Koniec żałosnego przedstawienia. Oto głos rozsądku po meczu z Holandią

3 godzin temu
To był mecz, w którym reprezentacja Polski "mogła". I w wielu aspektach skorzystała z szansy - pokazała, iż nie pęka, iż zawziętością, ambicją i niezłą organizacją może wyszarpać punkt choćby z takim mocarzem jak Holandia. Co za przyjemna odmiana! Ale mecz, w którym "musi", dopiero nadchodzi - pisze Dawid Szymczak ze Sport.pl.
Nisko przycięte źdźbła trawy na stadionie w Rotterdamie dotykały poprzeczki oczekiwań, jaką mamy po kadencji Michała Probierza. Po tym, jak przez ostatni rok reprezentacja Polski przegrywała z Portugalią 1:3 i 1:5, poległa w kluczowym meczu ze Szkocją i spadła z najwyższej dywizji Ligi Narodów, w eliminacjach mundialu najpierw z dużym trudem pokonywała Litwę i Maltę, a w ostatnim meczu przegrała z Finlandią, do spotkania z Holandią podchodziliśmy bez większych nadziei. Jan Urban w ostatnich tygodniach słyszał choćby sugestie, by machnąć ręką na ten mecz i zawczasu skupić się na drugim spotkaniu - z Finlandią, w którym zwycięstwo jest konieczne, a rywal przynajmniej będzie w zasięgu. Debiutujący selekcjoner zapewniał jednak, iż nie podejdzie do sprawy w ten sposób.

REKLAMA







Zobacz wideo Właściciel Widzewa odsłania kulisy klubu. "Będzie burza"



Ale poprzeczki oczekiwań nie obniżyły tylko rozczarowujące wyniki. One stanowiły jedynie zwierciadło, w którym odbijały się różnorakie problemy reprezentacji. Przez ostatnie miesiące oglądaliśmy kadrę ograniczoną piłkarsko, pozbawioną charyzmatycznych postaci i planu jak ma grać. Wiedzieliśmy drużynę nijaką, smutną i przestraszoną. Bez charakteru i zapału. W czerwcu zobaczyliśmy też cyrk, który wyreżyserował Michał Probierz, gdy tuż przed kluczowym meczem eliminacji odebrał kapitańską opaskę Robertowi Lewandowskiemu.
Lewandowski – tłumacząc się zmęczeniem – w ogóle w tamtym zgrupowaniu nie uczestniczył, wpadł tylko znienacka na pożegnalny mecz Kamila Grosickiego (to też już nieaktualne), a w reakcji na sposób, w jaki został poinformowany o degradacji, zawiesił reprezentacyjną karierę. Pozostali piłkarze poczuli się wplątani w całą tę szopkę i wymusili na federacji opublikowanie oświadczenia, iż to nie oni domagali się zmiany kapitana. W międzyczasie kibice byli karmieni pysznymi opowieściami, iż na wcześniejszym zgrupowaniu Lewandowski podszczypywał Probierza włączając w autobusie piosenkę Sylwii Grzeszczak „Małe rzeczy", co miało być drwiną z minimalizmu selekcjonera, a Probierz kontrował, iż mógłby włączyć piosenkę Republiki - "Gdzie są moi przyjaciele?", czym nawiązywał do kuluarowych informacji, iż Lewandowski nie jest w kadrze najbardziej lubiany. Żałosne przedstawienie, w którym nie pojawił się ani jeden pozytywny bohater, zakończyło się porażką w Helsinkach, a następnie zmianą selekcjonera, powrotem Lewandowskiego i kolejnym powołaniem dla pożegnanego Grosickiego.


Doprawdy – po roku z tak słabymi wynikami, tak marnym stylem na boisku i poza nim, z wylewającymi się z kadry toksynami, kibice oczekiwali już tylko normalności. Chcieli, by polscy piłkarze nie wyszli na boisko zlęknieni, by przynajmniej spróbowali powalczyć z mocniejszymi rywalami, by przeciwstawili się ambicją i zaangażowaniem, by selekcjoner nakreślił plan adekwatny do ich możliwości, by w końcu nikt się nie kłócił, nie dąsał i nie mącił.
Holandia - Polska 1:1. Skończyło się remisem, na którym można budować
Wisząca tuż nad ziemią poprzeczka oczekiwań nie zakładała przywiezienia z Rotterdamu choćby punktu. Nie było podstaw, by go oczekiwać. Tę myśl poniekąd podzielał sam Jan Urban, który zapowiadał wyjazd do Holandii jako mecz, w jego drużyna może tylko zyskać. Porażka zostałaby przecież potraktowana jako naturalna kolej rzeczy. Zresztą, do 80. minuty i fenomenalnego strzału Matty’ego Casha, który dał Polsce remis, na to właśnie się zanosiło - na całkowicie zasłużoną porażkę. Ani bardzo dotkliwą, ani ciężkostrawną. Ot - zespół lepszy pokonał zespół słabszy i trudno do tego dopisywać głębszą ideologię.



Nie zawiodło przecież, jak często w ostatnich miesiącach, przygotowanie mentalne - Polacy nie byli ewidentnie zlęknieni i nie przegrali meczu z Holendrami jeszcze przed wyjściem z szatni. Tym razem rywalizowali i grali ambitnie. Nie zawiodło też przygotowanie taktyczne - wiedzieliśmy, jaki pomysł miał na ten mecz Jan Urban i nie wydawał się to pomysł odrealniony i naiwny. Były oczywiście błędy - Polacy nie radzili sobie choćby z dośrodkowaniami Holendrów na dalszy słupek i do końca pierwszej połowy nie potrafili znaleźć na to rozwiązania, tak też stracili gola w 28. minucie, gdy głową uderzył Denzel Dumfries. Ale całość miała ręce i nogi. Widzieliśmy też, iż Polacy próbowali kontratakować, jednak brakowało w tych akcjach dokładności. Słowem - widzieliśmy drużynę, która próbuje, ale jest od rywali słabsza. Taką porażkę 0:1 przyjęlibyśmy ze zrozumieniem.
Ale wyrównujący gol, który padł po fenomenalnym strzale Matty’ego Casha, zmienia perspektywę. Każe się uśmiechnąć. Pozwala uwierzyć, iż mecz z Holandią przyda się nie tylko jako lekcja gry w piłkę, ale jako punkt zaczepienia dla nowego selekcjonera. Remis 1:1 z tak mocnym rywalem, wywalczony i wyszarpany, zdobyty po akcji, w której wiele aspektów się zgadzało – od doskoków Wszołka i Kapustki, które pozwoliły odzyskać piłkę, przez odważne podanie Kiwiora i sprytne przepuszczenie piłki przez Grosickiego do Kamińskiego, po szczęśliwe zagranie do Casha i jego strzał - powinien dodać reprezentacji wiary. To remis, na którym można budować. Asystenci Urbana bez problemu stworzą z tego meczu kompilację akcji, które pokażą piłkarzom: potraficie.


Polski czołg. Kadra pokazała, iż potrafi
Potrafi choćby Przemysław Wiśniewski, obrońca drugoligowej Spezii Calcio, który na debiut w kadrze znalazłby stu łatwiejszych rywali niż Holendrzy, a jednak dał radę. Był tym nieoczywistym piłkarzem w jedenastce, którego zwykle wypatrujemy po zmianie selekcjonera. Jan Urban zna go z Górnika Zabrze, prowadził go w 36 meczach, a później wypuścił do Włoch. Tam problemy ze zdrowiem sprawiały, iż na pierwszy mecz w reprezentacji musiał poczekać aż do 27. roku życia. Kadrze przyda się jego siła, waleczność i szybkość. Kibice już żartują, iż kolejny model polskiego czołgu powinien nazywać się Wiśniewski.
Potrafi cała polska obrona – z Wiśniewskim, Bednarkiem, Kiwiorem, a także wahadłowymi Zalewskim i Cashem. Nie bez problemów, nie bez błędów (głównie Zalewskiego i Casha), nie bez dwóch dobrych interwencji Skorupskiego, nie bez odrobiny szczęścia – choćby przy strzale w słupek Reijndersa, ale udało się ograniczyć szanse Holendrów do xG (goli oczekiwanych) na poziomie 1,04.



Potrafią też rezerwowi – Świderski po godzinie zmienił Lewandowskiego i dobrze utrzymywał się przy piłce, Wszołek grał z niezwykłą determinacją, Kapustka miał udział przy akcji bramkowej, Grosicki w jednej z akcji nieźle dogrywał piłkę w pole karne, a w bramkowej świetnie przepuścił piłkę między nogami. Tak, piłkarze z Ekstraklasy, też mogą pomóc reprezentacji.
Głos rozsądku po meczu z Holandią
Remis 1:1 z Holandią daje reprezentacji Polski cenny punkt w eliminacjach i ubarwia całą rzeczywistość wokół niej. Konferencja prasowa Jana Urbana była więc przyjemna i pełna serdeczności. Zobaczymy jeszcze, jak będą wyglądały spotkania z dziennikarzami po porażkach, ale na razie warto i na tym polu warto odnotować zmianę. Urban - w przeciwieństwie do Probierza - wydaje się bardzo naturalny i spokojny. Nie gra, nie zakłada maski. Nie każe się czytać między wierszami. Mówi wprost. I bardzo celnie. - Tutaj mieliśmy dużo do zyskania, rywal dużo do stracenia. W kolejnym meczu będzie odwrotnie. W takich sytuacjach zawodnicy różnie zachowują się na boisku, jestem ciekaw, jak będzie to wyglądało. Waga tego spotkania jest niesamowita. jeżeli nie wygramy z Finlandią, remis z Holandią nic nam nie da - stwierdził zaraz po meczu w Rotterdamie.
Trafił w sedno. Remis z Holandią trzeba docenić i warto szukać w nim nadziei, iż nadchodzą lepsze - czyt. normalniejsze - czasy. Ale w niedzielę znów wystawimy tę wiarę na próbę. To mecz z Finlandią zdefiniuje to wrześniowe zgrupowanie. jeżeli Polska wygra, będzie ono bardzo udane.
Idź do oryginalnego materiału