„Musimy sprawić euforia naszym fanom”. Niby tak proste sformułowanie, ale w tych słowach nowego szkoleniowca Lecha Poznań zawiera się cały sens jego misji przy Bułgarskiej. W tym tekście zastanowimy się, czy Duńczyk zdoła jej podołać i czego możemy się po nim spodziewać.
Lech Poznań do zakończonego w sobotę sezonu przystępował w atmosferze mocarstwowych jak na polskie warunki ambicji. Kibice nakręceni świetną końcówką kampanii 2022/2023, występami w Lidze Konferencji Europy i – jak się zdawało – sensownymi transferami wręcz nie wyobrażali sobie, iż ich zespół nie zakończy rozgrywek jako Mistrz kraju. Nadzieję wiązano również z rywalizacją o odzyskanie Pucharu Polski po kilkunastu latach i perspektywą walki co najmniej o fazę grupową Ligi Konferencji Europy. Tymczasem dziesięć miesięcy później, klub znalazł się w zupełnie innej sytuacji. „Kolejorz” pogrążył się na każdej możliwej płaszczyźnie, wywołując wśród swoich sympatyków prawdopodobnie największą frustrację od wielu lat. W takich to okolicznościach pracę zacznie nowy trener poznaniaków, czyli Niels Frederiksen, którego zakontraktowanie zostało ogłoszone na dwie kolejki przed końcem ligowych zmagań. W aurze absolutnego rozkładu drużyny Duńczyk staje zatem przed nie lada wyzwaniem. W tym miejscu warto sobie zadać pytanie: czy możliwym do zrealizowania?
Niejednoznaczny początek
Tak naprawdę w ciągu nieco ponad dwóch lat, Lech wrócił do puntu wyjścia. Sezon 2020/2021 był dla poznaniaków koszmarny, a już szczególnie jego końcówka. Dopiero jedenaste miejsce w tabeli mówi wszystko. Różnice między tamtym a obecnym okresem są, ale występuje jedno zasadnicze podobieństwo – sportowa degrengolada. Maciej Skorża przychodził wówczas do zespołu pogrążonego w chaosie, by poprowadzić go w ostatnich kilku seriach gier. W tym miejscu warto się zatrzymać, bo jest to dobry punkt odniesienia do nowego szkoleniowca. Jak w swoim artykule na portalu „Meczyki” pisał Dawid Dobrasz, Frederiksen przy Bułgarskiej miał pojawić się już w połowie marca na derbowym starciu z Wartą. Zgodnie z tym można więc założyć, iż Duńczyk analizował grę swoich nowych podopiecznych co najmniej od dwóch miesięcy. Nie została jednak podjęta decyzja, by objął zespół jeszcze w trakcie tegorocznej kampanii i zaczął go budować z myślą o nowym sezonie. W mediach przebijała się narracja, iż w klubie uznano, iż sytuacja jest tak beznadziejna, iż lepiej zaczekać do końca zmagań, by nie utrudniać Duńczykowi początku pracy. Jak to rozumieć w nawiązaniu do drugiej kadencji Macieja Skorży? Polski trener niewątpliwie wchodził do klubu z pewnym autorytetem, którym mógł budzić nadzieje, iż da radę przywrócić poznańską lokomotywę na adekwatne tory. Prawdopodobnie zatem łatwiej mu było rozpocząć pracę w tak niekorzystnych warunkach, niż byłoby to w przypadku szkoleniowca z Danii, który wkracza w nieznane sobie środowisko.
Nie zmienia to jednak faktu, iż Frederiksen stracił szansę na bliższe zapoznanie się z drużyną, wstępne zdiagnozowanie jej problemów wewnątrz grupy i bardziej precyzyjne określenie pierwszych roszad kadrowych. Tym bardziej iż Lech skończył ligę na zaledwie piątej lokacie, nie dając absolutnie żadnych perspektyw swoją grą. W związku z tym można uznać, iż wielce stratny na przejęciu na finiszu przez nowego opiekuna by nie był. Porównania do poprzednich trenerów w momencie przyjścia nowego są czymś zupełnie naturalnym, więc warto jeszcze zestawić obecne okoliczności z Johnem van den Bromem, który miał znacznie mniej czasu w poznanie zespołu i przygotowanie go, gdyż trafił na Bułgarską 16 dni przed inauguracją sezonu. Plusem dla Nielsa Frederiksena jest to, iż nie ma nic wspólnego z zakończonymi właśnie rozgrywkami, podczas których oberwało się praktycznie każdemu związanym ze sportową gałęzią klubu. Ma zatem trzy tygodnie na intensywną analizę zespołu (Lech wraca do treningów 20 czerwca) i kolejny miesiąc na pracę z nim.
Sylwetka
Dla 53 latka będzie to pierwsza drużyna w zawodowej karierze spoza ojczyzny. Do tej pory prowadził trzy duńskie kluby (kolejno: Lyngby BK, Esbjerg fB i Bröndby IF), a także reprezentacje młodzieżowe tego kraju do lat 20, a także 21, dwukrotnie uczestnicząc w fazie grupowej Mistrzostw Europy u21. Frederiksen przepracował w duńskiej ekstraklasie siedem pełnych sezonów, a także dwie kampanie szczebel rozgrywkowy niżej. Już w swoim pierwszym roku prowadzenia Lyngby wprowadził je do Superligi i utrzymał jako beniaminka, ale już w kolejnym sezonie spadł i prowadził klub jeszcze jedną kampanię na zapleczu. Stamtąd odszedł do grającego w elicie Esbjergu, z którym zanotował kolejno piątą i ósmą lokatę. W czterech pierwszych meczach kolejnego sezonu odniósł jednak 3 porażki, co poskutkowało jego odejściem. Niecałe trzy tygodnie później, pod koniec sierpnia 2015 roku został selekcjonerem wspomnianej duńskiej młodzieżówki, gdzie pracował prawie cztery lata. Jego dotychczas ostatnim przystankiem w karierze jest Bröndby, z którym odniósł swój największy sukces. Pierwszy sezon pracy (2019/20) zakończył na czwartym miejscu, ale kolejne rozgrywki to pierwsze od 16 lat Mistrzostwo Danii dla tego klubu. Tytułu nie udało się jednak obronić. Był to ostatni pełny sezon dla Frederiksena, bo w rozgrywkach 2022/2023 został zwolniony po 17 meczach, gdy Bröndby zajmowało 10 miejsce w lidze. Od 14 listopada 2022 roku pozostawał więc bez klubu.
Nie wiemy, w jakim stopniu zatrudnienie Duńczyka było efektem spójnej koncepcji i jak wysoko znajdował się on w hierarchii potencjalnych nowych szkoleniowców, ale zakładając, iż tak było, zachodzi pewna ciągłość w pomyśle Lecha. Nie licząc półrocznego epizodu Mariusza Rumaka – który zgodnie z założeniami miał prowadzić zespół do końca sezonu – „Kolejorz” podtrzymuje tendencję zatrudniania doświadczonego zagranicznego trenera. Tak było przecież w przypadku Johna van den Broma. Choć w zestawieniu z Holendrem Frederiksen nie ma tak wielu sukcesów zagranicą, to należy pamiętać, iż w przeciwieństwie do niego nie prowadził tak wielu klubów z ligowej czołówki. Lech Poznań być może okaże się dla niego klubem z najlepszymi warunkami w skali swojej ligi.
Najpoważniejsze wyzwanie
Słuchając jego pierwszego wywiadu na klubowej stronie, można odnieść wrażenie, iż Duńczyk zdaje sobie z tego sprawę. „Postrzegam to jako kolejny krok w mojej karierze. Wchodzę tutaj odważnie, aby spróbować czegoś nowego” – przyznaje trener. Z tej oraz kilku innych wypowiedzi można wyczytać, iż Frederiksen jest świadomy powagi wyzwania i wysokich oczekiwań, ale jednocześnie jest to dla niego motywujące. Pod koniec rozmowy Duńczyk nakreślił przed sobą trzy najważniejsze zadania czekające na niego przy Bułgarskiej. Najpierw wymienił zdobywanie trofeów, a następnie rozwój drużyny i poszczególnych zawodników. Najważniejsze jednak w kontekście bieżących nastrojów jest to, o czym wspomniał na końcu; o wywołaniu ekscytacji i dostarczeniu euforii kibicom. Może to brzmieć dosyć trywialnie, ale w tym jednym stwierdzeniu zawiera się tak naprawdę cały sens misji zagranicznego szkoleniowca. Frustracja sympatyków „Kolejorza” osiągnęła wręcz historyczny poziom, bo ich zespół spektakularnie roztrwonił niespotykaną wcześniej szanse. Nietrudno zatem się dziwić, iż mało kto widzi perspektywy na udany przyszły sezon i najbliższą przyszłość ukochanego klubu. Z drużyny, która jeszcze dwa lata temu była najlepsza w kraju, a w zeszłej kampanii osiągnęła godny szacunku wynik w Europie, pozostały jedynie wspomnienia. Została całkowicie rozbita, a jej rozpad na przestrzeni ostatnich dziesięciu miesięcy był widoczny gołym okiem. Jasne jest, iż kibice oczekują trofeów, ale prawdopodobnie nikt sympatyzujący z niebieską częścią Poznania da się nabrać na górnolotne hasła. Tutaj po prostu potrzeba działania i udokumentowania swoich słów czynami.
Fani drużyny z Bułgarskiej w minionych rozgrywkach mieli bardzo mało powodów do radości. Frederiksen ma przed sobą naprawdę trudne wyzwanie – musi na nowo przywrócić wiarę wśród kilkudziesięciu, a może choćby kilkuset tysięcy ludzi i dostarczyć im powody do radości. Będzie próbował tego dokonać w warunkach absolutnie nie do pozazdroszczenia. Rzecz jasna cały gniew ogniskuje się na piłkarzach oraz zarządzie. Nastroje są jednak tak napięte, iż Duńczyk choćby drobnym potknięciem na początku, jakąś jedną porażką z niżej notowanym rywalem, może na siebie sprowadzić falę krytyki i wściekłości. Początek będzie dla niego niezwykle trudny; musi mierzyć się z potężną przeszkodą, do której powstania nie przyczynił się w żadnym stopniu.
Wzniecić ogień
Niels Frederiksen ma zamiar zrealizować te zadania poprzez atrakcyjny i ofensywny styl gry. Samo to stwierdzenie nikogo oczywiście nie przekonuje, bo takie deklaracje zweryfikuje boisko. Warto się jednak skupić na szczegółach, by mieć ogląd na to, czego się spodziewać. Słowem klucz w koncepcji gry tego trenera zdaje się intensywność. We wspomnianej już rozmowie z klubowymi mediami wymieniał to sformułowanie dosyć często. Jego zespół ma grać na dużej dynamice i intensywności. Ma go też cechować agresja w grze bez piłki i jak najszybsze jej odzyskiwanie. Reasumując, poznaniacy mają grać bardzo intensywnie w każdej fazie gry, najczęściej jak to tylko możliwe. Duńczyk zdaje sobie też sprawę z tego, iż prawdopodobnie w większości spotkań jego podopieczni będą rywalizować z nisko ustawioną obroną przeciwników i trzeba znaleźć sposób na jej otwarcie. To kolejne istotne zadanie nowego managera, bo właśnie z tak grającymi oponentami Wielkopolanie mieli największe problemy. Wróćmy jednak do głównego przesłania tego akapitu. Wypracowanie takiego preferowanego stylu gry wiąże się ze żmudnym wysiłkiem ze strony szkoleniowca. Wynika to z tego, iż Lech w ostatnich miesiącach pod względem motorycznym wyglądał koszmarnie, a piłkarze snuli się po boisku na tyle ociężale, iż zyskali wśród kibiców na platformie „X” niechlubny przydomek: „syte koty”. Frederiksen chce wzniecić w kibicach przysłowiowy ogień, ale by tak się stało, musi najpierw to uczynić w tej rozbitej fizycznie i mentalnie drużynie.
Obudzić potencjał
Kolejną wzbudzającą liczne pytania kwestią są personalia. Zapowiada się bowiem na to, iż z klubu odejdzie całkiem sporo piłkarzy. Przeprowadzenie kilku transferów jest więc po prostu niezbędne. Również ze względu na to, iż ta kadra po prostu potrzebuje jakościowych wzmocnień. Można mieć jednak wątpliwości co do skuteczności i sprawności tego procesu, bo nie wiemy, czy Frederiksen zdołał poznać realia drużyny i całej ligi na tyle dobrze, by efektywnie uczestniczyć w konstruowaniu składu. Co natomiast z zawodnikami, którzy zostaną w zespole? Znakomita większość jego liderów bardzo mocno zawiodła i to do nich trzeba dotrzeć w pierwszej kolejności. Nie tylko jednak oni dysponują sporym potencjałem. Trener ze Skandynawii mówił dużo o tym, iż lubi pracować z młodymi zawodnikami. Ma zresztą w tym zakresie niebagatelne doświadczenie. Przypomnijmy bowiem, iż przez niemal cztery lata prowadził młodzieżową kadrę Danii. W tym aspekcie Lechici również przecież rozczarowali. Do składu na dłużej nie przebił się żaden nowy zawodnik z akademii, a duży regres zaliczył dobrze prosperujący rok wcześniej Filip Szymczak. Całkowicie nie zawiódł natomiast Filip Marchwiński, bo miał okresy dobrej formy, ale nie potrafił jej ustabilizować w perspektywie całych rozgrywek. Dotychczasowy dorobek Frederiksena może być niezbędny w kwestii rozwoju młodych zawodników, tak aby znowu byli wartością dodaną do pierwszej drużyny. Do tych rozważań podpiąć można Afonso Souse. Portugalczyk został sprowadzony do Poznania dwa lata temu jako wielki talent, ale wciąż nie potrafi uwolnić swoich możliwości.
Podsumowując te rozważania, misja jakiej podejmuje się Niels Frederiksen, jest niezwykle trudna i złożona. Stoi przed nim wiele wyzwań na różnych płaszczyznach. Paradoksalnie pewnego rodzaju ułatwieniem może być brak udziału w europejskich pucharach, bo da więcej czasu w pracę i treningi, ale z drugiej strony może zmniejszyć tolerancję kibiców na straty punktów w lidze. Trudno jednoznacznie określić, w którym kierunku pojedzie niebiesko-biała lokomotywa pod sterami Duńczyka, ale śledzenie jej poczynań będzie niezwykle interesujące. Tym bardziej iż zdaje się on mieć sensowne doświadczenie i kompetencje. Pytanie, czy na tyle, by ponownie wzniecić ogień w kibicach, ale przede wszystkim w zespole?
Igor DZIEDZIC