Kryzys bez przyzwolenia

2 tygodni temu
Iga Świątek – druga kobieca rakieta świata / Źródło: fot. Peter Menzel/Wikimedia Commons/CC BY-SA 2.0

Iga Świątek wróciła na korty po ponad dwumiesięcznej nieobecności. Towarzyszy jej nowy trener oraz fala krytyki i spekulacji dotyczących jej „kryzysu”. Co było przyczyną absencji tenisistki i jak radzi sobie z nieustającą presją, już nie jako numer jeden, ale z dwójką przed nazwiskiem?

Iga Świątek po dwumiesięcznym niebycie wystartowała w Turnieju Mistrzyń w Rijadzie. Wbrew pozorom to nie wynik prestiżowego turnieju wzbudza w tej chwili największe emocje. Fani tenisistki nie mogą pogodzić się z utratą światowego numeru jeden na rzecz Aryny Sabalenki, która prześcignęła Igę w rankingu WTA. Utrata prowadzenia w większości polskich mediów została okrzyknięta mianem dramatu narodowego. Tym większe wzburzenie powoduje fakt, iż pozycję liderki Iga oddała rywalce w zasadzie bez walki…

WTA dyktuje warunki

Igę na korcie po raz ostatni mogliśmy obserwować na turnieju US Open, gdzie 5 września w dwóch krótkich setach uległa Jessice Peguli. Od tamtego momentu Polka odwoływała kolejno udział w turniejach w Seulu, Pekinie i Wuhan. Jako powód nieobecności za każdym razem podawała sprawy osobiste. Jak dobrze wiadomo, imprezy tej rangi rządzą się swoimi prawami. Obecność na turniejach WTA 1000 jest obowiązkowa. Tenisistek do udziału nie można jednak zmusić, więc za nieobecność płacą utratą rankingowych punktów oraz ponoszą kary finansowe w zależności od miejsca zajmowanego w rankingu (w przypadku Igi było to około 4 tys. dolarów). Polka punktowo ucierpiała podwójnie, ponieważ z niewiadomych przyczyn federacja WTA postanowiła zmienić zasady i odpisać zawodniczkom punkty za nieobecność w turniejach rangi 500, w których Iga w ciągu roku uczestniczyła znacznie rzadziej niż jej białoruska rywalka.

Kryzys przyciąga zmiany

Mimo iż Iga nie wyjawiła bezpośredniej przyczyny swojej nieobecności w ostatnim czasie, między wierszami można wywnioskować, iż powodem było wypalenie, niemoc wobec ostatnich porażek oraz ogólne zmęczenie zauważalnym brakiem progresu. Antidotum na wyżej wymienione objawy ma okazać się zmiana trenera. Iga postanowiła podziękować za współpracę dotychczasowemu opiekunowi Tomaszowi Wiktorowskiemu, który poprowadził ją do zwycięstwa w czterech turniejach wielkoszlemowych. Nie da się jednak ukryć, iż tegoroczne wyniki, nie licząc oczywiście zwycięstwa we French Open, prezentują się bardzo przeciętnie w porównaniu do poprzednich sezonów (choć słowo „przeciętnie” przez cały czas wydaje mi się tutaj nie na miejscu). Komentatorzy twierdzą, iż Iga stała się tenisistką powtarzalną i przewidywalną, co sprawia, iż przeciwniczki z łatwością rozszyfrowują jej grę i nie dają się pozostawiać w tyle tak, jak kiedyś. Dowodem na te słowa była bolesna porażka podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, gdzie Iga była niewątpliwą faworytką. Gra toczyła się przecież w jej bastionie – na kortach Rolanda Garrosa, gdzie triumfowała czterokrotnie, a dodatkowym ułatwieniem miała być absencja kilku czołowych zawodniczek. Iskrę w Idze odrodzić ma Wim Fissette – belgijski trener znany z analitycznego podejścia do gry. Sam mówi o sobie „laptop coach”. Nie będzie to więc drastyczna zmiana stylu w porównaniu do poprzedniego trenera Polki. Fissette popularność zyskał kilkanaście lat temu, zdobywając trzy tytuły wielkoszlemowe jako trener Kim Clijsters. W ciągu kolejnych kilku lat dorzucił następne trzy tytuły jako szkoleniowiec Angeliki Kerber i Naomi Osaki. Belg często opisywany jest przez media jako „niestały w uczuciach”. Przytyki te nie wzięły się jednak znikąd. Prasa wypomina szkoleniowcowi częste zmiany podopiecznych oraz rozwiązywanie współpracy z dnia na dzień. Jedna z takich sytuacji miała miejsce, gdy na kilka dni przed WTA Finals opuścił sztab Angeliki Kerber, by dołączyć do drużyny Wiktorii Azarenki. Wcześniej postąpił identycznie pozostawiając swoją podopieczną Zheng. Australijska deblistka Rennae Stubbs powiedziała, iż „Belg po prostu lubi pieniądze i jest zawsze tam, gdzie perspektywy na pokaźne nagrody”. Możemy mieć tylko nadzieję, iż taka sytuacja nie będzie miała miejsca i tym razem.

Temat nowego trenera nie jest w tej chwili jedyną pożywką dla mediów. W internecie coraz częściej można natrafić na artykuły dotyczące zażyłej relacji Igi oraz jej psycholożki Darii Abramowicz. I w tym właśnie miejscu należałoby zadać sobie pytanie czy kogokolwiek powinno to obchodzić? Nie od dziś wiadomo, iż Iga należy do tenisistek drażliwych, emocjonalnych i niełatwych do współpracy. Abramowicz wielokrotnie doprowadzała ją do stanu równowagi emocjonalnej po drastycznych spadkach formy. Jej zasługi w karierze 23-letniej tenisistki są niepodważalne. Martwić może jedynie fakt, iż Abramowicz nie zaopatrza Igi w narzędzia niezbędne do radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, by następnie dać przestrzeń do rozwoju. Zamiast tego buduje poczucie niezastąpienia. Warto odróżnić potrzebę konsultacji od ciągłej zależności. Biorąc pod uwagę ostatnie porażki Igi, w których z powodu ewidentnej psychicznej blokady traciła ona punkty całymi seriami, należy postawić pytanie, czy Abramowicz dobrze spełnia swoją rolę oraz czy rola ta powinna stać na równi z funkcją trenera. I jest to pytanie znacznie istotniejsze od tego, z kim z drużyny Polka spędza wakacje. Iga doskonale wie, jak chce ułożyć swój sztab i stosunki w nim panujące. Stopień ich prywatnych relacji nie ma tutaj kompletnie znaczenia, zresztą tenisistka wie, jak stawiać granice i ucinać medialne spekulacje. Czy powinna jednak zaprzątać sobie tym głowę, zamiast liczyć na słowa wsparcia i otuchy?

Przed Igą bardzo trudny czas. Jej powrót na korty w Rijadzie nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Polka nie obroniła tytułu mistrzyni WTA Finals sprzed roku, gdy wygrała w meksykańskim Cancún. Porażka boli, tym bardziej iż nie była bezpośrednia. O losach Igi i jej awansie do półfinału zadecydowała porażka Coco Gauff z Barborą Krejčíkovą. Jest to specyfika turnieju, w którym mierzy się ze sobą osiem najlepszych zawodniczek świata. Relację Igi i jej fanów już od dawna można określić jako toksyczną. Tenisistka obdarzana jest minimalnym marginesem błędu, a każda jej najmniejsza porażka krytykowana jest z siłą równie proporcjonalną do zachwytów podczas zwycięstw na najważniejszych turniejach. Tym razem nie będzie łatwiej. Gdy powraca się do gry po „dłuższym urlopie”, w dodatku z nowym „lepszym” trenerem, każdy oczekuje pasma zwycięstw. Mało kto bierze pod uwagę ogrom presji, brak pewności oraz strach przed ponownym zawodem. Warto pamiętać, iż Iga wciąż jest aż na podium światowego rankingu, a to niewątpliwy powód do dumy.

Maja ZIELIŃSKA

Idź do oryginalnego materiału