Wydarzenia z niedzielnego meczu eliminacji mistrzostw świata w Kownie rozgrzały polską scenę polityczną. Polscy kibice, którzy ubliżali na wyjeździe szefowi rządu, byli wyraźnie słyszalni podczas transmisji telewizyjnej, a i obecni na stadionie dziennikarze nie omieszkali podzielić się ich przyśpiewkami w mediach społecznościowych. Zresztą w końcu i sam Donald Tusk zareagował i napisał w mediach społecznościowych: "Pisowcy pytają, czy tłumaczyłem litewskiej pani premier wszystkie okrzyki z trybun. 'Donald matole…' przetłumaczyłem. Mam słabość do tego hasła - zawsze, kiedy je skandują, wygrywam wybory. Nie tłumaczyłem haseł: 'jazda z kur**mi', 'je**ć Izrael', 'policja je**na będzie' itp.".
REKLAMA
Kibice za słowa o Tusku stanęli przed sądem
Premier nawiązał tu do wyborów parlamentarnych z października 2011 roku. Wtedy wygrała je Platforma Obywatelska z wynikiem 39 procent. I właśnie przed tymi wyborami pojawiła się na trybunach przyśpiewka o obalaniu rządu przez kiboli. Nic z tego nie wyszło, bo według sondaży większość Polaków popierała wtedy działania rządu. Decyzję o zamknięciu stadionów Lecha i Legii, według sondażu Homo Homini dla Polskiego Radia, pozytywnie oceniło 54 procent pytanych, a negatywnie - 29 procent. Tusk, zapowiadając wtedy ostrą walkę ze stadionową bandyterką, miał poparcie społeczne. Wtedy za samo śpiewanie "Donald, matole" itd. można było trafić przed sąd. Było to bowiem "okazanie lekceważenia konstytucyjnym organom RP poprzez wykrzykiwanie obraźliwego hasła dotyczącego premiera" (cytat za depeszą PAP z procesu kibiców Jagiellonii w 2012 roku).
Zobacz wideo
Tym razem rząd takiego poparcia jak w 2011 roku nie ma, więc nie ma na razie mowy o ściganiu kibiców za lżenie premiera. Pozostaje jednak odpowiedzialność moralna, bo przecież z tymi samymi kibicami, którzy śpiewali te wszystkie brzydkie rzeczy o premierze, bawili się potem piłkarze. Zresztą oni postawą fanów podczas meczu byli zachwyceni. Polacy przejęli trybuny w Kownie - dopingowali cały mecz, tylko od czasu do czasu robili sobie przerwy, by "pozdrowić" szefa rządu. Gdy spotkanie się zakończyło, piłkarze długo bawili się z kibicami, śpiewając: "Gdybym jeszcze raz miał urodzić się, to bym Tobie, Polsko, oddał życie swe".
Ten idylliczny obrazek nie wszystkim się jednak spodobał. Obiekcje mieli przede wszystkim najtwardsi zwolennicy rządowej koalicji, którym to zbratanie się piłkarzy z kibicami, którzy chwilę wcześniej atakowali premiera, wyraźnie się nie spodobało. Padły mocne słowa o brataniu się z "patologią".
PZPN milczy w sprawie tego, co stało się w Kownie
W przeciwieństwie do premiera, PZPN żadnego stanowiska w kwestii dopingu nie zajął. Pominął też milczeniem baner, który głosił: "Nie jesteś, nie byłeś, nie będziesz kibicem reprezentacji Polski".
Związek postąpił inaczej niż np. Legia Warszawa, która zareagowała po tym, jak na jej stadionie podczas tegorocznej prezydenckiej kampanii wyborczej pojawiły się transparenty przeciwko Rafałowi Trzaskowskiemu. Stołeczny klub napisał w oświadczeniu: "Jako klub nie jesteśmy stroną w jakimkolwiek dyskursie dotyczącym wewnętrznej polityki i odcinamy się od wszelkich przekazów w tym obszarze. Stadion Legii to miejsce, które łączy, a nie dzieli, gdzie ludzie o różnych poglądach mogą czuć się dobrze w towarzystwie innych, dzieląc wspólną pasję i kibicowanie swojej drużynie".
Te słowa mają podwójne znacznie. Z jednej strony Legia umiejętnie odcina się do panującej w kraju polaryzacji, a z drugiej strony między wierszami przyznaje się, iż nie jest w stanie zadbać o to, aby tego typu polityczny przekaz nie pojawił się na trybunach.
Oczywiście PZPN ma wymówkę, iż nie on organizował mecz, więc za banery na trybunach odpowiadają Litwini. Jednak mecz w Kownie powinien być dla związku sygnałem alarmowym. jeżeli kibicom spodoba się, iż ich zaangażowanie polityczne mocno niesie się po mediach społecznościowych, to mogą je próbować powtarzać i w kraju. Wtedy PZPN nie będzie miał wyboru, żeby przypomnieć, iż reprezentacja jest dobrem wszystkich.
Lewandowski przyjął odznaczenie i wybuchła burza
A przecież już wcześniej były próby wciągnięcia kadry do politycznego sporu. Gdy Robert Lewandowski został odznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, spotkała go krytyka za samo to, iż je przyjął. Za kapitana kadry musiał się tłumaczyć w podcaście Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego Wojciech Szczęsny. Bramkarz Barcelony powiedział, iż postąpiłby tak samo. Gdy prowadzący mieli wręcz pretensje, iż piłkarze nie zabierają głosu w kwestiach politycznych, Szczęsny odparował: "Co mnie obchodzi, co piłkarz ma do powiedzenia o polityce?".
Jako przykład politycznego zaangażowania piłkarzy można tu przytoczyć Kyliana Mbappe, który podczas Euro 2024 wypowiadał się kategorycznie przeciw Zgromadzeniu Narodowemu Marie Le Pen. To jednak nie wpłynęło specjalnie na wzrost jego popularności. Na początku września francuskie media opublikowały sondaż, który miał "przerazić" tamtejszy związek piłkarski. Aż 45 procent respondentów miało złą lub bardzo złą opinię o reprezentacji Francji, natomiast dobrą opinię o drużynie miało 53 procent Francuzów. Wśród tych badanych, którzy deklarują się jako kibice, dobrą opinię o kadrze miało 77 procent badanych. Niby nie tak źle, ale to najgorszy wynik od 10 lat. A przecież mówimy o drużynie, która jest aktualnym wicemistrzem świata i trzecią drużyną Europy i jednym z faworytów do złota na mundialu 2026. Na brak sukcesów swojej kadry kibice Francji nie mogą narzekać.
PZPN w końcu będzie musiał zająć stanowisko
Autorzy sondażu zderzają te wyniki z popularnością reprezentacji Francji w rugby, która choć ostatnio spektakularnymi sukcesami nie może się pochwalić (ostatni medal PŚ w 2011 roku), to jednak ma dobrą opinię u 89 procent Francuzów.
jeżeli chodzi o samego Mbappe, to kibice żądają, żeby odebrać mu opaskę kapitańską. Ten postulat popiera aż 64 procent piłkarskich fanów. Wśród ogólnej liczby badanych ten procent wynosi 52.
Na politycznym zaangażowaniu swoich zawodników straciły też amerykańskie ligi sportowe. NFL i NBA wiele zrobiły, by wyciszyć na swoich arenach polaryzujące USA spory. Symboliczny jest tu los futbolisty Colina Kaepernicka, który polityczne protesty na stadionach zapoczątkował w 2016 roku i po sezonie już go w lidze nie było.
Piłkarzom reprezentacji Polski jak dotąd udało się uniknąć pułapki zaangażowania w polaryzujące spory. Jednak krytyka, jaka ich spotkała po meczu w Kownie, pokazuje, iż to może być coraz trudniejsze.