Jakub Moder odszedł do Feyenoordu, Tymoteusz Puchacz do Plymouth, Mateusz Wieteska do PAOK Saloniki - to tylko część transferów reprezentantów Polski, którzy w zimowym okienku transferowym zmienili kluby, by ratować swoje kariery.
REKLAMA
Zobacz wideo Kosecki zderzył się z poziomem gry za granicą. "Kapitan mnie złapał za fraki i wyklinał"
Trzy wymienionych piłkarzy to tylko przykład tego, jak nasi zawodnicy nie poradzili sobie w silniejszych ligach. Dziś wielu z nich zdecydowało się na transfer do słabszych klubów i słabszych lig tylko po to, by w końcu móc regularnie grać w pierwszym składzie.
O tym, dlaczego nasi zawodnicy nie radzą sobie za granicą, opowiedział były piłkarz m.in. Legii Warszawa - Jakub Kosecki - który doznał szoku po transferze do drugoligowego niemieckiego Sandhausen. Kosecki opowiedział nam o tym w programie "To jest Sport.pl".
- Poziom treningu tak mnie zaskoczył, iż nie byłem do tego przygotowany. Po pierwszych sześciu czy siedmiu kolejkach, gdzie byłem jeszcze świeży i nie dopadło mnie zmęczenie i znużenie, w "Kickerze" miałem drugą najlepszą średnią ocen w całej lidze. Dobrze mi się grało, ale potem znowu naderwałem więzadło w kostce. Miałem odpoczywać miesiąc, ale po tygodniu poprosili mnie, żebym wrócił. Wróciłem za gwałtownie - zaczął Kosecki.
"Nasi zawodnicy nie są na to gotowi"
- Był taki moment, iż jak wracałem z treningów, to od razu kładłem się do łóżka i szedłem spać. Nie miałem kompletnie ochoty na nic. Nie chodzi o piłkarzy czy trenerów. Za granicą trenują ciężej. My sobie nie zdajemy sprawy, iż można tak trenować. Na innej szybkości czy intensywności - dodał.
- W Niemczech po rozbieganiu czułem się jakbym przebiegł maraton. (...) To, co przebiegałem tam w cztery minuty, w Polsce przebiegałem w 10 czy 12. Mieliśmy ścieżkę 1300 czy 1400 m i nie byłem w stanie jej przebiec. Ścinałem trasę, gdy Niemcy biegali dookoła. Później przyznawałem się trenerowi, ale dla nich takie bieganie było normalne - kontynuował.
- Inna sprawa to same treningi. Dzień przed meczem często mieliśmy gierki pięciu na pięciu. Na jednej z nich miałem stykową piłkę, taką 50/50 i szedłem na nią z kapitanem drużyny Stefanem Kulovitsem. On zawsze dawał z siebie wszystko. Mówię: "K***a, nie no, jutro jest mecz, nie wsadzę tej nogi". I poszedłem tak na 20 proc. A on poszedł na 100 proc., piłka poleciała gdzieś daleko. On wstał, złapał mnie za fraki i mówi: "K***a, jak na treningu trenujesz, tak później grasz w meczu". Był zły, iż odpuściłem. Mówiłem mu, iż przecież jutro jest mecz. Ale jego to nie obchodziło. Mówił: "Jak dzisiaj nie wsadziłeś nogi, to jutro też nie wsadzisz". To mnie zaskoczyło. Nasi zawodnicy nie są na to gotowi, bo u nas tak się nie trenuje - podsumował Kosecki.