„Jak zostałem Arkowcem”. Można już zamawiać książkę „Szczura”, kibica Arki Gdynia
Był jedną z czołowych postaci na trybunach Arki Gdynia od końca lat 80. do 2003 roku. Kibicował temu klubowi niemal od urodzenia, stworzył pierwszą flagę Hooligans from Arka, a także był pomysłodawcą ekipy, która staczała regularne walki z fanami Lechii Gdańsk czy Bałtyku Gdynia. Teraz Andrzej „Szczur” Michalak wspomina dawane czasy w książce „Jak zostałem arkowcem. Na chuligańskim szlaku”, która ukaże się 22 stycznia nakładem Wydawnictwa SQN.
Książkę z serii SQN Originals można zamówić wyłącznie w księgarni wydawcy, LaBotiga.pl
LINK DO PRZEDSPRZEDAŻY
-pakiety z innymi książkami o tematyce kibicowskiej
-atrakcyjne pakiety z kubkiem „Jestem fanatykiem” i innymi gadżetami piłkarskimi
-przy zakupie trzech produktów Wydawnictwa SQN z kodem 3ZA2WYPRZ najtańszy produkt gratis!
O KSIĄŻCE:
Siermiężne lata 80. i chaotyczne lata 90. Trójmiasto czasów Nikosia i okrutnych gangsterskich porachunków. Arka Gdynia kontra Lechia Gdańsk. Fanatyczne grupy kibicowskie, bezwzględne walki o klubowe barwy, starcia z milicją czy policją, latające w powietrzu butelki i kamienie, zdemolowane trybuny i dworce. Wyjazdy, w trakcie których trzeba było mieć oczy dookoła głowy, przepełnione i niebezpieczne pociągi, stadiony przypominające najczęściej ruiny. A w tym wszystkim przyjacielskie relacje, zgody, ostre imprezy i kibicowskie zasady, które odeszły już w przeszłość.
Ta książka to świadectwo kogoś, kto dziesiątki razy ścierał się z kibicami wrogich klubów i doskonale wie, o czym mówi. Nie ma tu miejsca na wymysły, to prawdziwa, pełnokrwista historia. Szczur, kibic Arki Gdynia, opowiada niezwykle szczerze o swojej chuligańskiej drodze – bez upiększeń i tematów tabu, nie uciekając od najtrudniejszych spraw, choć z szacunkiem dla dawnych wrogów i z sentymentem do czasów, które minęły i już nigdy nie wrócą.
Jak wyglądała scena kibicowska w przeszłości i jakie zmiany w niej zaszły? Które mecze, wyjazdy i zgody autor wspomina najlepiej? Których przyjaciół – ale i wrogów – ceni najbardziej? Co sądzi o współczesnych grupach kibicowskich i obecnej scenie ultras? Czego żałuje z perspektywy czasu?
To książka dla wszystkich, którzy chcą sobie przypomnieć – albo się dowiedzieć – jak wyglądały lata 80. i 90. pod względem kibicowskim, na polskich stadionach i poza nimi. Jak tworzyły się zgody i dlaczego się rozpadały. I czym różniło się dawne kibicowanie od obecnego.
Jedno jest pewne – to nie jest opowieść dla pikników LINK DO PRZEDSPRZEDAŻY
O AUTORZE:
Andrzej „Szczur” Michalak – Chłopak wychowany na gdyńskim Śródmieściu w robotniczej rodzinie. Kibic Arki Gdynia, który chodził na jej mecze wraz ze starszym bratem Toffim praktycznie od urodzenia. Jedna z osób decyzyjnych na trybunach Arki od końca lat 80. aż do swojej emigracji, czyli do 2003 roku.
Pomysłodawca i twórca ekipy z lat 90., która regularnie staczała walki z kibicami Lechii Gdańsk, Bałtyku Gdynia i innych klubów. Twórca pierwszej flagi Hooligans from Arka. Fanatyk Arki, bez którego dorastanie jego rówieśników z Gdańska i Sopotu byłoby nudne. w tej chwili emigrant żyjący wraz z rodziną w Irlandii.
FRAGMENT KSIĄŻKI:
W tym samym 1991 roku pojechałem na spotkanie Legia – Manchester United do Warszawy. Mieszkał tam wtedy Marek z Cracovii, mój dobry kolega, który ze stolicy śmigał na mecze do Krakowa. Załatwił bilety, a mnie pozostało tylko wskoczyć do pociągu i dojechać na miejsce. Niespodziewanie po drodze wsiedli lechiści, akurat do mojego wagonu. W tamtych czasach mieli układ z Legią i często razem balowali. W Warszawie czekała na nich Legia, która zaprosiła ich na balety, oczywiście wzięli ze sobą i mnie. Wtedy poznałem chłopaków z Legii: Alchima, Sitka, Bosmana, Jagoda, Ursusa i kilku innych (Kubę i Komiksa znałem już wcześniej).
Wracając do tematu trójmiejskich układów na linii Arka–Lechia, warte opisania jest też wydarzenie z meczu Stoczniowiec – Arka (czasy HTM-u). Wyniku sobie nie przypominam, pamiętam za to, iż pojechaliśmy w środku tygodnia w ponad sto osób. Byliśmy zdziwieni, iż nie eskortują nas mundurowi. Niby widzieliśmy ich po drodze, ale nie szli z nami, tylko stali, tak samo wyglądało to pod stadionem. A iż w okolicy nie pojawiła się żądna wrażeń ekipa z Gdańska, było spokojnie. Weszliśmy na trybuny, usiedliśmy od strony stoczni. W czasie meczu Lechia zaatakowała nas z zaskoczenia, wskakując nam na plecy, w grupie o podobnej liczebności jak my, ale uzbrojona w pały, pasy itp. Byliśmy bez sprzętu, wszyscy uciekli na murawę, przeskakując przez niski płot. Na początku zostałem tylko ja. Wyrwałem kij od chorągiewki i stanąłem za płotem. Prowizoryczna broń zatrzymała się na głowach kilku próbujących atakować lechistów. Krzyknąłem: „Kurwa, wracać, jedziemy z nimi!”. gwałtownie odmulili się Sado, Gacek, Macias i chyba Cezar, Żana oraz Zeus – doszło do walki wręcz przy płotku. Walka trwała kilkanaście minut, przeszliśmy w końcu do kontrataku i wywaliliśmy Lechię ze stadionu. Konkretne starcie, było wielu rannych. Mnie samego dwa razy opatrywał lekarz Arki, co opisała trójmiejska prasa. Raz zresztą trafił mnie młody Duffo, z którym prywatnie dobrze się już znałem – to od niego mam bliznę na lewej ręce. To była przełomowa awantura. Pierwszy raz w pojedynku głównych ekip doszło do mordobicia na taką skalę. Po tej akcji tak bardzo uwierzyliśmy w swoje możliwości, iż staliśmy się nie do zatrzymania.
Po meczu najbardziej agresywne osoby zostały zatrzymane i trafiły do aresztu we Wrzeszczu. Z Arki zatrzymano tylko mnie, więc miałem przyjemność trafić do celi z ośmioma innymi osobami z Gdańska. Wtedy też poznałem bardzo aktywnych w tamtych latach kibiców Lechii, na przykład Gołego i Raka z Żabianki. Z aresztu wypuszczono nas wszystkich razem. Byliśmy cywilizowanymi ludźmi z zasadami, więc chłopaki z Lechii zaprosili mnie do knajpy i wizyta za Sopotem wydłużyła mi się aż do momentu, gdy gdańskie lokale zostały nad ranem zamknięte.
Później jeszcze się spotykaliśmy. Raz z Gołym i Rakiem udaliśmy się do Kandelabrów, kultowej w tamtych czasach knajpy, i dobrze pobalowaliśmy. Gdy odprowadzałem ich wieczorem na dworzec, zauważyłem, iż na bilardach w pobliżu komisariatu kolejowego trzech typów okłada gościa z Arki, więc powiedziałem Gołemu i Rakowi, iż nie mogę tego tak zostawić, bo znam bitego małolata. Goły powiedział, iż skoro razem balujemy, to razem też idziemy. Zaatakowaliśmy tamtych, ogólnie poskładaliśmy ich dość szybko, jednemu założyłem śmietnik na głowę. Potem odprowadziłem Gołego i Raka na peron i to tam zostaliśmy zawinięci. Okazało się, iż trzech pijanych gości okładających młodego kibica Arki to byli zmierzający do pracy funkcjonariusze z komisariatu kolejowego. Zrobiło się niezbyt wesoło. Wylądowaliśmy na 48 godzin w gdyńskim areszcie.
Wieczorkiem, kiedy obici funkcjonariusze wyleczyli kaca, przewieziono mnie z aresztu na komisariat przy Portowej w Gdyni. Zaciągnęli mnie na zaplecze, gdzie moim oczom ukazało się trzech pobitych na dworcu gości. Tym razem byli już w mundurach. Dostałem srogie lanie, jedno z gorszych w życiu. Oprócz lania zapamiętałem, iż w pokoju wisiał proporczyk Arki. Miałem dużo szczęścia, bo z powrotem do aresztu eskortował nas policjant z Gdyni, którego znałem i który w młodości także chodził na Arkę (był z Cisowej), ale gdy wstąpił do policji, dostał z automatu zakaz wstępu na stadion. Ale to on uratował nam wtedy tyłek. Poprosiłem go o pomoc i poinformował dyskretnie o wszystkim znajomego, kibica, który siedział gdzieś wysoko w prokuraturze. Potem trafiłem do prokuratora, który zobaczył moje obrażenia, doznane przecież na komisariacie, a ten wypuścił mnie do domu, dając tylko dozór policyjny. Śledztwo trwało kilka miesięcy, po czym stwierdzono, iż nie ma wystarczających dowodów, i sprawę umorzono. Pomoc tego wysoko postawionego kibica bardzo się przydała, bo w tym czasie miałem już zawiasy za czynną napaść na policjanta. A z Gołym i Rakiem balowaliśmy jeszcze nie raz i nie dwa. Teraz spotykamy się czasem i dyskutujemy na stare i aktualne tematy, patrząc na przeszłość z dystansem.