Kosecki zderzył się z rzeczywistością. "Złapał mnie za fraki i mówi: K***"

3 godzin temu
Zdjęcie: Sport.pl


- Za granicą trenują ciężej. My sobie nie zdajemy sprawy, iż można tak trenować. Na innej szybkości czy intensywności - tak do problemów polskich zawodników za granicą odniósł się Jakub Kosecki, stały ekspert programu "To jest Sport.pl".
Jakub Moder odszedł do Feyenoordu, Tymoteusz Puchacz do Plymouth, Mateusz Wieteska do PAOK Saloniki - to tylko część transferów reprezentantów Polski, którzy w zimowym okienku transferowym zmienili kluby, by ratować swoje kariery.


REKLAMA


Zobacz wideo Kosecki zderzył się z poziomem gry za granicą. "Kapitan mnie złapał za fraki i wyklinał"


Trzy wymienionych piłkarzy to tylko przykład tego, jak nasi zawodnicy nie poradzili sobie w silniejszych ligach. Dziś wielu z nich zdecydowało się na transfer do słabszych klubów i słabszych lig tylko po to, by w końcu móc regularnie grać w pierwszym składzie.
O tym, dlaczego nasi zawodnicy nie radzą sobie za granicą, opowiedział były piłkarz m.in. Legii Warszawa - Jakub Kosecki - który doznał szoku po transferze do drugoligowego niemieckiego Sandhausen. Kosecki opowiedział nam o tym w programie "To jest Sport.pl".


- Poziom treningu tak mnie zaskoczył, iż nie byłem do tego przygotowany. Po pierwszych sześciu czy siedmiu kolejkach, gdzie byłem jeszcze świeży i nie dopadło mnie zmęczenie i znużenie, w "Kickerze" miałem drugą najlepszą średnią ocen w całej lidze. Dobrze mi się grało, ale potem znowu naderwałem więzadło w kostce. Miałem odpoczywać miesiąc, ale po tygodniu poprosili mnie, żebym wrócił. Wróciłem za gwałtownie - zaczął Kosecki.
"Nasi zawodnicy nie są na to gotowi"
- Był taki moment, iż jak wracałem z treningów, to od razu kładłem się do łóżka i szedłem spać. Nie miałem kompletnie ochoty na nic. Nie chodzi o piłkarzy czy trenerów. Za granicą trenują ciężej. My sobie nie zdajemy sprawy, iż można tak trenować. Na innej szybkości czy intensywności - dodał.


- W Niemczech po rozbieganiu czułem się jakbym przebiegł maraton. (...) To, co przebiegałem tam w cztery minuty, w Polsce przebiegałem w 10 czy 12. Mieliśmy ścieżkę 1300 czy 1400 m i nie byłem w stanie jej przebiec. Ścinałem trasę, gdy Niemcy biegali dookoła. Później przyznawałem się trenerowi, ale dla nich takie bieganie było normalne - kontynuował.


- Inna sprawa to same treningi. Dzień przed meczem często mieliśmy gierki pięciu na pięciu. Na jednej z nich miałem stykową piłkę, taką 50/50 i szedłem na nią z kapitanem drużyny Stefanem Kulovitsem. On zawsze dawał z siebie wszystko. Mówię: "K***a, nie no, jutro jest mecz, nie wsadzę tej nogi". I poszedłem tak na 20 proc. A on poszedł na 100 proc., piłka poleciała gdzieś daleko. On wstał, złapał mnie za fraki i mówi: "K***a, jak na treningu trenujesz, tak później grasz w meczu". Był zły, iż odpuściłem. Mówiłem mu, iż przecież jutro jest mecz. Ale jego to nie obchodziło. Mówił: "Jak dzisiaj nie wsadziłeś nogi, to jutro też nie wsadzisz". To mnie zaskoczyło. Nasi zawodnicy nie są na to gotowi, bo u nas tak się nie trenuje - podsumował Kosecki.
Idź do oryginalnego materiału