Jerzy Janowicz podczas kariery tenisowej, w której szczytowym momencie był na 14. miejscu światowego rankingu, dał się poznać jako zawodnik ekspresyjny i niegryzący się w język. Czasem choćby kontrowersyjny. Od kilku lat sam częściej niż na korcie tenisowym pojawia się na tym do padla, ale rywalizację najlepszych na tym pierwszym od czasu do czasu wciąż ogląda. Ma swoje zdanie na temat obecnej sytuacji dwóch największych gwiazd polskiego tenisa - Igi Świątek i Huberta Hurkacza. I dzieli się nim w poniższej rozmowie ze Sport.pl, którą zaczęliśmy jednak od padla.
REKLAMA
Zobacz wideo "Byłem obrażony, ale już mi przechodzi". Janowicz zdradza swoje plany
Agnieszka Niedziałek: W ostatnich latach występujesz w profesjonalnych turniejach padlowych. Trudno było się przestawić niedawno na bardziej towarzyskie wydanie w Cupra Padlove?
Jerzy Janowicz: To był bardziej turniej koleżeński, większość ludzi się znała, więc nie miałem wyboru i musiałem wrzucić na luz. Ale wydaje mi się, iż luzu całkiem w tych zawodach też nie było. Przekonali się o tym m.in. ubiegłoroczni triumfatorzy, którzy dość gwałtownie zostali wyeliminowani.
Poprzednio rozmawialiśmy podczas igrzysk europejskich w Krakowie. Przez ostatnie półtora roku twoje zaangażowanie pod kątem intensywności treningów i startów padlowych zwiększyło się czy raczej zmalało?
- W zeszłym roku intensywność była bardzo duża - zagrałem w sporej liczbie turniejów. W obecnym jeszcze jestem na luzie, bo mam drugie dziecko. Urodziło się dwa tygodnie temu, więc na razie postanowiłem zająć się rodziną. Ale jest plan, iż już niedługo - może choćby od marca - wejdę ponownie w tryb turniejowy.
Startujesz na stałe z jednym partnerem?
- Różnie. W ubiegłym roku większość czasu występowałem z jednym, teraz zaczynam współpracę z nowym. Próbuję, szukam. Możliwe, iż uda mi się też dogadać z chłopakiem z top 10 na wspólny występ. Ale na razie to jest wróżenie z fusów.
Wiążesz z padlem już przyszłość długofalowo czy to wciąż etap testowania?
- Nie wiem. Na pewno nie planuję jakiejś wielkiej przyszłości w tym. o ile padel cały czas będzie mi sprawiał tyle przyjemności co dotychczas, to po prostu będę sobie w niego grał. o ile uda mi się znaleźć jakiegoś dobrego partnera na stałe, przenieść się na dłuższy okres do Hiszpanii - bo tak musiałoby to wyglądać - i będę mógł tam trenować regularnie, to wtedy będę myślał o tym i liczył na wysoką pozycję w rankingu. Na razie powiedziałbym, iż bardziej jest to cały czas rozkoszowanie się sportem.
Te przenosiny do Hiszpanii to kwestia kilkumiesięcznego pobytu, rocznego, jeszcze dłuższego?
- Nie wiem, na razie jeszcze nie stanęło na konkretnej opcji. Wersji jest dużo - zakupienie tam mieszkania, wynajęcie go lub jeżdżenie samemu na kilka tygodni tak, jak było w zeszłym roku.
przez cały czas rzadko oglądasz tenisowe mecze?
- Sporadycznie zdarza mi się obejrzeć.
Nicolas Massu i dodatkowo Ivan Lendl w roli konsultanta to duet, który może zmienić grę Huberta Hurkacza na tyle, by wrócił do światowej czołówki i osiągał wielkie sukcesy?
- Ivan Lendl jak najbardziej - uważam, iż to dobre posunięcie. Natomiast co do Nicolasa Massu, to wydaje mi się, iż jest to jeden z gorszych pomysłów.
Ponieważ?
- Patrząc na to, jak sam grał, jakiej techniki i taktyki używał, to nie pasuje mi to w ogóle do Huberta. On potrzebuje kogoś, kto nauczy go regularnie sięgać po ofensywny tenis. I w końcu sprawi, iż taki styl będzie dla niego komfortowy, nie będzie się go bał. Bo to, czego Hubert nie umie za dobrze robić i nie chce robić, to właśnie gra ofensywna. A ona jest mu bardzo potrzebna. On może to robić. Nie rozumiem, czemu tak ciężko mu przejść z tej głębokiej defensywy i gry z kontry na bardziej ofensywną.
Skoro mówisz, iż jest w stanie tak grać, ale się boi, to można odnieść wrażenie, iż zakładasz tu pewną blokadę psychiczną.
- Nie jestem z Hubertem na co dzień, więc nie wiem, na czym dokładnie to polega. Jedynie mogę stwierdzić, iż na pewno dużo bardziej komfortowo czuje się wycofany parę metrów za końcową linię. Tyle widziałem. Z czego to wynika - nie umiem stwierdzić.
Skoro Massu nie jest według ciebie dobrym wyborem na głównego trenera dla Hurkacza, to kogo byś mu wskazał, gdyby spytał cię o radę?
- Samego Ivana Lendla.
Tylko ta opcja podobno odpada, bo Lendl nie chce jeździć na turnieje przez cały rok i dlatego godzi się jedynie na rolę konsultanta.
- Ja mówię tylko, co by było dobre dla Huberta.
Skoro wiemy, iż ten wariant nie jest realny, to wskaż jakiś plan B opcji ofensywnej.
- Hmm... Jerzy Janowicz (śmiech).
Naprawę byłbyś zainteresowany pracą trenerską? Półtora roku temu mówiłeś, iż taka w wydaniu kilkutygodniowym sprawiła ci frajdę, ale nie byłeś pewny, czy tak samo byłoby w pełnym wymiarze.
- Musiałbym się zastanowić. Nie wykluczam takiej opcji. Mam do podjęcia kilka decyzji. Dużo już poświęciłem w życiu dla tenisa i chyba nie chciałbym poświęcać mu teraz całego roku. Rola konsultanta? Są różne pomysły. Nie będę teraz niczego deklarował. Jak mówiłem, muszę przemyśleć jeszcze pewne rzeczy.
Ostatnio dużo osób zwracało uwagę na zachowanie Igi Świątek podczas meczów. Było w niej sporo emocji, frustracji. Psychologowie sportowi ogółem wyróżniają dwa rodzaje tenisistów - tych potrzebujących pobudzenia w trakcie meczu i tych, którym bardziej służy wyciszenie. Ty dałeś się poznać jako typ ekspresyjny. Wyrzucanie z siebie emocji podczas gry zawsze ci pomagało?
- Tak. Niestety, przeciwnicy dość gwałtownie się w tym zorientowali i podczas meczów próbowali mnie usypiać. Nie wchodzili ze mną w żadne interakcje, bo wiedzieli, iż każda niepotrzebna dyskusja może mnie uruchomić na ich niekorzyść.
Wracając do Świątek - uważasz, iż trudna druga połowa poprzedniego sezonu mogła się odbić mocniej na jej pewności siebie? Bo pojawiają się w środowisku głosy, iż jej obecna odsłona może być właśnie tego efektem.
- Mogło się to odbić, ale nie musiało. Myślę, iż problem jest bardziej złożony.
Już przy okazji Australian Open niektórzy wskazywali, ile wynosi w tej chwili jej przerwa w wygrywaniu turniejów. Podobno jest najdłuższa od trzech lat. Czy tenisiście może krążyć z tyłu głowy taka myśl i powodować dodatkową presję?
- o ile takie tematy są rozpatrywane u Igi, to coś poszło bardzo nie tak. Ale wątpię, by tak było. Nie da się wygrywać cały czas. Teraz może być trudniej, bo inne zawodniczki nauczyły się grać z Igą.
Będąca w sztabie Świątek psycholożka sportowa Daria Abramowicz dość często jest tematem rozmów polskich kibiców tenisowych. Szczególnie przy okazji słabszych meczów wiceliderki rankingu WTA i wspomnianych emocjonalnych reakcji.
- Wolałbym nazywać ją raczej przyjaciółką niż panią psycholog. Większość dobrych psychologów, którzy pracują z najlepszymi sportowcami na świecie, zwykle trzyma się w cieniu. Często choćby nie wiemy o ich istnieniu.
Uważasz, iż można łączyć role przyjaciółki i psycholożki?
- Wątpię. Psycholog powinien zachowywać dystans od sportowca, aby zbyt bliska relacja nie zaburzała pracy.
Wróćmy do samej Świątek, która zawsze była emocjonalna, ale ostatnio w Dosze i Dubaju była chyba też bardziej nerwowa.
- Powiedziałbym raczej, iż była sfrustrowana, bo zatraciła łatwość wygrywania punktów. Do niedawna wystarczyło przyśpieszyć dwa razy forhendem i rywalki sobie nie radziły. Teraz już potrzeba czegoś więcej, bo przeciwniczki się jej nauczyły. choćby tacy zawodnicy jak Rafael Nadal, gdy byli na topie, starali się wprowadzać nowe elementy do swojej gry, aby mieć większy wachlarz rozwiązań.
Mnie zaskoczyła dość duża frustracja Polki, gdy w Dosze asa za asem posyłały Linda Noskova i Jelena Rybakina. Sama nie popełniła przecież wówczas błędu. U ciebie też niemoc wynikająca ze świetnej dyspozycją serwisowej rywala wywoływała takie emocje?
- Asy posyłane przez przeciwników to była codzienność, nic nowego. Byłem więc przygotowany na tego typu sytuacje.
Skoro Massu nie jest dobrym wyborem dla Hurkacza, to czy Wim Fissette jest dobrą opcją dla Świątek?
- Nie znam się z nim za bardzo i nie znam jego warsztatu. Jest doświadczonym trenerem, ale pracował w tourze WTA i nie miałem z nim zbytnio styczności. Nie znam go na tyle, by się móc wypowiedzieć na jego temat.