie. Niby chcą odzyskać piłkę, ale nie za wszelką cenę. Nie szarpną, nie sfaulują, nie nadepną na odcisk.
Po meczu zwracał na to uwagę Piotr Zieliński. - W pierwszej za dużo daliśmy pola do popisu i za łatwo straciliśmy bramki. Graliśmy z jedną z najlepszych reprezentacji. Mają światowej klasy piłkarzy i wiedzieliśmy, iż nie będzie łatwo. Ale też przy okazji bramek za łatwo dawaliśmy się ograć i za łatwo im przyszło to zwycięstwo. Bo momentami, szczególnie w drugiej połowie, jak wyszliśmy wyżej, odważniej, to już wybijali piłkę i przez to mogliśmy stwarzać sobie więcej sytuacji. Nie mówię, iż boimy się grać, ale w niektórych momentach było widać za duży respekt do rywala i za łatwo stwarzali sobie sytuacje. Pokazywaliśmy już, iż możemy grać z takimi rywalami, może nie jak równy z równym, ale jeżeli poziom determinacji jest na wyższym poziomie, to gra się wyrównuje.


Mówi o tym choćby Pep Guardiola. Wymagajmy więc także od reprezentacji Polski
Argument o tym, iż na boisku trzeba walczyć, może wydawać się mało merytoryczny, okręgówkowy, wręcz prostacki. "Nie chciało im się" - rzucane sprzed telewizora jest domniemaną, podstawową przyczyną większości polskich porażek w ostatnich latach. Nie zawsze słuszną, chwilami wręcz dla piłkarzy niesprawiedliwą. Wymagać chęci, to wymagać absolutnych podstaw. Zarzucać im braki w tej kwestii, to deprecjonować ich podejście do reprezentowania kraju. Ale wciąż jest różnica między "nie chciało im się", a "nie walczyli".
- Potrzebuję wojowników! Musicie mnie wspierać! Wszyscy atakują i wszyscy bronią. Wszystko, co wygraliśmy, zawsze wywalczyliśmy na boisku. Zawsze tak było! Chcecie walczyć? Chcecie się szarpać? Walczyć jak bracia? - wykrzykiwał w szatni nie żaden prymityw z zaścianka, a Pep Guardiola, futbolowy esteta, wyznaczający w ostatnich kilkunastu latach kanony piękna, kojarzony z wygrywaniem w ekscytujący sposób. Jego przemowę zarejestrowały klubowe kamery, które następnie sprzedały materiał Netflixowi. Tam można obejrzeć serial "Razem: Walka o potrójną koronę", opowiadający historię sezonu 2022-2023.
I skoro choćby Guardiola wspomina o wartościach tak mało wzniosłych, gdy słuchają go najznakomitsi technicznie piłkarze na świecie, trudno nie wymagać tego samego od znacznie mniej utalentowanych reprezentantów Polski. To fundament, którego potrzebuje każda drużyna. Jakiej taktyki nie nakreśliłby Probierz, to polegnie, jeżeli jego piłkarze nie znajdą w sobie odwagi i determinacji, by pójść w meczu na całość. Czym zresztą zasypywać różnice w wyszkoleniu technicznym i kulturze gry dzielące nas i Portugalczyków czy Chorwatów, jeżeli nie większą od nich determinacją? Niech więc Polacy we wtorek przynajmniej się z nimi "szarpią" i "walczą jak bracia". Niech to będzie pierwszy krok, by w ogóle móc ich dogonić. Niech odwagę w grze zobaczy i Probierz, i Lewandowski. Inaczej Polska nie pokona drużyny z czołówki, a koszmarna seria bez zwycięstwa, już sięgająca dziesięciu lat i meczu z Niemcami (2:0) za Adama Nawałki, wydłuży się o kolejne lata.
Idź do oryginalnego materiału