Kolejne dziwne słowa Igi Świątek. To już wymknęło się spod kontroli

2 godzin temu
Publikacja "L'Equipe" sprzed turnieju Roland Garros rzuciła nowe światło na Igę Świątek. Można bardziej zrozumieć jej frustrację tym, iż rzeczywistość rozmija się z jej oczekiwaniami. Ale trudno pojąć, iż zawodniczka z jej pozycją i doświadczeniem oczekuje od świata rzeczy niemożliwych.
Zawsze, gdy zaczynam pisać o Idze Świątek, muszę zaznaczyć to już na wstępie. To jest jedna z największych, o ile nie największa polska sportsmenka w historii. Dokonała czegoś, o czym polscy kibice choćby nie marzyli. Wygrała pięć turniejów wielkoszlemowych, zapisała się w historii tenisa jako numer jeden rankingu, który przez wiele tygodni dzierżył to miano. Jej miejsca w historii nie podważy już nic. Gdybym miał wyrazić swoje osobiste uczucia, napisałbym: jest gwiazdą, na którą nie zasłużyliśmy.


REKLAMA


Zobacz wideo


Iga Świątek nie bardzo rozumie, jak działa ten świat
Ale te wielkie sukcesy nie miałyby większego znaczenia, gdyby nie ci, którzy nadają im sens. To, iż tenis ma na świecie wysoką rangę, zawdzięcza tym, którzy go oglądają, opisują, płacą za bilety i transmisje telewizyjne. Gdyby nie ci ludzie, którzy wypełniają loże prasowe, trybuny i kanapy przed ekranami, przebijanka piłki nad siatką pozostałoby mało ważnym hobby kilku gentlemanów i kilku ladies.


Dlatego z mocnym zdziwieniem przeczytałem wypowiedzi Igi Świątek w magazynie "L'Equipe". Polka mówi tam m.in.: "Czuję, iż z wiekiem ludzie zaczęli mnie bardziej oceniać. Kiedyś widzieli, jak wygrywam w kółko, jestem tym nieustraszonym graczem na korcie, ale jestem człowiekiem, a nie robotem. Wszyscy mamy wzloty i upadki, a ja miałem też wiele upadków w poprzednich sezonach, choćby jeżeli nie widzisz tego, gdy patrzysz na moje wyniki w Wikipedii. Byłoby miło, gdyby ci ludzie pozwolili nam pracować w spokoju".
Iga Świątek żąda niemożliwego
Mam wrażenie, iż Świątek nie bardzo rozumie, jak działa ten świat. Nie można być gwiazdą sportu, celebrytką i influencerką w jednym i wymagać od innych, żeby zostawili cię w spokoju, nie oceniali i dali spokojnie pracować. Spokój i sława to dwa wykluczające się pojęcia. Nie można jednocześnie upominać się o wyższe nagrody w turniejach dla kobiet, występować w reklamach i promocjach nowych marek i wymagać od kibiców i dziennikarzy: "dajcie nam spokój i nie oceniajcie". jeżeli posłuchaliby słów Igi, znaczyłoby to, iż jest dla nich mało ważna.
Rozumiem frustracje Polki. Przez wiele miesięcy przyzwyczaiła się do słów uwielbienia, a teraz mocno zderzyła się z najpoważniejszym kryzysem w swojej dotychczasowej zawodowej karierze. Okazało się, iż nie wszyscy fani tenisa są powściągliwi w wypowiadaniu swoich opinii, a jeszcze dziennikarze drążą i drążą, dlaczego Świątek nie jest już taka nietykalna dla rywalek. Niestety, tak ułożony jest ten świat, iż jak jesteś na świeczniku, wystawiasz na widok publiczny nie tylko to, co zdrowe i piękne, ale też swoje rany. Ludzie chcą cię oglądać z każdej strony i nie masz nad tym kontroli.


Oto, z czego wynika frustracja Igi Świątek
I pewnie tu jest pies pogrzebany. "L'Equipe" nawiązuje do określenia: "freak control", którym Świątek sama siebie określiła podczas jednej z konferencji na Australian Open. Polce trudno znieść, iż nie może kontrolować wszystkiego w swoim otoczeniu. To dotyczy też narracji wokół jej osoby, które pojawiają się w sferze publicznej. Gdy Polka wygrywała, to było łatwe. Jej oceny w mediach były tylko pozytywne. choćby gdy jeden dziennikarz stwierdził, iż nie podoba mu się tenis Igi, to traktowany był raczej jak dziwak niż ekspert. Teraz to się zmieniło.
Oceny Igi Świątek są bardziej różnicowane, pojawiło się dużo więcej krytyki. Ale, co ciekawe, bardziej dotyczy to jej sztabu niż samej tenisistki. Świątek i tak ma z tym problem. Tym mocniej ją to boli, im bardziej to wymyka się spod jej kontroli. Widać, iż trudno jej wzruszyć ramionami na krytykę (zwłaszcza tę wykraczającą poza jej grę) i iść dalej. Chciałaby, żeby to do niej należało ostatnie słowo. Ale tak się nie da. "L'Equipe" pisze: "Zaakceptowanie faktu, iż nie można 'zawsze mieć kontroli nad wszystkim' to dobry początek, a Świątek jest w samym środku tego procesu: ponieważ zrozumiała, iż musi wymyślić siebie na nowo, aby przetrwać, zobaczyć siebie w perspektywie nie tylko następnego meczu lub turnieju".


Wypada życzyć Świątek, by proces, o którym pisze "L'Equipe", doprowadziła końca i zrozumiała, iż zawodowy sport nie istnieje bez kibiców, którzy mają prawo do ciągłej oceny swoich idoli. Niezależnie, czy to się komuś podoba, czy nie.
Idź do oryginalnego materiału