Koniec tajemnic. Tak oszukują skoczkowie. Ujawniamy całą prawdę

1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. Jakub Balcerski, Sport.pl


Władze skoków narciarskich latami nie widziały - lub raczej: nie chciały widzieć - iż ich dyscyplina jest chora. Skandal podczas mistrzostw świata w Trondheim i oszustwa Norwegów z kombinezonami obnażyły prawdę o skokach. Dziś - w materiałach Sport.pl i fińskiej telewizji Yle - sami skoczkowie - bez tabu i krygowania się - pokazują nam, co zrobić, aby oszukać kontrolera sprzętu i wykiwać rywali.
Skandal, który niedawno wybuchł w świecie skoków i obnażył oszustwa Norwegów, nie spadł z nieba. Od początku sezonu w środowisku huczało o tym, iż sprawy sprzętowe to – tu cytat – tykająca bomba, choć o ewentualnych oszustwach czy manipulacjach szeptano od lat.


REKLAMA


Zobacz wideo Tak Norwegowie oszukali cały świat skoków na MŚ w Trondheim


FIS odsuwał problem od siebie, zakrywał oczy, a wszelkie poszlaki, iż coś jest nie tak, zamiatał pod dywan. Aż urósł on do takich rozmiarów, iż władze straciły nad nim kontrolę. Puentą tej farsy było teatralne zdziwienie szefów światowych skoków, gdy po konkursie na dużej skoczni w Trondheim odkryto w kombinezonach Norwegów elementy, które nigdy nie powinny się tam znaleźć.


Choć Norwegowie początkowo się oszustwa wypierali, to lawiny zatrzymać się nie dało. W mediach byli skoczkowie wyznają, iż kombinowanie ze sprzętem i manipulacje to norma od lat, ale dopiero teraz – dzięki naszym publikacjom w Sport.pl – wyszły one na jaw. Norwegowie wskakują na tę falę, próbując zrzucić z siebie część winy. Tłumaczą, iż oszukują przecież wszyscy. Ile jest w tym prawdy?
Skoki obserwuję z bliska od lat. Setki godzin spędzonych na skoczniach, w kuluarach, z włączonym dyktafonem, ale i rozmawiając ze skoczkami oraz trenerami "off the record" sprawiają, iż mogę przyznać: skoki są zepsute. To sport, w którym przyzwolenie na przekraczanie granic doprowadziło nas do tego, iż zaraz okaże się, iż nikt nie jest bez winy, a każdy boi się, co za chwilę wyjdzie na niego.
Oszukiwanie stało się tu przykrą, smutną rzeczywistością. Normą.


Fin pokazał, jak oszukuje się na kontroli sprzętu w skokach
Lahti, trzy dni przed startem przedostatnich zawodów Pucharu Świata tej zimy. Na największej z trzech skoczni kompleksu Salpausselka realizowane są przygotowania do konkursów najwyższej rangi. I sprzątanie po rywalizacji skoczków z zaplecza – Pucharu Kontynentalnego. Witam się z dziennikarzami fińskiej telewizji Yle. Zaprosili mnie do współpracy przy projekcie dotyczącym sprzętowej afery wokół skoków – największego od lat skandalu w świecie sportów zimowych.
W Finlandii też czyta o tym każdy. Zwłaszcza iż wydarzenia z Trondheim i oszustwa Norwegów porównuje się do tego, co działo się w 2001 roku z fińskimi biegaczami. Oni przeżyli jednak skandal wywołany zwykłym, a nie technologicznym dopingiem. Niektórzy Finowie, od tego czasu patrzący na śmiejących się z nich sąsiadów, dzisiaj myślą sobie, iż Norwegów dopadła karma. Ale my jesteśmy na skoczni w Lahti, żeby zrozumieć, iż choć Norwegowie wszystkich zdradzili i wprowadzili oszustwa na nowy poziom, to skoki są przesiąknięte pragnieniem łamania zasad, żeby osiągać coraz lepsze wyniki.
Norwegowie wpadli na wprowadzaniu sztywnego sznurka do materiału w kroczu kombinezonu, co widać na ujawnionych przez Sport.pl filmikach - manipulacji sprzętem na dużo wyższym poziomie niż te, które znaliśmy do tej pory. Miał im zapewniać więcej powierzchni nośnej w powietrzu, działać jak skrzydło. To za to najpierw zdyskwalifikowano w konkursie na dużej skoczni podczas MŚ, a później zawieszono Mariusa Lindvika, który stracił srebrny medal, a także piątego Johanna Andre Forfanga. Później to samo stało się z kolejnymi skoczkami (za inne manipulacje) i sztabem, który nadzorował całe oszustwo. Pod znakiem zapytania wciąż stoi sprawa manipulacji czipami - widać je na nowym materiale kombinezonów w nakręconych z ukrycia filmikach, co sugerowałoby manipulacje, ale FIS na razie sprawy nie wyjaśniła. To, co pokazujemy w materiale z Finlandii, to sprawa bardziej podstawowa. Chodzi o ustawianie się do kontroli wysokości krocza w kombinezonie i wyciąganie go w taki sposób, żeby zbyt duży kombinezon, nagle podczas kontroli stawał się przepisowy. Jak? Wraz z fińską telewizją, której materiał znajdziecie tutaj – chcemy wytłumaczyć tę sprawę od podszewki. Dosłownie.W poniższym materiale wideo znajdziecie sceny kontroli sprzętu, na których fiński skoczek Arttu Pohjola pokazuje, jak oszukuje się, żeby móc skakać w zbyt dużym kombinezonie.


Zobacz wideo Pokazał, jak skoczkowie oszukują kontrolę sprzętu. Jakby tańczyli "Macarenę" i udawali T-Rexa


Arttu Pohjola to 23-letni fiński skoczek. W tym roku nie startował w zawodach rangi FIS, a tej zimy pojawił się na nich na skoczni tylko raz - zajmując 50. miejsce w Pucharze Kontynentalnym w Ruce. Rok temu, na początku marca, dwukrotnie nie zakwalifikował się do konkursów Pucharu Świata w Lahti. Teraz wita się z nami i wchodzi do biura zawodów na Salpausselce, gdzie czeka już ustawione urządzenie do pomiaru wysokości krocza. Takie, którym mierzy się zawodników głównie na górze skoczni - na rozbiegu, przed oddaniem skoku. Choć od tej zimy ono jest też w budce kontrolera sprzętu na dole.


Pohjola zakłada kombinezon - w tym przypadku, jak podaje Yle, za duży o 10 centymetrów - i pokaże nam, jak ustawić się do pomiaru w taki sposób, żeby móc skakać z dodatkowymi centymetrami tam, gdzie ich najbardziej potrzeba. W taki sposób przyznaje się do tego, iż sam robił to samo. Ale to się nie liczy: chce obnażyć luki w przepisach, o których wiedzą i które wykorzystują wszyscy.
W telegraficznym skrócie: kontroler sprzętu najczęściej sprawdza zawodnikom długość obwodu kombinezonu lub wysokość krocza. Ten pierwszy pomiar dotyczy stricte wymiarów kombinezonu, a drugi tego, jak materiał stroju ułoży się na ciele zawodnika. Może być tylko cztery centymetry dłuższy od pomiarów ciała skoczka dokonywanych przed sezonem specjalnym, trójwymiarowym skanerem. No, chyba iż wie się, jak oszukać skaner, a potem także kontrolera na skoczni.
"Macarena", podnoszenie sztangi i limbo. Każdy ma swój sposób na przekraczanie przepisów
Arttu staje na piętach swoich skokowych butów i zaczyna naciągać kombinezon. Podciąga do góry nogawki, wypina się w górę. Przez chwilę wygląda, jakby tańczył "Macarenę", potem unosi ręce, jakby podnosił sztangę. I mówi, iż skoczkowie, ucząc się, jak stawać do kontroli, poznają różne tego sposoby. Niektórym lepiej podciąganie materiału do góry stroju idzie, gdy robią coś w rodzaju gry w limbo - kto niżej, ten wygrywa. Inni wykonują takie ruchy rękoma, jakby podrzucali coś w górę.


Arttu Pohjola pokazuje, jak odpowiednio naciągnąć kombinezon, żeby przejść kontrolę wysokości krocza podczas zawodów Fot. Jakub Balcerski, Sport.pl


Do kontroli zgodnie z zasadami skoczek ma iść rozluźniony. W praktyce wypina ramiona, staje pochylony, a kombinezon wygląda, jakby był założony tył naprzód. To wszystko wygląda komicznie, ale niestety wielokrotnie przechodzi. Kontrolerzy widzą to i nie reagują. To oczywiście zależy od tego, kto i gdzie sprawdza sprzęt. Wielu skoczków twierdzi, iż także od tego, kto skąd pochodzi.
W teorii to nie powinno być możliwe. W teorii. Ale to temat na inną dyskusję. Wróćmy do kontroli.
Co się dzieje dalej? Zawodnik idzie w kierunku miejsca kontroli na piętach, staje do maszyny w 40-centymetrowym rozkroku, kontroler wysuwa metalowy mostek, który wskazuje, iż kombinezon, który w rzeczywistości jest za duży, mieści się w granicach przepisów. Słychać "klik", mostek nie upada. Gdyby spadł, może zapaść decyzja o dyskwalifikacji. To dlatego na górze skoczni trzeba wyciągnąć kombinezon do góry - według wypowiedzi Ahonena dla Yle na "wygibasach" przed skokiem da się zyskać o co najmniej osiem centymetrów. I to z łatwością. Lepiej nie zgadywać, ile udaje się wyciągnąć na tym rekordzistom.
jeżeli uda się przejść kontrolę, później trzeba pomyśleć o tym, co ma wydarzyć się przed znalezieniem się w powietrzu - tak, żeby strój wrócił "na swoje miejsce". Nie można jednak dotykać kombinezonu i robić tego, co przed kontrolą krocza. Część materiału z czasem opada, każdy ma tu już także swoją indywidualną technikę ruchów i taktykę tego, w jaki sposób materiał ma z powrotem znaleźć się w okolicach krocza, gdzie zapewni zawodnikowi dodatkową powierzchnię nośną. Po lądowaniu, w związku ze zmianą przepisów i dodaniem możliwości skontrolowania krocza także na dole (kontroler losowo wybiera, komu, co i w jaki sposób będzie sprawdzał, chyba iż ma swoje podejrzenia i chce coś zweryfikować), zawodnik, który chce oszukać system, musi powtórzyć czynności z góry skoczni także na dole. Gdy nie ma go już w oku kamer na odjeździe, wychodzi przez bramkę ze sponsorami, zaczyna się walka o każdy centymetr i podobnie komiczne sceny, jak przed kontrolą na rozbiegu. Znów są wygibasy i tańce - "wyciąganie kroku". Ostatnie chwile, gdy można zawalczyć o to, czy skoczek zmieści się w przepisach czy nie.


Choć można też zrobić to tak ostentacyjnie jak Timi Zajc w tym roku w Willingen. W konkursie mikstów po pierwszej serii Słoweniec został zdyskwalifikowany, a w drugiej, choć skakał w tym samym stroju, przeszedł już kontrolę u Christiana Kathola, sprawdzającego sprzęt skoczków w Pucharze Świata. Tuż po lądowaniu w finałowej serii zaczął się rozciągać na oczach wszystkich. I w ten sposób ujawnił przed całym światem, jak łatwo manipulować sprzętem w przypadku kontroli wysokości krocza. Kilka ruchów, sprawdzona technika i jest po wszystkim. A fakt, iż Kathol za to, co było widoczne w telewizji, nie zlecił wykluczyć go z wyników zawodów także w drugiej rundzie, to żart z przepisów, którymi posługuje się FIS.


Timi Zajc pokazuje jak przejść kontrolę FIS fot. Screen: Eurosport/Transmisja TV


Dyrektor PŚ Sandro Pertile jeszcze nigdy nie był tak wściekły, jak tamtego wieczoru. Kazał mi odejść ze strefy, w której pracowałem i zabronił rozmowy z trenerem Słoweńców, Robertem Hrgotą. Bo FIS taki pokaz ich własnej nieporadności był bardzo nie na rękę.


Ahonen jak T-Rex. Niech to będzie kolejna terapia szokowa dla FIS
Przy tworzeniu reportażu z Pohjolą obecny był także Janne Ahonen, legenda skoków narciarskich, a w tej chwili ekspert Yle. On twierdzi, iż gdyby zawodnicy w odpowiedni sposób nie schodzili z wieży rozbiegu skoczni w kierunku kontroli i nie wyginali się przed sprawdzeniem wysokości krocza, nikt nie mógłby wystartować w zawodach.


Ahonen pokazał też jeszcze inną technikę odpowiedniego układania kombinezonu, używaną przez niektórych zawodników. Chodzi o małe, ale silne ruchy rękami przed klatką piersiową. Można byłoby powiedzieć, iż Fin próbował udawać T-Rexa, używając rąk, jakby miał je tak małe i ograniczone ruchowo jak słynny dinozaur.


Janne Ahonen podczas kręcenia reportażu dla telewizji YLE, pokazuje, jak zawodnicy wykręcają się, żeby zyskać dodatkowe centymetry materiału w kombinezonie Fot. Jakub Balcerski, Sport.pl


Wszystkiemu przyglądał się także jego były trener Ari Saukko. - FIS pozwolił, żeby działy się takie rzeczy. Żeby system kontroli sprzętu wyglądał w taki sposób i żeby pojawiało się miejsce na takie manipulacje jak te na mistrzostwach świata. Ale może to wszystko doprowadzi jednak do czegoś pozytywnego? - zastanawiał się szkoleniowiec w rozmowie ze Sport.pl.
FIS nie będzie zadowolony, widząc, iż kolejny, w dodatku aktywny, skoczek eksponuje wady systemu kontroli, które sugerują, iż ten w zasadzie w ogóle nie powinien funkcjonować. Został już wielokrotnie ośmieszony. Manipulacje jak te Norwegów pokazują, iż wśród władz skoków już nikt nie panuje nad tym, co się dzieje. Nie reaguje na sygnały, iż coś jest nie tak. Tu syrena alarmowa wyje godzinami, codziennie, a nikt sobie z tego nic nie robi. Teraz sprawy zaszły jednak za daleko. Skoki potrzebują zmian i FIS już to wie. - To musi być absolutne przełamanie, reset. Nowy początek, trzeba to wszystko odbudować - tłumaczył Ari Saukko.


Czy FIS skorzysta z takich rad? Przekonamy się w kolejnych tygodniach. Na razie działacze mają się spotkać ze skoczkami i sztabami kadr w Planicy, starając się omówić kierunek zmian.
Federacja do tej pory sugerowała, iż rewolucji po aferze sprzętowej będzie w skokach dokonywać ta sama ekipa, która nie wiedziała, co dzieje się do tej pory. Czy to odpowiednie osoby do przeprowadzenia oczyszczenia skoków? To pytanie zostawimy bez odpowiedzi.
Redagował Piotr Wesołowicz
Idź do oryginalnego materiału