Kolejne bezmyślne zachowanie Sabalenki. Tak dłużej być nie może

3 godzin temu
Zdjęcie: Canal+, Australian Open


Lubimy ludzką twarz Igi Świątek, ale z tą pokazywaną przez Arynę Sabalenkę wielu polskich fanów ma problem. Mimo iż w Melbourne Białorusinka zachowała się bezmyślnie, to wizerunkowo nic nie straci. Jej krytycy tylko zyskali kolejny argument, a lubiący jej osobowość nie odwrócą się od niej. Bo w końcu taka Aryna Sabalenka jest - czasem zabawna, czasem nieco przaśna.
Klasy nie kupisz - ta fraza co najmniej kilka razy pojawiała się w artykułach dotyczących Aryny Sabalenki. Ostatnio powodem ku temu było jej zachowanie po finale Australian Open. Z Białorusinką jest trochę jak z legendarnym Novakiem Djokoviciem - jedni ją uwielbiają, a inni nie znoszą. Wielu polskich kibiców patrzy na nią mocno krytycznie, jak przystało na wroga numer jeden Igi Świątek.


REKLAMA


Zobacz wideo Konflikt Igi świątek z Danielle Collins? Wesołowicz: To jednostronny beef


Furia w Nowym Jorku, kiepski żart w Melbourne. "Trofeum albo nic"
Złożyła po meczu gratulacje przeciwniczce, a potem usiadła na krześle i zarzuciła ręcznik na głowę, by ukryć przed kamerami oraz kibicami zapłakaną twarz. Widzieliśmy takie zachowanie już nieraz u Świątek, a kilka dni temu tak samo zareagowała Sabalenka po przegranej 6:3, 2:6, 7:5 z Amerykanką Madison Keys w finale w Melbourne. Tyle iż potem nieraz można zobaczyć wciąż płaczącą w szatni Polkę, a Białorusinka odreagowuje już inaczej. I tym sprowadziła na siebie kłopoty.
Dwa lata temu po przegranym finale w Nowym Jorku rzuciła na podłogę torbę, na niej położyła paterę, a następnie wyciągnęła z torby rakietę. Cztery razy uderzyła nią o podłogę, a potem wyrzuciła do kosza. Tym razem, po finale Australian Open, nie wyładowała emocji w ten sposób, ale i tak zebrała jeszcze większą krytykę. Kamery uchwyciły ją z partnerem Georgiosem Frangoulisem i trenerem przygotowania fizycznego Jasonem Stacym. Początkowo Sabalenka zerka za siebie, a obaj mężczyźni - śmiejąc się - wykonują ruch, jakby mieli zamiar oddać mocz na leżącą przed nimi paterę za przegrany finał. Sabalenka po chwili odwraca się do nich i uśmiechnięta naśladuje ich zachowanie.
To nim zdobywczyni trzech tytułów wielkoszlemowych oburzyła wiele osób. Zwłaszcza w Polsce. Pisano o tym w naszym kraju sporo, przywoływano też wpisy internautów, którzy oburzeni gestem tenisistki domagali się wręcz jej dyskwalifikacji. Dominik Senkowski ze Sport.pl pisze o przekroczeniu akceptowalnych norm w społeczności i wywoływaniu daleko posuniętego niesmaku.
Zachowanie Sabalenki i jej towarzyszy zdecydowanie do mądrych nie należało, ale czy sama określiłabym je jako wywołujące wielki niesmak? Raczej nie. Uważam, iż był to żart. Kiepski, ale jedynie żart.


- Gdy docierasz do finałów, jesteś w sytuacji "trofeum albo nic". Nikt nie pamięta o finalistce, nie wpisuje jej nazwiska obok zwyciężczyni. Na tym etapie celuję w tytuły - mówiła po finale w Melbourne Sabalenka. Dwa poprzednie finały wygrała i teraz walczyła, aby zostać szóstą tenisistką w Open Erze, która triumfowała trzy razy z rzędu w tym turnieju. Była o krok i może stąd jej gigantyczne rozgoryczenie.


Sabalenka specem od przemów po porażkach. Białorusinka już kiedyś została ofiarą własnego żartu
Nieraz na wielkich imprezach oglądaliśmy sportowców rozczarowanych drugim miejscem i ściągających z szyi srebrne medale. Niektórzy taki gest uważają za brak szacunku. Oczywiście, imitowanie oddawania moczu jest zachowaniem niższych lotów i nie uważam, iż należy przejść nad nim do porządku dziennego. Ale tu bardziej odebrałam je jako próbę pocieszenia i rozśmieszenia Sabalenki przez Frangoulisa i Stacy'a niż chęć okazania lekceważenia wobec patery. Podkreślam - próbę w kiepskim stylu, a tenisistka znacznie lepiej zrobiłaby, gdyby zachowania towarzyszy nie skopiowała.
Obserwując ją na przestrzeni lat, łatwo dostrzec, iż obok ciężkiej pracy na treningach Sabalenka i jej sztab znajdują czas na żarty i wygłupy. Po przegranych finałach Sabalenka zwykle humorystycznie zaznacza w wywiadach, iż rozczarowujący wynik to ich wina i albo dodaje ze śmiechem, iż ich nienawidzi, albo przypomina, iż stracą teraz pracę. Żart w szatni śmieszny nie był i warto, by Białorusinka potraktowała to jako lekcję. Ale według mnie wielkie oburzenie jest tu przesadne.
Mój redakcyjny kolega w swoim tekście pisze też, iż Sabalenka "tworzy wizerunek tenisowego wesołka, który lubi tańczyć, bawić się, a przy okazji wygrywać największe turnieje". Takie sformułowanie sugeruje pewną kreację, a uważam, iż ona autentycznie tym wesołkiem jest. Na korcie walczy na całego, a w pomeczowych wywiadach, na konferencjach prasowych i w materiałach zamieszczanych w mediach społecznościowych jest sobą i naprawdę dużo żartuje.


Czasem sama staje się ofiarą tych żartów. Tak było m.in. po finale w Stuttgarcie sprzed dwóch lat. Po raz trzeci z rzędu grała tam o tytuł i po raz trzeci przegrała. W tym drugi raz z rzędu ze Świątek. Podczas dekoracji żartobliwie udawała, iż próbuje rozbić szybę w będącym nagrodą dla zwyciężczyni Porsche. W Polsce sporo osób komentowało z oburzeniem, iż Białorusince zabrakło wtedy klasy. Zbyt pochopnie.
- Motywem przewodnim wszelkich spotkań z mediami było pożądanie tego samochodu przez Sabalenkę i ona się z tym nie kryła. Zawsze mówiła o tym żartobliwie i jej zachowanie podczas ceremonii dla nas było zupełnie normalne. Publiczność zareagowała na to gromkim śmiechem, poza tym sama Iga się wtedy uśmiechnęła - opowiadała wtedy Sport.pl obecna w Stuttgarcie Joanna Sakowicz-Kostecka, była tenisistka i komentatorka Canal+.


Sabalenka wulkanem emocji. Bliżej jej do Djokovicia niż do Federera
O ile dowcipkowanie Sabalenki jest naturalne, o tyle zdarza jej się też czasem coś chlapnąć. Wydaje się być typem osoby, która nieraz coś powie, zanim pomyśli. Wiele osób na jej żarty reaguje śmiechem lub przynajmniej dobrotliwym uśmiechem, ale są i tacy, którym one nie pasują. Nie wszyscy mamy takie samo poczucie humoru, ale to jeszcze nie powód, by drugiej stronie przypisywać z automatu najgorsze intencje.
Białorusinka różne odczucia wzbudza też swoim zachowaniem podczas meczu. Po uderzeniu piłki wydaje z siebie głośny okrzyk, a zdaniem niektórych wręcz jęk. Takie dodatki wokalne nie mają zwykle fanów wśród widzów, ale niektórzy tenisiści taki mają zwyczaj. Do tego 26-latka jest na korcie dość wybuchowa. Po nieudanych zagraniach uśmiecha się wymownie, ale częściej okazuje niezadowolenie albo rzuca jakieś uwagi w stronę swojego sztabu. Zdarza jej się też krzyknąć głośno po ważnym punkcie, rzucić rakietą po zepsutej akcji lub wykonywać inne gesty ukazujące emocjonalność. I znów - dla jednych to atrakcja, rozrywka, dla innych - kolejne "przeciw" przy nazwisku pierwszej rakiety globu.


Dominik w swoim tekście stwierdza, iż ostatnie zachowanie z szatni wpłynie negatywnie na wizerunek Sabalenki. Moim zdaniem niczego ono nie zmieni. Ci, którzy ją krytykowali, zyskali kolejny argument, a lubiący jej osobowość nie odwrócą się po tym od niej. Bo w końcu taka Aryna Sabalenka jest - czasem zabawna, czasem może nieco przaśna.
Przez ostatnie lata na hasło "klasowe zachowanie" w tenisie zwykle w pierwszej kolejności pada nazwisko Rogera Federera. Białorusinka pod względem ogólnego postrzegania bardziej przypomina innego przedstawiciela Wielkiej Trójki - Djokovicia. Serb też bardziej okazuje emocje na korcie i niektórzy go za to uwielbiają, a innym działa na nerwy. Warto jednak pamiętać, iż kiedyś i kryształowemu Federerowi zdarzały się wybuchy złości na korcie.


Tenisowa wersja Hannawalda i Bjoergen. Szybka reakcja obrońców Świątek po meczu z Gauff
Mam też wrażenie, iż w Polsce Sabalenka ma pod górkę z dwóch innych powodów. Dwa lata temu pisał o tym na Sport.pl Piotr Wesołowicz. w tej chwili chyba w mniejszym stopniu negatywne nastawienie wobec niej związane jest z narodowością, choć tendencja ta raczej całkiem nie zniknęła. Na pierwszy plan wybija się zaś rola największej rywalki "naszej Igi". Przez to, iż Białorusinka jest tenisową wersją Svena Hannawalda czy Marit Bjoergen, jej zachowania czy słowa bywają interpretowane na jej niekorzyść, gdy wcale nie mają negatywnego wydźwięku. Przykład? Po przegranym półfinale Roland Garros 2023 życzyła powodzenia swojej pogromczyni - Karolinie Muchovej - w meczu o tytuł. Niektórzy zaś uznali, iż w ten sposób opowiada się przeciwko Świątek, która była kolejną rywalką Czeszki w Paryżu...
Pamiętacie finał tegorocznego United Cup? Świątek przegrała po raz pierwszy w tym sezonie, ulegając świetnie spisującej się Coco Gauff. Wyraźnie rozczarowana adekwatnie gwałtownie tylko prześlizgnęła dłonią po ręce Amerykanki przy tradycyjnym podziękowaniu na środku kortu. Gdy rywalki wiceliderki listy WTA w ten sposób zachowują się po przegranych meczach, to fani Polki zwykle im to wytykają jako nietaktowne. Czytałam komentarze na portalu X po tym spotkaniu z Gauff. Gdy kilka osób wypomniało Świątek ten pośpieszny gest, to fani 23-latki od razu w ramach obrony zarzucali brak klasy zawodniczce z USA, która - zwrócona do swojej drużyny - wykonała ich tradycyjny gest zwycięstwa ("dokopywanie się" do sukcesu). Inni zaś stwierdzili, iż zachowanie Świątek to i tak nic przy przedmeczowym geście Danielle Collins (ta witając się ze Świątek, choćby na nią nie spojrzała ).


Polce, która po tamtym meczu z Gauff płakała, należy się trochę wyrozumiałości. Szkoda nam jej też za każdym razem, gdy po bolesnej przegranej po jej policzkach płyną łzy. Tak samo jednak należałoby wykazać nieco empatii względem Sabalenki. Oczywiście, łatwiej o to, gdy kończy się na łzach, a obywa bez bezmyślnego żartu. Ale skoro sami też ukazujemy swoją ludzką stronę, broniąc zażarcie "naszej Igi", to zerknijmy też nieco życzliwszym okiem na ludzką stronę Białorusinki. Licząc przy tym, iż sama również wyciągnie z tej historii odpowiednią naukę.
Idź do oryginalnego materiału