Gospodarze tuż przed zawodami majstrowali przy kombinezonach, wprowadzając specjalne usztywnienia strojów już po skontrolowaniu ich przez sędziów. Nielegalne prace „nadzorował” trener drużyny. Pozostałe reprezentacje błyskawicznie złożyły protest. Skuteczny, bo Marius Lindvik, który zajął drugie miejsce w konkursie na dużej skoczni, stracił srebrny medal. Do czasu wyjaśnienia sprawy został zawieszony przez Międzynarodową Federację Narciarską, podobnie jak inny Norweg, Johann André Forfang. Po zdarzeniach z Trondheim za skokami narciarskimi ciągnie się wielki smród. Czy to początek końca uwielbianej przez Polaków dyscypliny?
Mnie po prostu byłoby wstyd
Rozmowa z ADAMEM MAŁYSZEM, prezesem Polskiego Związku Narciarskiego
– Do końca sezonu pozostało jeszcze kilka konkursów w ramach Pucharu Świata. Da się zapomnieć o tym, co było na mistrzostwach świata, i robić swoje?
– Nie za bardzo. Wciąż związki narciarskie z różnych państw wysyłają pisma do władz FIS (Międzynarodowej Federacji Narciarskiej i Snowboardowej) o dokładne przebadanie afery. My, jako PZN, również to robimy i zobaczymy, jakie będą skutki naszych apeli. O przejściu nad aferą do porządku dziennego nie ma mowy.